|
|
|
|
|
|
|
|
Jim Caviezel, pamiętny Chrystus z "Pasji" Mela
Gibsona, w najnowszym filmie
Tony'ego Scotta "Déja vu" zgodził się zagrać "czarny charakter". Nie bez wpływu na jego
decyzję był wielki sentyment do jednego z wczesnych filmów reżysera - "Top
Gun". Aktor wspominał, że tamten film tak go zafascynował, że aż trzy razy zdawał do
szkoły marynarki wojennej.
Sam reżyser pytany o obsadzenie
Jima Caviezela w kontrowersyjnej roli nie ukrywa:
Jestem wystarczająco perwersyjny by wpaść na ten pomysł! Caviezel wszedł na spotkanie,
siedział przez około 30 sekund, a ja pomyślałem - to ten facet. Młoda, debiutująca
na dużym ekranie aktorka - Paula
Patton, potwierdza słuszny wybór twórców:
Kiedy Jim
jest w postaci jest w niej bardzo intensywnie. Ma niewiarygodnie stalowe oczy.
Ułatwiało mi to pracę z nim, bo się po prostu go bałam. Parę razy naprawdę mnie
przeraził. Spotykałam go po nakręceniu sceny, a on wciąż był w swojej postaci.
Jednak nie wszystko wokół "Déja vu" było tak przerażające.
Tony Scott zdradził dość zabawną, jak na taki film, historię:
Denzel ma w filmie pewną
kwestię, na którą zwróciliśmy uwagę dopiero na pierwszym pokazie z
publicznością. To wtedy, gdy zawraca samochodem i znajduje się twarzą w twarz
z czarnym charakterem - Caviezelem, mówi wtedy - Jezu! Ta kwestia wzbudziła
wielki wybuch śmiechu wśród publiczności.
"Déja vu" opowiada historię agenta Douga Carlina (Denzel
Washington), który próbuje odkryć zagadkę ataku terrorystycznego na prom w Nowym Orleanie. Agent
narzeka, że choć raz chciałby złapać kogoś zanim popełni zbrodnię, a nie już
po tym. Dzięki sekretnemu projektowi rządowemu, Carlin otrzymuje jedyną w
życiu szansę by zapobiec przestępstwu, które już miało miejsce.
"Déja vu" na ekranach kin od
5 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już 5
stycznia na ekrany kin trafi
najnowszy film w reżyserii
Tony'ego Scotta z Denzelem
Washingtonem w roli głównej
p.t. "Déja vu".
"Déja Vu" to
oczywiście duża, amerykańska
produkcja prosto spod ręki
słynnego producenta Jerry'ego
Bruckheimera, tytuł mógłby
jednak sugerować europejskie
korzenie tego obrazu. Film już
zbiera pochlebne recenzje i
jedyne, co może sprawić w tym
przypadku kłopot to właśnie
tytułowy zwrot déja vu, który
nie od dziś stwarza problemy
językowe naszym rodakom. Nie
tylko zresztą im, chodziły
słuchy, że we Francji film ma
nosić inny tytuł. Czyżby
nawet Francuzom wymowa déja vu
nastręczała kłopotów? Mając
na względzie te okoliczności,
wybitny językoznawca prof.
Jerzy Bralczyk postanowił
zająć stanowisko w sprawie
wymowy nazwy tego tajemniczego
odczucia.
Zobacz
krótki wykład , format .mpg,
rozmiar 11,34 MB.
"Déja vu" na ekranach kin od
5 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jednym z większych wydarzeń kończącego się właśnie
XXII Forum Wokół Kina w Krakowie
- najistotniejszej imprezy środowiska kinowego w Polsce, był pierwszy pokaz
najnowszej produkcji Jerry'ego
Bruckheimera, w reżyserii Tony'ego
Scotta, z Denzelem Washingtonem w roli głównej -
"Déja vu". Profesjonaliści przyjęli film ze sporym
entuzjazmem, co może zapowiadać niezły wynik nad Wisłą potwierdzony wcześniejszym
sukcesem filmu za oceanem. Tam "Déja vu" pozwoliło zarobić twórcom już prawie 53
miliony dolarów.
Filmy spółki Bruckheimer-Washington-Scott zazwyczaj nie zawodzą ani widzów, ani
producentów. Wystarczy przypomnieć
"Karmazynowy przypływ" z 1995 roku (25 grudnia na
antenie Polsatu), sygnowany przez tę trójkę. Producent
Jerry Bruckheimer doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że obsadzenie głównej roli - agenta Douga
Carlina, jest
kluczowe. Była tylko jedna, niekwestionowana kandydatura: Denzel
Washington.
Denzel to aktor, który ma natychmiast publiczność w garści, niezależnie od roli, jaką gra.
Przejmujemy się jego losem, troszczymy o niego, jego dylematy stają się naszymi
dylematami. Reżyser Tony Scott zauważył:
Carlin jest obdarzony wielką intuicją. I to
też bardzo go zbliża do Denzela, który jest aktorem wybitnie intuicyjnym. Intuicja
jest dla niego kluczowa w budowaniu roli, podpowiada mu najlepsze rozwiązania. Jeśli
chce coś zmienić, często nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego. On to po prostu wie i
czuje.
Pozostaje teraz poczekać na debiut kinowy filmu, a jest na co, bo oprócz
wymienionych już nazwisk, na ekranie zobaczymy również
Jima Caviezela, znanego ze
swojej wybitnej kreacji w "Pasji" Mela
Gibsona, oraz jednego z najbardziej
zapracowanych aktorów hollywoodzkich -
Vala Kilmera.
Agent federalny z agencji ATF, Doug
Carlin, prowadzi śledztwo w sprawie wybuchu
bomby na promie w Nowym Orleanie. Ze zdziwieniem dostrzega, że zarówno on sam, jak i
ci, którzy ocaleli, przeżywają déja
vu. Zjawisko okazuje się kluczem nie tylko do
uniknięcia kolejnego zamachu, ale nawet i tego, który już miał miejsce.
"Déja vu" na ekranach kin od
5 stycznia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nowy ekranowy rok zainauguruje kolejna produkcja (na ogół) nieomylnego twórcy
przebojów kinowych Jerry'ego Bruckheimera - film
"Déja vu" z Denzelem Washingtonem i
Jimem Caviezelem w rolach głównych. Obraz zadebiutował w miniony weekend w USA i od
razu trafił na trzecie miejsce box-office'u z wpływami, bagatela, prawie 29 milionów
dolarów. Najbliższy weekend może się okazać dla
"Déja vu" jeszcze lepszy zważywszy,
że najnowsza odsłona przygód Jamesa Bonda powoli schodzi z amerykańskiego
piedestału.
"Déja vu" to wyreżyserowana przez specjalistę od tajemniczych thrillerów
Tony'ego Scotta, zagrana na najwyższym poziomie zagadkowa historia o agencie federalnym
prowadzącym dochodzenie w sprawie zamachu terrorystycznego na promie w Nowym
Orleanie. Agent Doug Carlin (Washington) odkrywa, że wszyscy biorący udział w
dochodzeniu przeżywają déja
vu. Zjawisko to okazuje się być kluczem do rozwikłania
nie tylko tajemnicy dokonanej już zbrodni, ale i tych, które jeszcze nie miały
miejsca.
Dodatkową niespodzianką dla widzów będzie piosenka towarzysząca filmowi. Popularna
piosenkarka Macy Gray postanowiła poświęcić swój najnowszy singiel filmowi
"Déja vu". Zdobywczyni nagrody Grammy napisała utwór
"Coming back to you" specjalnie do
filmu, który stał się jego niewątpliwą ozdobą. Piosenka towarzyszy napisom końcowym,
ma również promować obraz w mediach. Czy stanie się tak wielkim przebojem jak
najnowszy film ze znakiem jakości
Jerry'ego Bruckheimera? Polscy widzowie przekonają
się 5 stycznia, kiedy to film zawita do naszych kin.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nominowany do Złotego Globa za "Ściganego" świetny twórca kina sensacyjnego -
Andrew Davis - wraca z kolejnym "dużym" filmem. Tym razem zajął się ratownikami ze Straży
Przybrzeżnej, którzy szczególnie mocno zaistnieli w świadomości opinii publicznej
niebezpieczną i ofiarną akcją ratowniczą po ataku huraganu Katrina w Nowym Orleanie.
Powstało tylko kilka dobrych filmów o mężczyznach, którzy ratują życie, a nie je
odbierają - tłumaczył swój wybór reżyser. -
Mamy nadzieję dołączyć do tej grupy.
Davis pracował już z wieloma gwiazdami poczynając od
Harrisona Forda we wspomnianym
już "Ściganym"; poprzez Morgana Freemana i
Keanu Reevesa w "Reakcji łańcuchowej";
skończywszy na Michaelu Douglasie i
Viggo Mortensenie w "Morderstwie doskonałym". W
jego najnowszym filmie "Patrol" ponownie zobaczymy wyjątkowy duet aktorów starszego
i młodszego pokolenia - Kevina Costnera i
Ashtona Kutchera.
Davis niewątpliwie poświecił dużo uwagi obsadzie "Patrolu" i wydobyciu z niej
maksymalnej dozy realizmu. Zdaniem reżysera, film miał się stać nie tylko
emocjonującym widowiskiem, ale i opowieścią o poświęceniu ludzi, którzy pełnią tę
niezwykle trudną służbę. Davis uważa, że wiarygodna obsada jest równie ważna jak
perfekcyjna realizacja skomplikowanych widowiskowych scen.
Jestem przekonany, że
wybór Kevina do tej roli był doskonały. Pomyślałem o nim, gdy tylko przeczytałem
scenariusz. Jest w odpowiednim wieku, by zagrać człowieka świadomego, że jego służba
zbliża się ku końcowi. A poza tym Kevin jest aktorem, który bardzo wyraziście gra,
ale nigdy nie gra zbyt wiele. Stylem przypomina mi trochę Paula Newmana - mówił
Davis. Reżyser wychwalał też
Kutchera, któremu wróży wielką przyszłość.
Jest pełen
energii i charyzmy. Sprawił, że wierzymy w Jake'a i jego stopniowe przemiany.
Początkowo arogancki, szybko pojmie, jak wielu istotnych rzeczy może się nauczyć od
swego mentora - komentował
Davis.
Reżyserowi udało się stworzyć silną relację mistrz - uczeń nie tylko na
ekranie. Kutcher otwarcie przyznawał, że przyjął tę rolę przede wszystkim ze
względu na Costnera. Podkreślał jak wiele mógł się od niego nauczyć, co
podpatrzeć i czego o aktorstwie dowiedzieć. Wygląda więc na to, że dobry
reżyser potrafi wyreżyserować nawet prawdziwe życie.
"Patrol" na ekranach kin od
1 grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Film
"Patrol" (od 1 grudnia w kinach) opowiada o życiu i niebezpiecznej pracy
ratowników amerykańskiej Straży Przybrzeżnej. Jeden z odtwórców głównych ról -
Ashton Kutcher ("Zupełnie jak miłość") przyznawał, że w filmie są może trzy sceny, w
których nie jest cały mokry. I faktycznie, akcja filmu toczy się przede wszystkim w
wodzie.
Dlatego też kręcenie zdjęć było wyjątkowo skomplikowaną operacją logistyczną.
Wielkiej uwagi wymagała zwłaszcza sekwencja rozgrywająca się na Morzu Beringa.
Reżyser Andrew Davis uznał, że filmowanie w ekstremalnych warunkach jest praktycznie
niemożliwe. Na potrzeby ekipy powstała więc największa w Hollywood maszyna do
tworzenia sztucznych fal. Oczywiście, zbliżony efekt można dziś uzyskać komputerowo,
ale zasadnicza różnica kryje się właśnie w słówku "zbliżony". Komputerowcy pod wodzą
Williama Mesy też pracowali pełną parą, tworząc morskie pejzaże.
Przeanalizowali dziesiątki zdjęć filmowych z autentycznych sztormów, by stworzyć jak najbardziej
realistyczny obraz "gniewu oceanu". W Shreveport powstał gigantyczny basen o
wymiarach 30,5 na 24,4 metra. Za tworzenie fal odpowiadała firma Aquatic Development
Company z Nowego Jorku. Stworzony przez nią system dokładnie odtwarzał strukturę i
rytm uderzeń morskich fal, które osiągały wysokość nawet do ośmiu metrów. Moc maszyn
tworzących fale wynosiła aż 150 koni mechanicznych! Davis był zachwycony:
Mieliśmy
nie tylko wysoką falę, ale różne rodzaje fal i różne sposoby ich rozbijania się i
załamywania światła. Kutcher z kolei wspominał:
Uderzenia fal były tak potężne, że
trzeba było bardzo uważać. Chwilami mieliśmy wrażenie, że naprawdę jesteśmy na
otwartym morzu. William Mesa podkreślał, że - mimo ogromnego postępu technik
komputerowych - udawanie wody, zwłaszcza oceanu, to "digitalny koszmar".
Oceanu, a
zwłaszcza sztormu, po prostu nie da się zaprogramować. To organiczny żywioł, pełen
nieprzewidywalnych zmian, o wielu subtelnych odcieniach. Dlatego postanowiliśmy
sfilmować prawdziwe fale, a moim zadaniem było dopasować resztę do ich wyglądu.
