|
|
|
|
|
|
|
|
"Skarb narodów", którego kontynuacja -
"Skarb narodów: Księga tajemnic" - pojawi się
kinach już 4 stycznia, nieraz był
obwoływany fenomenem. Nawet nieomylnego
producenta Jerry'ego Bruckheimera skala sukcesu nieco
zaskoczyła. Bo to, że film nawiązujący do tajemniczych kart w historii Ameryki podbije Stany
Zjednoczone, nie budziło wątpliwości, ale to, że tak bardzo
spodoba się również w Europie, nie było
wcale pewne.
Powodem tak wielkiego sukcesu (film zarobił w kinach na świecie
ponad 347 milionów dolarów) mogła być, oprócz genialnej obsady,
także genialna atmosfera na planie.
Gwiazdor filmu Nicolas Cage z
Jerrym Bruckheimerem spotkał się wówczas już po raz
czwarty, p "Twierdzy",
"Con Air - locie skazańców" i "60 sekundach".
Nicolas jest
laureatem Oscara i jeśli chce, może zagrać moim zdaniem dosłownie wszystko - mówił
producent. - Może
złamać publiczności serce i rozśmieszyć ją do łez. Dlatego jestem
dumny, że współpraca między nami tak dobrze
się układa. Nic dziwnego, że postarał
się o tę samą ekipę także przy
"Skarbie narodów: Księdze
tajemnic".
Jednak Cage'a do pracy nad obiema częściami
"Skarbu narodów" przyciągnęła jeszcze
jedna, istotna okoliczność, być może nawet ważniejsza od osoby
Bruckheimera. Znam
doskonale reżysera Jona Turteltauba z
czasów, gdy byliśmy nastolatkami. Chodziliśmy
do tej samej szkoły średniej i wspólnie pobieraliśmy lekcje z
wiedzy o teatrze. Szczerze mówiąc, to Jon dostał główną rolę w inscenizacji "Naszego miasta", a nie ja
- śmiał się, snując wspomnienia, aktor. Reżyser zaś tak komentował znajomość z
Cagem: Towarzysko, jeśli chodzi o
gusta i usposobienie, byliśmy swoim
przeciwieństwem. Ja byłem otwarty i pełen zaufania, optymistyczny. Bardzo
lubiłem grać w musicalach. Nic był zamknięty w sobie, mocno zbuntowany. I takim w wielkiej
mierze pozostał. A jednak ta nasza odmienność nas fascynowała i przyciągała, chociaż
czasem drażniliśmy się nawzajem. Nic pozostał taki, jaki był. Ale jego bunt kończy
się zawsze tam, gdzie mógłby skrzywdzić drugą osobę. I, co jest bezcenne wśród
gwiazd, nigdy nie popadł w egotyzm i megalomanię. Przy tym wszystkim jest
dżentelmenem, spokojnym i uprzejmym.
Cage dodawał po namyśle:
Przyjaźniliśmy się,
ale myślę, że zawsze istniał pomiędzy nami mocny element rywalizacji i wynikające z
tego faktu pewne napięcie. Tak było w naszych
szczenięcych latach. Pracując nad
"Skarbem narodów" mocno zbliżyliśmy się do siebie, zrozumieliśmy się lepiej. Teraz
pojawiła się między nami naprawdę silna więź.
Benjamin Franklin Gates (Nicolas Cage), po odkryciu tajemnicy templariuszy, został
najbardziej znanym w USA poszukiwaczem skarbów. Wraz z ojcem, Patrickiem
(Jon Voight), odnajdują teraz osiemnaście zaginionych kart z
dziennika Johna Wilkesa Bootha, zabójcy prezydenta Abrahama Lincolna. Okazuje się, że przodek Gatesów,
Thomas, był jednym z uczestników spisku, w skład którego wchodził też
Booth.
"Skarb narodów: Księga tajemnic" w kinach od
4 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na uroczystej premierze filmu "Ranczo
Wilkowyje", w warszawskim
kinie Cinema City Sadyba, spotkali się w środę
(19 grudnia) niemal
wszyscy twórcy tej najnowszej
polskiej komedii. I choć nastrój był przedświąteczny, reżyser filmu
Wojciech
Adamczyk nie ukrywał nerwów towarzyszących wypuszczaniu "dziecka" w świat.
Gdyby stres generował impuls elektryczny, moim udałoby się
oświetlić całą gminę Mińsk
Mazowiecki, gdzie kręciliśmy film - powiedział do zgromadzonych gości.
Stres wynagrodziły mu chyba gromkie brawa, które zebrał film po
projekcji. Publiczność udała się na popremierowy bankiet w
wyśmienitych humorach. I choć wydawałoby się, że teraz o
"Ranczu Wilkowyje" wiemy już naprawdę wszystko, gdy się
dobrze zastanowić, brakuje jednak odpowiedzi na pytanie podstawowe, ba! Tytułowe.
Skąd właściwie wzięły się te
"Wilkowyje"? I tu z pomocą spieszą scenarzyści -
Robert
Brutter oraz Jerzy
Niemczuk.
Ten pierwszy wyjaśnia: Nazwę "Wilkowyje" wieś z "Rancza" pożyczyła od małej
wioski, leżącej między Wilgą a
Garwolinem, choć prawdziwa wieś ma na końcu
"a", nie "e". Jechałem kiedyś do Garwolina i nazwa wsi na drogowskazie mnie
zauroczyła, bo świetnie oddaje krańcową peryferyjność. A właśnie o taką wieś
nam chodziło! Taką, w której, jak mówi porzekadło, wrony zawracają, bo dalej
nie ma gdzie lecieć. Później dowiedziałem się, że dzielnica w Tychach też tak
się nazywa, ale wcześniej nie miałem o tym pojęcia. Człowiek
uczy się całe życie.
Jerzy Niemczuk dodaje: Wilkowyje, jedna z najbardziej znanych gmin w Polsce, leży na
wschód od Radzynia podlaskiego, niedaleko granicy z Białorusią, czyli na kresach
dzisiejszej Rzeczpospolitej. Próżno wszakże szukać Wilkowyj na mapie, bo jest to
gmina mityczna. Nazwa wskazuje na faunę tych okolic, choć w dzisiejszych
Wilkowyjach trudno spotkać wilka, zdarza się natomiast, że człowiek człowiekowi bywa tu wilkiem.
Aby sprawdzić, co słychać u ulubionych bohaterów, z pewnością zjawią się w kinach
nie tylko mieszkańcy podgarwolińskiej Wilkowyi oraz tyskich
Wilkowyj, ale i innych
"rancz" z całej Polski. Warto, bo dziać się będzie
sporo: Lucy (Ilona Ostrowska) i Kusy
(Paweł Królikowski) będą musieli stawić czoło niespodziewanemu gościowi -
Louisowi (Radosław Pazura), z którym, jak się okaże, dziewczynę wciąż wiąże dość
istotny akt prawny. Wójt i Pleban
(Cezary Żak) z jeszcze większym zapamiętaniem będą
sobie robić na przekór, a wszystko okrasi wizyta
Czerepacha (Artur Barciś) w roli
kontrolera z Izby Obrachunkowej. Strach się bać!
Film "Ranczo Wilkowyje" na ekranach kin już od
26 grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Kinowy początek roku to prawdziwa przygodowa bomba! Do
premiery szykuje się bowiem legendarny producent
Jerry Bruckheimer z kontynuacją swojego wielkiego hitu sprzed
czterech lat - "Skarb narodów: Księga
tajemnic".
Ten największy producent Hollywood nie ukrywa zadowolenia z
faktu, że jemu pierwszemu udało się w końcu namówić
Nicolasa Cage'a do zagrania w
sequelu. Zwłaszcza, że gwiazdor
niejednokrotnie podkreślał: Pomysł, by się powtarzać, nigdy
nie wydawał mi się atrakcyjny. Jednak po przeczytaniu scenariusza
Cage szybko zmienił zdanie:
Gwarantował, że mamy do czynienia z
nową przygodą, całkiem inną historią. Poza tym, przypomniałem
sobie to, co kiedyś powiedział Martin
Sheen. Liczy
się, czy lubisz ludzi, z którymi pracujesz oraz czy lubisz miejsca, w których
kręcisz. Zgadzam się z nim! A nasz zespół był
naprawdę zgrany i doskonale nam się
pracowało podczas kręcenia pierwszego filmu.
O pomyśle na "Księgę tajemnic" Bruckheimer mówił tak:
Zagadka musi być bardziej
zaskakująca i skomplikowana, a efekty widowiskowe bardziej efektowne. Ekipa powinna
zostać ta sama. Byłem dumny, że Cage i Jon Voight powrócili na plan. Po raz pierwszy
pojawili się na planie sequela! - podkreślał. -
Bardzo cieszyłem się, że do
kluczowych nowych ról udało się pozyskać aktorów tej klasy, co Helen Mirren oraz Ed
Harris. A nie było to takie łatwe. Producent
Mike Stenson opowiadał, że wcale nie
był pewny, czy Helen Mirren nie odrzuci roli, ponieważ
tak się złożyło, iż stateczną propozycję złożono jej w tydzień po tym, jak dostała Oscara za "Królową".
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby - zarzucona propozycjami - tę akurat odrzuciła.
Tak się jednak nie stało. Widziałam pierwszą część filmu i wydała mi się naprawdę
zabawna - mówiła aktorka. -
Odwoływała się do historii w pełen dowcipu sposób.
Zaś Ed Harris, odtwórca roli
Wilkinsona, wspominał, że pierwszy film oglądał w
towarzystwie żony i córki i był
serdecznie ubawiony. Ale być może najważniejsze w
decyzji o przyjęciu roli było to, że wielu członków ekipy znał osobiście i po prostu
ich lubił. Tak mówił o swym występie:
Znam Jona Turteltauba z festiwalu w Sundance i
cenię go, z Nikiem pracowaliśmy razem przy "Twierdzy", którą, jak wiadomo,
produkował Jerry, a z Diane
potkaliśmy się na planie "Kopii mistrza" na Węgrzech.
Zdaje się więc, że na planie panowała iście rodzinna atmosfera!
Benjamin Franklin Gates (Nicolas
Cage), po odkryciu tajemnicy templariuszy, został
najbardziej znanym w USA poszukiwaczem skarbów, choć sam woli określenie "obrońca
skarbów". Tym razem z ojcem, Patrickiem
(Jon Voight), profesorem uniwersytetu,
odnajdują osiemnaście zaginionych kart z dziennika Johna Wilkesa
Bootha, zabójcy prezydenta Abrahama Lincolna. Okazuje się też, że przodek Gatesów,
Thomas, był
jednym z uczestników spisku, w którym brał udział
Booth. Przyjaciel Bena, techniczny
geniusz Riley (Justin Bartha) oraz
piękna archiwistka i była dziewczyna młodszego z
Gatesów, doktor Abigail Chase (Diane
Kruger), wezmą udział w wielkim polowaniu na
tajemniczą księgę. Trafią do Waszyngtonu, Londynu, Paryża. Ben wezwie też na pomoc
swą groźną matkę (Helen
Mirren), profesor lingwistyki, czym Gates senior będzie
mocno skonsternowany, ponieważ nie rozmawiali ze sobą od trzydziestu dwóch lat.
Handlarz antykami Mitch Wilkinson
(Ed Harris), człowiek o złej reputacji, który
zwrócił uwagę Bena na dziennik
Bootha, również ma własne rodzinne sekrety i
niezbyt szlachetne cele, które chce realizować bez względu na wszystko.
"Skarb narodów: Księga tajemnic" w kinach od
4 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wielką radość Arturowi Barcisiowi sprawiła rola w filmie
"Ranczo Wilkowyje", który w
kinach pojawi się już 26
grudnia.
Co tak ucieszyło aktora? Czy to, że znów mógł pracować ze swoim
bliskim kolegą Cezarym Żakiem?
Z Czarkiem Żakiem, od czasu jak
graliśmy razem w serialu "Miodowe
lata", bardzo dobrze się znamy i
lubimy - opowiada aktor. - To oczywiście ułatwia
pracę, na planie porozumiewamy się niemal bez słów. Ale dzięki takiemu pełnemu
zrozumieniu jesteśmy także wobec siebie bardziej wymagający, co -
mam nadzieję - przekłada się na jakość filmu. Jednak to nie wspólna
praca była dla aktora największym szczęściem. Wobec tego może
świetny scenariusz? Barciś wspomina:
Historia opowiedziana w
filmie "Ranczo Wilkowyje" jest - w porównaniu z serialem -
zamkniętą całością. Już kiedy czytałem scenariusz, świetnie się bawiłem. Bo przecież
humor "Rancza" to humor mądry, wysokiej próby. Ale, jak się okazuje, to też nie to!
Co w takim razie mogło uszczęśliwić tak
doświadczonego aktora, jak Artur Barciś?
Aktor zdradza: Mój bohater Czerepach przybywa do Wilkowyj z
mściwą misją zniszczenia Wójta (Cezary Żak). Pojawia się w roli kontrolera z Izby Obrachunkowej, a ponieważ
doskonale wie o różnych ciemnych interesach Wójta, ma zamiar przeprowadzić dogłębną
inspekcję antykorupcyjną, wpędzając Wójta w skrajną desperację. - I dodaje:
To jeden z ważniejszych wątków, który
kończy się zaskakującym rozstrzygnięciem. Pierwszy raz
gram postać negatywną, z czego bardzo się cieszę.
Zmiana charakteru bohatera to dla
aktora rzecz ze wszech miar korzystna.
"Ranczo Wilkowyje" w kinach od
26 grudnia, a w nim - obok na wskroś negatywnego
inspektora - także i pozytywne postaci. Bo przecież jest miłość Lucy
(Ilona Ostrowska) i Kusego
(Paweł Królikowski), wieczne kłótnie
Wójta i jego brata bliźniaka Plebana
(Cezary Żak) oraz snująca marzenia o lepszym jutrze ławeczka
wioskowych mędrców (m.in. Piotr Pręgowski).
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Każdy szanujący się przebój kinowy powinien mieć swój wątek miłosny, komediowy i
nierozwiązaną zagadkę, jednak naprawdę
ciężko wyobrazić sobie przyzwoitą historię
bez dobrego pościgu!
"Ranczo Wilkowyje", jak przystało na dużą produkcję, te warunki spełnia w 100% -
jest miłość Lucy (Ilona
Ostrowska) i Kusego (Paweł Królikowski), jest przezabawny
duet Wójt - Pleban (w obu rolach
Cezary Żak), tajemnicę zapewnia zaś pojawiający się
znienacka mąż Lucy - Louis (Radosław
Pazura). Ale z prawdziwym pościgiem w tej
umiejscowionej na głębokiej prowincji historii mógł
być nie lada problem. Choć budżet filmu przekroczył trzy i pół
miliona złotych, trzeba było chwilę pogłówkować,
by pościg płynnie wpisał się w fabułę filmu. I właśnie tak powstała najbardziej
spektakularna scena - brawurowy rajd... furmankami.
Pościgi samochodowe są
specjalnością Amerykanów. W Wilkowyjach samochody nie rozwijają imponujących
prędkości, natomiast jest sporo koni, które nie mają zbyt
wiele do roboty; zdecydowaliśmy się zatem na furmanki
- ujawnia kulisy powstania sceny scenarzysta
Jerzy Niemczuk.
W pościgu, wzorowanym na "Blues Brothers" i "Konwoju", wzięło udział kilkadziesiąt
koni, furmanek oraz kaskaderów. Drugi scenarzysta,
Robert Brutter, wspomina:
Scena, a właściwie sekwencja scen, zwana roboczo
"wyścigiem rydwanów", powstała, bo
producent Maciek Strzembosz marzył o wielkiej scenie epickiej - zdradza
autor. - A
ponieważ lubimy Maćka, to postanowiliśmy spełnić jego chłopięce marzenie. Czemu nie?
Szczegółowy
przebieg samego pościgu wymyślił i opracował reżyser, Wojtek
Adamczyk, bo siłą rzeczy na dialogi tam miejsca
nie było, jedynie na reżyserską wizję. My
napisaliśmy tylko, jak się zaczyna i kiedy oraz dlaczego się kończy. Do
sceny trzeba było jeszcze aktorów. "Casting" do rajdu furmankami był równie nietypowy, jak cała
produkcja. Opowiada Brutter:
Trwa odpust w
Jeruzalu, na który miejscowy, bardzo miły
zresztą, proboszcz zaprosił całą
ekipę. Stoimy na podeście - i nagle w tłumie
tysiąca lub więcej osób, które nas otaczają, widzę kobietę w
profesjonalnym jeździeckim stroju, w toczku i tak dalej, siedzącą na pięknej, białej klaczy. Tak
sobie stoją w tłumie i obie na nas patrzą, i kobieta i klacz, jakby z innego wymiaru
je przeniosło. Aż oczy przetarłem -
kontynuuje scenarzysta. - Pociągnąłem za rękaw
producenta Pawła Mantorskiego, on też oczy przetarł i rzucił
się w tłum. Pięć minut później klacz już była umówiona na zdjęcia. I ta biała klacz w pościgu gra rolę,
rzec można, wiodącą.
Lucy (Ilona Ostrowska) i Kusy
(Paweł Królikowski) są wciąż jeszcze w sobie głęboko
zakochani. Jeszcze, bo sielankę przerywa niespodziewane przybycie z Ameryki męża
Lucy - Louisa (Radosław
Pazura). I tu zaczynają się problemy, na dodatek skutecznie
podsycane przez Czerepacha (Artur Barciś), w roli kontrolera z Izby
Obrachunkowej oraz ciągnący się w nieskończoność spór Wójta i Plebana.
"Ranczo Wilkowyje" w kinach od
26 grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Od 18 stycznia na ekranach polskich kin królować będzie baśń: z prawdziwą
księżniczką, smokiem, czarami i najprawdziwszym... nowojorskim prawnikiem.
Swoją premierę będzie miała bowiem najnowsza produkcja studia Disneya -
"Zaczarowana" z Susan Sarandon i
Patrickiem Dempseyem w rolach głównych.
Ten ostatni znalazł się niedawno na drugim miejscu (tuż za Mattem
Damonem) listy najseksowniejszych mężczyzn świata prestiżowego magazynu
"People". Teraz obiekt westchnień kobiet na całym świecie wciela się we wspomnianego
już, niezwykle cynicznego prawnika specjalizującego się w rozwodach. Jego
świat w przedziwny sposób skrzyżuje się ze światem autentycznej księżniczki
z bajki - Giselle (Amy Adams). I tak na ulice Nowego Jorku wkroczą piosenki,
taniec i animacja rodem z najlepszych disnejowskich produkcji.
"Zaczarowana" księżniczka oczarowała nie tylko przystojnego
Patricka Dempseya, ale i widzów. Już drugi tydzień film zajmuje pierwsze miejsce w
amerykańskim box-office. Od premiery przyniósł ponad 70 milionów dolarów
wpływów.
Dempsey, który przeżywa właśnie swój wielki powrót na mały (superprzebojowi
"Chirurdzy") i duży ekran ("Wolność słowa"), opowiada o wyzwaniach, jakie
postawił przed nim ten specyficzny projekt:
Muszę od razu
wyjaśnić, że w filmie nie śpiewam i, szczerze mówiąc, jest to bardzo słuszne posunięcie!
Naprawdę nie chcielibyście tego usłyszeć. Giselle natomiast jest animowaną
księżniczką, śpiewa więc w najmniej odpowiednich
momentach - zdradza aktor, nie ukrywając rozbawienia. -
A ponieważ mój bohater to nowojorczyk, więc
uważa, że ona jest nienormalna i jest jej zachowaniem nieco zażenowany. No i
nie śpiewa, ale za to tańczy! To była
moja ulubiona część pracy nad filmem -
przyznaje jeszcze Dempsey. -
Uwielbiałem pracę z choreografem nad
scenami tanecznymi, wzorowaliśmy się na takich filmach, jak choćby "Moulin Rouge".
Dempsey w tańcu? Teraz aktor z pewnością przebije nawet Matta Damona i to
już nie tylko za sprawą fanek-mam, ale i ich zauroczonych córek. Aktor
kokieteryjnie nie dowierza, że ktokolwiek mógłby go uznać za
symbol seksu: Jest grupa osób, które pracują nad moimi włosami, makijażem i w ogóle
trzymają mnie w kupie (śmiech).
To image zaprojektowany przez scenarzystów,
wygląd postaci, którą gram, a nie ja sam. Są dni, kiedy
pojawiam się z resztkami szpinaku między zębami, jak każdy.
Książę ze szpinakiem w zębach?
To trzeba zobaczyć!
"Zaczarowana" w kinach od 18 stycznia 2008 roku.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj (środa, 21 listopada), w warszawskim kinie Cinema City
Mokotów, zaprezentowano zwiastun
"Rancza Wilkowyje". Film
będzie miał premierę w drugi dzień
świąt Bożego Narodzenia - 26
grudnia.
Na konferencji zjawili się niemal wszyscy twórcy filmu, będący
zarazem twórcami uwielbianego przez widzów serialu, a więc
aktorzy - Ilona Ostrowska (Lucy),
Cezary Żak (Wójt/Pleban),
Paweł Królikowski (Kusy),
Artur Barciś (Czerepach); reżyser -
Wojciech Adamczyk; producent -
Maciej Strzembosz; kompozytorzy -
Krzesimir Dębski i Radomir Dębski. Po raz pierwszy zaś w
"ranczowym" teamie dziennikarze ujrzeli
Radosława Pazurę.
Goście konferencji zgodnie przyznali, że już zwiastun wyraźnie pokazuje, iż film,
mimo że oparty na serialowych bohaterach, przynosi zupełnie nową jakość i nowe
wątki. Potwierdzał to jeszcze w czasie zdjęć producent
Maciej Strzembosz: Film
fabularny to zupełnie inna historia. Nie pojawią się w nim żadne sceny z nakręconego
wcześniej serialu. Wskazywał na to także reżyser w wypowiedzi dla miesięcznika
"Film": Nasz film to nie zlepek
scen z popularnego serialu. Chcemy opowiedzieć
zupełnie nową historię. Mam nadzieję, że widzowie "Rancza"
będą się chcieli spotkać z tymi samymi bohaterami na dużym ekranie.
Atmosfera konferencji była bardzo serio do momentu, gdy filmowy Kusy,
Paweł Królikowski, nie zauważył:
Producent i reżyser nadali tak poważny ton temu
spotkaniu, jakby skonstruowali bombę atomową. A to po
prostu bardzo sympatyczny film! Moim zdaniem, mamy do czynienia z wartościową komedią, podkreślam -
komedią, nie wstydźmy się tego określenia. Bo czymś najpiękniejszym w świecie jest robić coś,
co sprawia radość innym - przekonywał. -
Nie wstydźmy się wiec prawdziwych komedii,
bo one dają nam chęć do życia i
uśmiech. To nie jest zresztą "komedia romantyczna",
czyli: ani śmieszna, ani romantyczna. To po prostu
komedia. Dobrze zrealizowana, świetna komedia.
Na pytania dotyczące nietypowej daty premiery
"Rancza Wilkowyje" Maciej Strzembosz
odpowiedział, że to moment, kiedy wszyscy mają więcej czasu. Wyraził też nadzieję,
że właśnie ta data wejdzie na stałe do
obyczajów kin w przypadku premier polskich
filmów. Tym samym uda nam się może przyjąć godne naśladowania
amerykańskie i francuskie wzorce.