Ben Randall (Kevin Costner), ceniony i szanowany ratownik Straży Przybrzeżnej,
postanawia zakończyć służbę. To dla niego trudny czas: jego małżeństwo rozpada się,
a w trakcie jednej z ostatnich akcji traci niemal całą załogę. Czuje się winny,
uznaje więc, że powinien odejść. Jego ostatnim zadaniem ma być wyszkolenie godnych
następców w elitarnej jednostce ratownictwa. Skupia uwagę na młodym mistrzu
pływackim Jake'u Fischerze (Ashton
Kutcher). Ten, choć arogancki i przekonany o swej
nieomylności, ma niewątpliwy talent. Tylko czy da sobie utrzeć nosa i czy przetrwa
bardzo trudne próby, które go czekają?
"Patrol" w kinach od 1
grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Kevin Costner to jeden z najpopularniejszych i najczęściej nagradzanych
hollywoodzkich gwiazdorów. Na koncie ma
Oscary, Złoty Glob, nagrody MTV oraz
niezliczone nominacje do najbardziej prestiżowych nagród filmowych. Do historii kina
przeszły jego kreacje w tak ważnych produkcjach, jak "Tańczący z wilkami",
"JFK" czy "Doskonały świat". Nie stroni także od ról w filmach
komercyjnych, jak "Bodyguard"
czy "Robin Hood: Książę złodziei".
1 grudnia Kevin Costner wraca na ekrany w wielkim stylu. Zobaczyć go będzie można w
najnowszym filmie reżysera "Ściganego",
Andrew Davisa - "Patrol".
Pięćdziesięciojednoletni Costner w
"Patrolu" pokazał, że stać go na wiele poświęceń.
Gra doświadczonego ratownika Straży Przybrzeżnej
(US Coast Guard). Podczas treningów
nie odpuszczał sobie nawet na moment:
Bardzo dużo pływałem i biegałem i wcale nie
było to dla mnie łatwe. W filmie występowali olimpijscy pływacy, więc trzeba się
było bardzo starać, by dobrze przy nich wypaść. Aktor nie tylko ciałem pozostaje
młody. Nie rezygnuje z żadnych wyzwań. Ostatnio, za namową żony, powrócił do swojej
wielkiej pasji - muzyki: Uwielbiam występować, jest to sposób, by dać fanom coś
bardziej konkretnego niż autograf. Napisanie swojego nazwiska na kartce papieru mnie
nie satysfakcjonuje. Muzykę kocham od lat. Ostatnio jednak nie występowałem i żona
spytała mnie: Czemu nie miałbyś znowu grać? Kilku moich znajomych muzyków zaprosiło
mnie do współpracy. Z początku byłem bardzo niechętny i zamierzałem odmówić, ale
teraz gram i bardzo to lubię.
Costner w swoim zespole śpiewa i gra na gitarze. Członkom grupy udało się namówić
gwiazdora do wyjścia z "garażu" i teraz coraz częściej występują przed
publicznością. W planach mają nawet niewielką trasę koncertową po Stanach!
Ben Randall (Kevin Costner), zasłużony ratownik Straży Przybrzeżnej, myśli o zakończeniu
służby - podczas jednej z ostatnich akcji stracił bowiem całą załogę. Czuje się
winny, wydaje mu się, że najwyższy czas odejść. Tymczasem szkoli godnych siebie
następców w elitarnej jednostce ratownictwa. Jego uwagę przyciąga Jake Fischer
(Ashton Kutcher), młody, arogancki mistrz pływacki, przekonany o swej wyższości nad
innymi. Czy Jake zrozumie, jak wiele może nauczyć się od doświadczonego kolegi?
Sprawdzian nastąpi w niezwykle dramatycznych okolicznościach.
"Patrol" na ekranach polskich kin od
1 grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Młody i niezwykle obiecujący aktor -
Ashton Kutcher ("Zupełnie jak miłość", "Efekt
motyla"), ponownie zawita na nasze ekrany. Już
1 grudnia zobaczymy go w najnowszym
filmie reżysera "Ściganego", Andrew Davisa -
"Patrol". Kutcher wystąpi u boku
Kevina Costnera ("Tańczący z wilkami"). Wcieli się w rolę utalentowanego, butnego pływaka,
który pod okiem doświadczonego kolegi stara się o służbę w Straży Przybrzeżnej
(US Coast Guard). Adept będzie musiał nauczyć się czerpać z doświadczenia swego mentora.
Sprawdziany, które go czekają, będą bardzo dramatyczne.
Przygotowania do roli Jake'a Fishera zdecydowanie odbiegły od tego, do czego
przywykł młody gwiazdor. To jest bowiem jego pierwszy film akcji, a do tego
niezwykle wymagający. Kutcher szczerze wyznał:
Przed filmem bardzo słabo
pływałem. Zdecydowanie nie czułem się w wodzie jak ryba. Podpisywałem umowę
wiedząc, że będę się musiał sporo nauczyć. Przed "Patrolem" mogłem przepłynąć
basen w tę i z powrotem, ale to było raczej takie nerwowe przebieranie nogami
i rękami, które nie miało wiele wspólnego z prawdziwym pływaniem - wspominał
aktor. - Tak więc sześć miesięcy przed zdjęciami rozpocząłem lekcje pływania.
Oprócz tego kursu, aktor musiał również przeżyć bardzo intensywny obóz
szkoleniowy: Szkolenie było naprawdę ciężkie. Nikt mnie nie oszczędzał i
nigdy w życiu nikt tak często i tak głośno na mnie nie krzyczał. Ale nikogo -
oprócz moich rodziców - nie szanowałem tak jak ludzi, którzy dali mi ten
wycisk. Tu nikt cię nie pyta, czy wykonasz to, co masz zrobić. Robisz to i
już. Jednak nawet w takich miejscach są równi i równiejsi.
Kevin Costner śmiał się:
Jeśli chodzi o mnie, nie musiałem brać tych wszystkich zimnych
pryszniców, jakimi bezustannie częstowano Ashtona. A po co zimne prysznice?
Wyjaśnił to Kutcher: W filmie są zaledwie trzy sceny, w których nie jestem
zmarznięty, mokry lub jedno i drugie naraz.
"Patrol" w kinach od 1
grudnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj (24 października), niedaleko podwarszawskiego Piaseczna, kwadrans po 16.00,
padł ostatni klaps na planie filmu
"Ryś" w reżyserii Stanisława
Tyma.
Choć pogoda nie była najpiękniejsza, a w momencie, gdy reżyser ogłosił przez radio
koniec zdjęć, zapadał już zmrok, na planie rozległy się gromkie brawa. Ekipa była
wzruszona, a Stanisławowi Tymowi łamał się głos, gdy dziękował współpracownikom.
Powiedział: Jestem z was dumny i bardzo, bardzo wdzięczny.
Dziękował producentom, bez których
"Ryś" nie miałby szansy powstać, dziesiątkom aktorów i całej ekipie.
Następnie, ku zaskoczeniu wszystkich, wydobył harmonijkę ustną i na środku ulicy
zagrał "Odę do radości" Ludwika van Beethovena jako hołd dla
wszystkich, którzy pracowali przy tym projekcie.
Zdjęcia do "Rysia" rozpoczęły się 28 sierpnia w klasztorze kamedulskim nad jeziorem
Wigry, w okolicach Suwałk. Przez te bez mała dwa miesiące przez plan filmu
przewinęło się ponad dwustu aktorów, dwa razy tylu statystów, dwa helikoptery,
samochody, rowery, drezyna i przygarnięty pies Ryś. I to Ryś, a w zasadzie Rysia (bo
to suczka), najnowsza ulubienica Stanisława
Tyma, była bohaterką jednego z ostatnich
ujęć filmu. Miała szczekać i szarpać nogę pewnego przestępcy. Pomysł sceny powstał
na sam koniec, choć reżyser od razu zagwarantował Rysi występ w filmie. Nikt jednak
nie przypuszczał, że suczka tak przyzwyczai się do planu zdjęciowego, że wcale nie
zechce wściekle szczekać. Trochę to trwało, jednak w końcu Rysię udało się przekonać
i oto ma epizod w filmie, na którego cześć dostała imię.
Najnowsze przygody Ryszarda Ochódzkiego zobaczymy w kinach w lutym przyszłego roku. Do tego czasu twórcy zajmować się będą montażem i
postprodukcją. Zapewne już wkrótce publiczność ujrzy fragmenty filmu i jego
pierwszy zwiastun.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W obsadzie filmu
"Spadaj!", który już w najbliższy piątek wejdzie na ekrany polskich
kin, znalazł się wybitny aktor
Jeff Bridges. Wciela się w rolę trenera gimnastyki
sportowej - Burta Vickermana. Reżyserka filmu,
Jessica Bendinger, mówi:
On jest legendą, to niezwykła zdobycz dla naszego filmu. Jeff wprowadził do produkcji
doświadczenie i rzemiosło na bardzo wysokim poziomie.
Bridges zrobił poważny reaserch do swojej roli; chodził na zawody gimnastyczne z
kamerą: Musiałem wyglądać idiotycznie, na zawodach dzieje się tyle niesamowitych
rzeczy, a ja stałem i filmowałem reakcje trenerów. Dzięki temu jednak bardzo dużo
dowiedziałem się o ich zachowaniu. W ich reakcjach jest wiele
troski, ale i rodzaj twardości, nieugiętości.
Ten ceniony aktor poświęca się nie tylko grze;
Bridges słynie z wielu pasji. Jedną z
nich jest fotografia. Podczas pracy nad filmem robił dziesiątki zdjęć aktorom i
ekipie. Po skończeniu filmu oprawił fotografie i wszystkim je rozdał. Jego zdjęcia z
podróży i planów zdjęciowych były wielokrotnie publikowane w rozmaitych magazynach,
miał również wystawy w Nowym Jorku, Los Angeles i Londynie. Kilka lat temu
Bridgesowi udało się także spełnić swoje największe marzenie i wydać album muzyczny
"Be Here Soon". Płyta została świetnie oceniona przez krytyków i publiczność.
Prawdziwy człowiek renesansu!
Brice Graham (Jon Gries), ojciec dziewczyny o imieniu Haley (Missy
Peregrym), po serii wyskoków córki i jej konfliktów z prawem, nie ma już najmniejszego pomysłu na
to, jak utrzymać buntowniczkę w ryzach. A Haley naprawdę ma fantazję! Gdy jej
ostatni wybryk znów kończy się przed sądem, ten orzeka, że krnąbrna nastolatka ma
się stawić w renomowanej Akademii Gimnastyki
Vickermana. Instytucja to nie dość, że
legendarna i prestiżowa, to jeszcze słynąca z iście militarnego rygoru. Haley
niegdyś, z całkiem niezłymi wynikami, ćwiczyła w drużynie juniorek, tak więc teraz
powrócić ma do rzeczywistości pełnej rywalizacji, kompromisów i zasad. Jej marna
reputacja dociera do szkoły na długo przed nią samą. Ferment, który Haley wprowadza
w drużynie, stara się załagodzić trener - Burt Vickerman
(Jeff Bridges), który od
razu wyczuwa prawdziwy talent. Pragnie pomóc Haley pogodzić się ze światem.
Szorstki układ między Vickermanem i młodą zawodniczką wkrótce przeradza się w coś
na kształt szacunku, budzi w niej ambicję, a zespołowi pozwala dostrzec w
nietuzinkowej dziewczynie kogoś wyjątkowego. Pozostałe gimnastyczki zrozumieją, że
niektóre zasady po prostu trzeba łamać.
"Spadaj!" na ekranach kin od
27 października.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Obsada najnowszej komedii
Stanisława Tyma "Ryś" jawi się
imponująco. Niemal co tydzień ekipa ujawnia kolejne gwiazdy, które zdecydowały się zagrać w tym
najbardziej oczekiwanym polskim filmie. W
"Rysiu" pojawią się więc najwybitniejsi
polscy aktorzy począwszy od Krystyny
Jandy, a skończywszy na Marku
Kondracie. Na ekranie widzowie zobaczą jednak i aktorów młodszego pokolenia.
W niewielkich rolach wystąpią:
Anna Przybylska, Agata
Buzek, Paulina Holtz i
Eryk Lubos. Zaskoczeniem może być jednak występ popularnych serialowych "Oficerów" -
Magdaleny Różczki i Borysa
Szyca. Role nie są wielkie, ale naprawdę zabawne.
Szyc oczywiście będzie policjantem, choć może nieco innym niż Kruszon.
Magdalena Różczka sprawdzi się natomiast w roli dziennikarki. Aktorka wspomina:
To bardzo malutka
rola, ale jestem szczęśliwa i zaszczycona, że mogłam zagrać w "Rysiu". Dlaczego
zagrałam? Po prostu kocham Stanisława Tyma! Pytana o to, jakim reżyserem jest Tym,
wyznaje: Naprawdę niezwykle trudnym. Tak dobrze zna swoje postaci i cały scenariusz,
że kiedy daje mi wskazówki jak mam grać, z góry wiem, że zrobiłby to lepiej ode
mnie.
"Ryś" to kolejna odsłona losów kultowej postaci stworzonej przez
Stanisława Bareję - Ryszarda Ochódzkiego. Tym razem reżyserii i napisania scenariusza podjął się sam
Stanisław Tym. Autor twierdzi, że w nowej Polsce także jest się z czego śmiać, a
Ochódzki świetnie wpisuje się w wydarzenia ostatnich lat. Reżyser zaprosił do
współpracy aktorów znanych z wcześniejszych filmów o Ochódzkim m.in.
Zofię Merle i Jerzego Turka oraz dziesiątki wybitnych artystów scen polskich, którzy pojawią się w
często zaskakujących kreacjach. Jak to możliwe, że w jednym filmie wystąpi tyle
wielkich nazwisk? Jeden z aktorów grających w "Rysiu" bez skrępowania przyznał:
U Tyma zagrałbym nawet podłogę.
Zdjęcia do "Rysia" skończą się już w przyszłym tygodniu, widzom pozostanie czekać do
lutego na kinową premierę filmu.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
27
października na ekranach
kin pojawi się film "Spadaj!".
Już sam tytuł sugeruje, że
widzowie będą mieli do
czynienia ze światem pełnym
buntu i młodzieńczej przekory.
"Spadaj!" to
opowieść o Haley Graham (Missy
Peregrym) - nastolatce o
wyjątkowej fantazji.
Kiedy
kolejny jej wybryk kończy się
przed sądem ten orzeka, że
krnąbrna dziewczyna ma być
resocjalizowana w renomowanej
Akademii Gimnastyki Vickermana.
Instytucja to nie dość, że
legendarna i prestiżowa, lecz również
słynąca z iście militarnego
rygoru. Haley musi stawić
czoła rzeczywistości
wypełnionej rywalizacją,
kompromisami i zasadami. Czy jej
anarchistyczna osobowość
odnajdzie się w tym świecie? A
świat to na pewno dziwny. Każdy,
kto choć raz brał udział w
treningu gimnastycznym, wie, jak
trudny i pełen poświęceń to
sport. Tym bardziej istotną
rolę w życiu zawodniczek
pełni muzyka. Spróbujcie
spędzić bez niej choćby
dwadzieścia minut na sali.
Reżyserka i scenarzystka - Jessica
Bendinger wiedziała, że
taki film potrzebuje naprawdę
porywających dźwięków.
Zaprosiła więc do współpracy
muzyków wielokrotnie
honorowanych nagrodami Grammy,
ale także obiecujących
debiutantów. Po prostu wybrała
kawałki pasujące do historii
głównej bohaterki. Ekipa "Spadaj!"
sięgnęła wyżyn, gdy umowę o
współpracy podpisała
sześciokrotna zdobywczyni
nagrody Grammy - Missy
Elliott. Artystka zgodziła
się nie tylko na użycie
swojego najnowszego singla z
płyty "The Cookbook"
- "We Run This" - jako
tematu przewodniego, ale również
nagrała specjalny teledysk.
Clip ukazuje Missy Elliott jako
gimnastyczkę trenującą do
zawodów mistrzowskich pod okiem
złotej medalistki olimpijskiej
- Dominique Dawes. Muzykę do
filmu przygotował zaś Mike
Simpson, połowa The Dust
Brothers, który komponował do
takich filmów, jak
"Podziemny krąg" czy
"Zakręcony piątek".
Bendinger przyznaje: Uwielbiam
muzykę. Tak zaczynałam
karierę, pisałam o muzyce w
magazynie Spin i w MTV. Teraz
udało mi się nie tylko
wyreżyserować swój pierwszy
film, ale i współpracować z
takimi talentami, jak Missy czy
Mike. Nie mogłabym chcieć
więcej. Utwór Missy "We
Run This" to kawał
świetnej muzyki, a poza tym
fantastycznie odzwierciedla
podejście Haley do życia. Na
soundtracku usłyszymy także:
Electric Six, K7, Blink 182,
hip-hopowców z Fanny Pack,
punkową grupę Damone, sześciu
raperów z Jurrasic 5, nie
wspominając już o gwiazdach
pokroju Green Day, Styx czy Adam
Ant. Szykuje się niezły
kawałek hip-hopowo - punkowego
kina!
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na dziennikarskiej giełdzie od wielu miesięcy pojawiały się
spekulacje dotyczące ponownej współpracy reżysera
Marka Piwowskiego i Stanisława
Tyma. Najczęściej wspominano o planowanej kontynuacji kultowego filmu "Rejs". Obaj twórcy
konsekwentnie zaprzeczali. Jednak nie wszystko w tych
informacjach okazało się być wyssanym z palca.
Marek Piwowski pojawił się bowiem na planie powstającego właśnie
filmu w reżyserii Stanisława Tyma -
"Ryś", kontynuacji losów bohaterów znanych z
niemniej kultowego "Misia" oraz "Rozmów kontrolowanych".
Tym powitał na planie swego wieloletniego przyjaciela bardzo
ciepło: Cieszę się, że
Cię widzę Marku. Piwowski natomiast o tym,
dlaczego zdecydował się zagrać w "Rysiu"
opowiadał w dowcipny, charakterystyczny dla siebie sposób:
Zdecydowałem się zagrać w
"Rysiu", ponieważ nie czytałem scenariusza. Drugi argument to helikopter na planie,
od dziecka chciałem być śmigłowym. Należy wspierać polską kinematografię. Mamy taki
zalew tej szmiry z zachodu, a tam narkotyki, gwałty - mam tego dosyć. A u nas na
planie proszę spojrzeć - flagi, straż pożarna, jakoś się bezpiecznie czuję.
Piwowski - doświadczony reżyser - pytany o to, jak
Tym, reżyser i odtwórca głównej roli w
"Rysiu", radzi sobie z tym trudnym fachem mówi:
Imponuje mi, że Staszek tak szybko
przebiega z jednej strony kamery na drugą, a jaką postać gram okaże się podobno w
montażu.
Film oprócz prawdziwej galerii świetnych aktorów (m.in.
Marek Kondrat, Danuta
Stenka, Borys Szyc), ma też obfitować w kreacje
"naturszczyków". Tak więc oprócz
Piwowskiego w małych rolach pojawią się także: brat Stanisława Tyma - Antoni,
dziennikarz TVN24 Grzegorz
Miecugow, kabareciarze m.in.
Marek Przybylik, Jadwiga
Basińska z Mumio, Waldemar Wilkołek z Ani Mru
Mru, członkowie kabaretu Jurki oraz
wielu, wielu innych.
Zdjęcia do "Rysia" potrwają jeszcze około dwóch tygodni. Następnie twórcy skupią się
od razu na postprodukcji. Premiera planowana jest na luty 2007 roku.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Największa dama polskiego kina, jurorka bijącego rekordy
popularności telewizyjnego show "Taniec z gwiazdami", którego czwarta edycja właśnie trwa w stacji TVN -
Beata Tyszkiewicz, w najbliższym czasie da się poznać widzom w zupełnie nowej,
nietypowej dla siebie roli. W ciągu swojej długiej kariery wcieliła się w ponad sto postaci,
począwszy od Klary w ekranizacji "Zemsty" z 1956 roku, poprzez księżniczkę Elżbietę
w "Popiołach" Andrzeja Wajdy i Izabelę Łęcką z "Lalki" Wojciecha Jerzego Hasa, a
skończywszy na. No właśnie. Ostatnio
Beata Tyszkiewicz zagrała.
sprzątaczkę. Kto był w stanie ją do tego nakłonić? Aktorka uchyla
rąbka tajemnicy w jednym ze swoich
felietonów: Nigdy nie przypuszczałam, że zdjęcia do filmu Stasia Tyma "Ryś" sprawią
mi tyle radości. Wiele lat grałam księżniczki, hrabiny i hrabianki -
jednym słowem, damy. A tu propozycja Stasia, żebym zagrała sprzątaczkę na pływalni Pałacu Kultury i
Nauki. Jakby tego było mało, drugą sprzątaczkę grała
Grażyna Szapołowska. Beata
Tyszkiewicz do tej niewielkiej roli poczyniła równie poważne przygotowania, jak do
swoich wcześniejszych, wielkich kinowych kreacji. Aktorka wspomina:
Od kilku dni
myślałam, w co się ubrać do roli sprzątaczki? Wyszło, że niezbędne są zdrowotne buty
przemysłowe - powyżej kostki, sznurowane, z odkrytymi palcami i piętami. W sklepie z
używaną odzieżą kupiłam także seledynową, jedwabną bluzeczkę, dostałam kolorowy
fartuch we wzorki i dzianą, brązową kamizelkę. Do ręki miotła i do roboty.
Występ Tyszkiewicz i Szapołowskiej w
"Rysiu" to tylko przedsmak wielu obsadowych
niespodzianek tego filmu. Wszyscy, którzy poznali już choć część obsady, nie kryją
zdumienia. To będzie wyjątkowe przedsięwzięcie, bowiem rzadko zdarza się, by nawet w
najmniejszych, zaskakujących epizodach wystąpiły pierwszoligowe postaci polskiego
kina, telewizji i estrady.
"Ryś" w reżyserii i według scenariusza
Stanisława Tyma na ekranach kin od
9 lutego.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jury 63. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji ogłosiło swój werdykt. Wśród zdobywców Lwów Weneckich znalazł się
Ben Affleck występujący w filmie w
Allena Coultera „Hollywoodland”.
„Hollywoodland” to historia zagadkowej śmierci gwiazdora z lat 50., George’a
Reevesa, za tę właśnie kreację Affleck otrzymał ową prestiżową nagrodę. W miniony weekend film zadebiutował na amerykańskich ekranach. W Polsce pojawi się najprawdopodobniej na początku przyszłego roku. Dystrybutorem będzie
Forum Film Poland.
Wenecka publiczność bardzo ciepło przyjęła
„Hollywoodland”, a krytycy nie kryli uznania dla kreacji
Bena Afflecka. Anthony Lane z „New
Yorkera” zwrócił uwagę na hołd, jaki aktor złożył swojej postaci – hołd, którego za życia Reeves nie miał szansy odebrać. Twórcy przyznają, że do roli ikony popkultury lat pięćdziesiątych musieli znaleźć wykonawcę, który umiałby oddać wszystkie, niekiedy sprzeczne ze sobą, cechy charakteru
Reevesa.
Ben Affleck okazał się idealny.
Affleck żywi wielki szacunek dla George’a Reevesa – mówił reżyser
Allen Coulter. – Maksymalnie włączył się w dokumentację tematu i bardzo zaangażował się w rolę.
Affleck wspominał: Reeves nie mógł być do końca sobą. Odkryłem, że kiedyś brał udział w wypadku samochodowym i zemdlał. Gazety napisały wtedy: „Superman mdleje na widok własnej krwi”. Ludzie byli wobec niego niezwykle obłudni, sadzę, że zasłużył na coś więcej. Ten kontrast mnie zaintrygował. Był bardzo sfrustrowany i smutny, ale wobec ludzi musiał być wiecznie wesoły – opowiadał dalej aktor. –
Wziął tę robotę, żeby zarobić na życie i pracować. Był jednym z pierwszych aktorów, którzy odczuli na własnej skórze prawdziwą frustrację zaszufladkowania. Każdy, kto obejrzał program, czuł coś na kształt familiarnego porozumienia z bohaterem. Reeves musiał się czuć z tym niekomfortowo i niepewnie. Ludzie wymagali od niego, żeby faktycznie był Supermanem. Dla mnie „Hollywoodland” to film o tym, jak czcimy, a potem pożeramy ikony naszej kultury – podsumował.
Pełnometrażowy debiut Allena Coultera –
„Hollywoodland” to perełka obsadowa. Oprócz
Afflecka, na ekranie zobaczymy dwoje zdobywców Oscarów:
Diane Lane i Adriena Brody oraz
Boba Hoskinsa, który, jak twierdzą krytycy, pokazuje tu swoją szczytową formę. Tematem filmu jest mroczna zagadka śmierci idola milionów, odtwórcy roli Supermana w niskobudżetowym serialu z lat pięćdziesiątych. Detektyw Louis Simo (Brody) na zlecenie matki ofiary brnie przez tajemnice i krętactwa Hollywood. W trakcie śledztwa odkrywa, że fabryka snów nie jest tak kolorowa i beztroska, jak wydaje się na ekranie…
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na Suwalszczyźnie kończy się właśnie pierwsza faza zdjęć do filmu
"Ryś", według scenariusza i w reżyserii
Stanisława Tyma. To od wielu lat oczekiwana kontynuacja
losów prezesa Ryszarda Ochódzkiego - sławnego Misia z filmu
Stanisława Barei. Produkcja jest utrzymywana w ścisłej tajemnicy, na plan wstęp mieli tylko nieliczni.
Nawet aktorzy nie poznali całego scenariusza, otrzymali jedynie fragmenty, w których
występują kreowane przez nich postaci.
Skąd ta tajemnica? Wcielający się w jedną z ról
Marian Glinka mówi: Staszek nawet w
najmniejszych rólkach obsadził wybitnych, zawodowych aktorów. To świetny,
gwarantujący sukces, pomysł. Myślę, że stąd ta tajemnica, po co ujawniać wszystko od
razu? - przekonuje aktor.
Prasa zgodnie obwołuje film mianem najbardziej oczekiwanej polskiej produkcji
ostatnich lat, w mediach pojawia się również wiele spekulacji dotyczących tego, co
się dzieje na planie. Już pierwszego dnia zdjęciowego zauważono kilka niespodzianek
obsadowych. Wśród aktorów jest
Krzysztof Globisz (w sutannie),
Joanna Szczepkowska oraz niezawodny
Janusz Rewiński. Media podały też jedną nieścisłą informację. Po
planie miał się rzekomo kręcić sobowtór
Stanisława Tyma. Ta postać to jednak nie
sobowtór, lecz rodzony brat reżysera.