Film "Ranczo Wilkowyje" opowiada utkaną na kanwie losów bohaterów serialu
telewizyjnej Jedynki historię miłosno- awanturniczą, przepełnioną oczywiście
śmiechem i gagami nawiązującymi do najlepszych tradycji
kultowych komedii Sylwestra Chęcińskiego. Lucy
(Ilona Ostrowska) i Kusy
(Paweł Królikowski) cieszą się swoim
szczęściem - sielanka nie trwa jednak długo. W Wilkowyjach pojawia się bowiem
znienacka mąż dziewczyny, który oznajmia, że ich rozwód nie został sfinalizowany. Na
drugim planie trwa w najlepsze niekończący się spór
Wójta (Cezary Żak) i Plebana
(...Cezary Żak), a temu wszystkiemu przygląda się niezastąpiona ławeczka i jej
mędrcy.
"Ranczo Wilkowyje" w kinach od
26 grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już w najbliższy piątek (23
listopada) w kinach pojawi się komedia
w iście brytyjskim stylu: "Zgon na
pogrzebie". Choć z pochodzenia
Amerykanin, reżyser Frank Oz ("Żony ze Stepford") postanowił w
swoim nowym filmie nawiązać do najlepszych
wyspiarskich tradycji naigrywania się z bardzo poważnych spraw. Anglicy przez lata
twórczo i niezwykle pomysłowo rozwijali tę tradycję. Osiągnęli
niewątpliwie szczyt maestrii w mieszaniu farsy z czarnym humorem
tak, by efekt był wręcz wysublimowany i
elegancki. Wystarczy wspomnieć klasyczne komedie: "Jak zabić starszą panią" z 1955
roku czy "Szlachectwo zobowiązuje" z 1949. Właśnie do tej grupy
doszlusowuje czerpiący garściami z tych wzorców
"Zgon na pogrzebie", zręcznie łączący farsę,
satyrę i elementy analizy psychologicznej - co Anglicy z powodzeniem czynili od lat.
Hollywoodzka fabryka snów "od zawsze" zresztą wykorzystywała i przetwarzała
kontynentalne odkrycia. Niedoścignionym przykładem pod tym względem pozostała
adaptacja znanej sztuki teatralnej "Arszenik i stare
koronki" Franka Capry, żeglująca w stronę czystego absurdu. Ale
"Zgon." to nie tylko solidna dawka
rozrywki, to również kawał poważnej sztuki filmowej. Wszyscy aktorzy spotkali się
już dwa tygodnie przed zdjęciami podczas
serii intensywnych prób. Szlifowali
interpretację, ale zastanawiali się też nad relacjami między postaciami.
Zdjęcia trwały siedem tygodni; kręcono je w Londynie i okolicach, głównie w słynnych
studiach Ealing, gdzie powstawały klasyczne komedie: "Szlachectwo zobowiązuje",
"Szajka z Lawendowego Wzgórza" czy "Paszport
do Pimlico". Producent filmu
Share Stallings mówił:
Najbardziej pokochaliśmy w tym scenariuszu
to, że ma on tradycyjny klimat. Użyto tu wielu chwytów jak z "Arszeniku i starych
koronek" czy "Jak zabić starszą panią". Nie
zostały jednak mechanicznie powtórzone,
lecz przefiltrowane przez wrażliwość młodego autora, Deana
Craiga. Początkowo zresztą scenarzysta nie myślał o komediowym ujęciu tematu, lecz raczej o
psychologicznym studium rodzinnym. Z czasem pojawiało się jednak coraz więcej
elementów humorystycznych. Duże znaczenie miały też
doświadczenia zebrane przez scenarzystę podczas pewnego pogrzebu.
To był pogrzeb mojego dziadka, który
miał miejsce kilka lat temu - wspominał
Dean Craig. - Kilka wydarzeń z tej smutnej dla
mnie ceremonii skłoniło mnie do tego, by zacząć myśleć o pogrzebie jako scenerii dla
"czarnej" komedii. W czasie pogrzebu jesteśmy tak
bardzo skoncentrowani na śmierci,
że prawem paradoksu zaczynamy mocniej myśleć o życiu. To znana
psychologiczna prawidłowość. Podlegają jej moi bohaterowie, w gwałtowny sposób usiłujący rozwikłać
swoje problemy.
W filmie zobaczymy plejadę brytyjskich aktorów komediowych:
Ewena Brennera ("Trainspotting"),
Krisa Marshalla ("To właśnie miłość"),
Ruperta Gravesa ("Pokój z
widokiem"), Petera Vaughana ("Okruchy dnia") oraz
Matthew Macfadyena ("Duma i
uprzedzenie"). Tego ostatniego w roli głównego bohatera - Daniela. To właśnie
ten nieszczęśnik musi opanować kataklizm rozpętany podczas pogrzebu jego własnego ojca.
Boki zrywać, choć w klimacie raczej halloweenowym!
"Zgon na pogrzebie" w kinach od
23 listopada.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jeszcze jedna dobra wiadomość dla fanów
"Rancza Wilkowyje".
Uwielbiany przez widzów Cezary Żak, jako Wójt i Pleban zarazem,
trafi na ekrany kin jeszcze wcześniej -
drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia, a więc
26 grudnia! Ulubieniec widzów, nim
zagrał w filmie, dał się poznać w kultowym serialu "Klan" i od razu zyskał
wiernych fanów. Kolejne telewizyjne role - od dobrodusznych
wesołków we wspomnianym już "Klanie" oraz "Miodowych latach",
po skomplikowane, mocniejsze kreacje, jak w
"Tajemnicy Twierdzy Szyfrów" - tylko potwierdziły jego wielki talent. Jednak
największą miłość widzów wzbudziła wymagająca, podwójna rola Wójta i
Plebana w serialu "Ranczo". Teraz, dzięki
"Ranczu Wilkowyje",
Żak zadebiutuje w głównej roli w
filmie kinowym.
Kiedy myślałem nad tą postacią, przyszedł mi do głowy mój stryj, nieżyjący już,
niestety - zdradza aktor. -
Doskonale pamiętam go z dzieciństwa. Był sołtysem na
wsi, mocnym mężczyzną i uczciwym człowiekiem. Mój
Wójt, co prawda, jest na bakier z
prawem, ale wiele cech dałem mu właśnie z postaci stryja. Natomiast drugie
moje wcielenie, ksiądz - dodaje
Żak - żyje sobie w miarę spokojnie na plebanii. Wcześniej
miał naukowe ambicje, ale biskup zesłał go do Wilkowyj i on chyba już się z tym
pogodził. Zresztą nie może narzekać, żyje tu sobie jak u
Pana Boga za piecem.
Żak przyznaje, że tak ciekawe postaci, wykraczające poza farsowe schematy, miał
szansę stworzyć dzięki talentowi scenarzystów. Wielkim atutem filmu jest też humor.
Myślę, że będzie widać, że ta komedia nie jest na
siłę "uśmieszniana", czyli - jak
to się mówi - "przewalona". Chodzi o żartobliwe pokazanie wiejskiej,
małomiasteczkowej społeczności. To moja pierwsza główna rola na dużym ekranie. Mam
nadzieję, że będzie to naprawdę przyzwoita polska komedia, jakiej sam dawno nie
oglądałem. W przypadku "Rancza Wilkowyje", już
na etapie scenariusza wiedziałem, że
ten film ma potencjał i że będzie tu co grać. A cóż może aktora bardziej
cieszyć? Z pewnością nie tylko aktora, ale i miliony fanów "Rancza".
Zakochani Lucy (Ilona
Ostrowska) i Kusy (Paweł Królikowski) muszą stawić czoło
niespodziewanym przeciwnościom losu: przybyciu z Ameryki męża Lucy, Louisa
(Radosław Pazura). Okazuje się, że ich rozwód nie
został do końca przeprowadzony. Louis
pragnie odzyskać uczucia żony i namówić ją do powrotu do USA. Kusy
usuwa się w cień, jednak z czasem zaczyna podejrzewać Louisa o niezbyt czyste zamiary. Tymczasem w
Wilkowyjach pojawia się Czerepach
(Artur Barciś), w roli kontrolera z Izby
Obrachunkowej. A że sam uczestniczył we wszystkich przekrętach, kontrolowanie idzie
mu dość łatwo. Zdesperowany Wójt
(Cezary Żak) knuje przeciwko swemu odwiecznemu
wrogowi.
"Ranczo Wilkowyje" w kinach od
26 grudnia
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wszyscy pamiętamy kultową komedię romantyczną "Cztery wesela i pogrzeb". Hugh Grant
i Andie MacDowell, scenariusz mistrza gatunku - Richarda Curtisa, pogoń za miłością
i brytyjski humor. Od 23 listopada na ekranach
kin prawdziwa gratka dla fanów tamtego filmu!
"Zgon na pogrzebie" to wypisz wymaluj "Cztery wesela." tylko.
zupełnie na odwrót! Nie cztery wesela, a jedno (i to bliskie odwołania) oraz jeden
wprawdzie pogrzeb, ale za to jaki! Trzęsienie ziemi przy nim to małe piwo. Już na
początku w trumnie leży niewłaściwy denat, potem jest tylko
gorzej. Czuć tu rękę mistrza porównywalnego z Curtisem, za reżyserię wziął się bowiem
Frank Oz. To on był w stanie zmusić do zagrania w nie swoim filmie Woody'ego Allena
("Parszywe dranie"), czy stać się głosem Miss
Piggi z "Muppetów".
Oz, by jego czarna "romantyczna" komedia była jeszcze bardziej zabawna, postanowił
zatrudnić pierwszą ligę brytyjskich komediantów.
Potrzebowaliśmy doskonałych aktorów
- podkreśla reżyser. - Rzecz w tym, że nie
mogli być doskonałymi każdy z osobna, ale
musieli stworzyć zespół. Głównego bohatera, Daniela, można było
zagrać tylko z maksymalną szczerością i uczciwością. Znajduje się on w sercu opowieści, jego postać
rzutuje na innych bohaterów. Reżyser uznał, że
Matthew Mcfadyen (Pan Darcy w "Dumie
i uprzedzeniu") będzie idealny do
wykonania tego, tylko na pozór łatwego, zadania.
Ta postać i, co za tym idzie, ten kluczowy aktor niejako
narzuca ton filmowi. Jestem głęboko przekonany, że jeśliby był zbyt rubaszny, cała obsada podążyłaby
podobną drogą. Ale Matthew nie zawiódł mnie. Wykazał się prostotą i subtelnością środków
wyrazu, jakiej potrzebowałem.
Aktor podkreślał, że zarówno on, jak i pozostali członkowie obsady założyli sobie,
że będą trzymać się realistycznego stylu gry. W ten sposób, w zderzeniu z coraz
dziwaczniejszymi wydarzeniami, komiczny efekt
ulegał konsekwentnemu pogłębianiu i
wzmacnianiu. Moim zdaniem, każda rola tutaj to strzał w dziesiątkę. Udało
się nam uchwycić właściwy ton. Podczas pracy, a także patrząc na grę kolegów, nieraz
dławiłem się od tłumionego chichotu. I nie dotyczyło to tylko mnie - wyznał
wykonawca roli Daniela.
A kolegów z planu miał Mcfadyen nietuzinkowych. Seniora rodu, wielce hałaśliwego
wujka Alfiego, zagrał weteran brytyjskiego kina i sceny
Peter Vaughn
("Okruchy dnia", "Brazil"). W Justina - jednego z bardziej
kłopotliwych gości pogrzebu, wcielił się Szkot
Ewen Bremner (Spud z "Trainspotting"). W niewątpliwie
najzabawniejszej roli - Troy'a, wystąpił niezwykle popularny aktor komediowy
Kris Marshall, pamiętny Colin z "To właśnie miłość". Dodajmy, że to właśnie przez niego
goły facet na dachu zakłóci powagę pochówku. Zanosi się
na naprawdę niezły kawał komedii!
"Zgon na pogrzebie" w kinach od
23 listopada.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Plakat do kinowej odsłony niezwykle popularnego serialu
"Ranczo" ma dziś (poniedziałek, 12 XI) swoją medialną premierę! Afisz
zaprojektowany przez Szymona
Zarembę i Piotra Lipeckiego
trafi najpierw do kin, a już w grudniu pojawi się na
ulicach polskich miast. To teraz. Do premiery filmu zostało jeszcze trochę czasu.
"Ranczo Wilkowyje" zadebiutuje bowiem na ekranach zaraz po świętach
Bożego Narodzenia - 28
grudnia. Do tej chwili na fanów
Lucy, Kusego oraz Wójta i Plebana
na szczęście czeka jeszcze wiele niespodzianek!
Tak jak w serialu (i na plakacie) - w filmie pełnometrażowym kluczowymi postaciami pozostaną oczywiście Wójt i jego brat,
Ksiądz. Tak Cezary Żak
podsumowuje swą długą już pracę nad tą
rolą: Gram braci bliźniaków, którzy
niekoniecznie się lubią. Kiedy się dowiedziałem, że chodzi o rolę bliźniaków
pomyślałem, że ciekawiej będzie, jeśli będą się od siebie różnić, i
charakterologicznie, i fizycznie. Stąd pomysł,
aby Wójt nosił wąsy i był ogorzałym, mocno stąpającym po ziemi facetem. Ksiądz jest delikatniejszy. I chyba
ten pomysł na różnice między bliźniakami nam się sprawdził. Wójt trzęsie całą
wsią. To jest taki wiejski baron - podsumowuje aktor.
Sielankę pary zakochanych: Lucy (Ilona Ostrowska) i Kusego (Paweł Królikowski)
przerywa niespodziewane przybycie z Ameryki męża Lucy, Louisa
(Radosław Pazura). Okazuje się, że ich rozwód nie został do końca
przeprowadzony. Louis pragnie odzyskać uczucia żony i namówić ją do powrotu do USA. Kusy usuwa się w cień,
jednak z czasem zaczyna podejrzewać Louisa o niezbyt czyste zamiary. Tymczasem w
Wilkowyjach zjawia się Czerepach
(Artur Barciś), w roli kontrolera z Izby
Obrachunkowej. Ponieważ sam uczestniczył we wszystkich
przekrętach, kontrolowanie idzie mu łatwo. Zdesperowany Wójt
(Cezary Żak), wraz z przedsiębiorcą
Więcławskim (Grzegorz Wons), który od lat wygrywał wszelkie przetargi w gminie, knuje
przeciwko swemu odwiecznemu wrogowi.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Frank Oz - reżyser, aktor, scenarzysta, ale może przede wszystkim współtwórca
najzabawniejszych marionetek wszechczasów:
Muppetów - znów staje za kamerą. Głos
Panny Piggi, misia Fozzie, a także Yody z "Gwiezdnych wojen" przysłużył się
światowej kinematografii kilkoma wybitnymi komediami, jak m.in. "Parszywe
dranie" z Woodym Allenem w roli głównej czy "Żony ze Stepford" ze
świetną Nicole Kidman. Teraz przyszedł czas na realizację
interesującego projektu autorstwa młodego brytyjskiego
scenarzysty, Deana Craiga -
"Zgon na pogrzebie". Tekst ten wręcz
porwał Oza, który właśnie poszukiwał tematu na nową komedię.
Reżyser twierdził, że czytając co i rusz
wybuchał głośnym, niepowstrzymanym śmiechem.
Nie chciało mi się wierzyć, że autor
jest taki młody - opowiadał twórca filmu. -
Tekst jest bowiem
napisany z biegłością wytrawnego speca. Jego struktura, choć oparta na klasycznej farsie, pełna jest
świeżości, młodzieńczego humoru i naprawdę nieoczekiwanych rozwiązań. Wobec czego po
prostu nie mogłem powiedzieć nie.
Tak doszło do międzypokoleniowej współpracy mistrzów brytyjskiej komedii.
"Zgon na pogrzebie" okazał się nie
tylko przebojem kinowym; zyskał także wielkie uznanie
krytyki. Tuzy amerykańskiej i brytyjskiej opiniotwórczej
prasy chwaliły film, wskazując na nawiązania do tradycji Studia Ealing i porównując go do twórczości
Roberta Altmana - nie zapominając jednak o tym, że "Zgon." to po prostu świetna
czarna komedia z niezwykle zabawnymi postaciami i gagami.
Sukces filmu to zapewne wynik stylu pracy
Oza. Reżyser mówił: Nauczył mnie tego Jim
Henson, z którym, jak wiadomo, nieraz współpracowałem. Nie możesz kazać ludziom się
zamknąć, musisz dać im rozkwitnąć. Wtedy
powstaje dobra komedia. Starałem się
stosować do tej zasady i mam nadzieję, że mi się udało. Wygląda na to,
że "metoda Oza" i tym razem poskutkowała. Film zdobył nagrodę publiczności na festiwalu
amerykańskich filmów komediowych w Aspen, a co ważniejsze, taką samą nagrodę na
prestiżowym festiwalu w Locarno.
Ojciec Daniela (Matthew
Macfadyen) umiera i cała rodzina spotyka się na pogrzebie.
Od momentu wniesienia przez grabarzy trumny z ciałem zaczyna się droga przez mękę.
Daniel próbuje uratować powagę uroczystości,
ale im bardziej się stara, tym gorzej
mu to wychodzi. Dziwaczni goście, kuzyn przypadkowo zażywający LSD, co
najmniej krępujące rodzinne tajemnice i golas na dachu - czy Daniel wytrzyma to nerwowo i czy
jego ojciec dotrze do miejsca jakże zasłużonego, wiecznego odpoczynku?
"Zgon na pogrzebie" w kinach od
23 listopada.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jesienną porą,
23 listopada, w kinach zrobi się śmieszno-strasznie. Na
ekranach zadebiutuje bowiem zwariowana czarna komedia mistrza gatunku,
Franka Oza ("Żony ze
Stepford") - "Zgon na
pogrzebie". Już sam tytuł
sugeruje, że to obraz niepokorny, po
brzegi wypełniony brytyjskim humorem,
bezlitośnie kpiący z delikatnych sfer życia i.
śmierci. Jak to u Anglików!
Bohaterowie są tu doprawdy ekscentryczni. Od unieruchomionego na wózku, lecz
irytującego za dwóch wuja (Peter
Vaughn), przez produkującego w
domowym laboratorium środki psychoaktywne studenta
(Kris Marshall), po światowej sławy prozaika, który
jednak groszem nie śmierdzi (Rupert
Graves). W rolę najbardziej tajemniczą -
przybysza Petera, który zna naprawdę brudne rodzinne sekrety i nie cofnie się przed
szantażem, wcielił się Peter
Dinklage, dramatopisarz, ceniony aktor teatralny i
filmowy. Artysta małego wzrostu, ale wielkiego talentu, pamiętny zwłaszcza z ról w
"Dróżniku" i "Elfie". To nie była rola dla aktora o małym wzroście, ale po prostu
dla aktora niezwykłego - tłumaczył Oz. -
Choć nie była pisana dla kogoś o takich
specyficznych własnościach fizycznych, jak Peter, to właśnie one
stanowią dodatkowe zaskoczenie i niespodziankę.
Kariera Dinklage'a jest wyjątkowa jak on sam. Zaczęła się od niewielkich,
trzecioplanowych ról karłów, jednak
już od kilku lat Dinklage jest obsadzany nie
tylko ze względu na swoje warunki fizyczne. Coraz częściej reżyserzy
uznają go za wielkiego aktora. Jak się okazuje w
"Zgonie na pogrzebie" - z niewątpliwym talentem
komediowym. Aktor był pod wrażeniem scenariusza.
Początkowo ta rola wydaje się
peryferyjna, wręcz nieistotna. Z czasem
zaciekawienie czytelnika coraz bardziej
narasta. Mamy tu do czynienia z kunsztownie, celowo, powoli odsłanianą
tajemnicą - zauważa Dinklage.
Ojciec Daniela umiera i cała rodzina spotyka się na pogrzebie. Daniel
(Matthew Macfadyen) usiłuje ratować
swoje chwiejące się małżeństwo z Jane
(Keeley Hawes). Jest to tym trudniejsze, że z Nowego Jorku przybywa
jego brat Robert, słynny pisarz
(Rupert Graves). A Daniel też jest pisarzem, tyle że od dawna nie może
ukończyć książki. Z kolei kuzynka Daniela, Martha
(Daisy Donovan), przedstawia rodzinie
nowego narzeczonego, prawnika Simona. Pragnie, by zrobił dobre wrażenie na jej ojcu.
Jednak Simon (Alan Tudyk) przypadkowo
zażywa LSD, co nie wpływa najlepiej na jego
zachowanie. W dodatku na pogrzebie pojawia się także
zagadkowy, nieproszony gość z Ameryki - Peter
(Peter Dinklage), który zna pewien pilnie strzeżony rodzinny
sekret...
"Zgon na pogrzebie" w kinach od
23 listopada.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dobra wiadomość dla wszystkich, którzy oczekują premiery
"Rancza Wilkowyje": przebój
minionych sezonów telewizyjnych, który
zapowiadano na początek roku 2008, trafi na
duże ekrany tydzień wcześniej! Dystrybutor filmu -
Forum Film, zdecydował się
sprawić widzom prezent noworoczny i wprowadzić film do kin już
28 grudnia. Film ma dużą szansę stać się przebojem okresu
przednoworocznego, tradycyjnie służącego
wypoczynkowi. Rodziny tuż po świętach będą mogły zajrzeć do swoich ulubionych
Wilkowyj, odstresować się i odsapnąć po pełnym obowiązków
czasie, by w wybornym humorze wkroczyć w nowy rok.
Reżyser filmu - Wojciech
Adamczyk, jeszcze przed premierą uchylił
rąbek tajemnicy, którą otoczona była filmowa wersja
"Rancza": Zobaczymy naszych bohaterów w
sytuacjach, w których do tej pory ich nie spotykaliśmy. Zmuszamy ich do
ujawnienia zupełnie nowych stron osobowości. Staną przed nowymi wyzwaniami, a widzom wcale
niekoniecznie musi się to od razu spodobać. Z naszych bohaterów wyjdą różne, lepsze
i gorsze, cechy. Ale postaci z "Rancza
Wilkowyje" mają swój niepowtarzalny wdzięk,
którym - mam nadzieję - zdołają się wybronić.
Lucy (Ilona Ostrowska) i Kusy
(Paweł Królikowski) są szczęśliwi. Sielanka pary
zakochanych nie trwa jednak długo - niespodziewanie z Ameryki przybywa mąż
Lucy, Louis (Radosław Pazura). Okazuje się, że ich rozwód nie
został do końca przeprowadzony, a teraz Louis gorąco pragnie odzyskać uczucia żony i namówić ją do
powrotu do USA. Kusy, nie chcąc rozbijać ciągle istniejącego małżeństwa, usuwa się z
domu Lucy. Z czasem jednak zaczyna podejrzewać Louisa o niezbyt czyste zamiary.
Tymczasem w Wilkowyjach zjawia się Czerepach
(Artur Barciś), kontroler z Izby
Obrachunkowej. Kontrolowanie idzie mu tym łatwiej, że sam uczestniczył we wszystkich
przekrętach i wie, kogo postraszyć i gdzie szukać nieprawidłowości. Zdesperowany
Wójt (Cezary Żak), wraz z przedsiębiorcą Więcławskim
(Grzegorz Wons), który od lat
wygrywał wszelkie przetargi w gminie, knuje
przeciwko swemu odwiecznemu wrogowi.