Antoni Tym pokaże się w filmie w pełnej
charakteryzacji. Co to będzie za rola? Tego twórcy jeszcze nie chcą zdradzić,
Stanisław Tym mówi jedynie:
Do tej roli potrzebowaliśmy osoby względnie do mnie
podobnej, stad ten wybór. Nic więcej nie wiadomo. Antoni Tym ma już za sobą pewne
doświadczenia filmowe, w "Misiu" był przechodniem z psem w finałowej scenie filmu.
"Ryś" to powrót do postaci Ryszarda Ochódzkiego. Prezes Klubu Sportowego Tęcza
sprawnie radzi sobie z przemianami ustrojowymi w kraju. Widocznie dla ludzi takich
jak on miejsce znajdzie się w każdej rzeczywistości. Scenariusz, jak twierdzą ci,
którzy go czytali, jest śmieszny, mądry i naprawdę zaskakujący. W filmie pojawi się
kilka dobrze znanych widzom postaci, jak choćby Wacław Jarząbek
(Jerzy Turek), Maria Wafel
(Zofia Merle) czy Zygmunt Molibden
(Krzysztof Kowalewski), ale też
szereg zupełnie nowych.
Produkcja "Rysia" przeniesie się teraz do Warszawy. Premiera filmu planowana jest w
lutym 2007 roku.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Podczas tegorocznego 63. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji zostanie
zaprezentowany najnowszy film z Adrienem Brody w jednej z głównych ról p.t.
"Hollywoodland". Film startuje w głównym konkursie festiwalu, który rusza już 30
sierpnia a potrwa do 9 września.
Jak donosi wpływowy magazyn branżowy
"Screen International"
jest to jeden z pierwszych, najbardziej prestiżowych, filmów
ruszającego właśnie sezonu festiwalowego i pierwszych
przedoscarowych spekulacji. Recenzent Mike Goodridge
pisze: Czarny thriller rozgrywający się w Los Angeles lat pięćdziesiątych
łączy fakty z fikcją i spekulacjami.
"Hollywoodland" jest nasycony
detalami, postaciami i atmosferą (.). Ten świetnie skonstruowany,
dobrze obsadzony film, który jest
pełnometrażowym debiutem weterana telewizji - Allena Coultera, zapewne ściągnie na
siebie wzmożoną uwagę mediów. W konkursie startuje 21 tytułów, a na szczególną uwagę
zasługuje fakt, że wszystkie konkursowe filmy będą miały tam swoją światową
premierę.
"Hollywoodland" próbuje odsłonić kulisy jednej z najbardziej zagadkowych śmierci w
historii fabryki snów. George Reeves
(Ben Affleck) jest jedną z największych gwiazd
Hollywood. Niebywałą popularność przyniosła mu tytułowa rola w serialu telewizyjnym
"Przygody Supermana". Jest 16 czerwca 1959 roku, idol milionów umiera właśnie w
swoim domu na wzgórzach Hollywood. Trafiony w głowę jedną kulą gwiazdor pozostawia
po sobie narzeczoną - aspirującą do miana gwiazdy - Leonore Lemmon
(Robin Tunney) oraz miliony, zszokowanych jego śmiercią, fanów. Policja orzeka, że popełnił
samobójstwo i zamyka sprawę. Jednak nieutulona w żalu matka - Helen Bessolo
(Lois Smith), nie chce pozwolić by zagadkowe okoliczności tej tragedii pozostały
niewyjaśnione. Helen zaczyna szukać sprawiedliwości na własną rękę. Wynajmuje
prywatnego detektywa - Louisa Simo
(Adrien Brody). Simo w trakcie dochodzenia
odnajduje ślad, który może być kluczem do zagadki. Reeves miał bowiem romans z Toni
Mannix (Diane Lane), żoną jednego z szefów studia MGM - Eddiego Mannixa
(Bob Hoskins). Jednak w Hollywood prawda i sprawiedliwość to rzadkość. Simo prowadzi
niebezpieczne i zaskakujące śledztwo, które zaczyna mieć ogromny wpływ na jego życie
prywatne. Detektyw dowiaduje się także sporo o samym
Reevesie. Jak się okazuje, za
maską gwiazdy krył się skomplikowany wewnętrznie człowiek, który poświęcił swoje
życie Hollywood na bardzo wielu poziomach.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Choć
"Stay Alive" -
wirtualny horror, który wejdzie
na ekrany polskich kin już w piątek
- 11 sierpnia, to, jak
reguły gatunku każą, efekt
wyobraźni scenarzystów, ku ich
zaskoczeniu stał się swego
rodzaju zapisem dokumentalnym.
Ekipa scenografów zdecydowała
bowiem, że najlepszym miejscem
do realizacji zdjęć będzie
Nowy Orlean. Od
początku naszym celem było
znalezienie miejsc naturalnych,
- opowiada Bruton Jones,
główny scenograf filmu - które
swoją architekturą pasowałyby
do stylu, jaki wykorzystywany
jest w grafice gier
komputerowych. Nie bylibyśmy w
stanie zbudować sztucznie
wykreowanej scenografii. Wiedziałem,
że w Nowym Orleanie znajdziemy
odpowiednie miejsca. Zdjęcia
powstały więc w Nowym Orleanie
i jego okolicach. Kluczowe
sekwencje filmu rozgrywają się
na Cmentarzu Lafayette 1, który
zawiera mnóstwo zniszczonych i
zabytkowych nagrobków - to właśnie
tam toczą się najbardziej
przerażające sceny filmu. By
odtworzyć Geourge Plantaion,
Jones wykorzystał budynek
powstały w 1867 roku. Dla ekipy
było to szczególnie trudne
zadanie: chodziło o to, żeby w
scenach krwawej rozgrywki nie
zniszczyć żadnej z zabytkowych
rzeczy, jakie znajdowały się w
wyposażeniu budynku.
Nikt z twórców ani właścicieli
domu nie przypuszczał nawet,
jak szybko zdjęcia do horroru
nabiorą historycznej wartości.
Kilkanaście dni po zakończeniu
zdjęć Nowy Orlean został
zmieciony z powierzchni ziemi
przez najsilniejszy z huraganów
- Katrinę. Jesteśmy
dumni, że w naszym filmie udało
się zachować ducha tego
niezwykłego miasta. Katrina dosłownie
zmiażdżyła wiele zabytkowych
budynków, m.in. naszą Geourge
Plantaion. Dlatego "Stay
Alive" dość
nieoczekiwanie stało się również
pamiątką takiego Nowego
Orleanu, jakiego już nigdy nie
zobaczymy - wspominają
twórcy.
"Stay
Alive" opowiada o piątce
młodych graczy komputerowych,
którzy decydują się na
nielegalne wypróbowanie
superrealistycznej gry o tym właśnie
tytule. "Stay Alive"
nabiera zupełnie nowego
znaczenia, gdy okazuje się, że
gra funkcjonuje nie tylko w
rzeczywistości wirtualnej. Grający
w nią młodzi ludzie w
zagadkowy sposób zaczynają ginąć.
Nic nie pozwala przerwać zabójczej
krucjaty gry. Bohaterowie muszą
czym prędzej odkryć tajemnicę
by koniec gry nie był również
ich końcem.
Zapraszamy do kin od 11
sierpnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już w piątek - 11 sierpnia na ekranach polskich kin zagości pierwszy w historii
gatunku horror wirtualny "Stay
Alive". To historia pięciorga młodych
fascynatów gier komputerowych, którym udaje się zdobyć wersję testową
"Stay Alive" - gry najnowszej
generacji. Żadne z nich jednak nie spodziewa się, że kryje ona w sobie śmiertelne
zagrożenie.
Choć fabuła filmu jest na wskroś współczesna, widzowie odnajdą w niej
nawiązanie do prawdziwej, przerażającej historii węgierskiej arystokratki z
przełomu XVI i XVII wieku, bliskiej krewnej króla Stefana Batorego - Elżbiety
Batory, którą scenarzyści zrobili główną bohaterką gry.
Batory zasłynęła jako pierwsza w historii seryjna morderczyni.
Od początku byliśmy
przekonani, - wyjaśnia scenarzysta
Matthew Peterman - że
najstraszniejsze historie to te, które są oparte na prawdziwych osobach i
wydarzeniach. Zaczęliśmy więc
poszukiwać w książkach historycznych
prawdziwie czarnego charakteru. I wydaje nam
się, że znaleźliśmy najbardziej
paskudną osobę, jaką się tylko dało. Historia
Elżbiety Batory wciąż przeraża tych, którzy o niej słyszą.
Mam wrażenie, - mówi reżyser i scenarzysta
William Brent Bell - że w postaci
Elżbiety znaleźliśmy znacznie bardziej interesującego bohatera horroru, niż
klasycznego faceta w masce, mordującego nastolatków. Warto też pamiętać, że Elżbieta
nie jest tylko postacią z gry. To prawdziwa osoba, a jej przerażająca legenda
przetrwała wieki. Elżbieta Batory pochodziła z bogatej arystokratycznej rodziny.
Była obdarzona niezwykłą urodą. Kiedy miała 15 lat, z politycznych względów zmuszono
ją do ślubu. Jej mąż, znany jako Czarny Bohater Węgier, toczył nieustanne wojny.
Osamotniona Elżbieta zaczęła szukać okazji do zabawy. Dość szybko wciągnęły ją
"sztuki diabelskie". Jednak najgorsze rozpoczęło się dopiero po nagłej śmierci jej
męża. Elżbieta, pragnąc zachować wieczną młodość, odkryła, że świeża krew może być
właściwym "specyfikiem". Od tego momentu Elżbieta porywała, torturowała i w okrutny
sposób zabijała młode dziewice, by kąpać się w ich krwi. Wkrótce plotki o krwawej
działalności Elżbiety zaczęły się rozprzestrzeniać. Węgierski cesarz, Mathias II,
polecił wszcząć śledztwo. W zamku znaleziono kilkadziesiąt szczątków ludzkich. Odbył
się proces. Elżbieta zarzucono zamordowanie 650 dziewcząt. Przez owe wydarzenia
zyskała przydomek "Krwawej Hrabiny". Jednak wykorzystując swoje szlacheckie
pochodzenie, nigdy nie została skazana. Resztę życia spędziła samotnie zamknięta w
murach własnego zamku, gdzie zapadła na chorobę psychiczną. Producenci na potrzeby
filmu stworzyli ciąg dalszy. Duch Elżbiety wydostaje się z ruin zamku, przebywa
morza i oceany by trafić do innego miasta, osławionego siedliska wampirów - Nowego
Orleanu i tu właśnie zaczyna się gra.
"Stay Alive" na ekranach kin od 11 sierpnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Co się stanie, jeśli u nałogowych graczy zatrze się różnica między światem
rzeczywistym i wirtualnym? Takie pytanie postawili sobie
William Brent Bell i Mathew
Peterman, próbując stworzyć rodzaj horroru, jakiego kino jeszcze nie widziało. Ich
celem stało się połączenie chwytów z klasycznych horrorów z napięciem wytwarzanym w
najlepszych grach komputerowych. W ten sposób powstał horror na miarę XXI wieku -
"Stay Alive", który wejdzie na ekrany kin 11 sierpnia.
Już w chwili rozpoczęcia prac nad scenariuszem Bell i Peterman wiedzieli, że
bohaterami filmu powinni być młodzi ludzie:
Chodziło nam o stworzenie grupy młodych,
współczesnych bohaterów, z którymi każdy przeciętny widz mógłby się utożsamić.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że takie utożsamienie pozwoli widzowi naprawdę przeżyć
ekranowe wydarzenia.
Przygotowując się do pisania - dodaje Bell -
chcieliśmy jak najbardziej utożsamić
się z tym światem. Nie tylko graliśmy, spędzaliśmy też całe dnie w kafejkach
internetowych, obserwując, jak młodzi ludzie grają, jak się ubierają, jak się do
siebie odzywają. Naszym celem było tak maksymalne odzwierciedlenie tego świata na
ekranie, jak się tylko dało.
Scenarzyści zapewnili sobie również współpracę CliffaB - jednego z czołowych
projektantów gier na świecie.
Jeśli tylko mieliśmy jakiś problem z opisaniem
rzeczywistości wymyślonej przez nas gry, CliffB natychmiast służył pomocą. W ten
sposób stworzyliśmy świat, w którym zatarła się granica między prawdziwym i
wirtualnym światem. To było zabawne doświadczenie, choć również w pewien sposób
przerażające, nawet nas samych - mówił
Paterman.
Gry komputerowe biją rekordy popularności. Dla zapalonych graczy im bardziej
wciągająca i realna jest gra, tym lepiej. Na rynku ma się właśnie pojawić coś nowego
- "Stay Alive". Będzie to superrealistyczna gra oparta na prawdziwej historii
siedemnastowiecznej seryjnej morderczyni dziewic - Elżbiety Batory, znanej jako
"Krwawa Hrabina". Grupa młodych pasjonatów z Nowego Orleanu zdobywa jej wersję
testową. Jest tylko jeden problem: młodzi gracze giną w identyczny sposób, jak ich
postaci w grze. Hutch, Abigail,
Swink, October i Phineus zagrają o najwyższą stawkę:
o własne życie. Kto jest zabójcą? Jeden z graczy? Tajemniczy nieznajomy? Sama gra?
Narasta strach i paranoja. Gracze będą musieli rozwiązać zagadkę, która przerasta
ich samych. Inaczej stwierdzenie
"Game Over" nabierze zupełnie nowego znaczenia.
"Stay Alive" na ekranach kin od 11 sierpnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pomimo szalejących upałów
"Piraci z Karaibów. Skrzynia umarlaka" nie dają za
wygraną. Po dziesięciu dniach obecności na polskich ekranach film obejrzało już
ponad 520 tysięcy widzów. To jedyny film, któremu skutecznie udaje się walczyć z
letnią aurą. Świadczy to zapewne o tym, że pirackie historie nadal mogą porywać
tłumy.
Ale czy widzowie wiedzą kim w rzeczywistości byli piraci?
Peter Twist,
specjalizujący się w historii XVIII wieku był konsultantem technicznym i
historycznym filmu. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że pracuje nad fikcyjnym
widowiskiem, uważał jednak, że nie zaszkodzi wprowadzić do pirackiego cyklu trochę
prawdy o wilkach morskich. Prawdą jest, że piraci byli okrutni i zupełnie
lekceważyli prawo. Lecz ten swoisty honorowy kodeks piracki według
Twista
rzeczywiście obowiązywał. Przed wyruszeniem w każdy rejs często były zawierane nawet
dość szczegółowe kontrakty dotyczące nie tylko podziału łupów, ale i zachowania
podczas walki oraz kar za ewentualne tchórzostwo. Kapitanowie, w przeciwieństwie do
regularnej marynarki, byli najczęściej wybierani przez załogę i zdarzało się, że
wymieniani podczas trwania rejsu. Na każdym statku obowiązywał swoisty regulamin,
czasem zaskakująco surowy. Picie alkoholu, hazard a nawet przeklinanie bywały
zakazane. A za łamanie zakazów groziły surowe kary. Natomiast, zdaniem
Twista,
opowieści o ukrytych skarbach to w większości fikcja. Rzeczywiście, wiele wskazuje
na to, że słynny kapitan Kidd ukrył wielki skarb, lecz codzienność piratów była
bardziej prozaiczna. Rzadko udawało im się zdobyć naprawdę cenny ładunek
kosztowności. A to, co zrabowali sprzedawali czasem z niezbyt dużym zyskiem.
Natomiast swoje zarobki przepuszczali z reguły w portach na kobiety, alkohol i
hazard. W filmach o piratach z Karaibów nie ma drewnianych nóg ani rąk - haków.
Piraci, którzy zostali poważnie ranni, przeważnie umierali na skutek infekcji.
Amputacji dokonywano rzadko, ponieważ na okrętach z reguły nie było lekarzy. Jeśli
już ktoś stracił kończynę a udało mu się przeżyć, najczęściej zostawał kucharzem,
ponieważ od niego nie wymagano udziału w walce. Piraci niezbyt dbali o higienę,
toalet na okrętach nie było, albo były bardzo prymitywne. O myciu się w słodkiej
wodzie, której przeważnie brakowało nie było nawet co marzyć. Myto się w morskiej
wodzie i raczej nie przesadnie starannie. Rum pito w dużych ilościach, chociaż
spożywano także zaskakująco wielkie ilości herbaty i kawy. Rum miał przeciwdziałać
monotonni rejsów i zagrzewać do boju. Jednak największym przekłamaniem
hollywoodzkich filmów o piratach było to, że zwykle wprost rwali się oni do walki.
Tymczasem przeważnie starali jej się unikać jak mogli. Typową sytuacją było to, że
oddawali ostrzegawczy strzał, licząc, że przeciwnik się podda bez walki. Tak jak
Jack Sparrow szukali raczej pewnej okazji do zdobycia łupu, sytuacji, w której mieli
zdecydowaną przewagę, w innych przypadkach nie chcieli ryzykować życia i statku.
"Piraci z Karaibów. Skrzynia umarlaka" na ekranach kin w całej Polsce.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Piraci z Karaibów. Skrzynia umarlaka" na ekranach polskich kin pojawią się już o
północy z 20 na 21 lipca. Zapowiada się największy hit tego lata!
Oprócz ulubionych bohaterów widzów - Jacka Sparrowa
(Johnny Depp), Elizabeth Swann
(Keira Knightley) i Willa Turnera
(Orlando Bloom), w filmie wystąpią zupełnie nowe,
upiorne postaci. Jedną z nich jest przywódca przerażającej załogi Latającego
Holendra - Davy Jones. W tę rolę wcielił się doskonały brytyjski aktor
charakterystyczny, wszechstronny
Bill Nighy. Aktor jest specjalistą
od ekscentrycznych postaci. Któż nie pamięta go z roli rockmana z komedii "To właśnie
miłość". Tym razem musiał poświęcić się
wielogodzinnej charakteryzacji, nie był tym
jednak przerażony. Mając nawet ograniczone możliwości mimicznej ekspresji doskonale
operuje głosem: Niektórzy twierdzą, że charakteryzacja zabija wyobraźnię - mówił
Nighy. - Tak się pewnie czasami zdarza. Moim zdaniem jednak bardzo często ją
rozwija. Kiedy masz do czynienia z mocnymi
ograniczeniami środków wyrazu myślisz jak
je pokonać i to właśnie starałem się zrobić.
Twarz Davy'ego Jonesa pokrywają macki ośmiornicy, wygląda to naprawdę przerażająco.
Aktor wspominał: Pomysł bym moim zdaniem genialny, te macki żyją, ruszają się,
nieustannie coś robią. Są ekstremalnie przerażające, a to jest właśnie zadanie
Davy'ego Jonesa - wprawiać ludzi w przerażenie. O swojej straszliwej szajce
Nighy mówił: Wyglądają podobnie do Davy'ego, wiele lat spędzili na morzu i są bardzo,
bardzo dziwaczni. Ekipa Barbossy z "Klątwy Czarnej Perły" była przedziwna, ale tu
wykonaliśmy wielki krok naprzód w kategoriach dziwaczności.
Wspomniany Davy Jones jest nowym przeciwnikiem ulubieńca publiczności - kapitana
Jacka Sparrowa. Ekscentryczny pirat musi spłacić upiorowi, zaciągnięty wiele lat
temu dług. Naturalnie, Sparrow próbuje się
swoim zwyczajem wykręcić. Wciąga w akcję
znanych już widzom - Elizabeth i Willa. Czy i tym razem "Piraci z
Karaibów" wyjdą z opresji cało? Odpowiedź w kinach już w tym tygodniu.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Oczekiwanie na ciąg dalszy przygód kapitana Jacka Sparrowa i
"Piratów z Karaibów" wkracza w ostatnią fazę. Choć oficjalna
premiera filmu została wyznaczona na piątek
21 lipca, "Piraci"
przypłyną do polskich kin już o północy z czwartku
(20.07) na piątek (21.07). Wtedy to w wielu kinach odbędą się specjalne,
przedpremierowe pokazy "Skrzyni umarlaka", często z dodatkowymi atrakcjami.
Zapowiada się największy hit tego lata. Jack Sparrow jest
bezkonkurencyjny - ankiety internetowych serwisów filmowych
jednoznacznie obwołują film najbardziej oczekiwaną
premierą sezonu. Warto wspomnieć też o tym że, jak donosi
"Variety" w
swoim tygodniowym kinowym raporcie,
"Piraci z Karaibów" pobili już
wyjątkowo trudnych przeciwników. Wielkie hity tego roku:
"Superman: Powrót" i "Kod da Vinci" zostały w
tyle. W Wielkiej Brytanii, gdzie film miał już premierę, zdążył
zarobić 25 milionów dolarów i przyjąć miano najlepszego otwarcia w 2006 roku, wygrywając tym samym
z finałem Mistrzostw Świata w piłce nożnej! Widać prosty łotrzyk Jack Sparrow może
pokonać wszystko -
superbohatera, tajemnice Leonarda i futbolomanię.
"Piraci z Karaibów" znów wyruszają na szerokie wody. Tym razem kapitan Jack Sparrow
(Johnny Depp) musi stawić czoło upiornemu Davy'emu Jonesowi
(Bill Nighy) i jego szajce. Czekają go również problemy natury mniej tajemniczej w postaci
zaprzysiężonego prześladowcy piratów z ramienia rządu brytyjskiego, lorda Cuttlera
Becketta, ludożerców oraz niebezpiecznych mórz. Pomocą będą mu ponownie służyć
młodzi zakochani: Elizabeth Swann
(Keira Knightley) i Will Turner
(Orlando Bloom), a także wierna załoga Czarnej Perły.
Film w kinach już w nocy, z 20 na 21 lipca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Piraci z Karaibów. Skrzynia
Umarlaka" pobili rekord
wszechczasów otwarcia w USA. Już w piątek przynieśli twórcom
55,5 miliona dolarów wpływów z kin, co zdetronizowało trzecią
część "Gwiezdnych wojen - Zemstę Sithów". Po trzech dniach w
amerykańskich kinach dzieło producenta
Jerry'ego Bruckheimera odnotowało rekord wszechczasów - 132
miliony dolarów! "Piraci" pobili tym samym
"Spider-mana" z jego 114,8
milionami w 2002 roku.
Wynik równie zasłużony, co oczekiwany. W odróżnieniu od
pierwszej części filmu -
"Klątwy Czarnej Perły", która swoim spektakularnym sukcesem
zaskoczyła niemal wszystkich - od producentów po krytykę. Film bowiem
zarobił w sumie ponad 1,2 miliarda dolarów! Tym razem plany były od
początku wielkie. Jerry Bruckheimer - producent odnoszący w Hollywood
niebywałe sukcesy - przekonywał, że druga część miała tylko rozwinąć to,
co było w pierwszym filmie najlepsze. Dlatego osobiście zabiegał by nie
zmieniać ekipy. Bardzo przy tym wychwalał reżysera
Gore'a Verbinskiego: Ma wielkie poczucie humoru, co było niezbędne. W dodatku jest reżyserem,
który dobrze pamięta, że równie ważna jak piękne obrazy jest akcja oraz
sprawne i emocjonujące jej opowiedzenie. A to, szczerze mówiąc, wcale
nie jest cechą wszystkich reżyserów - tłumaczył słynny producent.
Druga część była kręcona jednocześnie z trzecią. Prawdopodobnie
dokładnie za rok odbędzie się jej premiera. Film, jak wieść niesie, ma
być zwieńczony wielką bitwą morską z udziałem niemal wszystkich
dotychczasowych protagonistów pirackiego cyklu.
W "Skrzyni Umarlaka" kapitan Jack Sparrow spłaca dług, zaciągnięty w
dawnych czasach u upiornego Davy'ego
Jonesa, porywacza ludzkich dusz.
Musi odnaleźć tajemniczą Skrzynię Umarlaka, wyrusza więc ze swoją wierną
załogą na poszukiwania. Pomocą służą mu też młodzi zakochani: Elizabeth
Swann i Will Turner. Czasu nie ma zbyt wiele, bo siejący popłoch Jones
do cierpliwych nie należy. Jackowi zagraża także lord
Cuttler, zaprzysięgły wróg wszystkich piratów.
"Piraci z Karaibów. Skrzynia
Umarlaka" w polskich kinach już od
21 lipca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już dziś (piątek,
23 czerwca) do kin w całej Polsce wjadą
"Auta", prawdziwy
Rolls-Royce animacji.
Autorzy polskiej wersji językowej przygotowali dla widzów sporo niespodzianek. Na
całym świecie w dubbingu wzięła udział
bezprecedensowa liczba kierowców rajdowych,
komentatorów i dziennikarzy - od Michaela Schumachera po Jay'a
Leno. W Polsce usłyszymy m.in. Włodzimierza i Macieja
Zientarskich. Nie mogło oczywiście zabraknąć
Martyny Wojciechowskiej. Choć ostatnio
dziennikarka słynie głównie ze swoich
odważnych wyczynów podróżniczych, nie można zapominać o jej pasji motoryzacyjnej. Od
wielu lat tworzy i prowadzi wraz z Maciejem Wisławskim telewizyjny
magazyn "Automaniak". To ona przełamała stereotyp
mężczyzny-dziennikarza motoryzacyjnego. W
"Autach" wciela się w przebojową reporterkę Turbicką, która pojawia się zawsze w
odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Wojciechowska wspomina:
Bardzo się
ucieszyłam z tej propozycji. Mogłam w końcu swoją pasję motoryzacyjną wykorzystać w
inny sposób. Jednak praca okazała się bardzo trudna, tym bardziej, że musiałam
dopasować swój głos do ruchów ust, a raczej maski. Po tym doświadczeniu naprawdę
doceniłam aktorów grających w dubbingu. Bohaterowie "Aut" są jak ludzie - pełni
uczuć i marzeń, dziennikarka twierdzi, że tak jest nie tylko w filmie: Bardzo często
rozmawiam ze swoim samochodem. Pamiętam, że pewnego razu podczas rajdu Dakar
zdenerwowałam się na moje auto i nazwalam je gratem. Kolega natychmiast przestrzegł
mnie, żebym uważała, bo jeszcze usłyszy i niegdzie nas nie dowiezie. Od tego czasu
jestem ostrożna.
"Auta" to kolejna animacja słynnego studia Pixar ("Gdzie jest
Nemo", "Iniemamocni").
Tym razem widzowie trafiają do świata zamieszkałego przez samochody. Ale nie takie
zwykłe - każdy z nich ma swoją osobowość i marzenia. I tak główny bohater - Zygzak
McQueen (Piotr Adamczyk) jest pochłonięty wielkim wyścigiem o Złoty Tłok. Musi
jednak dotrzeć na tor do Kalifornii. Musi, bo nie wyobraża sobie, żeby nie
zwyciężyć! Niestety po drodze nie wszystko idzie według planu. Zygzak omyłkowo
trafia do Chłodnicy Górskiej - miasteczka przy sławnej szosie 66. Okazuje się, że
przez własny brak rozsądku będzie musiał spędzić tam jakiś czas. Z pozoru
nieatrakcyjni dla młodego gwiazdora mieszkańcy dają się poznać, polubić i pomagają
Zygzakowi zmienić nieco poglądy na życie.