Bywalcy ławeczki zaś, poróżniwszy się ze sklepową, zostają skazani
na przymusową abstynencję. Nie mogąc znieść tego stanu, otwierają własny piwny biznes.
"Ranczo Wilkowyje" w kinach od
28 grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wszyscy fani serialu
"Ranczo", a są ich bez najmniejszej przesady miliony,
niecierpliwie czekają na kinową odsłonę opowieści
o prowincjonalnych, acz sympatycznych Wilkowyjach. Miłośnicy
serialu nie ustają w spekulacjach, co też
scenarzyści - Robert Brutter oraz
Jerzy Niemczuk - dla nich przygotowali. Film
kinowy, jak zapewniają twórcy, jest całkowicie oryginalny. Widz ma
otrzymać coś zupełnie nowego, chociaż z łatwo rozpoznawalnym
klimatem i bohaterami. Żadnego montowania starych materiałów i
ewentualnych kosmetycznych dokrętek! - zdecydowali
autorzy.
Ekipa pozostała niemal bez zmian, jednak znanych już bohaterów wsparły nowe postaci.
Najistotniejszą z nich, najbardziej
tajemniczą i zarazem budzącą skrajne emocje jest
pojawiający się nagle mąż Lucy
(Ilona Ostrowska) - Louis.
Tego tylko z pozoru łatwego zadania aktorskiego podjął się
Radosław Pazura, cieszący się wyjątkową sympatią widzów. Tak mówi o
swych wrażeniach z pracy nad filmem:
Już czytając scenariusz zauważyłem, że w
tym filmie tkwi potencjał. Ma on malowniczo obrazować polską wieś. Jego
mocnym punktem są na pewno wyraziste charaktery bohaterów,
którzy odzwierciedlają cechy naszego społeczeństwa. Znajdziemy je i u wójta, i
u księdza oraz w tym całym korowodzie
postaci. Po czym dodaje z
uśmiechem: - W filmie znalazło się parę scen rodem z kina akcji - bardzo
efektownych, mrożących wręcz krew w żyłach.
Louis swoją osobą spowoduje całą lawinę wydarzeń. Okaże się bowiem, że
jego rozwód z Lucy nie został do
końca przeprowadzony. Louis pragnie
odzyskać uczucia żony i namówić ją do powrotu do USA. Kusy
(Paweł Królikowski) usuwa się w cień, jednak z czasem zaczyna podejrzewać Louisa
o niezbyt czyste zamiary. Taki właśnie z tego Louisa szemrany typ. Pazura
musiał się nie lada napracować:
Najtrudniejsze dla mnie w tej roli
okazało się zmierzenie się z językiem. Nie da się tutaj oszukać. Widz
musi uwierzyć, że ma do czynienia z
Amerykaninem. Musiałem mówić poprawnie i płynnie po amerykańsku. A to wcale nie takie łatwe, żeby
wiarygodnie wypaść! Aktor zdradza: -
Musieliśmy trochę popracować nad
akcentem. Uznaliśmy, że powinien to
być akcent teksański. Cała reszta
pracy nad rolą była miła i aktorsko dużo prostsza.
Pazura z teksańskim akcentem? To się mogło wydarzyć tylko w
Wilkowyjach.
"Ranczo Wilkowyje" trafi na ekrany kin
4 stycznia przyszłego roku.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na temat
"Rancza" wypowiadali się już socjologowie i badacze mediów. To nie tylko
fenomen pod względem sukcesu frekwencyjnego i potężnej grupy wiernych wielbicieli.
To także jeden z najbardziej udanych komediowych portretów własnych
Polaków, jakie powstały w ciągu ostatnich lat, porównywany do
"Samych swoich" i "Zemsty". Jedną z
miar popularności "Rancza"
jest fakt, że niektóre powiedzonka i fragmenty dialogów
przedostały się już do języka potocznego. Ale gdyby to było tylko
to, "Ranczo" stałoby się po prostu jeszcze jednym udanym
przedsięwzięciem telewizyjnym. Jednak
skala fenomenu "Rancza" przekracza zwyczajowe ramy.
Choćby taki przykład: gdy ważyły
się losy skierowania do produkcji drugiej serii, to
właśnie zaprzysięgli wielbiciele serialu wymogli na decydentach pozytywną decyzję.
Fani serialu mają też swój udział w remontowaniu zabytkowego kościółka w Jeruzalu k.
Mińska Mazowieckiego (gdzie powstawała część zdjęć), aktywnie uczestnicząc w akcji
zbierania funduszy na ten cel. Sporą pomoc
okazali też aktorzy, już dwukrotnie
uczestnicząc w specjalnej licytacji wymyślonej przez księdza proboszcza.
Jeruzal stał się też z czasem atrakcją turystyczną. Wino "Mamrot Podlaski" w
Jeruzalu kosztuje 4 złote 50 groszy. Inicjatywą wykazał się właściciel lokalnego
sklepu spożywczego, zamawiając wino marki wino o
nalepkach bardzo podobnych do tego
z "Rancza", zresztą bez zgody twórców filmu. Natomiast miejscowy
proboszcz już we współpracy z filmowcami sprzedaje pamiątkowe breloczki i pocztówki. Aż trudno sobie
wyobrazić, co się stanie, gdy bohaterowie trafią na ekrany kinowe. Przecież
wyobraźnia i inicjatywa Polaków nie
zna granic! Przekonamy się o tym już
4 stycznia przyszłego roku, kiedy to film
"Ranczo Wilkowyje" zadebiutuje
na dużym ekranie.
Lucy (Ilona Ostrowska) i Kusy
(Paweł Królikowski) muszą stawić czoło sporemu
problemowi. Ze Stanów przyjeżdża nagle tajemniczy mąż Lucy - Louis. Okazuje się, że
ich rozwód nie został do końca przeprowadzony.
Louis walczy o utracone uczucia żony,
chce, by dziewczyna wróciła z nim do USA. Kusy usuwa się w cień, jednak
z czasem zaczyna podejrzewać Louisa o niezbyt czyste zamiary. Na drugim planie rozgrywa się
starcie przebiegłego Czerepacha
(Artur Barciś), w roli kontrolera z Izby
Obrachunkowej, z Wójtem (Cezary Żak).
Zdesperowany Wójt, wraz z przedsiębiorcą
Więcławskim (Grzegorz Wons), który od lat wygrywał wszelkie
przetargi w gminie, knuje przeciwko swemu odwiecznemu wrogowi. Niespodziankę szykują również bywalcy
ławeczki.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj (wtorek, 16 października), w warszawskim kinie
Cinema City Sadyba, odbyła
się premiera najnowszego filmu rodem z
kultowego studia Disney/Pixar -
"Ratatuj".
Kulinarno-szczurzy nastrój całkowicie opanował kino. Widzów już
na schodach powitał szczurek
Remy, którego podobizna prezentowała się bardzo dumnie. Dalej było jeszcze
ciekawiej. Kelnerzy na wrotkach, hostessy przebrane za szczurki i.
człowiek-ser. Atrakcji co nie miara! Dzieciaki mogły zagrać w szczurkowe gry wideo, a rodzice -
degustować wyśmienite sery. Lecz co najważniejsze, wszyscy razem obejrzeli piękny
film, zapowiadany na przebój jesieni -
"Ratatuj".
Prowadzący premierę kucharz Karol
Okrasa, który wystąpił też w niewielkiej roli w
polskiej wersji językowej filmu, mówił:
Ratatouille z okrasą? Z tym trzeba uważać.
Na szczęście reżyser dubbingu ma wielkie wyczucie
kulinarne i dodał mnie w bardzo
niewielkiej ilości - mam do zagrania zaledwie kilka zdań. Niemniej, już się mówi,
że polska wersja językowa w żadnym razie nie odbiega od oryginalnej. Widzowie już od
piątku będą mogli się o tym przekonać.
Na widowni i w kuluarach dało się również zauważyć aktorów, którzy użyczyli swoich
głosów bohaterom filmu. Był Marian
Opania, Cezary Kosiński,
Marcin Troński i Krzysztof
Kowalewski, wszyscy w towarzystwie najmłodszych widzów.
"Ratatuj" w kinach pojawi się już w najbliższy piątek. Bohaterami filmu są: szczurek
Remy (Zbigniew Zamachowski), który ma czelność marzyć o zdobyciu sławy jako szef
kuchni w pięciogwiazdkowej francuskiej
restauracji oraz chłopak na posyłki o imieniu
Linguini (Cezary Kosiński). Ta dziwaczna para odkrywa sposób, by
rzucić kulinarny Paryż na kolana. Remy jest bowiem obdarzony niesamowitym węchem. Nie zniechęca go
wcale to, że próbuje robić karierę w najbardziej szczurofobicznej profesji świata.
Nie poddaje się presji rodziny, która
chce, by zadowolił się klasycznym, szczurzym,
śmietnikowym stylem życia. Okoliczności dosłownie wrzucają go
do paryskiej restauracji rozsławionej przez kulinarnego idola Remy'ego - Auguste'a Gusteau, który
przez całe życie jak mantrę powtarzał zdanie: Każdy może gotować! Remy szybko
orientuje się, że "być odkrytym w
kuchni", gdy ma się ogon i wąsy, może się okazać,
delikatnie mówiąc, wielkim zagrożeniem.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Produkcja kinowej odsłony największego przeboju telewizyjnego ostatnich lat -
serialu "Ranczo" - skupia na sobie uwagę mediów już od dobrych kilku miesięcy.
Nic dziwnego. Opowieść o Wójcie
(Cezary Żak) i Plebanie (także
Cezary Żak) zbierała przed ekranami telewizorów nawet siedem milionów widzów! To rozbudziło
apetyty i wyobraźnię. Od momentu, gdy zapadła decyzja o realizacji komedii
"Ranczo Wilkowyje", spekulowano
o tym, kto i kiedy wprowadzi film na ekrany. W
końcu ustalono datę premiery. Na debiut kinowy
"Rancza" wybrano dzień 4
stycznia 2008 roku, dystrybucji zaś podjęło się
Forum Film Poland, widząc w
filmie godnego kontynuatora swoich sukcesów, do których należą m.in. "Piraci z
Karaibów" i "Opowieści z Narnii".
Reżyser Wojciech Adamczyk zaznacza: Nasz film to nie zlepek scen z popularnego
serialu. Chcemy opowiedzieć zupełnie nową historię. Mam nadzieję, że widzowie
"Rancza" będą się chcieli spotkać z tymi samymi
bohaterami na dużym ekranie. W serialu zapraszamy widzów do domów, uchylamy im drzwi do prywatności
naszych bohaterów. W wersji kinowej natomiast zapraszamy ich na
"wystawniejsze przyjęcie", zrobione z
jeszcze większym rozmachem. Mam nadzieję, że spotkanie z
bohaterami z Wilkowyj będzie jak miłe spotkanie z rodziną lub przyjaciółmi.
Zdjęcia do filmowej opowieści o perypetiach mieszkańców mazowieckiej wsi
dobiegły końca 20 sierpnia - po 25
dniach. Pracowano w liczącym kilkuset
mieszkańców Jeruzalu w okolicach
Mińska Mazowieckiego (sielskie
Wilkowyje), Sokulach (dworek Lucy) i Górze Kalwarii (urząd Wójta). W rolach głównych wystąpili znani
z telewizji: Ilona Ostrowska,
Cezary Żak, Paweł Królikowski,
Artur Barciś oraz Marta Lipińska. Film wyreżyserował
Wojciech Adamczyk, a scenariusz napisali
nieocenieni: Robert Brutter oraz
Jerzy Niemczuk. Producentem jest
Studio A. "Ranczo
Wilkowyje" wkroczyło właśnie w decydującą fazę postprodukcji.
Sielankę pary zakochanych: Lucy (Ilona Ostrowska) i Kusego (Paweł Królikowski)
przerywa niespodziewane przybycie z Ameryki męża Lucy, Louisa. Okazuje się, że
ich rozwód nie został do końca
przeprowadzony. Louis pragnie odzyskać uczucia
żony i namówić ją do powrotu do USA. Kusy usuwa się w cień,
jednak z czasem zaczyna podejrzewać Louisa o niezbyt czyste zamiary. Tymczasem w Wilkowyjach
zjawia się Czerepach (Artur Barciś), w roli kontrolera z Izby Obrachunkowej.
Ponieważ sam uczestniczył we wszystkich przekrętach, kontrolowanie idzie mu
łatwo. Zdesperowany Wójt (Cezary Żak), wraz z przedsiębiorcą
Więcławskim (Grzegorz Wons), który od lat wygrywał wszelkie przetargi w gminie, knuje
przeciwko swemu odwiecznemu wrogowi.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już dziś
(5 października) na ekrany polskich kin wchodzi
amerykańska wersja jednego z największych szwedzkich przebojów
ostatnich lat - "Niewidzialny". Producenci
Neal
Edelstein i Mike Macari zdobyli rozgłos, adaptując na amerykański rynek słynny
japoński horror "Ring". W poszukiwaniu nowych, zaskakujących
pomysłów, sięgnęli po scenariusz szwedzkiego filmu "Den
Osynlige" z 2002 roku, który odniósł
międzynarodowy sukces. Znaleźli w nim
intrygujące połączenie elementów thrillera,
fantastyki, tradycyjnej kryminalnej zagadki i romansu. Współpracujący z nimi
producent Gary Barber podkreślał, że zaletą oryginalnego filmu i powstałej na
jego podstawie amerykańskiej wersji scenariusza były nie tylko
zaskakujące zwroty akcji, ale i precyzyjnie nakreślone, niezwykłe i,
jego zdaniem, intrygujące charaktery
postaci. To rzadkie w dzisiejszych czasach, by opowieść intrygowała psychologicznie
i jednocześnie powodowała nieustanny chłodny
dreszcz emocji - mówił.
Roger Birnbaum
potwierdzał tę opinię: Mamy tu niespodzianki na każdym kroku, więc nie
wahaliśmy się długo, by dać zielone światło temu
projektowi. Jonathan Glickman zgadzał się ze
swymi kolegami z potężnej firmy produkcyjnej Spyglass:
Ten film będzie nie tylko
przerażał i ekscytował. Scenariusz jest mocno
osadzony w realnym świecie. Gdy
zaakceptowaliśmy tekst, trzeba było pozyskać zdolnego reżysera, który w
pełni wydobyłby jego oryginalny charakter. Zdecydowano, że będzie to David S. Goyer -
doświadczony w pracy przy filmach z dreszczykiem.
Trzeba było stawić czoło nie tylko wymaganiom wyrobionej thrillerowej publiczności,
ale i interesującemu wizualnie oryginałowi. Dlatego, by uzyskać właściwy nastrój
scen, zawieszony pomiędzy realizmem a
niezwykłością, reżyser i operator obejrzeli
wspólnie wiele filmów i przewertowali mnóstwo albumów o sztuce. Jak
twierdził Goyer, szczególnie zainspirowało ich malarstwo holenderskich mistrzów, Vermeera oraz
Lievensa. Chodziło o uzyskanie efektu oświetlenia z wielu punktów, które wydobywa w
pełni rysy twarzy i wygląd przedmiotów. Zdecydowaliśmy, że większość scen aktorskich
będzie rozgrywać się blisko okien i że będzie w nich
jedno główne źródło światła, a
twarze będą w połowie rzeźbione przez cień - tłumaczył reżyser.
Czy nie marzysz czasami, by stać się niewidzialnym? Słyszeć i widzieć wszystko,
podczas gdy nikt nie widzi ciebie?
Mógłbyś dowiedzieć się, co czynią i mówią bliscy
ci ludzie - zwłaszcza na twój temat. Nick
(Justin Chatwin), młody i wielce
obiecujący uczeń college'u, zostaje pewnej nocy napadnięty, brutalnie pobity i
pozostawiony na pewną śmierć. Jednak nie umiera, lecz staje się rodzajem ducha: może
widzieć żywych, choć sam jest dla nich
niewidzialny. Pragnąc wyjaśnić zagadkę swego
zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią i próbując powrócić do
świata żywych, podejmuje specyficzne śledztwo. Tropy wiodą w zaskakującym kierunku.
"Niewidzialny" to rodzaj thrillera z tykającym nieuchronnie zegarem, który zmusza
bohaterów do działania. Peter Debruge z "Variety" pisał:
Goyer zebrał solidny zespół
współpracowników, z operatorem Beristainem i
kompozytorem Beltramim na czele, którzy
nadali tej produkcji zaskakujący, liryczny ton nostalgicznego
wspomnienia z college'u.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Przy warszawskiej stacji metra Świętokrzyska, u zbiegu ulic
Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, z początkiem tygodnia zadomowił
się prawie pięciometrowy gryzoń. Na
imię mu Remy i na co dzień mieszka w Paryżu. Remy to z zamiłowania kucharz, a z
urodzenia szczur kanałowy. Wpadł do Warszawy z okazji polskiej premiery
najnowszego filmu legendarnego studia
Disney/Pixar - kolejnej rewelacyjnej animacji o tytule
"Ratatuj".
Długo oczekiwana opowieść o szczurku Remym i jego
fajtłapowatym przyjacielu od patelni - Linguinim, na ekranach
polskich kin pojawi się już 19 października. Do
tego momentu szczur gigant bez wątpienia z nami zostanie. Ma wobec tego dość czasu,
by stać się punktem zbornym w stolicy. Tak jak nikt już nie pamięta,
że jeszcze kilka lat temu nie mówiło się: "Umówmy się pod palmą", tylko: "przy rondzie De
Gaulle'a", tak wielce prawdopodobne jest, że niedługo usłyszymy: "Umówmy się pod
szczurem."
"Ratatuj" w polskiej, fenomenalnej wersji językowej, ze
Zbigniewem Zamachowskim,
Agnieszką Grochowską, Cezarym Kosińskim,
Tomaszem Karolakiem i Karolem Okrasą, to
piękna opowieść o przyjaźni, wielkiej pasji i o
tym, że nie wolno porzucać marzeń,
choćby wydawały się nieprawdopodobne i najbardziej zwariowane na świecie.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W
"Niewidzialnym" - thrillerze, który pojawi się na ekranach polskich kin
5
października, zebrała się solidna ekipa specjalistów od przerażania. Tak
obiecującego zestawu twórców nie widziano razem na planie od dłuższego
czasu. Lista zaczyna się od producentów
Neala Edelsteina i Mike'a
Macariego, którzy odnieśli sukces, adaptując na amerykański rynek słynny japoński
horror "Ring". Oni to zaprosili do współpracy scenarzystę
Davida S. Goyera, opromienionego zwłaszcza
sukcesem brawurowego cyklu o pół-wampirze -
"Blade". Goyer "Niewidzialnego" nie
tylko wyreżyserował, ale włożył całe
swoje wyczucie mocnego kina w pracę nad
adaptacją scenariusza ("Niewidzialny" jest remakem filmu szwedzkiego). Jedne wątki
wyeksponował, inne ukrył. Rzecz zaczyna się jako thriller z elementami
nadnaturalnymi. Szybko jednak stało się dla mnie jasne, że mamy tu do czynienia z
historią miłosną i opowieścią o odkupieniu przez uczucie. Moim zdaniem, miał szansę
powstać film inteligentnie wykorzystujący hollywoodzkie konwencje, lecz
poruszający w sposób subtelny wymienione tematy - mówił. To zupełnie
nowatorskie podejście do tego gatunku.
Reżyser był przekonany, że musi znaleźć nowy klucz wizualny do swego kolejnego
filmu; inny niż w przypadku tytułów "Blade: Mroczna trójca" i "Batman: Początek",
przy których wcześniej pracował.
W tamtych filmach
należało powołać do życia cały
fantastyczny świat, rządzący się specyficznymi, mocno odmiennymi od naszego
prawami. W przypadku "Niewidzialnego" szło o konsekwentne wprowadzenie fantastycznych
elementów do bardzo realistycznie ukazanego otoczenia. Moim założeniem było
całkowite prawdopodobieństwo otoczenia bohaterów, tak by wprowadzenie elementów
niesamowitości nie tworzyło zgrzytu, ale wywierało tym
mocniejsze wrażenie na widzach. Skoncentrowaliśmy się zatem na kilku zaledwie, ale za to kluczowych
efektach specjalnych - opowiadał
Goyer. To połączenie dało wstrząsający wynik. Dla
jego zwielokrotnienia wprowadzono
spektakularne sceny akcji: skok z wysokiej tamy we
wzburzoną wodę, skoki z wysokiego budynku, wypadki
samochodowe. Tę pierwszą sekwencję zrealizowano w okolicach tamy Ruskin Dam w miejscowości odległej o
godzinę drogi od Vancouver. Na skalistej wysepce u stóp tamy mogła ze względów
bezpieczeństwa przebywać tylko nieliczna ekipa.
Justin Chatwin ("Wojna światów") -
odtwórca roli głównej, spędził wiele godzin w lodowatej
wodzie. Margarita Levieva,
grająca najbardziej dwuznaczną i przerażającą postać filmu, musiała zaś poradzić
sobie ze scenami bójek, włamania do jubilera oraz sporą ilością biegania.
Czy można przejrzeć skrywane zamysły innych ludzi? Odkryć ich prawdziwą twarz? Chyba
tylko będąc niewidzialnym! Nick
(Justin Chatwin), młody i wielce obiecujący uczeń
college'u, wcale o tym nie marzył. Jednak
pewnej nocy został napadnięty, brutalnie
pobity i pozostawiony na pewną śmierć. Nie umarł jednak, lecz stał się
rodzajem ducha, który może widzieć żywych, choć sam jest dla nich niewidzialny. Czy dzięki
temu uda mu się rozwiązać zagadkę i powrócić do świata żywych? Co przyniesie jego
specyficzne śledztwo? Tropy wiodą w zaskakującym kierunku.
"Niewidzialny" w kinach od
5 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Młode Rosjanki robią ostatnio zawrotną karierę w USA. Dzieje się tak nie tylko - jak
to kiedyś bywało - dzięki ich egzotyczności. Ta popularność to wynik
przede wszystkim ciężkiej pracy i wielkiego talentu. Upór i pasja Marii
Szarapowej pozwalają jej zdobywać najwyższe laury w tenisie. Podobnie,
wrota kariery stają otworem przed młodą aktorką rodem z Sankt Petersburga -
Margaritą Levievą.
Levieva bywa nazywana Szarapową Hollywood nie tylko za sprawą
urodzenia. Dziewczyny są bowiem niemal równolatkami, a i Margaricie
przepowiadano wielką karierę sportową
- zanim na dobre zadomowiła się w
USA, była członkinią rosyjskiej gimnastycznej
drużyny olimpijskiej. Levieva nie
ustępuje też Szarapowej urodą. W końcu wybrała
jednak inną drogę. Zrezygnowała ze sportu, gdy na stałe przeniosła się do Nowego
Jorku. Studiowała ekonomię, uczęszczała na kursy aktorskie do prestiżowego William
Esper Studio. W 2005 roku "New York Magazine" umieścił ją na corocznej liście
50 najpiękniejszych ludzi w Nowym Jorku. Teraz
Margaritę Levievą będą mogli
poznać polscy widzowie. 5 października pojawi się na ekranach kin w thrillerze
"Niewidzialny".
Do roli Annie Newton potrzebna była aktorka wzbudzająca skrajne emocje: od niechęci,
a nawet nienawiści, do współczucia i zrozumienia. Początkowo bowiem Annie wydaje się
odstręczająco brutalna; dopiero z czasem
zaczynamy pojmować, że jest zdolna do
głębokiej przemiany. Przesłuchano setki młodych aktorek, w tym wiele
z hollywoodzkiej czołówki. Podobno pojawienie się mało znanej Levievej stało się wręcz
objawieniem. Okazała się darem niebios - wspominał producent
Mike Macari. - Gdy
tylko weszła do pokoju, pomyślałem: to jest to.
Sprawiała wrażenie naprawdę niebezpiecznej, ale gdy dostała do zagrania pełną czułości scenę, po prostu
rozłożyła nas na łopatki. Potwierdził to reżyser
David S. Goyer: Szczerze mówiąc,
zaczynałem popadać w depresję. Mijał czas i wątpiłem już, czy znajdziemy naszą
Annie. Ale wtedy szef castingu powiedział: nie martw
się, ona po prostu stanie w drzwiach. I tak było. Pod koniec przesłuchania pomyślałem: O Boże, to ona. I zaraz
zdecydowaliśmy, żeby zrezygnować z dalszych castingów. To skomplikowana rola, ale
Margarita jej podołała.
Odtwórca głównej roli - Justin Chatwin ("Wojna światów"),
tak wspominał pracę z Margaritą:
Od pierwszego
dnia rwała się do pracy i była do
niej gotowa, pełna energii. Chemia pomiędzy nami rzeczywiście zadziałała.
Margarita ma w sobie coś z dzikiego dziecka. Przyjemnością było już samo to, że mogłem na nią
patrzeć. Grać z nią było przyjemnością jeszcze większą. Sprawiała wrażenie, jakby
cały czas dawała z siebie wszystko, wręcz
balansowała na krawędzi. Wygląda na to, że
Levieva lada chwila zdobędzie aktorskiego Wielkiego Szlema.
Uczeń college'u - Nick Powell (Chatwin), zostaje pewnej nocy napadnięty, niezwykle
brutalnie pobity i pozostawiony na pewną śmierć. Nie umiera jednak, lecz zmienia się
w pół-ducha, pół-człowieka. Niewidzialny dla
innych, próbuje wyjaśnić zagadkę swego
zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią. Specyficzne śledztwo
prowadzi go najpierw ku jego najbliższym - matce i najlepszemu przyjacielowi, Pete'owi. Potem tropy wiodą do
pewnego kryminalisty i związanej z nim dziewczyny, Annie
(Levieva).
"Niewidzialny" w kinach od
5 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
O
"Ratatuju" - najnowszej animacji legendarnego studia
Pixar, wypowiadali się już
niemal wszyscy twórcy polskiej wersji językowej
- Agnieszka Grochowska, Cezary
Kosiński, Tomasz Karolak i
Karol Okrasa. Wciąż jednak brakowało odtwórcy głównej
roli - Zbigniewa
Zamachowskiego. Słynący z pięknego głosu aktor ma już na koncie
wielkie dokonania dubbingowe. W końcu to on jest kochanym przez
miliony Shrekiem i to on użyczył swego głosu Garfieldowi. Był więc
ogrem, był kotem, będzie szczurkiem.
I to nie byle jakim, ale szczurem-artystą, gotującym najwykwintniejsze dania,
szczurem z poczuciem stylu i smaku.
Stylu i smaku aktorowi z pewnością nie brakuje, jednak jak jest z
jego pasją kulinarną - do tej pory nie było wiadomo. Przy okazji
pracy nad "Ratatujem"
Zbigniew Zamachowski wyjawił tajemnice, które skrywa w swojej kuchni. Jak się okazuje,
w tym przypadku o przyjęciu roli zadecydowała pasja, która gotowania sensu stricto nie
dotyczy. Aktor zdradził bowiem:
Lubię jeść. Mówię o sobie: jestem żarłokiem. Nie
powiem, żebym się w kuchni artystycznie spełniał, ale
od czasu do czasu lubię poeksperymentować. Łączę ze sobą różne produkty, które przychodzą mi do głowy i
które znajdę w lodówce. I muszę powiedzieć, że trzy potrawy na pięć wychodzą mi
całkiem nieźle. Odpowiedź na pytanie o tytuł "Ratatuj" również skręca w czysto
kulinarne rewiry. Zamachowski przyznaje: Choć ratatouille
jeszcze nie jadłem, to kiedy pomyślę sobie, jak fajnie razem muszą smakować te pomidory, kabaczki, cukinia,
bakłażany, cebula i papryka, to aż robi się miło. Wygląda na to, że z aktora jest
smakosz nie tylko na ekranie!
Remy (Zamachowski) to osobnik obdarzony niesamowitym węchem i niezwykłym, jak na
szczura, marzeniem, by zostać szefem kuchni w wytwornej restauracji. Nie zniechęca
go nawet to, że próbuje robić karierę w
najbardziej szczurofobicznej profesji
świata! Do tego dochodzi presja rodziny, która chce, by zadowolił się
klasycznym, szczurzym, śmietnikowym stylem życia. Okoliczności jednak dosłownie wrzucają go do
paryskiej restauracji rozsławionej przez kulinarnego idola Remy'ego - Auguste'a
Gusteau, który przez całe życie jak
mantrę powtarza zdanie: Każdy może gotować! Remy
szybko orientuje się, że "być odkrytym w kuchni", gdy ma
się ogon i wąsy, może się okazać, delikatnie mówiąc, wielkim zagrożeniem. I kiedy wydaje się już, że marzenia
Remy'ego legną w gruzach, spotyka on kogoś, kto w niego uwierzy. Ten nieoczekiwany
przyjaciel to Linguini (Cezary Kosiński) - nieśmiały pomocnik kuchenny, którego
właśnie mają wyrzucić z pracy. Teraz, gdy obaj nie mają nic do stracenia, Remy i
Linguini zawierają nieprawdopodobny układ - niezdarne ciało Linguiniego ma stać
się medium dla kreatywnego umysłu Remy'ego. Ta para postawi kulinarny świat Paryża na
głowie! Dzięki swej współpracy doświadczą komicznych zwrotów akcji, uczuciowych
zawirowań oraz sukcesów, jakich nigdy by nie
osiągnęli w pojedynkę.
"Ratatuj" w kinach 19 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Październik w kinach rozpocznie się od debiutu filmu naprawdę
wyjątkowego. Już w pierwszy piątek tego miesiąca
(05.10) zobaczymy bowiem na ekranach remake
szwedzkiego filmu "Den
Osynlige", który odniósł wielki międzynarodowy sukces. Nowa
wersja nosi tytuł "Niewidzialny".
Starzy hollywoodzcy wyjadacze od przerażania (producenci m.in. amerykańskiej
przeróbki "Ringu") dają w tym nieco lirycznym i zmuszającym do myślenia thrillerze
szansę młodym, świetnie zapowiadającym się aktorom.
Punkt wyjścia jest intrygujący. Któż nie marzył o czapce-niewidce?
Bezkarnie podglądać innych. Znać ich tajemnice. Śmiać się z ich
ukrytych słabości. Ale ten kij
ma dwa końce. Przekonuje się o tym
Nick, młody i wielce obiecujący uczeń
college'u. Napadnięty i brutalnie pobity, nie umiera, lecz zmienia się w pół ducha - pół
człowieka. Niewidzialny dla innych, próbuje wyjaśnić zagadkę swego zawieszenia
pomiędzy życiem a śmiercią. Co przyniesie jego specyficzne śledztwo? Czy uda mu się
powrócić do świata żywych? Tropy wiodą w
zaskakującym kierunku.
I zaskakujący jest cały ten film. Dlatego obsadzenie pierwszoplanowych ról było dla
twórców sprawą kluczową. Jeśliby nie udało się dokonać właściwego wyboru, cała
opowieść mogłaby wypaść sztucznie i niewiarygodnie.
Trudne zadanie miał zwłaszcza odtwórca roli Nicka. Przez wielką część akcji się nie odzywa, a widzowie śledzą
tylko jego reakcje na to, co mówią i czynią inni.
Brano pod uwagę wielu kandydatów, ale wybór reżysera
Davida S. Goyera padł na
młodego Kanadyjczyka Justina
Chatwina, który zwrócił na siebie uwagę w roli syna
Toma Cruise'a w "Wojnie światów" Stevena
Spielberga. Justin ma chłopięcy wdzięk,
wielką etykę pracy i chyba wrodzoną dyscyplinę. Nie móc bezpośrednio
zareagować na to, co czynią w danej scenie inni aktorzy - taki sposób gry wymaga niezwykłej
dojrzałości i warsztatowej biegłości - komentował reżyser.
Chatwin opowiadał, że spodobał mu się scenariusz.
Jest zbudowany wokół ostrych
opozycji: miłość - nienawiść,
życie - śmierć. W sposób bardzo, moim zdaniem,
przenikliwy oddano też w tym tekście konflikt pokoleniowy. A
jednocześnie pojawia się tu myśl, że to co nam, ludziom, zwłaszcza młodym, wydaje się początkowo czarne i
białe, okazuje się w końcu szare, pogrążone w różnych odcieniach szarości - mówił.
Aktor był też zdania, że film
może sprowokować widzów do głębokiej refleksji, pod
warunkiem jednak, że zidentyfikują się z bohaterem. - Kim
właściwie jestem? Jaki jest mój stosunek do innych ludzi? Co myślę o nich i o sobie? Takie pytania zadaje
sobie Nick, a my razem z nim.
Odpowiedzi w filmie "Niewidzialny", od
5 października na ekranach kin.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Chociaż do kinowego debiutu najnowszej animacji studia
Pixar - "Ratatuj", pozostał
jeszcze z górą miesiąc, szczurek
Remy, nie chcąc dać o sobie zapomnieć, pojawi się
na planie lekcji dołączonym do poniedziałkowego wydania dziennika "Metro". Dzieci z
całej Polski będą mogły rozpocząć nowy rok szkolny w jego
wysmakowanym (dosłownie) towarzystwie. Plan ułatwi im
oczekiwanie na premierę, a potem uprzyjemni resztę
długiego roku szkolnego.
Przy okazji tego wydarzenia producenci filmu postanowili ujawnić
garść tajemnic związanych z produkcją październikowego przeboju
Forum Film. Oto najciekawsze z
nich:
- Animatorzy z Pixara, aby oszczędzić na czasie, ominęli jeden, jedyny szczegół -
żaden z "człowieczych" bohaterów filmu nie ma palców u nóg.
- Filmowcy przyrządzili w komputerze ponad 270 porcji najróżniejszych dań. Każde z
nich zostało najpierw ugotowane w świecie realnym, obfotografowane i w końcu...
zjedzone.
- Aby stworzyć realną animację gnijących odpadków, twórcy fotografowali i
obserwowali, jak naprawdę gnije
jedzenie. Procesowi gnilnemu zostało poddanych
piętnaście najróżniejszych produktów. Czego tam nie było!
Jabłka, banany, grzyby, pomarańcze, brokułu, kapusta. Same "pyszności".
- Podczas dokumentacji w Paryżu filmowcy wykonali prawie pięć tysięcy zdjęć
konkretnych miejsc oraz fenomenalnych dań renomowanych paryskich kuchni.
Ciężka praca magików z Pixara musiała się opłacić.
"Ratatuj", jak zgodnie twierdzą
ci, którzy film widzieli w całości, to jedna z najnowocześniejszych,
najzabawniejszych i jednocześnie najpiękniejszych animacji ostatnich
lat.
Szczurek Remy pewnego dnia postanawia podążyć za swoim wielkim marzeniem i zostać
szefem kuchni w wytwornej paryskiej restauracji. Cóż jednak począć, gdy mierzy się
kilka centymetrów, ma się ogon i szare
futerko? Taka charakterystyka nie jest
specjalnie dobrze widziana w kuchni. Remy wpada jednak na genialny
pomysł. Podejmuje z pozoru tylko niewyobrażalną współpracę z kuchcikiem Linguinim - wyjątkowym
kulinarnym beztalenciem. Wspólnie zaczynają nowy rozdział swoich historii. Rozdział,
który zmieni ich życie na zawsze.
"Ratatuj" w kinach
19 października, a plan lekcji w "Metrze" już w poniedziałek 3
września.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W sobotę (18 VIII) w warszawskim Sun Studiu, jednym z
najlepszych w kraju studiów realizujących polskie wersje językowe,
odbyła się konferencja prasowa związana z
dubbingiem najnowszej animacji Pixara -
"Ratatuj". W spotkaniu udział wzięli aktorzy
Agnieszka Grochowska i Cezary Kosiński, debiutujący w aktorskiej
roli znany kucharz Karol Okrasa oraz autor dialogów
Jan Jakub Wecsile i reżyser dubbingu
Waldemar Modestowicz. Polski
"Ratatuj", który wspólnie zgotowali, wydaje się być robiony
według najlepszego przepisu z możliwych.
Aktorzy opowiedzieli zebranym dziennikarzom o niecierpliwie
oczekiwanej produkcji i o swoich doświadczeniach z dubbingiem
"Ratatuja". Agnieszka
Grochowska, która wcieliła się w piękną
kucharkę Colette, wyznała, co najbardziej podobało jej się w
tej roli: Miło było być przez chwilę osobą, która
potrafi gotować. Prywatnie przyznam, że pracując przy tym filmie dowiedziałam się, z czego tak naprawdę
składa się ratatouille; do tej pory byłam przekonana, że są w nim ziemniaki.
To musiała być polska wersja tej potrawy - skomentował
Karol Okrasa. - Ratatouille
obowiązkowo musi się składać z cukinii, bakłażanów, pomidorów i cebuli. Przyprawy
dodajemy według własnego smaku, ale na pewno nie ma wśród nich ziemniaków!
Cezary Kosiński podsumował:
Wbrew temu, co się może zdawać, "Ratatuj" nie jest
poradnikiem kulinarnym, to film o przyjaźni i marzeniach. Dla mnie to była ważna
rola i zupełnie inna praca. Pierwszy raz, grając, miałem
przed oczami konkretnego widza - moje własne dzieci. Jeśli zdarzy się tak, że ludzie uznają, iż jest to moja
najlepsza rola, będę szczęśliwy!
"Ratatuj" zapowiada się na wielki przebój filmowej jesieni. Oprócz aktorów obecnych
na konferencji, w obsadzie polskiej wersji językowej znaleźli się również m.in.:
Zbigniew Zamachowski, Tomasz
Karolak, Krzysztof Kowalewski i
Marian Opania. Film opowiada o przyjaźni szczura i fajtłapowatego pomocnika kuchennego -
Linguiniego. Ich drogi połączy wspólna pasja, jaką jest gotowanie. Przy czym jeden z nich potrafi
gotować, ale będąc stworzeniem wyjątkowo źle widzianym w kuchni, nie może swojego
talentu pokazać; drugi zaś bardzo by
chciał być mistrzem patelni, jednak jego talent
pozostawia wiele do życzenia. Ta mieszanka pasji i umiejętności
skłania ich do zawarcia zwariowanego paktu, w którym ciało nieporadnego Linguiniego stanie się
medium dla kulinarnej magii Remy'ego. Taka kombinacja może zaowocować tylko czymś
niezwykłym.
"Ratatuj" w kinach
19 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już wszystko jasne! Ostatnią gwiazdą, która użyczyła swego głosu
polskiej wersji językowej jesiennego przeboju
Forum Film - animacji "Ratatuj", jest znany
telewizyjny kucharz, Karol
Okrasa. Jako znawca kulinarnego kunsztu wciela się w
postać jednego z gości restauracji, w której terminują nasi bohaterowie: Linguini
(Cezary Kosiński) i szczurek Remy
(Zbigniew Zamachowski).
Okrasa opowiada o swoim zaskakującym debiucie aktorskim:
Cieszę się i jednocześnie
żałuję. Cieszę się, że zostałem zaproszony i
mogłem okrasić kilkoma zdaniami ten
fantastyczny projekt. A żałuję, że było to właśnie tylko kilka zdań. Bo to dla mnie
bardzo ciekawa przygoda i zupełnie nowe wcielenie. Chociaż, czy nowe?
Gość, którego dubbingowałem, był do mnie dość podobny.
przynajmniej z nosa i tuszy - dodaje
kucharz ze śmiechem. - Sama praca jest fascynująca. Wcielanie się w kogoś
zupełnie innego, w tę specyficzną atmosferę restauracyjnego gwaru, kiedy samemu jest się
zamkniętym w ciemnym pokoju z małą lampką, to nie lada wyzwanie!
Oczywiście nie mogło się obyć bez małej lekcji kulinarnej.
Okrasa ma swoją autorską
wizję tytułowego dania: Moim pomysłem na ratatouille jest skórka z cytryny i bazylia
zamiast klasycznych ziół charakterystycznych dla
Prowansji - tymianku, rozmarynu czy
liścia laurowego. Potrawa doprawiona aromatem cytryny jest orzeźwiająca
i znacznie lepiej komponuje się z rybami i mięsem. Bazylia (koniecznie świeża) jeszcze bardziej
ten aromat podbija. Dodane w niewielkiej ilości masło nadaje potrawie aksamitności i
eleganckiej szklistości. W ratatouille
warzywa powinny być chrupiące, stąd też
dodaję je podsmażone, kiedy pomidory już się rozgotują i częściowo
odparują - podsumowuje Okrasa.
A oto unikatowy przepis na filmowy, okraszony
"Ratatuj":
Składniki:
. 1 papryka czerwona
. 1 papryka żółta
. 1 cukinia
. 1 bakłażan
. 4 pomidory
. 2 szalotki
. 1 ząbek czosnku
. 1 cytryna
. kilka listków bazylii
. 1 łyżka masła
. oliwa
Sposób przygotowania:
Pomidory parzymy we wrzątku i obieramy ze skóry. Kroimy w kostkę 2/2 cm. Szalotkę,
paprykę, bakłażany i cukinię kroimy w kostkę 1,5/1,5 cm. Na odrobinie oliwy
przesmażamy (bez koloru) rozgnieciony czosnek i
szalotkę, dodajemy pozostałe warzywa. Smażymy ok. 1 min. Wyjmujemy warzywa i do naczynia dodajemy
pomidory, dusimy około 5 min. na wolnym ogniu, aż pomidory się rozgotują i odparują. Do
pomidorów dodajemy pozostałe warzywa oraz sparzoną i posiekaną skórkę z cytryny. Na
koniec dodajemy masło i posiekaną bazylię.
Doprawiamy świeżo mielonym pieprzem. Bon
appétit!
Zdobywca Oscara, reżyser Brad Bird oraz niezastąpieni twórcy fantastycznych historii
ze studia Pixar przedstawiają film
"Ratatuj" - najbardziej oryginalną komedię
jesieni opowiadającą o niewyobrażalnej z pozoru
przyjaźni. Jej bohaterami są: szczurek
Remy, który ma czelność marzyć o zdobyciu sławy jako szef kuchni w
pięciogwiazdkowej francuskiej restauracji oraz chłopak na posyłki o imieniu
Linguini. Ta dziwaczna para odkrywa
sposób, by rzucić kulinarny Paryż na kolana. W
polskiej wersji językowej wystąpią m.in.:
Zbigniew Zamachowski, Agnieszka
Grochowska, Cezary Kosiński,
Tomasz Karolak, Marian Opania i
Krzysztof Kowalewski.
"Ratatuj" w kinach
19 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Coraz więcej wiadomo o jesiennej premierze
Forum Film - najnowszej produkcji studia
Pixar: "Ratatuj". Część obsady polskiej
wersji językowej jest już znana.
Tomasz Karolak, który wciela się w
rolę szczurka Emila - brata głównego bohatera,
postanowił ujawnić mrożące krew w żyłach kulisy pracy przy polskim dubbingu.
Aktor, który debiutuje w tym filmie (choć wystąpił już raz w
animacji, była to bardzo niewielka rola i to właśnie
"Ratatuj" jest jego oficjalnym debiutem), nie
miał świadomości, jak trudna i
wymagająca poświęceń jest to praca. Jego bohater -
Emil, wierny, poczciwy, kochający i, delikatnie mówiąc, sporo jedzący brat
Remy'ego (w polskiej wersji językowej -
Zbigniew Zamachowski), żyje głównie w podparyskich
kanałach. Co jakiś czas wynurza się
na zewnątrz, by zdobyć pożywienie. W chwili,
kiedy jego utalentowany kulinarnie braciszek obejmuje co
najmniej nieprzystającą do szczurzej osobowości posadę kucharza w renomowanej paryskiej restauracji, okazji
do zdobycia wcale niezłego pokarmu znacząco przybywa. Wobec powyższego Emil je, mówi i
je, chodzi i je, śmieje się i je, je i. je. Trzeba było to zagrać! Karolak wspomina:
Ja w ogóle bardzo lubię szczury, dlatego
bardzo chętnie wcieliłem się w
Emila. Reżyser
(Waldemar Modestowicz) oczywiście traktował mnie jak
debiutanta, miał dla mnie dużo cierpliwości, co nie zmienia faktu, że warunki pracy były trudne. Żeby
zagrać Emila, musiałem zjeść z pięć kilogramów bananów i ze cztery jabłek. Podczas
pracy na okrągło jadłem, zupełnie jak Emil.
W polskiej wersji językowej usłyszymy również
Agnieszkę Grochowską, Krzysztofa
Kowalewskiego, Mariana
Opanię, Cezarego Kosińskiego i wspomnianego wcześniej
Zbigniewa Zamachowskiego. Karolak podsumowuje:
Widziałem już cały film, animacja
jest niesamowita, film ma tempo, piękne kolory i opowiada naprawdę świetną
historię, a moi koledzy z polskiej wersji językowej są po prostu super!
"Ratatuj" to historia szczura Remy'ego, który odkrywa w sobie niezwykły talent
kulinarny. W jednej z paryskich restauracji zawiera niezwykłą znajomość a zarazem
pakt o współpracy z fajtłapowatym Linguinim
(Cezary Kosiński). Razem rzucają
kulinarny Paryż na kolana i odkrywają piękno przyjaźni.
"Ratatuj" w kinach
19 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Znana jest już oficjalna data premiery najnowszej produkcji studia
Pixar - filmu "Ratatuj". Dystrybutor -
Forum Film Poland, zdecydował, że film na polskich ekranach
pojawi się nieco wcześniej niż zapowiadano, bowiem
19 października. W Warszawie
zakończyły się właśnie prace nad polską wersją językową filmu. W obsadzie wiele
znanych nazwisk, a wśród nich dubbingowi debiutanci.