W wersji polskiej "Aut" wystąpili także m.in.:
Dorota Segda, Witold
Pyrkosz, Daniel
Olbrychski, Krzysztof Kowalewski i
Artur Barciś.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W poniedziałek (19 czerwca) w Warszawie miała miejsce polska premiera
najnowszej produkcji wytwórni Disney-Pixar -
"Auta".
Duże zainteresowanie wzbudził motoryzacyjny klan
Zientarskich. Panowie Włodzimierz i
Maciej, znani ze swej samochodowej pasji, nie prowadzili
uroczystości przypadkowo. W filmie wcielili się bowiem w role komentatorów
wyścigu o Złoty Tłok. Zientarski
senior podkreślał: Często zapominamy o tym,
że nasze auta naprawdę do nas mówią! Ten
film nam uświadamia także i to.
Zdarza się, że samochodom nie smakuje paliwo, że
pomrukują do nas zadowolone albo warczą złe. Nasze auta naprawdę mają dusze,
dokładnie tak, jak bohaterowie najnowszej animacji
Pixara.
Na imprezie pojawił się także
Witold Pyrkosz użyczający głosu
Złomkowi - pordzewiałej ciężarówce o złotym sercu. Ta postać to majstersztyk.
Amerykańscy specjaliści Disneya uznali nawet, że rola Pyrkosza jest jedną z
najlepszych wśród wszystkich wersji językowych "Aut". Aktor skwitował tę
informację: Pewnie wszystkim
tak mówią. Widzowie jednak potwierdzają opinię profesjonalistów.
"Autom" głosów użyczyła cała plejada znakomitych polskich aktorów. Obok
Witolda Pyrkosza i panów
Zientarskich usłyszymy Dorotę Segdę,
Piotra Adamczyka, Daniela
Olbrychskiego, Artura
Barcisia, Stanisławę Celińską,
Krzysztofa Kowalewskiego,
Piotra Gąsowskiego, Roberta Rozmusa i wielu innych.
Bohaterem filmu jest wyścigówka - Zygzak McQueen
(Piotr Adamczyk), za wszelką cenę
goniący za nagrodami i splendorem. Jego największym marzeniem jest zwycięstwo w
sławnym wyścigu o Złoty Tłok. Zrządzeniem losu trafia jednak nie na tor wyścigu, ale
do zapadłej dziury o dźwięcznej nazwie Chłodnica Górska. Początkowo wrogo nastawiony
do jej mieszkańców, w końcu docenia uroki słodkiej prowincji, poznaje prawdziwych
przyjaciół oraz tę najważniejszą osobę, Sally
(Dorota Segda) - piękne, lazurowe
Porsche rocznik 2002.
Film w kinach już od najbliższego piątku
(23 czerwca).
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ceniony aktor
Piotr Adamczyk ("Karol - człowiek, który został
papieżem") miał niebywałą okazję wrócić do świata dzieciństwa.
Aktor wystąpił bowiem w polskiej
wersji językowej najnowszej animacji studia Pixar i Walt Disney Production -
"Auta", w której wcielił się w rolę Zygzaka
McQueena. Jego bohater to młody i
bardzo ambitny wóz wyścigowy. Film szykuje się na wielki hit. W
USA zadebiutował na pierwszym miejscu
box-office'u, zarobiwszy przez pierwszy weekend niemal 63 miliony
dolarów.
Adamczyk był zachwycony pomysłem na fabułę:
Myślę, że twórcy
filmu "Auta" obserwowali dzieci bawiące się samochodzikami,
dlatego te wszystkie emocje udało im
się tak znakomicie przenieść do filmu. Podpatrywali pewnie, jakie dźwięki wówczas
wydają chłopcy, w jaki sposób rozmawiają, jak się zachowują. Sam, kiedy byłem mały,
uwielbiałem zabawy samochodzikami. Oczywiście auta w filmie zostały uczłowieczone,
ale zachowały szereg cech charakterystycznych dla maszyn - warczą i hamują z piskiem
opon.
Podpatrywać i wspominać dzieciństwo musieli nie tylko twórcy z
Pixara. Autor polskich dialogów,
Jan Wecsile, opowiadał, jakiego doznał olśnienia, główkując nad
oddaniem odgłosu wydawanego przez samochody:
Wtedy przypomniało mi się nasze "ęęę,
ęęę!!!" z czasów, gdy ganialiśmy się na rowerach udając, że to wyścigówki. Każdy to
"ęęę, ęęę" zapewne pamięta.
Oprócz Adamczyka w polskim dubbingu występują inne gwiazdy, m.in.
Dorota Segda, Daniel
Olbrychski, Witold
Pyrkosz, Piotr Gąsowski i
Robert Rozmus.
Mój bohater, Zygzak McQueen - streszcza fabułę
Piotr Adamczyk - jest wyścigówką,
przygotowaną do wygrywania wszelkich zawodów. Na szczęście dla samego siebie,
przybywa do Chłodnicy Górskiej, małego pustynnego miasteczka położonego przy
legendarnej szosie 66. Tu pozna prawdziwych przyjaciół, dowie się, że są w życiu
ważniejsze rzeczy, niż tylko praca i pogoń za sukcesem (to prawie tak, jak ja!)...
no i zakocha się.
Brzmi zachęcająco.
"Auta" w kinach od 23
czerwca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj (wtorek, 6 czerwca) w warszawskim Studio Sun odbyło się spotkanie z autorami polskiej wersji językowej nowej produkcji Pixara
("Gdzie jest Nemo",
"Iniemamocni") p.t. "Auta".
Wśród gości zasiadła trójka aktorów obdarzających auta swoimi głosami:
Dorota Segda
("Tato") - Sally, Piotr Adamczyk
("Karol – człowiek, który został papieżem") – Zygzak
McQueen,
Daniel Olbrychski
("Ogniem i mieczem") – Wójt Hudson oraz
Witold Pyrkosz ("Vabank") - Złomek. Nie zabrakło oczywiście reżysera polskiego dubbingu –
Waldemara Modestowicza
("Iniemamocni") i twórcy dialogów –
Jana Wecsile ("Dżungla").
Ponieważ "Auta" opowiadają o świecie samochodów, aktorzy postanowili ujawnić swoje związki z motoryzacją. Zaczęła
Dorota Segda: Moja bohaterka - Sally to Porsche rocznik 2002, świetny samochód i bardzo sympatyczna, inteligentna postać. Natomiast moje prywatne przygody motoryzacyjne odrobinę odbiegają od tego, co prezentuje na drodze Sally. Właśnie wczoraj miałam stłuczkę… Dziś w taksówce pierwsza rzecz, jaką zrobiłam to zapięcie pasów… - zdradziła aktorka.
Z kolei Daniel Olbrychski potwierdził, że do swojej roli pasuje jak ulał. Jego bohater - Wójt Hudson, to bardzo doświadczony wóz rajdowy, który ma w zanadrzu wiele niespodzianek. Aktor opowiadał:
W roli zainteresowały mnie przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze, w oryginale Hudson mówił głosem Paula Newmana, co samo w sobie jest wielkim wyzwaniem. Druga sprawa, to moja wielka namiętność do aut. Wiele lat temu zrobiłem nawet licencję rajdową – wspominał aktor. -
Teraz mój serdeczny przyjaciel Krzysztof Hołowczyc namawia mnie na powrót do tej pasji. Wszystko wskazuje na to, że po roli w
"Autach" podejmę wyzwanie i wkrótce wystartuję w rajdzie samochodowym!
Uczestnicy spotkania zgodnie stwierdzili:
"Auta" będą kolejnym wielkim sukcesem studia
Pixar. To nie jest film wyłącznie dla miłośników samochodów, dla małych i dużych chłopców.
Nasi bohaterowie pod maskami mają wielkie serca i muszą podejmować prawdziwie ludzkie, trudne decyzje – mówili twórcy.
Głównym bohaterem "Aut" jest Zygzak McQueen – młody i ambitny samochód wyścigowy, który zamierza wystartować w prestiżowym wyścigu o Mistrzostwo Złotego Tłoka. Niespodziewanie zbacza ze słynnej trasy 66 i trafia do małego miasteczka - Chłodnica Górska. Początkowo niechętnie poznaje jego prowincjonalnych mieszkańców, by szybko przekonać się, że tam właśnie dowie się, co to prawdziwe życie, prawdziwa przyjaźń, a może i prawdziwa miłość…
"Auta" w polskich kinach od 23 czerwca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj (środa, 31 maja) w warszawskiej Kinotece miało miejsce nietypowe wydarzenie. W związku z Dniem Dziecka i uroczystością wręczenia Orderu Uśmiechu
Ryszardowi Krauze –
prezesowi Prokom Software i Andrzejowi Malinowskiemu – szefowi Konfederacji Pracodawców Polskich, pokazano przedpremierowo najnowszą animację studia Pixar –
"Auta".
Nie obyło się bez specjalnych środków ostrożności – w końcu film wejdzie na ekrany kin amerykańskich 9 czerwca. Wszyscy widzowie byli dokładnie kontrolowani, aby uniknąć możliwości powstania pirackiej kopii.
Na widowni zasiadło ponad 230 wychowanków domów dziecka, które gromkimi brawami nagradzały kawalerów Orderu oraz prowadzącego - niezawodnego
Wojciecha Manna. Na scenie pojawił się także rajdowiec
Krzysztof Hołowczyc, który, nawiązując do
"Aut", mówił o bezpieczeństwie na drodze:
Pamiętajcie, że to, iż widzicie nadjeżdżający samochód nie znaczy, że kierowca widzi was. Przede wszystkim jednak musicie pamiętać o tym, że choć może wam się wydawać, że pojazd jest daleko, nie zawsze dobrze ocenicie jego prędkość. Uważajcie, po pierwsze uważajcie i zanim przejdziecie przez jezdnię – trzy razy się zastanówcie – przestrzegał znany kierowca.
Bohaterowie "Aut" na szczęście nie powodują takich zagrożeń. Film przenosi nas w świat samochodów. Studio Pixar
("Gdzie jest Nemo",
"Iniemamocni"), jak zwykle zafundowało widzom świetną rozrywkę i imponującą animację komputerową.
Zygzak McQueen jest młodym i ambitnym samochodem wyścigowym, który marzy o olśniewających sukcesach i przygotowuje się do startu w wielkim wyścigu o Mistrzostwo Złotego Tłoka w Kalifornii. Zamiast na trasę wyścigu, trafia jednak do pustynnego miasteczka Chłodnica Górska przy szosie 66 i szybko poznaje jego ekscentrycznych mieszkańców. Są wśród nich: Sally – Porsche 2002, Wójt Hudson – stary samochód o tajemniczej przeszłości oraz Złomek, zardzewiała ciężarówka holownicza. W grupie nowych przyjaciół McQueen przekonuje się, że są w życiu ważniejsze rzeczy, niż tylko dążenie do sukcesu za wszelką cenę oraz zdobywanie kolejnych pucharów.
A w polskiej wersji językowej filmu występują same gwiazdy m.in.:
Dorota Segda, Piotr Adamczyk,
Daniel Olbrychski i Witold
Pyrkosz. "Auta" w polskich kinach od
23 czerwca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jak
każdy dobry film o zwierzętach
"Dżungla" ze
studia Walta Disneya także
wymagała oceny ekspertów. Na
szczęście się udało! Jednymi
z pierwszych widzów tej
animacji byli, nie kto inny,
lecz państwo Hanna i Antoni
Gucwińscy. Uwielbiani przez
pokolenia, prowadzący program
"Z kamerą wśród
zwierząt" oraz wieloletni
szefowie wrocławskiego ogrodu
zoologicznego, fachowym okiem
obejrzeli i ocenili pomysły twórców
"Dżungli".
Pytany po seansie o ucieczki
zwierząt z zoo, we właściwym
sobie stylu Antoni Gucwiński
opowiedział: Musimy
przyznać, że zdarzają się
takie przypadki, nie można ich
całkowicie wykluczyć, choć
wszystkie pomieszczenia, gdzie
przebywają zwierzęta są
zazwyczaj bardzo dobrze
zabezpieczane. Często, taki
proceder wymykania się
zwierząt z "domu",
określamy jako wycieczki. Są
zwierzęta, które lubią sobie
wyjść, ale potem same
wracają... A jeśli nie, muszą
być z powrotem do ogrodu
doprowadzone. Dysponujemy
środkami obezwładniającymi,
które pomagają schwytać
zwierzę, bez robienia mu
krzywdy. Pani Hanna
Gucwińska zdradziła
natomiast historię z życia
wrocławskiego ogrodu wziętą:
Mieliśmy przykład
jeżozwierza, o którym wszyscy
mówili, że lubi wymykać się
ze swojego pomieszczenia. Ale my
w to nie wierzyliśmy, bo
ilekroć do niego
zachodziliśmy, zawsze był na
swoim miejscu. Kiedyś
postanowiliśmy czuwać i...
rzeczywiście jeżozwierz udał
się na eskapadę, ale nad ranem
wrócił. To dlatego zawsze,
kiedy do niego zaglądaliśmy
był już u siebie. Ten
jeżozwierz mógłby z
powodzeniem być bohaterem
"Dżungli". Ciekawe
tylko, co w czasie tych nocnych
wędrówek porabiał?