W opowieści tej, odwołującej się do najlepszych tradycji
disnejowskich, a zarazem wykorzystującej najnowocześniejsze rozwiązania animacji komputerowej, pojawią się
świetne polskie głosy. W rolę główną (szczurka Remy'ego zaprzyjaźnionego z
pomocnikiem kuchennym Linguinim), wcielił się
Zbigniew Zamachowski ("Pułkownik
Kwiatkowski", "Ogniem i mieczem"), a w główną "ludzką" rolę
Cezary Kosiński
("Testosteron", "Na dobre i na złe"). O ile Zamachowski ma na koncie kilka wybitnych
ról dubbingowych (m.in. "Shrek" i
"Garfield"), o tyle dla Kosińskiego rola
Linguiniego - niespecjalnie utalentowanego podkuchennego, który by zostać szefem
kuchni, wchodzi w niecodzienny układ z wybitnym kucharzem - niestety szczurem, jest
debiutem. Aktor otwarcie mówi, czemu podjął się tego zadania:
Od kilku lat w polskim
dubbingu dzieje się wiele interesujących rzeczy. Obserwując to uznałem, że chciałbym
zrobić coś takiego dla moich własnych dzieci. Często oglądam z nimi filmy, a ten
wydaje mi się być wyjątkowo ciepłą, głęboką i mądrą opowieścią, dlatego sądzę, że
mój wybór był trafny. Podoba mi się to, że w tak tradycyjny sposób opowiada o
przyjaźni i uczciwości. Jestem pewien, że
"Ratatuj" będzie fantastycznym prezentem
dla moich dzieci.
Nie tylko Kosiński debiutuje w tej produkcji. Na ekranie usłyszymy również innego
aktora próbującego swoich sił w polskiej wersji językowej -
Tomasza Karolaka
("Testosteron", "Dwie strony medalu"), w roli szczurka Emila. Wśród obsady znaleźli
się także: Marian Opania ("Komornik"),
Agnieszka Grochowska ("Warszawa") oraz. To
jednak niespodzianka, która na razie pozostaje tajemnicą.
"Ratatuj" zapowiada się na
wielki przebój nadchodzącej jesieni!
"Ratatuj" w kinach
19 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dziś
(piątek,
13 lipca) w polskich
kinach debiutuje najnowszy film
wywodzący się z długiej
tradycji amerykańskiego umiłowania
swobody, motocykli i wiatru we włosach
-
"Gang Dzikich Wieprzy".
Historia kina obfitowała w
opowieści o miłośnikach tych
ryczących maszyn. Od czasów słynnego
filmu
"Dziki" z 1950 roku z Marlonem
Brando w roli głównej,
Hollywood stworzyło bogatą
mitologię zbuntowanych
motocyklistów - rebeliantów
bez powodu. Powstał wyjątkowo
popularny podgatunek filmów o
ich wyczynach. Wielka była w
tym rola słynnego niezależnego
producenta Rogera Cormana. To on
wyprodukował w 1966 roku film
"Dzikie anioły"
z Peterem Fondą jako głównym
bohaterem. Jak jednak
powszechnie wiadomo, najsłynniejszym
filmem o motocyklistach był "Swobodny
jeździec" z
rewelacyjnymi kreacjami
Jacka Nicholsona i
wspomnianego już Petera
Fondy. Sensacyjna fabuła była
tu pretekstem - film stał się
peanem na cześć wolności, choćby
i prowadzącej do zagłady;
obrazem, jak zwykło się mówić,
kultowym. W tym roku z kolei
widzieliśmy
Petera Fondę jako
motocyklowego wysłannika piekieł
w filmie "Ghost Rider".
"Gang Dzikich Wieprzy"
to komedia - jednak tradycje
"kina motocyklowego" są
tu także obecne. Scenarzysta Brad Copeland
deklaruje, że stworzył historię
o poszukiwaniu wolności, o
buncie, o zmęczeniu codziennością,
tyle że opowiedzianą w zabawny
sposób. By podkreślić nawiązania
do legendarnych filmów o
motocyklach, twórcy na swój
sposób puszczają oko do widzów
- udało im się bowiem namówić
samego
Petera Fondę, by znów
wdział skóry, wsiadł na
harleya i odegrał niewielką,
ale istotną rolę w "Gangu Dzikich
Wieprzy". Kim jest i
dlaczego się pojawia, niech
pozostanie tajemnicą; dość
powiedzieć, że dzięki niemu
wszystko okazuje się być
innym, niż się początkowo
zdawało. Aktor przyznał kiedyś:
Przed
"Swobodnym jeźdźcem"
byłem dla ludzi tylko synem
Henry'ego Fondy. Od
tamtych czasów nie raz udowodnił
swą aktorską klasę, ale
wszystko, jak widać, zaczęło
się od motocykli. Reżyser
filmu,
Walt Becker, pytany o
Fondę, mówi skromnie:
O takiej
obsadzie nie marzyłem w najśmielszych
snach! Czterej
przyjaciele z przedmieść
Cincinnati: biznesman Woody
Stevens (John Travolta),
dentysta Doug Madsen (Tim Allen),
hydraulik marzący o pisarskiej
karierze - Bobby Davis (Martin
Lawrence) oraz stary kawaler
i komputerowy maniak Dudley
Frank (William H. Macy),
w weekendy, jako Gang Dzikich
Wieprzy, wypuszczają się na
wycieczki na swoich nowych i błyszczących
Harleyach. Pewnego dnia
postanawiają jednak odbyć dużo
dłuższą, szaloną podróż w
nieznane, która niespodziewanie
zamienia się w największą
przygodę ich życia. Na swojej
drodze spotykają bowiem
prawdziwy motocyklowy gang - Del
Fuegos, na czele którego stoi
niebezpieczny Jack (Ray
Liotta).
"Gang Dzikich
Wieprzy" w kinach od
dziś.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W
poniedziałek, 9 lipca, warszawskie kino Cinema City Arkadia zostało
opanowane przez harleyowców i ich ryczące maszyny, które, ku zaskoczeniu
bywalców galerii handlowej, najnormalniej w świecie zaparkowały przed
kasami kinowymi. Wszystko to z powodu uroczystej premiery
"Gangu Dzikich Wieprzy" - najnowszej
komedii z Johnem Travoltą,
Timem Allenem, Williamem
H. Macym oraz Martinem Lawrencem
w rolach weekendowych harleyowców,
którzy wyruszają na motocyklach w podróż przez
Amerykę.
Do obejrzenia filmu zaprosił zgromadzonych
Andrzej Nejman ("Złotopolscy"),
który nie ukrywał: Kocham motocykle, ale nie tak po prostu. Jak wiadomo,
istnieje kilka rodzajów motocykli. Według mnie, te sportowe wymagają od
kierującego energii i wysiłku, a to mnie nie kręci. Ja uwielbiam choppery, bo to motocykle relaksujące.
Wielkie maszyny, które sprawiają, że czujesz się jak król szosy. Po jeździe
samochodem z domu do Śródmieścia, gdzie jest mój teatr, wysiadam
wymęczony; po takiej samej jeździe motorem jestem zrelaksowany i czuję się
jak nowo narodzony! - opowiadał Nejman, który właśnie rozpoczyna swoją
wielką przygodę z tymi maszynami i
nawet nie stara się ukryć ekscytacji z tego powodu.
Na widowni, oprócz "zwykłych" fanów dobrych komedii, zasiadła solidna ekipa w
skórzanych kurtkach. To członkowie warszawskich klubów harleyowych. Prezydent
jednego z nich - "Warsaw Chapter Poland" - Dariusz
Kramek, opowiedział przybyłym,
skąd tak naprawdę wzięła się oryginalna nazwa filmu "Wild Hogs", czyli o co
chodzi z tymi wieprzami? H.O.G - Harley Owners GroupR - to światowe stowarzyszenie
właścicieli motocykli
Harley-Davidson, utworzone z ich inicjatywy w 1983 roku przez
firmę Harley-Davidson, w odpowiedzi na
rosnącą potrzebę dzielenia się swoją pasją i
okazywania dumy z posiadania tej legendarnej maszyny. Dziś kluby
H.O.G. na całym świecie organizują zloty, rajdy i liczne międzynarodowe spotkania wielbicieli i
właścicieli motocykli
Harley-Davidson. Nazwa H.O.G. to także - podobno
- nawiązanie do tradycji pieczenia prosiaka podczas zlotów: hog oznacza bowiem w języku
angielskim "wieprz". Ale czy prawdą jest, że motocykliści to
wyjątkowi smakosze wieprzowiny? Kramek zaprzecza:
Wcale nie chodzi o pieczonego prosiaka z kaszą,
"wieprze" wzięły się stąd, że użytkownik motocykla, chcąc pochwalić maszynę kolegi,
miał w zwyczaju mówić, że jest
wypasiona jak wieprz. Było jak było. Zapewne w każdej
z tych wersji jest krztyna prawdy, bo i maszyny
wypasione, i ruszt zapewne mile widziany na zlotach. Ważne, że kluby H.O.G. nie samą rozrywką żyją i dają się
poznać nie tylko podczas spektakularnych parad przemierzających drogi z niepowtarzalnym
brzmieniem silników motocykli
H-D. Angażują się bowiem również w liczne działania
przynoszące korzyści lokalnemu środowisku, jak
choćby wsparcie dla domów dziecka czy
pomoc przy odbudowie zabytkowych obiektów. Dziś na całym świecie
H.O.G. liczy ponad milion członków, co czyni tę organizację największym światowym stowarzyszeniem fanów
motocykli.
"Gang Dzikich Wieprzy", czyli "Wild Hogs" w kinach już od najbliższego piątku
(13 lipca).
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Motocykle
to dla szefa gangu Del Fuegos -
Jacka, dużo więcej niż pasja:
to jego sposób na życie.
Dlatego Jack wścieka się, gdy
grupa japiszonów, dla których
motocykle to zaledwie weekendowe
hobby, wchodzi do baru, w którym
on rezyduje ze swoim
motocyklowym gangiem. Jack to
Ray Liotta, a grupa
mieszczuchów to
John Travolta, Tim
Allen, William H. Macy
i
Martin Lawrence, którzy
spotkali się w nowej komedii "Gang Dzikich Wieprzy"
(w kinach od
13 lipca).
Ray Liotta nie od dziś
znany jest z wcielania się w
role mrocznych, przerażających,
milczących, nieprzewidywalnych
typów. I tym razem jego postać
nie należy do milutkich, choć
aktor mówi ze śmiechem: Moje postaci -
te, które stały po ciemnej stronie - zazwyczaj były tak ekstremalnie złe, że
Jack to przy nich złoty chłopak.
Nie da się jednak ukryć, że jego nowy
bohater to twardy, wytatuowany
harleyowiec, który nie znosi pozerów.
Konfrontacja z takimi weekendowymi motocyklistami, jak
tamta czwórka, jest więc tylko kwestią czasu.
Sam Liotta też ma w
sobie coś mrocznego. Wspólna
praca na planie z grupą żartownisiów,
do jakich z pewnością zaliczają
się Travolta i
Allen, obfitowała w
liczne tarcia i iskrzenia.
Zapewne dlatego na ekranie
relacja między nimi wygląda
tak autentycznie. Liotta
wspominał:
Jestem milczkiem. Oni w ciągu dnia lubili się
wygłupiać, szczególnie John i Tim, który stale żartuje. Denerwowali mnie, gdy
byliśmy gotowi, by zrobić na przykład
zbliżenie. Z zasady w takim momencie pozostali
aktorzy przestają rozmawiać i dają nakręcić scenę, ale ci goście
nie przestawali się wydurniać! My byliśmy gotowi do pracy, ale to oni decydowali, kiedy zaczniemy. Więc
to oni zmusili mnie, żebym jeszcze bardziej na nich wrzeszczał. To było dobre,
bardzo realistyczne i naprawdę pasowało do mojej postaci.
Pytany o to, jak wobec tego udało
mu się przetrwać zdjęcia w
takiej atmosferze,
Liotta zdradził: Ja po
prostu znam swoje miejsce. Ludzie mają różne potrzeby, trzeba ich szanować i
pozwalać im robić to, na co mają ochotę. Ja jestem bardziej ze szkoły Williama
Macy'ego - zamknij się i rób swoje.
"Gang Dzikich Wieprzy"
opowiada o grupie podstarzałych
przyjaciół, którzy wyruszają
w motocyklową podróż przez
Amerykę, by odkryć na nowo
siebie i trochę się zabawić.
Film na ekranach od 13 lipca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Miniony
filmowy weekend należał
zdecydowanie do najnowszej
produkcji legendarnej wytwórni Pixar
- "Ratatuj".
Film zadebiutował na szczycie
amerykańskiego box-office'u z
wynikiem ponad 47 milionów
dolarów! Ale "Ratatuj"
tryumfowało nie tylko za
oceanem. Opowieść o czarującym
szczurku, który marzy o
karierze szefa kuchni w
renomowanej paryskiej
restauracji i jego nieporadnym
przyjacielu Linguinim, miała w
piątek swoją europejską
premierę, która odbyła się
oczywiście w Paryżu.
Pod mostem Aleksandra III, gdzie
główni bohaterowie animacji
poznają się i rozpoczynają
swoją zaskakującą przyjaźń,
rozstawiono wielki namiot i
rozwinięto czerwony dywan.
Premierę zaszczyciła cała
ekipa Pixara na czele z twórcą
jego potęgi - Johnem
Lassaterem, który
zwyczajowo zjawił się ze swoją
gromadką dzieci oraz solidna
ekipa francuskich "celebrities".
To była największa impreza
francuskiej stolicy minionego
weekendu. Jeden z polskich
dziennikarzy filmowych, którzy
uczestniczyli w paryskiej
premierze - Kamil Śmiałkowski,
wspomina: Zastosowano
pomysł maksymalnej stylizacji przestrzeni na Paryż w hollywoodzkim stylu. A więc
byli akordeoniści, malarze ze sztalugami, oraz wszechobecni szefowie kuchni, w
których wcielił się nawet przygrywający obecnym zespół jazzowy. Świetnym pomysłem
była próba stworzenia szczurzej perspektywy.
Wokół było mnóstwo wielgachnych
sztućców, gigantycznych rozmiarów potraw, ludzi na szczudłach. Oczywiście
menu było wymyślne, bardzo francuskie, a porcje wcale nie "mysie".
Śmiałkowski zdradza, że goście
bawili się wyśmienicie, a
ekipa z Pixara czuła się świetnie:
Żartowano nawet,
że zrobili ten film tylko po to, by mieć okazję
do kilku dobrych posiłków. Oczywiście nie tylko premiera, ale i film zrobił na pierwszych widzach wielkie
wrażenie. W kuluarach
powtarzano, że nie było tak
dobrej produkcji Pixara od czasów
"Gdzie jest Nemo".
W Polsce trwają prace nad
rodzimą wersją językową. Już
wiadomo, że obsada będzie
gwiazdorska ze Zbigniewem
Zamachowskim, Agnieszką Grochowska
i
Krzysztofem Kowalewskim
na czele. Na polską premierę
musimy jednak poczekać do
jesieni, dystrybutor zapowiedział
ją na 23 listopada.
Zdobywca Oscara, reżyser Brad
Bird oraz niezastąpieni twórcy
fantastycznych historii ze
studia Pixar przedstawiają film
"Ratatuj" - najbardziej
oryginalną komedię tego sezonu
opowiadającą o z pozoru
niewyobrażalnej przyjaźni. Jej
bohaterami są: szczurek Remy,
który ma czelność marzyć o
zdobyciu sławy jako szef kuchni
w pięciogwiazdkowej francuskiej
restauracji oraz chłopak na
posyłki o imieniu Linguini. Ta
dziwaczna para odkrywa sposób,
by rzucić kulinarny Paryż na
kolana.
"Ratatuj" w kinach od 23
listopada.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
13 lipca na ekranach
polskich kin pojawi się
John Travolta w komedii "Gang Dzikich
Wieprzy". Wystąpił w
niej wraz z innymi gwiazdami:
Williamem H. Macy
("Fargo"), Timem Allenem
("Na psa urok"),
Martinem Lawrencem
("Agent XXL") i Ray'em Liottą
("Chłopcy z
ferajny"). Panowie wcielają
się w weekendowych wojowników,
którzy wyruszają na wielką
wyprawę motocyklową przez
Amerykę. Nie spodziewają się
jednak niebezpieczeństw, które
na nich czyhają. Film
zadebiutował na pierwszym
miejscu amerykańskiego
box-office'u i zapowiada się na
najzabawniejszą komedię tego
lata.
Wygląda też na to, że udział
w
"Gangu Dzikich Wieprzy"
nie był dla
Johna Travolty tylko
pracą. Aktor całkiem nieźle
bawił się na planie. I to nie
sam. W napisach końcowych można
wyłowić kilkakrotnie powtarzające
się nazwisko "Travolta".
Gwiazdor zdradza: Moja siostra Margaret była w filmie asystentką stomatologiczną, a mój
brat Sam jest tym facetem, który zostaje pobity przez wrogi nam gang motocyklowy Del
Fuegos. Mój bratanek Jonathan jest natomiast jednym z kowbojów w barze. Fajnie,
kiedy w ekipie jest rodzina!
Rodzinna atmosfera, piękne
widoki Nowego Meksyku, ekipa
inteligentnych i zabawnych
artystów, a do tego motocykle!
Praca-marzenie. Na dodatek
Travolta słynie z miłości do
maszyn: To było super
- przyznaje. -
Zawsze kochałem motocykle. Czuję się bardzo
komfortowo na motocyklu, to dla mnie naturalne. Przez lata
miałem różne maszyny, lubię jachty i samoloty, motocykle i samochody. Kiedy przeprowadziłem się do
Hollywood, potrzebowałem niedrogiego środka transportu i to oznaczało motocykl. Tak
nauczyłem się je kochać. A Kalifornia jest wręcz dla nich stworzona, dużo łatwiej
się tu jeździ motocyklem niż samochodem. Nadal kocham
otwartą drogę i wiatr na twarzy
- kończy rozmarzony aktor.
Ten luz widać na ekranie.
Travolta po raz kolejny
udowadnia, że jest świetnym
aktorem komediowym. Choć grywał
role dużo poważniejsze i
zdobywał powszechne uznanie
krytyki (m.in. dwie nominacje do
Oscara), nie odrzuca propozycji
lżejszych. Mówi, że laury
przyznawane przez fachowców z
branży to fundament, który
uwiarygodnia całą karierę.
Dzięki temu na przykład Meryl
Streep może zrobić zarówno
komedię "Diabeł ubiera się
u Prady", jak i dramat
"Wybór Zofii", a ja
"Pulp Fiction" i
"Gang Dzikich
Wieprzy". To daje dużo
szersze możliwości.
"Gang Dzikich Wieprzy"
w kinach od
13 lipca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
13 lipca
w polskich kinach pojawi się
komedia lata.
"Gang Dzikich Wieprzy"
to, bez dwóch zdań, film
skazany na sukces. Wszystko jest
w nim dzikie - począwszy od
tytułu, poprzez fenomenalną
obsadę: m.in.
John Travolta
("Pulp Fiction"),
Ray Liotta ("Chłopcy
z ferajny"),
Tim Allen ("Na psa
urok"),
William H. Macy ("Fargo"),
Marisa Tomei ("Mój
kuzyn Vinny") czy
Martin Lawrence
("Agent XXL"), a skończywszy
na prześmiesznym pomyśle wysłania
gangu podstarzałych mieszczuchów
w motocyklową podróż przez
Stany.
Film powstał po to, by bawić,
jest w nim jednak także spora
dawka umiłowania wolności i tęsknoty
za otwartą przestrzenią. To
przywodzi na myśl inny film, święcący
w ostatnich tygodniach
spektakularne triumfy na
ekranach kin całego świata -
"Piraci z Karaibów".
Porównanie to nie jest
przypadkowe. Scenarzysta "Gangu Dzikich
Wieprzy", Brad
Copeland, tak tłumaczył
motywacje bohaterów:
Ci ludzie
pracują od dziewiątej do piątej, a potem marzą, by się wyrwać, tęsknią za swobodą.
Myślę, że moi bohaterowie uważają się za swego rodzaju pozerów. Chcą z tym skończyć
i właśnie dlatego pewnego dnia wpadają na myśl:
dlaczego by nie wypuścić się w
prawdziwą podróż? Sądzę, że wynika to z przekonania, iż nikt nie chce się czuć w
życiu do końca bezpiecznie. Ci faceci kochają swoją pracę, swoje żony, swoje rodziny
i dzieci, ale jednocześnie jest w nich inne pragnienie: żyć niebezpiecznie, na
krawędzi, choćby przez parę dni.
Zadziwiająco przypomina to
pirackie poszukiwanie wolności!
Zapewne na Latającego Holendra
bohaterowie
"Gangu Dzikich Wieprzy"
wskoczyliby bez chwili wahania.
Ale skojarzenia z "Piratami
z Karaibów" są też dużo
bardziej bezpośrednie. O
kostiumy do filmu zadbała
bowiem
Penny Rose, znana z
fenomenalnych pomysłów, które
znakomicie sprawdziły się w
cyklu o przygodach Jacka
Sparrowa. Rose śmiała się, że
motocykliści są faktycznie jak
piraci, bo dbają o efektowny
ubiór. To widać na ekranie.
Podobnie jak ekipa Czarnej Perły,
Dzikie Wieprze mają dopracowany
każdy szczegół stroju. Ich
image ma wyrażać poczucie
godności i pewność siebie na
szosie, dokładnie tak, jak
koraliki we włosach Sparrowa
robią z niego prawdziwego
pirata. Szczególną radość
sprawiło Penny Rose
skomponowanie ubioru Williama H.
Macy'ego. Najbardziej nośny
pomysł to w tym przypadku
komiczny hełm z lat
czterdziestych i dziwaczne
ciemne okulary. Choć aktor
przyznał, że noszenie spodni z
ciężkiej czarnej skóry w
temperaturach Nowego Meksyku,
gdzie kręcono "Gang
Dzikich Wieprzy", nie uszczęśliwiało
go nadmiernie.
Czterej przyjaciele z przedmieść
Cincinnati: biznesmen Woody
Stevens (Travolta),
dentysta Doug Madsen (Allen),
hydraulik marzący o pisarskiej
karierze - Bobby Davis (Lawrence)
oraz stary kawaler i komputerowy
maniak Dudley Frank (Macy),
w weekendy wypuszczają się na
wycieczki na swoich wiernych
harleyach. Postanawiają
wreszcie odbyć dłuższą podróż
w nieznane, co ma niespodziewane
konsekwencje. Na swej drodze
spotykają bowiem autentyczny
motocyklowy gang - Del Fuegos,
na czele którego stoi groźny
Jack (Liotta).
"Gang Dzikich Wieprzy" w
kinach od
13 lipca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
w najbliższy piątek (22
czerwca) mały szczurek Remy, który
marzy o karierze szefa kuchni w
renomowanej paryskiej
restauracji, wyruszy na podbój
światowych kin. Najnowsza
animacja legendarnego studia
Pixar
"Ratatuj" będzie miała
swoją światową premierę w
Los Angeles.
Jest to produkcja nie byle jaka,
bo wyreżyserowana przez zdobywcę
Oscara za "Iniemamocnych"
- Brada Birda, a wyprodukowana
przez twórcę potęgi studia,
Johna Lassetera. W
oryginalnej wersji językowej można
usłyszeć prawdziwe legendy
ekranu - Iana Holma
("Władca pierścieni"),
Petera O'Toole'a
("Lawrence z Arabii")
i Briana
Dennehy'ego ("Atak na
posterunek"), a także
wielu utalentowanych komików
(m.in. Janeane Garofalo czy
Brada Garretta).
Oprócz gwiazd, które użyczają
głosów bohaterom
"Ratatuja" oraz twórców
filmu, piątkową premierę na
Hollywood Boulevard mają
zaszczycić m.in. Denise
Richards, Andy Garcia i Henry
Rollins. 30 czerwca zaś odbędzie
się premiera europejska. Jak
nietrudno się domyślić, będzie
miała miejsce w Paryżu, dokładnie
tam, gdzie główni bohaterowie:
szczurek Remy i pomocnik
kuchenny Linguini, pierwszy raz
się spotykają - przy Moście
Aleksandra III.