"Dżungla"
opowiada o wielkiej ucieczce z
nowojorskiego ZOO grupy nie byle
jakich zwierzaków. Zwariowana
paczka to żyrafa Bożenka,
wiewiórka Benek, miś koala
Bazyl, lew Sebastian oraz wąż
Ksysiek. Przyjaciele pełniąc
poważną misję poszukiwawczą
(synek Sebastiana - Franek udał
się na samotna eskapadę w
poszukiwaniu prawdziwej
dżungli), wpadają w wir
zabawnych i, tylko z pozoru,
niebezpiecznych przygód. W
polskiej wersji językowej
usłyszymy m.in.: Agnieszkę
Dygant, Tomasza Kota,
Jacka Braciaka i Stefana
Friedmanna.
"Dżungla"
w kinach od 26 maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już tylko do piątku,
26 maja, widzowie muszą poczekać na disnejowską animację
"Dżungla".
Twórcy filmu proponują sporą dawkę humoru, autorzy polskiej wersji językowej
tradycyjnie dorzucili garść uśmiechu bliższego polskiemu sercu, a bohaterowie
"Dżungli" po prostu nie dają się nie lubić. Jednak spośród zwierzaków, które
ostatnio tak chętnie goszczą w naszych kinach jeden jest naprawdę wyjątkowy. To
miś koala Bazyl, który wraz z lwem, żyrafą, wiewiórką i resztą ferajny opuszcza
nowojorskie zoo i wyrusza na podbój miejskiej dżungli.
W polskiej wersji językowej głosu Bazylowi użyczył świetny aktor znany m.in. z roli
w "Edim" Piotra Trzaskalskiego oraz serialu sensacyjnego "Oficer" -
Jacek Braciak. Aktor przyznaje się do pewnego powinowactwa z sympatycznym misiem:
Rola misia koali
w filmie "Dżungla" okazała się dla mnie strzałem w dziesiątkę, mam bowiem taki sam
temperament, jak ten uroczy miś, np. w postaci sporej dawki zdrowego luzu i dystansu
do siebie i świata - zdradza. -
Mój bohater zresztą i tak nie ma innego wyjścia. Śpi
prawie dwadzieścia godzin na dobę, a cztery pozostałe poświęca na powolne
konsumowanie liści eukaliptusa. Wtedy, kiedy akurat nie drzemie, obdarza swoich
przyjaciół różnymi "życiowymi mądrościami"... czyli tak naprawdę opowiada tak
straszne głupoty, jak mało kto. Owszem, przyznaję, czasami męczy go, że jest
nierozumiany przez innych, ale nie ma za bardzo czasu, żeby to roztrząsać, bo zaraz
idzie spać.... - podsumowuje żywot koali aktor.
Bazyl faktycznie miewa pewne problemy egzystencjalne - niemal wszyscy mieszkańcy zoo
nabijają się z niego ile wlezie, ponieważ sprzedawane tu rozkoszne maskotki dla
milusińskich do złudzenia go przypominają. W
prawdziwej dżungli czeka go na szczęście niespodziewany życiowy awans.
"Dżungla" to historia lwa Sebastiana, który wraz z oddaną ekipą zwariowanych
przyjaciół: żyrafy Bożenki (głos
Agnieszki Dygant), wiewiórki Benka (głos
Tomasza Kota), węża Ksyśka (głos
Piotra Pręgowskiego) oraz koali Bazyla
(Jacek Braciak) wyrusza na odsiecz lewkowi Frankowi. Zwierzaki w drodze do
prawdziwej dżungli muszą się zmierzyć z wieloma problemami - życiem
metropolii, komunikacją miejską oraz autochtonami. A to tylko
początek! Bowiem przed nimi prawdziwa dzicz.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Po przygodzie z zabawkami, owadami, potworami, rybkami i superbohaterami czarodzieje
techniki ze studia Pixar ("Iniemamocni",
"Gdzie jest Nemo") na czele z uhonorowanym
Oscarem reżyserem Johnem Lasseterem
("Toy story") ruszają w
drogę ze swoim nowym filmem p.t.
"Auta".
Tym razem widzowie zostają przeniesieni do świata samochodów.
Najlepszy w sezonie Zygzak McQueen (w polskiej wersji językowej - głos
Piotra Adamczyka) zamiast na
kolejny wyścig, trafia przez przypadek do małego, zapomnianego przez świat
miasteczka nieopodal słynnej amerykańskiej trasy numer 66. Tam poznaje
postaci, które na zawsze odmienią jego życie i charakter.
Ale to nie wszystko, w filmie jest masa niespodzianek dla prawdziwych fanów wyścigów
samochodowych. W minioną niedzielę (14 maja) siedmiokrotny mistrz świata
Michael Schumacher oraz aktualnie panujący mistrz
Fernando Alonso pojawili się na torze w
Barcelonie by ścigać się w 50-tym Grand Prix Hiszpanii. Gośćmi imprezy byli także
legendarni - Niki Lauda,
Mika Hakkinen oraz twórcy
"Aut" - aktor Owen Wilson (w
anglojęzycznej wersji - Zygzak
McQueen) i reżyser filmu -
John Lasseter. Spotkali się tam nie tylko by świętować wspólnie jedenaste - historyczne zwycięstwo w
karierze Alonso (jest pierwszym Hiszpanem, który zdobył Grand Prix Hiszpanii) oraz
świetny występ Schumachera (drugie miejsce). Był też inny powód - mistrzowie
kierownicy wystąpili także w angielskiej wersji językowej "Aut". Zagrali tam
niewielkie rólki oczywiście samochodów wyścigowych. To pierwsza taka sytuacja, by
gwiazdy tego formatu, spotkały się razem w studiu nagrań i na torze wyścigowym.
Warto dodać, że "Auta" zostały zdubbingowane na 41 języków i w niemal każdej wersji
pojawiły się znane postaci związane z sportami samochodowymi - kierowcy,
komentatorzy i dziennikarze.
Film na ekranach od 23
czerwca.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Animowany film
"Dżungla", rodem ze studia Walta
Disneya, na ekranach kin już 26
maja.
Twórcy postarali się stworzyć dla młodych (starszych także)
widzów gromadkę nowych, wesołych bohaterów. Jednym z nich, a
w zasadzie jedną z nich, jest czarująca żyrafa.
Bożenka, bo tak jej na imię, jest wyjątkowo
pragmatyczna, samodzielna i niezależna.
Nigdy nie traci zimnej krwi i rozsądku. Pobłażliwie traktuje
Benka (mówiącego głosem
Tomasza Kota) - zakochaną w niej wiewiórkę, ale czy znaczy to, że jest on jej całkiem
obojętny? Bożenkę swoim głosem ożywia nieoceniona Agnieszka
Dygant: "Dżungla" to jedna z modnych ostatnio, inteligentnych bajek z morałem.
Postać, pod którą podkładam głos, żyrafa Bożenka, jest zabawna i
sympatyczna. Ma dużo pozytywnej energii, jest samodzielna i niezależna,
ale czasami (tu odkryłam jej podobieństwo do mnie) wykazuje za dużo luzu
i nie specjalnie angażuje się w działanie
- zdradziła aktorka.
Wszyscy doświadczeni w dubbingu aktorzy nie ukrywają, że to ciężka praca.
Serialowa niania wspominała: To moja pierwsza poważna rola w dubbingu.
Zaskoczyło mnie, że to tak ciężka praca, porównywalna nawet z dniem
zdjęciowym na planie serialu. Ale to także ogromna satysfakcja patrzeć
później na zwierzątko, które "żyje" z twoim głosem i dzięki temu
przejmuje pewne cechy twojego charakteru. Mam nadzieję, że udało mi się
Bożence przekazać trochę swojej osobowości.
Bohaterem "Dżungli" jest Sebastian, lew żyjący w nowojorskim
zoo, który
raczy swego syna Franka wielce dramatycznymi opowieściami o życiu w
prawdziwej dżungli, z której - jak twierdzi - pochodzi. Martwi się, że
syn jest nieśmiały i nie potrafi nawet porządnie zaryczeć. Zresztą i sam
wielki tata ma z tym niejakie trudności. Gdy po rodzinnych
nieporozumieniach Franek trafia na statek, który zmierza do afrykańskiej
dżungli, Sebastian rusza synowi na ratunek. Towarzyszy mu grupa
ekscentrycznych, ale wiernych przyjaciół: wiewiórka
Benek, żyrafa
Bożena, anakonda Ksysiek oraz miś koala
Bazyl. Razem przeżyją moc
niesamowitych przygód, najpierw w dżungli Nowego Jorku, a potem - w tej
prawdziwej.
W wersji polskiej wystąpili m.in.
Agnieszka Dygant, Tomasz
Kot, Jacek Braciak i
Stefan Friedmann.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Premiera
"Dżungli", najnowszej animacji
Disneya, zbliża się wielkimi
krokami. W polskich kinach zwierzaki z nowojorskiego ZOO
rozpanoszą się już 26 maja.
Pierwsi, nieoficjalni widzowie zdradzają, że ani lew Sebastian (głos
Grzegorza Pawlaka), ani żyrafa Bożenka (głos
Agnieszki Dygant), ani nawet fantastyczna wiewiórka Benek (głos
Tomasza Kota) nie są najważniejszymi postaciami filmu. Prawdziwą gwiazdą jest
bowiem miś koala o imieniu
Bazyl! Sarkastyczny, zapatrzony w
siebie, zawsze lekko podchmielony i sprawiający niemało kłopotów
Bazyl dosłownie kradnie każdą scenę, w której się pojawi, a sala
kona ze śmiechu. W wersji
Premiera
"Dżungli", najnowszej animacji Disneya, zbliża się wielkimi
krokami. W polskich kinach zwierzaki z nowojorskiego ZOO
rozpanoszą się już 26 maja.
Pierwsi, nieoficjalni widzowie zdradzają, że ani lew Sebastian (głos
Grzegorza Pawlaka), ani żyrafa Bożenka (głos
Agnieszki Dygant), ani nawet fantastyczna wiewiórka Benek (głos
Tomasza Kota) nie są najważniejszymi postaciami filmu. Prawdziwą gwiazdą jest
bowiem miś koala o imieniu Bazyl! Sarkastyczny, zapatrzony w
siebie, zawsze lekko podchmielony i sprawiający niemało kłopotów
Bazyl dosłownie kradnie każdą scenę, w której się pojawi, a sala
kona ze śmiechu. W wersji oryginalnej głosu użyczył mu znany brytyjski komik
Eddie Izzard ("Ocean's twelve"). W polskiej wersji
językowej usłyszymy Jacka Braciaka
("Edi", "Oficer"). Braciak stworzył niewątpliwie jedną z najlepszych i
najzabawniejszych kreacji w polskim dubbingu (na pewno zdecydowanie
lepszą niż jej anglojęzyczny odpowiednik!). Komentarze Bazyla mają dużą
szansę wejść do języka potocznego. Gdy zwierzęta, przedzierając się
przez miejską dżunglę, roztrząsają temat ludzkich obyczajów związanych z
higieną, koala stwierdza: Oni się nie kąpią językiem? To matoły! Ja to
nie wychodzę na miasto, jak się porządnie nie wyliżę. No i to jego
niepowtarzalne: Gucio prawda! Wygląda na to, że nadszedł czas koali.
Grupa zwierząt ucieka z
nowojorskiego ZOO, by odnaleźć Franka, synka lwa
Sebastiana. Miejska przygoda solidnie daje się mieszkańcom ZOO we znaki,
a czeka ich jeszcze wyprawa do prawdziwej dżungli. Piątka zwariowanych
bohaterów: lew Sebastian, żyrafa Bożenka, wiewiórka Benek, koala Bazyl i
wąż Ksysiek, rusza statkiem w nieznane, wplątując się po drodze w
niejedną zabawną aferę. Zwierzaków nie ominie konfrontacja z fauną i
florą prawdziwej dżungli. Przygoda z odrobiną absurdu; zabawa, że boki
zrywać!
"Dżungla" w kinach od 26
maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
21 kwietnia rzesze fanów prześmiewczej serii "Strasznych filmów" ruszą
do kin. Na ekrany wchodzi właśnie czwarta i, jak sami autorzy zapowiadają,
ostatnia część trylogii - "Straszny film
4".
Twórcy i tym razem nie zawodzą. W filmie pojawią się bohaterowie
poprzednich części oraz masa znanych twarzy w rolach epizodycznych. Jak
zwykle, kluczową rolę pełni ulubiony aktor reżysera filmów -
Davida Zuckera ("Czy leci z nami pilot?", "Naga
broń") - Leslie Nielsen. Ten świetny komik wcieli się w rolę prezydenta
Harrisa.
Grany przez niego prezydent USA to kompletny gamoń. Zachowuje zimną
krew nawet, gdy Ziemi grozi globalne niebezpieczeństwo. Gdy zostaje
poinformowany o ataku Kosmitów jest w trakcie wizyty w jednej ze szkół
podstawowych. Słucha właśnie, czytanego
przez uczennicę, opowiadania. Oderwawszy się na chwilę od pasjonującej historii,
stwierdza tylko: Dobrze, dobrze, ale najpierw chciałbym się dowiedzieć, co się
stanie z kaczuszką. Znajome?