Polska premiera planowana jest
na
23 listopada. W
Warszawie trwają właśnie
prace nad dubbingiem. W rolę
szczurka wcieli się
Zbigniew Zamachowski. W
filmie usłyszymy również
m.in. Agnieszkę Grochowską
i
Krzysztofa Kowalewskiego.
Remy jest obdarzony niesamowitym
węchem i niezwykłym, jak na
szczura, marzeniem, by zostać
szefem kuchni w wytwornej
restauracji. Remy'ego nie zniechęca
nawet to, że próbuje robić
karierę w najbardziej
szczurofobicznej profesji świata!
Do tego dochodzi presja rodziny,
która chce, by zadowolił się
klasycznym, szczurzym, śmietnikowym
stylem życia. Okoliczności
jednak dosłownie wrzucają go
do paryskiej restauracji rozsławionej
przez kulinarnego idola Remy'ego
- Auguste'a Gusteau, który
przez całe życie jak mantrę
powtarza zdanie: Każdy może
gotować! Remy szybko orientuje
się, że "być odkrytym w
kuchni", gdy ma się ogon i
wąsy, może się okazać,
delikatnie mówiąc, wielkim
zagrożeniem. I kiedy wydaje się
już, że marzenia Remy'ego legną
w gruzach, spotyka on kogoś,
kto w niego uwierzy. Ten
nieoczekiwany przyjaciel to
Linguini - nieśmiały pomocnik
kuchenny, którego właśnie mają
wyrzucić z pracy. Teraz, gdy
obaj nie mają nic do stracenia,
Remy i Linguini zawierają
nieprawdopodobny układ -
niezdarne ciało Linguiniego ma
stać się medium dla
kreatywnego umysłu Remy'ego. Ta
para postawi kulinarny świat
Paryża na głowie! Dzięki swej
współpracy doświadczą
komicznych zwrotów akcji,
uczuciowych zawirowań oraz
sukcesów, jakich nigdy by nie
osiągnęli w pojedynkę.
"Ratatuj" w
kinach jesienią.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wytwórnia
Disneya na tegoroczny
Dzień Dziecka
przygotowała dla najmłodszych
prawdziwą gratkę. 1 czerwca do
kin wchodzi bowiem jej
najnowsza, wyjątkowo zwariowana
produkcja -
"Rodzinka Robinsonów".
To historia Leona, chłopca, który
wychowuje się sam i marzy o
tym, by znaleźć dla siebie
rodzinę. Ale marzy mu się też
wiele więcej... Marzenia to całe
jego życie! Leon rośnie na
prawdziwego wynalazcę. W
niesamowitych okolicznościach
spotka tajemniczego Alberta
Robinsona, który zabierze go ze
sobą w przyszłość. A świat
przyszłości prześcignie najśmielsze
wyobrażenia Leona! Chłopiec
spotka tam niezwykłą rodzinkę
Alberta - tak bardzo szaloną,
że jej domowym pupilem jest
wielki dinozaur T-Rex o imieniu
Tyci, który właśnie wpadł z
wizytą z prehistorii. Mama
rodzinki Franny uczy zaś grupę
żab gry w jazzowym big bandzie.
Jakby to było zupełnie typowe,
żabia orkiestra składa się z
27 płazów: pianisty Frankiego
(naprawdę tajemnicza i
dwuznaczna postać w stylu młodego
Franka Sinatry), perkusisty,
basisty, pięciu klarnecistów,
czterech trębaczy, czterech
puzonistów, sześciu
saksofonistów oraz czterech
grających na tubach. A jak
wszyscy zagrają, to niejeden
"ludzki" zespół mógłby
wpaść w kompleksy!
Ale oczywiście to jeszcze nie
koniec. W świecie przyszłości
karty rozdaje niejaki Leonard
Robinson - ojciec szalonej
rodzinki i twórca wielkiej, świetnie
prosperującej firmy zajmującej
się wynalazkami. Głosu w
polskiej wersji językowej użyczył
mu ogromnie popularny i
niezwykle zapracowany aktor
Tomasz Kot. Jak wiadomo,
jest to jeden z najczęściej
pojawiających się na ekranie
aktorów swojego pokolenia. Kot
sam niedawno został tatą i będzie
to pierwszy Dzień Dziecka, który
obchodzi wraz z córeczką.
Aktor nie ukrywa w wywiadach, że
jest najszczęśliwszym ojcem
pod słońcem:
Bardzo dobrze czuję się w tej roli. Życzę tym, którzy tak jak my świeżo
zostali rodzicami, wszystkiego najlepszego!
Występ Tomasza Kota w
"Rodzince Robinsonów"
z jeszcze jednego powodu wydaje
się być trafiony. Aktor, dokładnie
jak Leonard Robinson, sam też
najwyraźniej lubi wynalazki.
Jego kilkumiesięczna córeczka
Blanka jeździ bowiem
supernowoczesnym wózkiem w
kształcie bolidu McLarena,
jakim ściga się między innymi
Fernando Alonso.
"Rodzinka Robinsonów"
na ekranach kin od 1 czerwca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Piraci z Karaibów. Na krańcu świata"
przebój wytwórni Disneya
kontynuuje falę sukcesów
zapoczątkowaną przez
poprzednie dwie części opowieści.
Szacuje się, że będzie to
jedno z największych globalnych
otwarć w historii kina. Film już
zarobił w USA 126,5 miliona dolarów,
a przed nim jeszcze wyjątkowy
poniedziałek. W Stanach bowiem
obchodzi się dziś Memorial Day,
stąd wyjątkowo ten weekend
otwarcia będzie sobie liczył aż
cztery dni. To może dać
filmowi szansę na pobicie
dotychczasowego rekordu
globalnego otwarcia, który
wynosi aktualnie 381,7 miliona
dolarów. "Piraci z Karaibów.
Na krańcu świata" stali
się tym samym 53 filmem studia
Disneya, który przekroczył na
otwarciu magiczną sumę 100
milionów dolarów. Wstępny
wynik w międzynarodowym
box-office wynosi 205,5 miliony
dolarów przychodu z weekendu,
co daje mu drugie otwarcie
wszechczasów. Warto dodać, że
przed "Piratami."
jeszcze zdobycie dwóch wielkich
rynków - Chin i Indii. Mark
Zoradi - szef marketingu i
dystrybucji w Disneyu mówił w
niedzielę:
Film jest na dobrej drodze
do osiągnięcia najwyższego w historii kina otwarcia globalnego. W każdym zakątku globu film
startuje z prawdziwym przytupem i sądzę, że ten entuzjazm świetnie wróży dalszym
wynikom. Producent Jerry
Bruckheimer jeszcze przed
debiutem kinowym mówił o
swoich oczekiwaniach wobec
trzeciej części "Piratów.":
Zawsze mam nadzieję na najlepsze, a
spodziewam się najgorszego.
Wygląda więc na to, że jak
zwykle w przypadku Bruckheimera
jego nadzieje się spełniły.
W Polsce film po
pierwszych dniach wyświetlania
osiągnął wysoki wynik
252 531 widzów, co
imponuje zwłaszcza mając na
uwadze tropikalne upały
minionego weekendu.
"Piraci z Karaibów. Na krańcu świata"
na ekranach kin w całej Polsce.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na
kilka dni przed premierą
najnowszej produkcji studia
Walta Disneya -
"Rodzinka Robinsonów",
w sklepach płytowych pojawi się
polska ścieżka dźwiękowa z
filmu.
Na płytę składają się
przeboje napisane specjalnie na
potrzeby animacji przez
cenionego wokalistę i autora
piosenek
Rufusa Wainwrighta oraz
laureata nagrody Grammy i
supergwiazdy muzyki pop -
Roba Thomasa. Nie
zabraknie również pięknej
muzyki ilustracyjnej w
kompozycji trzykrotnie
nominowanego do Oscara
Danny'ego Elfmana. Na płycie
znajdą się także cztery
utwory w polskiej wersji językowej.
I tu największa niespodzianka.
Dwa z nich zgodził się zaśpiewać
i opatrzyć własnym tekstem Artur Rojek
z zespołu
Myslovitz. To wydarzenie
niemal bezprecedensowe, gdyż
zwykle teksty piosenek do filmów
Disneya są pisane przez tekściarzy
wytwórni. Tym razem
postanowiono odstąpić od tej
tradycji. To muzyk zaproponował
takie rozwiązanie: Kiedy otrzymałem propozycję z
Disneya, moim pierwszym pytaniem było to
o autora tekstów. Chciałem zaśpiewać te utwory z własnym tekstem.
Oczywiście oryginalne słowa piosenek były dla mnie inspiracją, ale ostatecznie to sam film,
który obejrzałem jeszcze w wersji roboczej, nasunął mi pomysły do tekstów
- zdradza wokalista. - Bardzo chciałem oddać w nich
tę spontaniczność, dziecięcość i nadzieję,
o której mowa w filmie. Sądzę, że ta opowieść ujmie dzieci.
Artur Rojek dodaje: Propozycja od razu wydała mi się interesująca. Nie ukrywam, że filmy Disneya w dużej
mierze ukształtowały moją dziecięcą wrażliwość. Dla mnie, jak dla większości ludzi z
mojego pokolenia, te filmy były
swego rodzaju dobrem ekskluzywnym, odświętnym, czymś
bardzo wyjątkowym, na co jako dzieci bardzo
czekaliśmy. Oczywiście, dziś już na
Disneya patrzę trochę inaczej i zdaję sobie sprawę z tego, że oprócz
spełniania dziecięcych marzeń, to również wielki biznes, jednak mimo to praca nad nagraniem
była miłym powrotem do dziecięcych wspomnień
- kończy wokalista
Myslovitz.
Pierwszym singlem z albumu jest
utwór "Cisza i
wiatr", drugi nosi tytuł
"Cokolwiek się
zdarzy", oba w wykonaniu i
z tekstem właśnie
Artura Rojka.
W polskiej wersji językowej
filmu widzowie usłyszą głosy
m.in.
Tomasza Kota, Agaty
Kuleszy, Wiesława Michnikowskiego
oraz
Tomasza Dedka.
Historia zaczyna się od Leona -
małego geniusza, który
uwielbia wynalazki i dziwaczne
gadżety. Ma też ogromną
nadzieję, że w końcu znajdzie
sobie rodzinę, której nigdy
nie miał. Leon wyruszy w podróż,
która zaprowadzi go do miejsca,
jakiego nawet on by nie wymyślił.
Miejsca, w którym słowo
"niemożliwe" już nie
istnieje: do przyszłości.
Zabiera go tam tajemniczy
nieznajomy - Albert Robinson. W
przyszłości Leon pozna
zwariowaną, futurystyczną
rodzinkę Robinsonów. To oni
pomogą mu odkryć niesamowite i
wzruszające sekrety. Jednak ta
niesłychana podróż doprowadzi
Leona również do spotkania z
prawdziwie czarnym charakterem -
paskudnym Kolesiem w Meloniku,
który będzie próbował uniemożliwić
mu powrót do teraźniejszości.
Ścieżka dźwiękowa z "Rodzinki
Robinsonów" w
sklepach od 28 maja, a film w
kinach
od 1 czerwca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
w nadchodzący piątek (25 maja)
na ekranach kin
"Piraci z Karaibów. Na krańcu
świata".
Młodziutka brytyjska aktorka - Keira Knightley
już po raz trzeci wcieli się w
rolę zafascynowanej światem
piratów Elizabeth Swann. Kiedy
Keira pracowała przy
"Klątwie Czarnej Perły",
pierwszej części pirackiej
opowieści, miała zaledwie
siedemnaście lat, a na planie
opiekowała się nią mama.
Wtedy, debiutująca w Hollywood
aktorka, była znana głównie
ze swojej pierwszej dużej roli
w "Podkręć jak Beckham".
Otwarcie przyznawała, że była
onieśmielona skalą "Piratów."
i nie mogła wydusić z siebie słowa,
grając pierwszą scenę z
Johnnym Deppem. Teraz,
po pięciu latach, sytuacja ma
się "trochę"
inaczej.
Sława "Piratów.", a
za nią popularność Knightley,
dotarła do najdalszych zakątków
globu, można by rzec - "na
kraniec świata". Keira
pytana o to, czy są jeszcze
miejsca, w których może
poruszać się swobodnie
odpowiada:
Hmmm. Pojechałam ostatnio
do Buthanu i nie zostałam rozpoznana. Natomiast w Tajlandii mnie rozpoznano. W
Afryce z oczywistych względów - nie. Choć ostatnio w Etiopii, w odległym miejscu,
tańczyliśmy wokół ogniska, a ktoś do mnie podszedł i spytał, czy nie jestem
przypadkiem tą dziewczyną z "Piratów z Karaibów"...
Dziewczyna narzeka na brak możliwości
poruszania się bez śledzących
ją fotografów ale dodaje ze śmiechem:
Anonimowość to piękna rzecz!
Jednak nie wszystko w młodej
gwieździe zmieniła wielka sława.
Keira z pewnością nie zamierza
zmieniać swojego stylu ani
miejsca zamieszkania. Nie chce
przenosić się do matecznika
gwiazd - Los Angeles:
Uważam, że Los Angeles jest trudne do życia. Nie
sądzę, żebym mogła tam rozkwitnąć, chociaż oczywiście, kiedy tam jestem, lubię
chodzić do modnych miejsc i patrzeć na sławnych ludzi. To zupełnie inny świat
- zdradza, ale dodaje. - Tam obowiązuje niezwykle idealny wygląd! To musi kosztować
wiele przygotowań i godzin przed lustrem. Ja zostałam okrzyknięta jedną z
najbardziej niechlujnych osób na świecie, z czego - szczerze mówiąc - jestem dumna!
- kończy aktorka, nie kryjąc
zadowolenia.
Czasy piratów i ich zuchwałych
wyczynów zdają się dobiegać
końca. Bezwzględny lord Cutler
Beckett (Tom Hollander)
opanował Latającego Holendra.
Statkiem-widmem dowodzi
straszliwy kapitan Davy Jones (Bill
Nighy), ale lord stał się
jego zwierzchnikiem, to w jego ręce
trafiło serce kapitana, które
kontroluje morza i oceany. Will
Turner (Orlando Bloom),
Elizabeth Swann (Keira Knightley)
i kapitan Barbossa (Geoffrey Rush),
który powrócił do świata żywych,
łączą siły, by uwolnić
Jacka Sparrowa (Johnny Depp)
ze skrzyni umarlaka, a potem
wraz z innymi piratami stawić
czoła Cutlerowi i jego potędze.
"Piraci z Karaibów. Na krańcu
świata" w kinach od
25 maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
25 maja na ekranach kin
na całym świecie spektakularna
premiera trzeciej części "Piratów z Karaibów" - "Na krańcu świata".
Widzów czeka spotkanie z
prawdziwą plejadą gwiazd. Od
dobrze już znanych członków
pirackiej ekipy - Johnny'ego Deppa
vel Jacka Sparrowa,
Keiry Knightley vel
Elizabeth Swann i Orlando Blooma
vel Willa Turnera - po powracającego
w wielkim stylu Geoffrey'a Rusha
i gwiazdę azjatyckiego
pochodzenia Chow Yun-Fata,
który wcielił się w rolę
pirata Sao Fenga.
Jednak największą tajemnicą
było niemal do końca
pojawienie się w obsadzie (lub
nie) Keitha
Richardsa. O tej roli
spekulowano już od razu po
premierze "Klątwy Czarnej
Perły". Wszyscy bez wyjątku
twierdzili, że jeśli Jack miałby
mieć ojca, musiałby to być właśnie
gitarzysta legendarnych Stonesów.
Ten chód, ten styl i to
"swobodne podejście do życia"
- wypisz wymaluj Richards! Muzyk
miał wystąpić już w
poprzedniej części cyklu, ale
jak wiadomo, uniemożliwił mu
to słynny niefortunny upadek z
palmy. W tajemnicy odbywały się
specjalne pokazy "Piratów."
dla Stonesów, do ostatniej
chwili ustalano szczegóły tej
kreacji. I jest! Szefa piratów
zagrał sam Keith Richards,
legendarny gitarzysta grupy The
Rolling Stones, a prywatnie
przyjaciel Deppa. To kawałek o wolności, dziecinko
- komentował "Piratów..."
i swój w nich udział słynny
rockman. - Idzie tu nie o to, żeby zniszczyć establishment, ale żeby
nie dopuścić, by on zniszczył ciebie. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym pomyśle,
byłem przekonany, że to numer filmowy w stylu Elvisa Presleya. Mam wziąć gitarę,
stanąć na planie, coś zagrać i zaśpiewać. Ale gdy przeczytałem cały scenariusz,
pomyślałem sobie, że to dla mnie naturalne zadanie do wykonania. No i zrobili dla
mnie fajną gitarę.
Gitarę skonstruował słynny twórca
instrumentów muzycznych Danny
Farrington. Depp tak komentował
udział Richardsa w produkcji:
Wszyscy czekali na
niego, jak na przejście huraganu. Na planie pojawili się ludzie, których tu nie było
od miesięcy. Myślę, że Sparrowa i Teague'a łączy twarda miłość. Bo Teague to jeden z
tych piratów, którzy w jednej chwili przyciskają cię czule do serca, w drugiej zaś
gotowi są załatwić cię na amen. A nawet najpierw załatwią cię na amen, a potem czule
wyściskają. Po prostu nigdy nie wiadomo, czego się po takim gościu spodziewać.
Jerry Bruckheimer mówił: Myślę, że Keith nieźle się bawił, chyba ciężko było mu opuścić
plan. A pomiędzy ujęciami kręcił się wszędzie i przyglądał wszystkiemu.
Nieoficjalne doniesienia były
mniej idylliczne: Richards
podczas zdjęć bywał podobno
lekko podchmielony. Choć to
zapewne jedynie ze względu na
element wczucia się w rolę,
przecież piraci i rum to niemal
jedno.
"Piraci z Karaibów. Na krańcu
świata" w kinach od
25 maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Piraci z Karaibów",
których ostatnia część -
"Na krańcu świata" już
w przyszłym tygodniu będzie
miała swoją światową premierę,
to nie tylko wielkie widowisko
filmowe, ale i cała filozofia.
Tym razem producenci i reżyser
zdecydowali się wykorzystać w
filmie motywy azjatyckie. Wśród
nich najważniejszy jest występ
wielkiej azjatyckiej gwiazdy w
jednej z głównych ról. Chow Yun-Fat
("Przyczajony tygrys,
ukryty smok",
"Cesarzowa", ale i
filmy amerykańskie, m.in.
"Anna i Król" z Jodie
Foster) zagrał w
"Piratach." bezwzględnego
pirata Sao Fenga. To jednak nie
koniec nawiązań do kultury
Azji - piracka banda trafia w
tej części filmu do Singapuru.
Miasto zostało wyczarowane
przez scenografa Ricka Henrichsa
w potężnym Studiu numer 12
Universalu. Powstało tam 40
budynków oraz nabrzeże. Szczególnie
istotne były targ i łaźnia -
oba te miejsca posłużyły za tło
spektakularnych scen akcji.
Heinrichs opowiadał:
Wygląd Singapuru z tych czasów nie jest zbyt dobrze
udokumentowany - nieźle znany jest dopiero wygląd miasta i portu w XIX wieku. Z
pewnością było to miejsce eklektycznego spotkania wielu wpływów architektonicznych.
Na podstawie świadectw dotyczących innych miast chińskich z początku XVIII wieku,
zdecydowaliśmy się na ostrą, ekspresjonistyczną z ducha mieszankę wpływów chińskich
i malajskich. Kolejnym
ukłonem w stronę Azji jest
uroczysta światowa premiera w
stolicy Japonii - Tokio 23 maja.
Ale to jeszcze nie wszystko.
Plastyczny wizerunek filmu ma
dwa oblicza: bardziej
europejskie - mgliste,
tajemnicze, o stonowanych
kolorach oraz azjatyckie -
czerwone, drapieżne. W chińskiej
kulturze tradycyjnie czerwień
oznacza kolor szczęścia,
powodzenia, miłości. Panny młode
zakładają na ceremonię zaślubin
czerwone suknie. To może nieźle
wróżyć filmowi, a trop z
ceremonią zaślubin nie jest błędny.
Czerwony layout filmu - plakaty,
kinowe standy, ulotki i gadżety,
króluje więc przede wszystkim
w Azji. W Europie na tę wersję
zdecydowano się np. we Francji,
co specjalnie nie dziwi, biorąc
pod uwagę głęboką fascynację
Francji Azją. Poza tym, w
Europie przeważa layout
"mglisty". Polski
dystrybutor -
Forum Film - postanowił
oddać ukłon fanom kapitana
Jacka Sparrowa i jego drużyny.
Na polskim rynku zobaczymy więc
obie wersje layoutu. Już można
podziwiać pierwszą, europejską
odsłonę materiałów
promocyjnych, a jeszcze w tym
tygodniu do kin w całym kraju
trafi wersja czerwona -
azjatycka. To wyjątkowa
sytuacja w skali światowej.
Jednak jak wszędzie na świecie,
film będzie można u nas oglądać
od
25 maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Lada
moment (25 maja) na
ekranach kin na całym świecie
pojawi się ostatnia,
niecierpliwie wyczekiwana, część
"Piratów z Karaibów"
-
"Na krańcu świata".
To, jak zapowiadają twórcy,
koniec pewnego rozdziału. Co
wcale nie oznacza, że
definitywny finał opowieści o
losach Jacka Sparrowa i jego
przyjaciół.
Jednym z aktorów, który dzięki
trylogii o
"Piratach z Karaibów"
zyskał szeroką sławę jest
brytyjski gwiazdor - Orlando
Bloom. "Piraci."
oraz opowieść (również
trylogia) o "Władcy pierścieni"
uczyniła z młodego Anglika
jednego z najczęściej
szukanych w wyszukiwarce Google
mężczyzn na świecie. Czy
Bloom spodziewał się, że
stanie się częścią filmowego
fenomenu? Aktor wspomina z uśmiechem:
Ten film to był żart. Wiele
osób kręciło nosem na sam pomysł zrobienia czegoś w typowym disnejowskim stylu. To
Geoffrey Rush pierwszy wspomniał mi o tym projekcie
- zdradza. -
Pracowaliśmy
wspólnie w Australii nad filmem "Ned Kelly", Rush powiedział wtedy, że scenariusz
"Piratów" jest świetny, i że powinienem się nim zainteresować. Nadal wiszę mu
dziesięć procent mojej gaży, stale mi o tym przypomina.
- śmieje się Orlando. Więc
zainteresował się. Dostał rolę
i stał się swego rodzaju ikoną.
Jego postać - Will Turner, to
niewątpliwie marzenie każdej
dziewczyny - wierny, waleczny,
przystojny, wysportowany. Ale
jak sam Bloom czułby się w skórze
pirata?
Byłbym do niczego!
Pewnie nieźle radziłbym sobie z szablą i, gdybym był kapitanem, nie miałbym nic
przeciwko wydawaniu rozkazów. Wydaje mi się jednak, że prawdziwi piraci muszą
spędzać sporo czasu wiążąc liny i wykonując te wszystkie morskie zadania
- mówił aktor z żalem. - Chodzi mi o to, że istnieją jakieś miliony węzłów, a ja nie
zdołałem się nauczyć choćby jednego z nich.
Will Turner (Orlando Bloom)
i Elizabeth Swann (Keira Knightley),
sprzymierzeni z kapitanem
Barbossą (Geoffrey
Rush), ruszają tym razem w
desperacką pogoń, by wyrwać
Jacka Sparrowa (Johnny Depp)
z rąk okrutnego Davy'ego Jonesa
(Bill Nighy). W tym
czasie przerażający statek
widmo - Latający Holender, pod
kontrolą Kompanii
Wschodnioindyjskiej, sieje
spustoszenie na morzach. Nie zważając
na niebezpieczeństwa czyhające
na niepewnych wodach oraz na grożącą
w każdej chwili zdradę,
przyjaciele muszą znaleźć
drogę do egzotycznego
Singapuru, by stanąć oko w oko
z przebiegłym chińskim piratem
- Sao Fengiem (Chow Yun-Fat).
Dotarłszy do prawdziwego krańca
świata, każde z nich stanie
przed ostatecznym wyborem. W
finałowej, tytanicznej bitwie
położą na szali swoje życie,
fortunę i całe pirackie umiłowanie
wolności.
"Piraci z Karaibów. Na krańcu
świata" na ekranach
kin od
25 maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Ściśle tajne"
- bardzo dobrze przyjęty w USA
thriller szpiegowski, już w
nadchodzący piątek (11 maja)
pojawi się i w naszych kinach.
Jest to oparta na faktach opowieść
o dwóch pracownikach FBI. Młodego
adepta, który właśnie skończył
szkolenie - Erica O'Neilla,
zagrał
Ryan Philippe. W doświadczonego
agenta, szczycącego się
wieloletnią pracą w tajnych służbach
- Roberta Hanssena, wcielił się
Chris Cooper. Młody
funkcjonariusz, zdziwiony błyskawicznym
awansem, wkrótce odkrywa źródło
tego zaszczytu: ma zdekonspirować
podejrzewanego o współpracę z
sowietami Hanssena. Między mężczyznami
toczy się skomplikowana gra
psychologiczna. Tu nikt nikomu
nie ufa i każdy każdego chce
przyłapać na zdradzie.
"Ściśle tajne" to,
jak napisano w "Wall Street
Journal",
"bezkompromisowe studium
upadku duszy".
Powszechnie wiadomo, że Chris Cooper
to jeden z najwybitniejszych
aktorów w Hollywood. Do
historii przeszły jego kreacje
w "American Beauty",
czy w nagrodzonej Oscarem
"Adaptacji". Aktor słynie
z ról twardych,
bezkompromisowych facetów.
Odtwarzane przez niego postaci są
często dwuznaczne,
skomplikowane psychologicznie.
Twórcy nie mieli najmniejszych
obaw o to, czy poradzi sobie z
postacią Hanssena. O umiejętności
młodego aktora -
Ryana Philippe ("Gosford
Park", "Miasto
gniewu"), reżyser Billy Ray
również się nie martwił.
Problemem mogło okazać się
jedynie wytworzenie tak dużego
napięcia między aktorami, by
sprawiało wrażenie
autentycznego.
Być może dlatego reżyser
postanowił "zagrać"
papierosami. Philippe skarżył
się, że
Billy Ray zakazał mu
palić na planie filmowym.
Stwierdził po prostu, że ten
nawyk nie pasuje do jego czystej
i nieskalanej postaci. Aktor
dodał, że było mu tym
trudniej, że Cooper
najzwyczajniej w świecie odmówił
zastosowania się do zakazu.
Warto dodać, że Cooper pali dużo,
dosłownie odpala jednego
papierosa od drugiego. Philippe
narzekał: Dlaczego ja musiałem rzucić, a Chris może palić? On wypala takie
ilości papierosów, że naprawdę trudno nam razem pracować.
Ten przemyślany zabieg reżysera
odniósł właściwy skutek.
Prawdziwy Eric O'Neill, który
opisał swoje wspomnienia, a w
czasie pracy nad filmem pełnił
rolę konsultanta, przyznał, że
obserwowanie Coopera i
Philippe'a na planie było czymś
na kształt deja vu. Ray zadbał
o to, by Eric był obecny na każdym
etapie produkcji. O'Neill
weryfikował najdrobniejsze
detale, zwłaszcza te dotyczące
procedur FBI. Tak podsumował
swoją przygodę z filmem:
Billy
zawsze wysłuchiwał uważnie
moich sugestii. Myślę, że udało
nam się zrobić film
perfekcyjnie oddający realia
pracy i klimatu w Biurze.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
wkrótce na ekranach polskich
kin będziemy mogli oglądać
jednego z najzdolniejszych
amerykańskich aktorów młodego
pokolenia -
Ryana Philippe, w
mrocznym filmie o największym
skandalu szpiegowskim w historii
USA -
"Ściśle tajne".
Aktor z entuzjazmem przyjął
propozycję zagrania w tym
filmie; fascynują go
scenariusze oparte na
prawdziwych wydarzeniach. Takie projekty zawsze mnie
interesują, dla aktora sposobność zapoznania się z książkami i relacjami prasowymi
na dany temat, rozmawiania ze świadkami wydarzeń, jest niezwykle inspirująca, bardzo
pomaga skonstruować rolę.
Ryan Philippe popularność
zdobył jeszcze jako nastolatek
dzięki udziałowi w operze
mydlanej "One Life to Live",
gdzie zagrał Billy'ego Douglasa,
pierwszego nastolatka-geja w
dziejach amerykańskiej
telewizji. "Koszmar
minionego lata" oraz
"Szkoła uwodzenia"
sprawiły, że stał się idolem
młodej publiczności. Zawsze
jednak miał większe ambicje,
co wkrótce udowodnił, występując
w "Gosford Park"
Roberta Altmana, "Mieście
gniewu" czy
"Sztandarze chwały"
Clinta Eastwooda. Jego burzliwe
małżeństwo z aktorką Reese
Witherspoon stało się obiektem
wielu publikacji plotkarskiej
prasy.
I właśnie rozpad małżeństwa
po siedmiu wspólnych latach skłonił
młodego aktora do chwili
przerwy w pracy. Philippe
przyznaje w wywiadach, że nie
jest idealną osobą, jednak nie
pozwoli na to, by obciążono go
całą odpowiedzialnością za
rozpad tego związku. Często
podkreśla też, że przechodzi
przez najgorszy okres w swoim życiu.
Aby uratować to, co jeszcze
zostało mu dobrego w życiu
prywatnym, zafundował sobie właśnie
solidny odpoczynek od aktorstwa.
Chce spędzać więcej czasu z
dziećmi - siedmioletnią Avą i
trzyletnim Deaconem. Aktor tak
wyjaśnia tę decyzję:
Bycie tatą
jest dla mnie w tej chwili sprawą numer jeden. W minionym roku 32-letni gwiazdor
pracował nad trzema filmami, teraz karierę zostawił na dalszym planie. Możliwości,
które do tej pory przynosiło mi życie były niesamowite
- mówi. -
Ale kariera to
ostatnia rzecz, o której myślę, mając na względzie to, co się dzieje w moim życiu
prywatnym. Po "Ściśle
tajne" przez długi czas
nie będziemy więc oglądać
Ryana. Wygląda na to, że teraz
zajmie się przede wszystkim
rozwodem. I nie będzie to przysłowiowa
bułka z masłem. Reese
Witherspoon zaangażowała właśnie
sławnego prawnika gwiazd -
Roberta Kauffmana, który
skutecznie rozwiódł już m.in.
Jennifer Aniston, Roseanne Barr
i Lisę Marie Presley.
"Ściśle tajne" na
ekranach od
11 maja. Młody agent
FBI, Eric O'Neill (Ryan Philippe),
zaczyna pracę w nowo utworzonym
wydziale ochrony tajnych
informacji, którym kieruje
Robert Hanssen (Chris
Cooper). O'Neill zostaje
jego asystentem. Wkrótce
wychodzi na jaw, że FBI od lat
prowadzi tajne śledztwo przeciw
Hanssenowi podejrzanemu o współpracę
z sowieckim wywiadem. O'Neill ma
pomóc w doprowadzeniu do
ostatecznego zdemaskowania
szpiega...
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Film
"Ściśle tajne",
który na polskich ekranach
pojawi się
11 maja, to oszczędna w
środkach wyrazu, wychwalana
przez krytyków na całym świecie
opowieść o największym
skandalu szpiegowskim w dziejach
USA.
W roli głównej wystąpił
wybitny aktor, nagrodzony
Oscarem za swą kreację w
"Adaptacji" - Chris
Cooper. Amerykańscy krytycy
zwrócili szczególną uwagę na
to, jak konsekwentnie i dojrzale
Cooper odnalazł się w roli
Roberta Hanssena, postaci wyjątkowej
i kontrowersyjnej. Afera związana
z działalnością tego człowieka
to największy skandal
szpiegowski w historii Stanów
Zjednoczonych. Robert Hanssen
przez ponad dwadzieścia lat
zdradzał sowietom tajemnice
FBI, gdzie był niezwykle
cenionym pracownikiem. Uchodził
za przykładnego katolika, był
ojcem sześciorga dzieci.
Mieszkał wraz z rodziną w
skromnym domu, starannie
kontrolował wydatki. Hanssen
doskonale znał techniki
tropienia agentów, ponieważ
sam się tym zajmował.
Dostarczył Rosjanom ponad sześć
tysięcy stron tajnych dokumentów
i ponad dwadzieścia dyskietek z
tajnymi informacjami. Dotyczyły
one przede wszystkim tożsamości
amerykańskich agentów oraz
szczegółów planowanych
tajnych operacji. W wyniku jego
zdrady schwytano wielu, a
stracono co najmniej dwóch
pracujących dla USA agentów.
Za swe usługi otrzymał od
swych mocodawców ze Wschodu półtora
miliona dolarów. Do dziś
motywy działania Hanssena nie są
jasne. Z pewnością nie chodziło
jedynie o pieniądze. W ciągu
minionych od tamtej pory lat
wyszły na jaw nowe okoliczności.
Z jednej strony Hanssen był członkiem
Opus Dei, prowadził poradnię
życia duchowego. Z drugiej, w
sekrecie przed żoną nagrywał
ich wspólne igraszki seksualne
i udostępniał je w Internecie.
Był też zaprzyjaźniony z pewną
striptizerką z Waszyngtonu, którą
obdarowywał drogimi prezentami.
Te ciemne zakamarki duszy agenta
i dwuznaczności jego życia
osobistego fenomenalnie oddał
Chris Cooper. Nie bez powodu
najważniejsze amerykańskie
magazyny napisały:
Pełen napięcia, mistyfikacji i brawurowego
aktorstwa (Kenneth Turan,
Los Angeles Times); Ten film wznosi się na wyżyny dzięki inspirującej roli
Chrisa Coopera (Andrew
Sarris, New York Observer); Bezkompromisowe studium ostatecznego upadku
duszy (Joe Morgenstern,
Wall Street Journal).
Młody agent FBI, Eric O'Neill (Ryan
Philippe), tuż po ukończeniu
szkolenia zostaje przydzielony
do nowo utworzonego wydziału
ochrony tajnych informacji, którym
kieruje doświadczony
funkcjonariusz FBI, Robert
Hanssen (Chris Cooper).
O'Neill zostaje jego asystentem.
Wkrótce okazuje się, że
szybki awans O'Neilla ma swą
ukrytą przyczynę: FBI od lat
prowadzi tajne śledztwo przeciw
Hanssenowi podejrzanemu o współpracę
z sowieckim wywiadem. O'Neill ma
pomóc w ostatecznym
zdemaskowaniu szpiega i zdobyć
niezbite dowody jego winy. Nie
jest to misja łatwa ani
bezpieczna...
"Ściśle tajne" w
kinach od 11 maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jutro
(wtorek, 20 marca, godz. 6.00) w
portalu Onet.pl odbędzie
się polska
premiera zwiastuna
niecierpliwie oczekiwanego zwieńczenia
losów kapitana Jacka Sparrowa i
jego "Piratów z Karaibów".
Pierwszymi szczęśliwcami, którzy
obejrzeli zwiastun, byli
uczestnicy ekskluzywnego
konkursu przeprowadzanego w
Ameryce (18 marca). Grupa fanów
filmowej serii, w pirackich
kostiumach, zobaczyła trailer
oraz pierwszą część filmu.
Zwycięzcy konkursu otrzymali również
masę nagród związanych z
"Piratami.".
Dziś, w poniedziałek, 19
marca, w trakcie megapopularnej
amerykańskiej edycji "Tańca
z gwiazdami" odbędzie się
telewizyjna premiera zwiastuna "Piratów z Karaibów. Na
krańcu świata". Następnie,
w systemie High Definition,
zostanie on opublikowany w
portalu Disneya i na Yahoo.
Przez kolejne dwie doby zwiastun
będzie "odpalany" w
krajach na całym świecie.
Szacuje się, że premiera
amerykańska oraz premiera w
internecie zgromadzi rekordową
liczbę widzów - 200 milionów
w 62 krajach, 31 językach, w 12
strefach czasowych. To
najbardziej spektakularna
premiera zwiastuna w historii
kina. Nigdy wcześniej nie udało
się zainteresować tak wielkiej
grupy widzów debiutem trailera
filmowego.
A "Piraci z Karaibów. Na krańcu świata"
przypłyną do kin już w maju
tego roku - niecały rok po
wielkim sukcesie "Skrzyni
umarlaka".
Na ekranie ponownie spotkają się
Jack Sparrow (Johnny Depp),
Will Turner (Orlando Bloom)
oraz piękna Elizabeth Swann (Keira Knightley).
Piraci, sprzymierzeni ze znanym
z pierwszej części kapitanem
Barbossą (Geoffrey Rush),
będą musieli zmierzyć się z
przerażającym Davym Jonesem (Bill Nighy).
Na przekór zdradom, złym
wiatrom i nieznanym wodom będą
próbowali dotrzeć do
egzotycznego Singapuru. Tam,
podczas ostatniej heroicznej
walki, każdy z bohaterów będzie
musiał ostatecznie zdecydować,
po której stronie stoi - dobra
czy zła.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Najnowszy
film
Stanisława Tyma "Ryś"
już po dziesięciu dniach na
ekranach kin jest na półmetku
do miliona widzów (po minionym
weekendzie frekwencja wyniosła
543 887 widzów). Polacy
tłumnie ruszyli do kin, a
przepowiadany przez dziennikarzy
sukces frekwencyjny stał się
faktem.
Warszawa słynie z weekendowych
kolejek do kinowych kas, więc i
te (zdecydowanie dłuższe) po
bilety na "Rysia" nie
specjalnie dziwią, ale wieści
z Polski są wręcz sensacyjne: W olsztyńskim multipleksie bilety na "Rysia" trzeba kupować z, co
najmniej, tygodniowym wyprzedzeniem
- zdradza olsztyński
dziennikarz zajmujący się
filmem. - Wcześniejsze kupowanie biletów zdarza się przed oczekiwanymi premierami,
ale nie pamiętam takiej sytuacji w dobry tydzień po wejściu na ekrany
- dodaje. Podobna sytuacja ma
miejsce w Szczecinie, Gdańsku i
innych miastach Polski.
Co chyba równie ciekawe - wejście
na ekrany
"Rysia" rozpętało ogólnonarodową
debatę o kondycji polskiej
komedii, filmu, a nawet sztuki w
ogóle. Fora internetowe
rozgrzane do czerwoności,
dziesiątki opinii, setki
komentarzy. Bardziej i mniej
poważne periodyki prześcigają
się w dotykaniu tematu z każdej
strony. O
"Rysiu" napisano już
niemal wszystko, może oprócz
tego, że to kawał niegłupiej,
fenomenalnie zagranej rozrywki,
której Polacy potrzebowali jak
kania dżdżu - czegoś, o czym
można pomyśleć i później
pogadać, a może i pójść do
kina raz jeszcze. Bo jak
powiedział jeden z widzów
premiery: Muszę obejrzeć "Rysia" jeszcze raz, bo tak na szybko to
się nie da wszystkiego spamiętać. Zupełnie w stylu "Rysia"!
"Ryś" na ekranach kin
naprawdę w całej Polsce.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
w najbliższy piątek (16 lutego)
na ekrany wejdzie film ze
zdobywcami Oscarów
Adrienem Brody i Benem Affleckiem
w rolach głównych -
"Hollywoodland".
Partnerują im - dając również
prawdziwy aktorski popis -
Diane Lane ("Pod słońcem
Toskanii") oraz
Bob Hoskins ("Wróg
u bram").
Affleck gra gwiazdę
telewizji lat pięćdziesiątych
- George'a Reevesa, który wsławił
się rolą Supermana w
popularnym serialu telewizyjnym
i który zginął w zagadkowych
okolicznościach w swojej
hollywoodzkiej rezydencji. Aktor
tak wiarygodnie wypadł jako
Reeves, że jury Międzynarodowego
Festiwalu Filmowego w Wenecji,
ku zaskoczeniu większości
uczestników, postanowiło
przyznać mu statuetkę Złotego
Lwa.
Jednak "Hollywoodland"
to nie tylko rola
Afflecka. Na ekranie
zobaczymy również znakomitego Adriena Brody.
Tytułowy "Pianista"
Romana Polańskiego tym razem
wciela się w postać Louisa
Simo - prywatnego detektywa, który
na zlecenie matki gwiazdora próbuje
dociec prawdziwych powodów śmierci
syna.
Adrien Brody nie
ukrywa, że praca nad tą rolą
była dla niego szczególnie
inspirująca:
Simo bierze tę sprawę, żeby
zrobić wrażenie na innych, lecz nagle poprzez postać Reevesa odkrywa smutek. Ukazane
w filmie śledztwo przedstawia więcej niż jedną teorię. Wiele się spekulowało na
temat śmierci Reevesa -
kontynuuje
Brody. - Głupia zabawa czy samobójstwo?
Dyskutowałem o tym z reżyserem Allenem Coulterem i ustaliliśmy, że powinno to zostać
niedopowiedziane. Mój bohater przecież również tego nie wie, stara się to dopiero
odkryć. I podsumowuje: Wszyscy znamy złoty okres Hollywood. Próbujemy oddać ten
niesamowity, fascynujący czas w naszym filmie, ale powinniśmy pamiętać, że były i
ciemniejsze strony tamtej rzeczywistości. (.) Niesamowite jest to, że ludzie są tak
zaskoczeni odkryciem, że Hollywood ma również mroczne oblicze. Każdy biznes, który
jest tak skomplikowany, jak ten, może wyzwalać w ludziach okropne cechy. Ten świat
daje wspaniałe możliwości wyrażania siebie, ale niezwykle trudno jest przejść przez
sukces lub porażkę bez skazy.
A reżyser
Allen Coulter dodaje: Chcemy pokazać, że ci
ludzie mieli swoje wielkie dramaty, a piękne kostiumy wcale ich nie chroniły.
"Hollywoodland"
czyli Hollywood o Hollywood bez
autocenzury na ekranach już od 16 lutego.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie,
Ben Affleck nie będzie
kolejną "twarzą" sławnego
superbohatera. Pojawi się
natomiast w roli pierwszego
aktora, który zyskał popularność
jako Superman w serialu z lat pięćdziesiątych
- George'a Reevesa.
"Hollywoodland",
bo o tym filmie mowa, będziemy
mogli oglądać w kinach już od
16 lutego.
Rola, którą zagrał Affleck,
jest z wielu względów niezwykła,
a także bardzo prestiżowa. Dzięki
niej Affleck po dwóch
latach nieobecności powraca na
ekrany. I to nie byle jak, lecz
jako zdobywca
Złotego Lwa na
festiwalu filmowym
w Wenecji. Aktor wiedział,
że jeśli chce wrócić do
dawnej aktywności zawodowej,
musi to zrobić z przytupem. Affleck żywi wielki szacunek dla George'a Reevesa
- mówił reżyser
Allen Coulter. - Maksymalnie włączył się w
dokumentację tematu i bardzo zaangażował się w
rolę, chcąc oddać gwiazdorowi hołd.
Affleck wspominał: Reeves nie mógł być do końca
sobą. Odkryłem, że kiedyś brał udział w wypadku samochodowym i zemdlał. Gazety
napisały wtedy: "Superman mdleje na widok własnej krwi". Ludzie byli wobec niego
niezwykle obłudni, sadzę, że zasłużył na coś więcej. Ten kontrast mnie zaintrygował.
Był to sfrustrowany i smutny człowiek, ale wobec innych musiał być wiecznie wesoły
- opowiadał dalej aktor.
Ale oprócz prób zrozumienia
osobowości Reevesa,
Ben Affleck musiał poświęcić
się i w bardziej przyziemny
sposób: Nigdy nie przygotowywałem się do roli tak dokładnie, jak
tym razem. Przytyłem 20 funtów. Na odtwarzaczu MP3 miałem potężną bazę z nagranym
głosem George'a. Chciałem się zagłębić w ten dźwięk, jego brzmienie. Poza tym,
obejrzałem wszystkie 104 odcinki serialu oraz wszystkie filmy, w których Reeves
wystąpił. To było niezwykle inspirujące.
(...) Największą zabawą było jednak dla mnie
odtwarzanie scen z "Przygód Supermana".
Reżyser potwierdza:
Ben uwielbiał nosić ten
kostium, ubierać się jak Clark Kent i ubarwiać to jeszcze charakterem Reevesa.
Ben Affleck oraz Diane
Lane, Adrien Brody
i
Bob Hoskins dają popis
aktorskiego kunsztu w thrillerze
opartym na prawdziwej historii
George'a Reevesa - gwiazdy
Hollywood lat pięćdziesiątych.
Reevesowi niebywałą popularność
przyniosła tytułowa rola w
serialu telewizyjnym
"Przygody Supermana".
16 czerwca 1959 roku trafiony
kulą gwiazdor umiera w swoim
domu w Hollywood. Pozostawia
narzeczoną oraz zszokowanych
jego nagłą śmiercią fanów.
Policja orzeka, iż popełnił
samobójstwo i zamyka sprawę.
Jednak zrozpaczona matka zaczyna
szukać prawdy na własną rękę.
Wynajmuje prywatnego detektywa,
Louisa Simo (Adrien
Brody), który trafia na ślad
- być może klucz do zagadki:
Reeves miał romans z żoną
jednego z szefów studia MGM,
Eddiego Mannixa (Bob Hoskins).
Jednak w Hollywood sprawiedliwość
to rzadko występujące dobro.
"Hollywoodland"
na ekranach kin od
16 lutego.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj
(wtorek,
6 lutego) w Warszawie
odbyła się długo oczekiwana premiera "Rysia"
Stanisława Tyma.
Uroczysta projekcja przyciągnęła
niemal dwa tysiące gości! Wśród
zaproszonych byli dawni i obecni
współpracownicy reżysera,
rodzina, przyjaciele. Premiera
zainteresowała także rekordową
liczbę VIP-ów, dla których
zarezerwowano aż dwie z ośmiu
premierowych sal kinowych. Na
widowni dało się wypatrzeć
m.in.
Jolantę Kwaśniewską, Janusza Głowackiego,
Marię Barejową, Jacka
Fedorowicza, Gustawa Holoubka
i wiele innych znanych twarzy.