Nielsen serwuje widzom jeszcze wiele swoich wyrobionych
i tak bardzo lubianych gagów. Reżyser komplementuje aktora:
Myślę, że celna kpina z władzy zawsze skutkuje. Zwłaszcza, jeśli mamy do dyspozycji
Lesliego.
Oprócz Nielsena w filmie zobaczymy także takie gwiazdy jak:
Bill Pullman, Michael
Madsen, Shaquille O'Neal czy
Carmen Elektra.
W czwartej części "Strasznego filmu" znane już widzom bohaterki - Cindy
(Anna Faris) i Brenda (Regina
Hall) - muszą uratować świat przed atakiem Obcych. A ponieważ panie
nie grzeszą specjalną inteligencją, a raczej
obfitym biustem, zabawy jest co niemiara. Twórcy postanowili tym razem sparodiować największe hity
minionego sezonu: "Osadę", "Wojnę światów", "Piłę" i "Piłę 2" oraz "King Konga".
W kinach od 21 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W maju szykuje się kinowa gratka dla całej rodziny. Grupa zwierzaków z
nowojorskiego ZOO zamierza odkryć, jak dzika może być współczesna
metropolia. Lew, żyrafa, anakonda, miś koala i wiewiórka to bohaterowie
najnowszego filmu animowanego ze studia Walta Disneya -
"Dżungla".
W Warszawie trwają właśnie prace nad polską wersją językową filmu.
Dialogi przygotował Jan Wecsile
("Iniemamocni"), a reżyserii podjął się
ceniony reżyser dubbingu Marek Robaczewski ("Karol - człowiek, który
został papieżem").
Obsada zapowiada się porywająco. Wiewiórkę Benka obdarzy swoim głosem
Tomasz Kot ("Skazany na bluesa"), a żyrafie Bożence głosu użyczy
Agnieszka Dygant ("Na dobre i na złe", "Niania"). Wydaje się pewne, że
zabawa będzie przednia. Dość powiedzieć, że Benek jest w Bożenie
śmiertelnie zakochany.
Oprócz Dygant i Kota w dubbingu usłyszymy m.in.
Jacka Braciaka
("Edi"), Stefana Friedmanna ("Kiler-ów 2-óch", "Klan") oraz
Krzysztofa Banaszyka
("Samo życie"). Polska wersja językowa powstaje w Sun Studio w
Warszawie.
W oryginalnej wersji także nie brakowało gwiazd. W obsadzie znalazł się
m.in. Kiefer Sutherland i Jim Belushi.
"Dżungla" w kinach od 26
maja.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Twórcy serii prześmiewczych
"Strasznych filmów" nie przestają szokować.
Czwarta cześć na ekranach pojawi się dopiero 21 kwietnia, ale do kin w
całej Polsce już trafiła seria wyjątkowych (odrobinę dwuznacznych)
plakatów zapowiadających niezłą zabawę.
Plakaty przywodzą na myśl hity ubiegłego kinowego sezonu, tylko jakoś
inaczej. Pracownicy warszawskich multipleksów śmieją się:
Widzowie podchodzą do plakatu
"Strasznego Filmu 4" myśląc, że to już czwarta
cześć "Piły". Dopiero wtedy spostrzegają na tym ohydnym paluchu
plasterek jak dla małego dziecka. Mamy tu mnóstwo zabawy! Szczególnie z
tym plakatem z lalą. - dodaje bileter. Trzy poprzednie części wyrobiły
"Strasznemu filmowi" taką renomę, że czytelnicy portalu
www.stopklatka.pl wybrali jego czwartą odsłonę na najbardziej oczekiwaną
premierę kwietnia.
Reżyser David Zucker, wraz z wypróbowaną ekipą scenarzystów i
przezabawnym Leslie Nielsenem w roli prezydenta, wzięli tym razem na
warsztat m.in. "Wojnę światów", obie części "Piły", "Osadę" i "Klątwę".
Jak zwykle, w filmie pojawi się cała masa znanych twarzy w dziwnych,
zaskakujących epizodach.
Zobaczymy więc:
Shaquille
O'Neala, Billa Pullmana,
Michaela Madsena, Carmen Elektrę,
Charlie Sheena i innych.
Trzy poprzednie części cyklu przyniosły twórcom wpływy ponad stu
milionów dolarów w samych tylko Stanach plus drugie tyle na świecie. Te
wskaźniki zapewne solidnie podskoczą.
Niezbyt mądra, ale za to niesłychanie energiczna Cindy Campbell
(Anna
Faris) i jej rozerotyzowana przyjaciółka, Brenda Meeks
(Regina
Hall) muszą ratować świat przed kolejną zagładą. Tym razem chodzi o
spodziewaną inwazję Obcych. Dziewczyny dążą do rozwiązania zagadki.
Pomaga im w tym George (Simon Rex), świetnie znany z poprzedniej części
filmu. W aferę jest zamieszany prezydent Harris
(Leslie Nielsen), zachowujący stoicki spokój nawet wobec najstraszliwszych wydarzeń.
W kinach od 21 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Kariera młodego aktora australijskiego pochodzenia -
Heatha Ledgera - wyraźnie
nabrała rozpędu. Po nominacji do Oscara za
"Tajemnicę Brokeback Mountain" kręci film
za filmem. Słysząc jego nazwisko nikt już nie ma wątpliwości, o kim mowa. W
najbliższy piątek, 24 marca, na ekrany kin wchodzi kolejny film z Ledgerem w roli głównej -
"Casanova", wyreżyserowany przez cenionego szwedzkiego reżysera
Lasse Hallströma.
To nowa odsłona historii Giacomo Casanovy. Legendarny wenecjanin słynął ze swych
miłosnych podbojów. Jego nazwisko stało się synonimem uwodziciela i kolekcjonera
erotycznych przygód. Miał opinię szarlatana, hazardzisty i awanturnika działającego
z wielkim rozmachem.
Wcielający się w postać Casanovy aktor zdaje się być zaprzeczeniem swojego bohatera.
Ledger obiecał partnerce życiowej, aktorce Michelle Williams ("Dróżnik", "Tajemnica
Brokeback Mountain"), że po ceremonii rozdania Oscarów zaszyje się w domu, by zająć
się ich kilkumiesięczną córeczką Matildą:
Chciałbym nie pracować do końca roku.
Niech Michelle na nas zarabia, ja zostanę "Panem Mamą". To dla mnie niezmiernie
ważne. To coś, czego każdy tata, jeśli tylko może, powinien doświadczyć
- zapewnia
aktor. Ledger uzasadniał swoją decyzję także tym, że bardzo zależy mu na karierze
Michelle. Gdy on zostanie w domu, ona będzie mogła skupić się na pracy.
Jak widać, żaden z niego Casanova! Pewnie dlatego jego bohater zyskuje zupełnie nowe
oblicze. Producent Leslie Holleran wspomina:
Heath kazał nam zmienić podejście do
tej postaci: jego Casanova jest raczej zmysłowy niż zwyczajnie nadpobudliwy, a przy
tym diabelsko dowcipny i ironiczny.
Drugi z producentów, Mark
Gordon, dodaje: To zabawna, pełna niespodziewanych perypetii opowieść o człowieku uchodzącym za zimnego
uwodziciela, który niespodziewanie zostaje usidlony przez prawdziwe uczucie i
zaczyna postępować zupełnie inaczej niż dotąd.
Domator Heath Ledger to aktor, który może sprawić, że inaczej spojrzymy na legendę
Casanovy. Gwiazdor na urlopie macierzyńskim, grający uwodziciela, któremu złamano
serce - prawdziwa komedia pomyłek.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
17 marca na ekrany wejdzie wyśmienita komedia z
Timem Allenem i Robertem
Downey'em juniorem "Na psa
urok". Film opowiada historię pewnego wziętego
prawnika (Allen), który za sprawą tajemniczego zbiegu okoliczności zmienia się w
psa pasterskiego. Miotając się pomiędzy ludzką i psią postacią, obserwuje swoją,
zaniedbywaną dotąd, rodzinę. To doświadczenie dokonuje w nim potężnej zmiany.
Prawnik postanawia znów być troskliwym ojcem i mężem.
Na naszych ekranach film pojawi się w polskiej wersji językowej. Usłyszymy w
niej m.in. Agatę Kuleszę,
Bartosza Opanię, Marcina Trońskiego, w roli głównej
wystąpi natomiast znakomity aktor komediowy -
Piotr Gąsowski.
Gąsowski miał przed sobą nie lada wyzwanie aktorskie - musiał zagrać bohatera w
obu jego wcieleniach - człowieka i psa. Pracę przy dubbingu wspominał:
Świetnie się bawiłem wcielając w rolę psa. Były takie momenty, że ze śmiechu łzy mi same
leciały. A to musiałem szczeknąć, to znów warknąć, czasem zapiszczeć, a nawet
dyszeć na zawołanie - zdradza. - Sam kiedyś miałem boksera, więc jestem w stanie
odróżnić go od buldoga, a owczarka niemieckiego od jamnika... Ale mówiąc
poważnie: takie codzienne obserwacje domowego zwierzaka okazały się pomocne w
tej roli. Aktor nie zastanawiał się nad przyjęciem propozycji udziału w dubbingu
do "Na psa urok", choć niewielkie wątpliwości się pojawiły:
Ktoś mnie zapyta: "Co pan teraz gra?" A ja na to: "Teraz gram psa." Albo: "Pingwina, proszę pana".
Ostatnio gram dużo zwierząt. Zaczynam się tym martwić... - kończy Gąsowski.
"Na psa urok" to kino familijne najwyższej próby a jednocześnie naprawdę dobra
komedia. Pierwsze zapewnia doświadczenie wytwórni Walt Disney
Pictures, a drugie
w stu procentach gwarantuje niezawodny komik
Tim Allen mówiący (Śnięty Mikołaj),
tym razem, głosem Piotra Gąsowskiego.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Farciara
- powiedzieliby zazdrośnicy.
Ale Katarzyna Grochola,
jako "człowiek
instytucja", nie
obawia się złych zaklęć. Bez
grama przesady można już ją
uznać za członkinię
ekskluzywnego klubu milionerów
polskiej kultury popularnej.
Oparty na jej powieści film "Ja
wam pokażę!" właśnie
przekroczył milion widzów, nakład
wszystkich książek jej
autorstwa także szczyci się
sześcioma zerami, a poprzedni
film według jej prozy -
"Nigdy w życiu"
obejrzało ponad półtora
miliona widzów! Ten najświeższy
milion - sukces filmu "Ja
wam pokażę!" -cieszy
chyba najbardziej. Dzięki temu
wynikowi ekranizacja prozy
Grocholi znalazła się wśród
trzech tytułów, które w tym
roku przekroczyły ową magiczną
barierę popularności. W
wywiadach prasowych Grochola nie
unika odpowiedzi na pytanie o
sukces finansowy: Jak mi mówiono,
żebym się nie brała za
pisanie książek, bo zdechnę z
głodu, to powiedziałam, że
stanę się pierwszą pisarką,
która będzie na tym zarabiać
- stwierdza. - Uważam, że
ludzie powinni dostawać godziwą
zapłatę za pracę, którą
kochają. A ja kocham pisać i
kocham pisać o miłości -
wyznaje pisarka.
"Ja wam
pokażę!" to spełnienie
marzeń Katarzyny Grocholi:
ekranizacja dalszych losów jej
ukochanych bohaterów - Judyty (Grażyna
Wolszczak) i Adama (Paweł
Deląg). Film przedstawia
perypetie uczuciowe dwojga
zakochanych, byłego męża
bohaterki (Cezary Pazura)
oraz zbuntowanej córki Judyty -
Tosi (Maria Niklińska).
I jak to w komedii romantycznej
bywa, wiele tu nieporozumień,
humoru i obowiązkowy happy end.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
„Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i stara szafa” okazały się filmem nie tylko ciepłym i pełnym wdzięku, ale i bardzo kasowym. W amerykańskim box-office są wciąż w czołówce i przyniosły twórcom już prawie 270 milionów dolarów. W 6 stycznia zadebiutowały w polskich kinach, również odnosząc niemały sukces. Do dziś film obejrzało ponad
1 680 000 widzów!
Coraz częściej mowi się o tym, że jeden z producentów, a zarazem pasierb autora Narnii, C.S. Lewisa – Douglas Gresham, już pracuje nad kolejną częścią cyklu. Projekt trzymany jest w ścisłej tajemnicy, ale wszystko wskazuje na to, że twórcy mają zielone światło od studia Disneya i że możemy spodziewać się filmowej wersji
„Księcia Kaspiana”. Jeszcze przed debiutem ekranowym
„Lwa, Czarownicy i starej szafy” reżyser Andrew Adamson mówił: Nie przepadam za seriami, ale jeśli będę mógł zrobić kolejną część „Narnii”, to nie będę się zastanawiał.
Wybór „Księcia Kaspiana” został podyktowany kilkoma względami. Po pierwsze, Lewis w tej właśnie kolejności pisał „Narnię”, choć zalecał potem inną kolejność czytania. Po drugie, jest to jedyny tom spośród dalszych sześciu części, w którym występuje cała czwórka dzieci i gdzie są one w podobnym wieku jak w części pierwszej. Filmowcy muszą się spieszyć – jeśli młodzi aktorzy podrosną,
„Książę Kaspian” może nigdy nie powstać.
Wobec ogromnego sukcesu „Opowieści z Narnii” w kinach, wydaje się, że filmowcy nie pomylili się, podejmując decyzję o kontynuacji.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|