Przybyli zgodnie twierdzili:
To premiera
sezonu. W tym roku już nic nie zdoła przebić "Rysia", choć mamy dopiero
luty. Stanisław Tym
nie krył wzruszenia. Pozostali
twórcy filmu nagrodzili go chóralnym
"Sto lat", autor
odebrał również wiele prezentów:
wielkiego misia, kwiaty, i
oczywiście setki gorących
gratulacji, które przekładają
się na entuzjastyczne reakcje
mediów.
Ale nie tylko filmowe uciechy
czekały na
Stanisława Tyma i jego
gości. Po pokazie restauracja
Chłopskie Jadło zaprosiła
widzów do suto zastawionych stołów,
pachnących wędlinami, serami i
pieczywem. Reżyserowi
przygotowano wyjątkową
niespodziankę. Artyści
kulinarni z Chłopskiego Jadła,
zainspirowani
"Rysiem",
stworzyli specjalną Sałatkę
Rysia, przygotowaną zgodnie z
upodobaniami reżysera filmu.
Istnieje spora szansa, że
specjał na stałe wejdzie do
menu restauracji!
Stanisław Tym w każdym
razie Sałatkę Rysia zaaprobował.
Ofensywa "Rysia" ruszyła
i, jak donosi dzisiejsza prasa,
film szturmem weźmie kina.
"Ryś" w 120 kopiach na
ekranach kin w całej Polsce
pojawi się od piątku (9 lutego).
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Rozpoczął się właśnie "tydzień
Rysia". Już jutro, we
wtorek (6 lutego), w
Warszawie, uroczysta premiera
filmu, a w piątek (9
lutego) niecierpliwie
oczekiwany powrót Ryszarda Ochódzkiego
do kin.
Stanisław Tym - reżyser,
scenarzysta oraz twarz prezesa
KS Tęcza, często nazywanego
kultową postacią polskiego
kina - objawi przy tej okazji
jeszcze jedną stronę swojej
osobowości: wokalną. 9 lutego
zadebiutuje bowiem nie tylko
film, ale i płyta ze ścieżką
dźwiękową. Jak przystało na
niecodzienny projekt, nie będzie
to jeden z tych soundtracków,
do jakich przywykliśmy. Płyta
z "Rysia", wydana
przez wytwórnię Kayax, to wyjątkowy
album: usłyszymy najśmieszniejsze
teksty z filmu, muzykę napisaną
przez Piotra Rubika oraz
dzieła innych artystów -
Leszka Możdżera, Krzysztofa Pszony
i
Kayah.
Lokomotywą płyty będzie z
pewnością nie mniej
spektakularny duet niż
wszystko, co się wokół
"Rysia" dzieje - Stanisław Tym
razem z
Kayah wykonują
energetyczne mambo
"Wszystkie Ryśki to fajne
chłopaki". Wokalistka, nie
kryjąc satysfakcji ze współpracy,
opowiada: Nie każdy wie, że pan Tym z piosenką miał, i to w poważnym
tego słowa znaczeniu, wiele do czynienia. Występował na opolskim festiwalu i to
niekoniecznie kabaretowo. Tak więc w przewodnim temacie filmu będzie można obcować
nie tylko z jego komicznym i prześmiewczym talentem, ale i z wokalnym. Nie mogę nie
wspomnieć, że samo zbliżenie się do jego kultowej sylwetki jest dla mnie nie lada
przyjemnością i zaszczytem.
Artystka mówi także:
To, że Stanisław Tym darzy mnie i
Krzysia Pszonę zaufaniem, to honorowa sytuacja. Cieniem na żartobliwej opowieści o
dwóch Krysiach w autobusie i porządności wszystkich tych, którzy noszą imię Rysiek
(o czym mogę zaświadczyć) położyła się niestety wiadomość o odejściu wielkiej
aktorki Krystyny Feldman, mającej w filmie swój udział. Miejmy nadzieję, że mimo to
film i piosenka będą w ludziach wzbudzać same pozytywne emocje, takie, jakie
towarzyszyły nam podczas pracy nad umuzykalnieniem tego dzieła
- kończy Kayah.
Premiera płyty z muzyką do
filmu
Stanisława Tyma "Ryś"
zaplanowana jest na
9 lutego 2007r.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
dzisiaj (piątek,
26 stycznia) w kinach
pojawi się wyjątkowa opowieść
o miłości i o wyborach, których
trzeba dokonywać, by wytrwać w
związku - film
"Rozstania i powroty",
w reżyserii wybitnego
brytyjskiego twórcy,
Anthony'ego Minghelli
("Angielski pacjent",
"Wzgórze nadziei").
Na ekranie zobaczymy m.in.
Jude'a Law
("Utalentowany pan Ripley"),
Robin Wright Penn
("Forrest Gump") oraz
Juliette Binoche
("Niebieski",
"Angielski pacjent").
Twórcy filmu mówią, iż
bardzo osobiście podeszli do
pracy:
czy to w związku z
niezwykle sugestywnie ukazaną relacją między kobietą a mężczyzną, czy też
miejscem akcji - dzisiejszym Londynem, czy też w końcu kwestią emigracji.
Na tę ostatnią sprawę zwraca
szczególną uwagę wybitna
francuska aktorka
Juliette Binoche, która
w filmie gra bośniacką
emigrantkę - Amirę. Binoche
podkreśla, że temat filmu jest
jej bliski ze względów
rodzinnych.
Moja babcia
pochodziła z Polski, była emigrantką. Nie pozbyła się polskiego akcentu.
Pracowała jako pomywaczka
- zdradza aktorka. - Jeden z powodów, dla
których przyjęłam tę rolę, to ten, że bardzo
kochałam moją babcię. Szanuję
pokolenie tych ludzi, którzy poświęcili wiele, by
zapewnić swoim potomkom lepsze życie.
Binoche docenia również fakt,
że Minghella podjął bardzo
trudny i aktualny temat imigrantów:
Widzimy ich na ulicy, widzimy ich
ciężką sytuację życiową, ale niespecjalnie lubimy o tym myśleć czy rozmawiać.
Anthony wykazał się odwagą, bo chce uświadomić widzom, jak to jest być emigrantem.
Jak czują się ludzie, których los kompletnie się zmienił z powodu wojny, z powodu
decyzji, które zapadły bez ich woli i zgody. W swoim rodzinnym kraju byli na
przykład pianistami czy naukowcami, a w nowym miejscu zajmują się stróżowaniem czy
sprzątaniem. Reżyser Anthony Minghella
podsumowuje:
Obecnie w Londynie mamy potężną
armię "niewidzialnych". Są to emigranci z Bośni, Zambii, Ghany, Kosowa, Słowenii,
Meksyku czy Brazylii. Są "niewidoczni" dla opieki społecznej, ale stanowią znaczny
procent ludności. Myślę, że należy im się film, warto i trzeba o nich opowiadać.
My natomiast nie możemy
zapominać o wielkiej grupie
naszych rodaków żyjących
obecnie na wyspach brytyjskich,
to jest również film o nich.
"Rozstania i powroty" w
kinach od dzisiaj.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj
(wtorek,
23 stycznia) w
warszawskiej kawiarni Antrakt
odbyło się spotkanie promujące
książkę Stanisława Tyma
-
"Ryś" wydaną w związku
z wchodzącym na ekrany kin 9 lutego
filmem pod tym samym tytułem.
Autora oraz Borysa Szyca,
który przeczytał jej dwa
fragmenty, przywitał tłum
dziennikarzy, do czego zdaje się
Stanisław Tym wciąż
nie może przywyknąć.
Przedstawiciele wydawnictwa
Amber pytani o książkę tłumaczyli,
że wydali ją między innymi po
to, by pomóc fanom wcześniejszych
odsłon historii o Ryszardzie
Ochódzkim dogłębnie poznać
jego najnowsze perypetie,
chcieli przygotować dla nich coś
na kształt ściągawki z bon
motów i gagów stworzonych
przez Tyma.
Autor pytany, jaką przewiduje
przyszłość dla tej książki,
zdradził:
Są dwie możliwości, albo ktoś bardzo dokładnie spisze film i z tego
powstanie książka - takie wydanie drugie poprawione. Albo według
tej książki ktoś nakręci film...
Im bliżej premiery, tym więcej
pada też pytań o komercyjne
szanse projektu i grupę docelową,
do której reżyser kierował
swoje dzieło. Stanisław Tym ma
na to wyjątkowo prostą
odpowiedź: Grupą docelową komedii są Ci, którzy mają poczucie humoru.
Borys Szyc przeczytał
bardzo ciepło przyjęte
fragmenty książki oraz w kilku
zdaniach żartobliwie opowiedział
o swojej pracy na planie
"Rysia": Bardzo polubiliśmy się ze
Stanisławem, przyjął nawet pewne moje oryginalne propozycje dramaturgiczne dotyczące
roli, na przykład to, że wartownik, w którego się wcielam jest
zezowaty.
Książka "Ryś" od
wczoraj na półkach w księgarniach,
film od
9 lutego na ekranach
kin.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie od dziś wiadomo, że Anthony
Minghella - twórca takich
filmów, jak "Wzgórze
nadziei" czy
"Angielski pacjent",
przywiązuje ogromną wagę do
muzyki. Dźwięk w jego filmach
nie tylko towarzyszy obrazowi,
ale uzupełnia go, tworzy z nim
jedną całość. Często muzyka
inspiruje reżysera, który słucha
jej już podczas pisania
scenariusza. Było to widać
szczególnie w przypadku
"Utalentowanego pana
Ripleya". Muzyka pełniła
tu kluczową rolę, a płyta ze
ścieżką dźwiękową biła
rekordy popularności. Już 26 stycznia
na ekrany kin wejdzie najnowszy
film
Minghelli - "Rozstania i
powroty", z Judem
Lawem w roli głównej. I
tym razem reżyser nie zapomniał
o dopracowaniu ścieżki dźwiękowej.
Przesłuchał wiele godzin nagrań
najróżniejszych wykonawców.
Tak to wspominał: Dzięki komputerowi słuchałem najróżniejszej muzyki,
także gatunków i wykonawców, których wcześniej zupełnie
nie znałem. Tym razem postanowiłem wykorzystać utwór
"Ess Gee" grupy Underworld, medytacyjny, o
zaskakującej intensywności. Wykorzystałem także utwory
P. J. Harvey i Sigur
Ross, a Karla Hyde'a i
Ricka Smitha z Underworld namówiłem do skomponowania pozostałej
muzyki, wraz z wielkim twórcą muzyki filmowej,
Gabrielem Yaredem.
Płyta z muzyką z filmu ukazała
się właśnie na polskim rynku,
nakładem wydawnictwa Sonic
Records. Znawcy twierdzą, że
Underworld to jedna z
najważniejszych elektronicznych
formacji lat 90. Zespół ma już
pewną praktykę z soundtrackami,
bo jego utwory znalazły się na
ścieżce dźwiękowej głośnego
filmu "Trainspotting".
Muzykę do
"Rozstań i powrotów"
członkowie zespołu napisali i
nagrali pod nadzorem wybitnego
kompozytora libańsko-francuskiego
pochodzenia, Gabriela Yareda.
Mogło się wydawać, że
brytyjska grupa elektroniczna ma
niewiele wspólnego z romantyczną
muzyką Yareda (którą słyszeliśmy
w poprzednich filmach Minghelli
oraz w co najmniej pięćdziesięciu
innych produkcjach europejskich
i amerykańskich, jak "Zatańcz
ze mną" czy "List w
butelce"). Okazało się
jednak, że wspólnie są w
stanie stworzyć coś wyjątkowego.
Underworld okazał się niezrównany
w tworzeniu zapadających w pamięć
dźwiękowych pejzaży, przywodzących
na myśl klimaty bałkańskie i
orientalne. To muzyka bardzo
wyciszona, refleksyjna.
Refleksyjna jest też historia
przedstawiona w filmie.
"Rozstania i powroty"
opowiadają bowiem o znajomości
doskonale sytuowanego, londyńskiego
architekta krajobrazu (Jude Law)
i emigrantki z Bośni (Juliette Binoche).
Reżyser zadaje sobie i widzom
pytanie, jak ta miłosna relacja
wpłynie na ich dotychczasowe życie,
co muszą poświęcić, a co uda
im się uratować.
"Rozstania i
powroty" na ekranach
kin od
26 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W ubiegłotygodniowym, piętnastym
finale
Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
wziął czynny udział Stanisław Tym
vel Ryszard Ochódzki. Reżyser,
scenarzysta i odtwórca głównej
roli w filmie "Ryś".
W studiu telewizyjnej Dwójki
przekazał na aukcję prawdziwy
i niezwykle zagadkowy rekwizyt z
wchodzącego na ekrany już 9 lutego
filmu.
Prezent Stanisława Tyma
to witraż, na którym widnieją
bohaterowie filmu oraz
tajemniczy napis:
"Chcesz uniknąć życia
raf,
przyjaciela sobie spraw,
który w biedzie nie zawiedzie,
byś miał zawsze fart i traf.
Jestem w ciąży z panem
prezydentem".
Jurek Owsiak przyjmując
dar cenionego satyryka
zdecydowanie uznał wartość
tego dzieła sztuki: To prawdziwe monidło
- mówił twórca Orkiestry. -
A Ochódzki i Maria
Wafel wyglądają na nim jak żywi.
Owsiak wie, co mówi. Przecież
zanim zajął się pomaganiem
dzieciom produkował, nomen
omen, witraże.
Więcej informacji o tym
tajemniczym podarunku
znajdziecie Państwo w dołączonym
fragmencie dźwiękowym, w którym
Maria Wafel (Zofia Merle) uchyla
rąbka tajemnicy przeznaczenia
tego wyjątkowego dzieła
sztuki. Witraż wciąż jeszcze
można licytować, łącząc tym
samym przyjemne z pożytecznym:
pomoc dzieciom i możliwość
stania się posiadaczem
autentycznego rekwizytu z filmu,
który z pewnością będzie
hitem tego roku.
Aukcja witrażu toczy się pod
tym adresem:
http://aukcje.wosp.org.pl/show_item.php?item=114884
"Ryś" Stanisława Tyma
na ekranach kin od 9
lutego.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na
krótko przed walentynkami -
26 stycznia, w polskich
kinach pojawi się najnowszy
film niezwykle cenionego
brytyjskiego reżysera
Anthony'ego Minghelli - "Rozstania i
powroty". To film o miłości
w pogmatwanym świecie
dzisiejszego Londynu. W głównej
roli wystąpi Jude Law
i będzie to, po
"Utalentowanym panu Ripleyu"
i "Wzgórzu nadziei",
ich trzeci wspólny film.
Obaj artyści otwarcie przyznają,
że decyzja o ponownej współpracy
wcale nie zapadła
automatycznie. Aktorowi
scenariusz bardzo się spodobał,
ale Minghella uznał, że
zaproponuje mu rolę dopiero,
gdy przemyśli koncepcję całego
filmu i stwierdzi, że jest w
nim miejsce dla Lawa. Ale
panowie nie zaprzeczają temu,
że lubią ze sobą
pracować. Minghella
należy do zagorzałych
wielbicieli talentu Lawa:
Jest wrażliwy i
inteligentny. Zrobiliśmy razem trzy filmy i sztukę teatralną i mówię z ręką na
sercu, że nie było ani jednego momentu, kiedy porozumienie pomiędzy nami byłoby
zerwane. Myślę, że Jude bywa niedoceniany ze względu na swój wygląd: jest zbyt
przystojny - zdradza reżyser.
-
Mój przyjaciel Sydney Pollack miał podobny problem,
ale się nie przejmował i nakręcił osiem czy dziewięć filmów z Robertem
Redfordem. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby Jude był moim Redfordem.
Law natomiast tak
posumował swoją współpracę
z Minghellą:
To sprawa absolutnego zaufania, na tym to
polega. Robię to, o co mnie Anthony poprosi, bo wiem, że on doskonale wie, co chce
uzyskać. To pomaga, bo jestem mocno zaangażowany w pracę. Niepewność, napięcie
ustępują. Nie muszę przeglądać materiałów nakręconych w ciągu dnia - po prostu wiem,
że wypadły dobrze. Tym
opiniom przytakuje inny z aktorów
występujących w
"Rozstaniach i powrotach"
-
Ray Winstone ("Sexy
Beast"):
Pamiętam Jude'a jako
pełnego entuzjazmu dzieciaka. Dorósł i jest, moim zdaniem, aktorem pełną gębą. Nie
tylko z ładną buzią - co w pewnym momencie mogło mu przeszkadzać - ale facetem, z
którym po prostu chce się grać!
Wygląda na to, że nie mamy tu
do czynienia z zabiegiem
marketingowym, a panowie Law i
Minghella jeszcze nie
powiedzieli ostatniego słowa.
Czyżby miało być jak między
Pollackiem i Redfordem - do
dziewięciu razy sztuka?
Will Francis (Jude Law),
wraz ze swym przyjacielem i współpracownikiem
Sandym (Martin Freeman),
prowadzi dobrze prosperującą
londyńską firmę, specjalizującą
się w architekturze krajobrazu.
Eleganckie biuro staje się
obiektem zainteresowania włamywaczy.
Will trafia na trop jednego z
nich, młodocianego Miro.
Zaprzyjaźnia się
z jego matką, Amirą (Juliette
Binoche), emigrantką z Bośni.
To powoduje komplikacje w jego
związku z Liv (Robin
Wright-Penn), z którą żyje
od wielu lat.
"Rozstania i powroty" w
kinach od
26 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jeden
z najlepszych i
najpopularniejszych polskich
plakacistów -
Andrzej
Pągowski, zdobywca dziesiątek
nagród, autor plakatów
teatralnych, filmowych, okładek
książkowych, płytowych,
scenografii i kampanii
reklamowych, ponownie projektuje
plakat dla
Stanisława Tyma. To Andrzej
Pągowski
bowiem był autorem sławnego i
wymownego afiszu do
"Misia" Stanisława Barei.
Artysta tak wspomina tamtą pracę:
"Miś" powstawał w czasach,
kiedy kretynizmów w naszym kraju było co niemiara. Byli jednak tacy,
którzy uważali, że to, co się dzieje, jest normalne. My tak nie
sądziliśmy. Stąd też wziął się pomysł na plakat - miś z zaklejoną buzią.
Byłem nawet w tej sprawie wezwany do cenzury. Udało mi się na szczęście
wmówić im, że ten miś w filmie nie mówi ani słowa i dlatego ma zaklejoną
buzię. My oczywiście doskonale wiedzieliśmy, że to tacy jak my mają
zaklejone usta.
Mając na względzie tamtą,
bardzo udaną współpracę, twórcy
kontynuacji losów Ryszarda Ochódzkiego
zaprosili
Andrzeja Pągowskiego do
współpracy także przy filmie "Ryś".
Autor nie zastanawiał się długo
nad podjęciem tego wyzwania: Dzisiaj na pewno trudniej zrobić taki film jak "Miś".
Najróżniejsze kretynizmy są wprawdzie obecne w naszej rzeczywistości,
jednak to już zupełnie inne kretynizmy, będące jedynie dodatkiem do
normalnego życia. Nadal jednak są tacy, którzy sadzą, że to wszystko
jest normalne i tacy jak my, którzy uważają, że jest odwrotnie. Plakat
do "Rysia" ma pokazywać, że "Miś" i "Ryś" to zupełnie inne filmy,
powstałe w kompletnie różnych czasach, a łącznikiem między nimi jest
Stanisław Tym - zdradza Pągowski.
-
To plakat z kluczem, z pewną
układanką, która będzie po części zrozumiała dla widza przed filmem, po
części już po jego obejrzeniu.
Artysta otwarcie przyznaje się
do niegasnącej sympatii dla
"Misia", choć,
jak twierdzi, dziś bawi go w
tamtym filmie już zupełnie co
innego niż niegdyś. Swoje
oczekiwania wobec
"Rysia" zamyka
natomiast w jednym, krótkim
zdaniu: "Ryś". o Tym będzie głośno!
"Ryś" w reżyserii Stanisława
Tyma na ekranach kin od
9 lutego.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nadchodzący
- 2007 rok z pewnością
przyniesie dziesiątki
fantastycznych tytułów na
nasze ekrany kinowe. Na pewno będzie
śmiesznie, smutno, strasznie, mądrze
i refleksyjnie. Kinomani z pewnością
mają już swoje typy. Są
jednak takie tytuły, na które
czekają szczególnie
niecierpliwie.
Rok zacznie się od subtelnego
uderzenia.
26 stycznia obejrzymy "Rozstania i powroty"
- najnowszy film cenionego
brytyjskiego reżysera
Anthony'ego Minghelli,
wielokrotnie nagradzanego za
takie filmy jak "Angielski
pacjent",
"Utalentowany pan Ripley"
czy "Wzgórze
nadziei". Film imponuje nie
tylko obsadą (Jude Law, Juliette
Binoche, Robin Wright
Penn, Ray Winstone, Martin
Freeman), ale i poruszanymi,
niezwykle aktualnymi, tematami.
Reżyser zdecydował się bowiem
pokazać współczesny Londyn
wraz z jego mozaiką kultur, językowych
różnic i ludzkich dramatów.
Uczuciowy, mądry i dobrze
zagrany film - uznaje
powszechnie krytyka. Film o miłości,
blisko Walentynek, a przy tym mądry!
Chwilę po tej dawce refleksji
widzowie otrzymają odpowiedź
na to, jaki jest Ryszard Ochódzki
anno domini 2007. Największe
gwiazdy polskiego kina, kabaretu
i estrady, wielka tajemnica i
niemałe zaskoczenia. Prawda
czasu i prawda ekranu znów
stoczą ze sobą zaciekłą walkę. 9 lutego
w kinach całej Polski zagości
"Ryś" w reżyserii
Stanisława Tyma i z nim
samym w roli głównej.
To już wkrótce, ale kolejne
miesiące serwują nam nie
mniejsze filmowe gratki. Już w
maju, niespełna rok po triumfie
"Skrzyni umarlaka"
kapitan Jack Sparrow (Johnny Depp)
wyruszy poza koniec znanego mu
świata. Tak zakończy się
odyseja
"Piratów z Karaibów",
kto wie, czy na zawsze. Wraz ze
Sparrowem w drogę udadzą się
ponownie: niezawodny Will (Orlando
Bloom), piękna Elizabeth (Keira
Knightley) oraz znany z
pierwszej odsłony ich przygód
- kapitan Barbossa (Geoffrey Rush).
Wczesną jesienią w kinach
pojawi się spora niespodzianka
dla całej rodziny - najnowsza
produkcja ze studia Pixar
-
"Ratatuj".
Marzeniem pewnego młodego
szczurka o imieniu Remy jest
gotowanie. Chciałby stać się
szefem kuchni w Paryżu -
stolicy dobrego smaku i
wykwintnego jedzenia. Niestety
nie jest to łatwe zadanie -
przede wszystkim dlatego, że
nikt nie przepada za widokiem
szczurów w kuchni. Dlatego,
kiedy Remy przenosi się do
piwnicy jednej z najsłynniejszych
restauracji, kulinarny świat
Paryża wywraca się do góry
nogami. Tradycyjnie świetna
animacja, fenomenalne tłumaczenie
i wielkie niespodzianki obsadowe
w polskiej wersji językowej.
A to tylko niektóre z
propozycji przygotowanych na
2007 rok!
Zapraszamy do kin!
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|