|
|
|
|
|
|
|
|
15 grudnia
został rozstrzygnięty konkurs
plastyczny związany z filmem
"Gdzie jest Nemo".
GŁÓWNĄ
NAGRODĘ - zestaw NEMO (zabawka pluszowa, myszka do komputera, książka „Gdzie jest
Nemo?”, gra komputerowa, płyta z muzyką z filmu „Gdzie jest
Nemo?”, koszulka i kubek z logo filmu „Gdzie jest
Nemo?”)
otrzymuje: Aneta Niemiałkowska, Bychawa
Pozostali
uczestnicy konkursu otrzymają
upominki związane z filmem
"Gdzie jest Nemo". Oto
lista nagrodzonych:
|
2) Adrian Bolek, Legnica
3) Dominika Nowicka, Podgórzyn
4) Kornelia Lis, Gdynia
5) Marta Pałka, Olsztyn
6) Dorota Ćwirko, Bychawa
7) Maria Tworek, Tarnobrzeg
8) Paulina Ksel, Masłów
9) Julia Obrzut, Podegrodzie
10) Anna Kowalska, Tarnów
11) Kamila Kowalska, Piła
12) Joanna Dzida, Piła
13) Łukasz Kwasowski, Białystok
14) Iga Puzdrowska, Toruń
15) Paweł Łagoda, Cmolas
16) Ola Tutaj, Masłów
17) Justyna Dobner, Czeski Cieszyn
18) Mateusz Kalkowski, Gdańsk Oliwa
19) Daria Sajdak, Bukowno
20) Andrzej Wojaczek, Mikołów
21) Martynka Wojaczek, Mikołów
22) Justyna Dębicka, Gdańsk
23) Aneta Cichy, Rzeszów
24) Martyna Pociask, Rzeszów
25) Patryk Zwolak, Żółkiewka
26) Damian Wróbel, Kraków
27) Iwona Sobala, Lubin
28) Wiola Bednarek, Bytom
29) Oliwia Cudak, Rzęczkowo
30) Lucyna Łosiniecka, Czarny Dunajec
31) Dorota Brzoska, Poznań
32) Ewa Zielińska, Lubin
33) Agata Kosińska, Gdynia
34) Martyna Kulpeksza, Mikołów Mokre
35) Paulina Biernacka, Lublin
36) Krystyna Garstka, Czempiń
37) Patrycja Nahrebecka, Góra Puławska
38) Agnieszka Czechowska, Pruszków
39) Oktawian Kołeczek, Katowice
40) Sabina Suchanek, Bydgoszcz
41) Agata Michalczyk, Lubin
42) Agatka Uler, Pruszków
43) Eryk Gomółka, Pruszków
44) Wojtek Pogonowski, Gdańsk Oliwa
45) Angelika Grodzka, Teresin
46) Agnieszka Klimczuk, Zamość
47) Krzysztof Stanek, Czarny Dunajec
48) Karolina Michałek, Bydgoszcz
49) Bartłomiej Kupiński, Białystok
50) Magdalena Kowalik, Nowy Dwór Mazowiecki
|
51) Magdalena Miśkowiec, Chabówka
52) Agata Wróbel, Toruń
53) Mateusz Lenard, Lublin
54) Mikołaj Kurasiewicz, Pabianice
55) Dawid Socha, Inowroclaw
56) Ewa Babiak, Komorów Granica
57) Izabela Stepień, Warszawa
58) Gosia Gazda, Kraków
59) Katarzyna Kurza, Białystok
60) Wiktoria Segelin, Przemyśl
61) Elżbieta Sobowska, Cmolas
62) Sebastian Dusanowski, Kluczbork
63) Kamil Czerwiński, Rzeszów
64) Grzegorz Oleniacz, Nowy Sącz
65) Szymon Kukułka, Tuchów
66) Kacper Tukalski, Iłów
67) Kinga Małecka, Kobiernice
68) Rafał Urlich, Radzymin
69) Magdalena Czopek, Chłapowo
70) Rafał Mahlke, Wałcz
71) Kacper Pokorniecki, Kołobrzeg
72) Bartek Malerowicz, Pyrzyce
73) Magdalena Korbel, Gdańsk
74) Kamil Włodarczyk, Żywiec
75) Daniel Dylewicz, Legnica
76) Patryk Dylewicz, Legnica
77) Julia Dziedziul, Gdynia
78) Magdalena Gielata, Żywiec
79) Luiza Kwiatkowska, Janki
80) Aneta Kotuła, Gryfino
81) Sebastian Kupski, Chłapowo
82) Ewa Dobrzańska, Tychy
83) Anna Macura, Górki Małe
84) Radek Urbaniak, Konin
85) Mariusz Siciarek, Kalisz
86) Ewa Banach, Łącko
87) Przemek Zienowicz, Koszalin
88) Mateusz Fukiet, Koszalin
89) Marcin Bączek, Białystok
90) Aleksandra Styn, Chłapowo
91) Weronika Pietrowska, Bieruń
92) Nikola Pilinska, Chłapowo
93) Tomasz Staworko, Warszawa
94) Róża Budny, Bronów
95) Aron Paracki, Sierakowice
96) Sylwia Słamczyk, Piekelnik
97) Matylda Łyszcz, Radom
98) Artur Bona, Tarnobrzeg
99) Ada Kozdęba, Tarnobrzeg
100) Katarzyna Paciejuk, Białystok
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Fragmenty konferencji prasowej
po zakończeniu dubbingu do „Gdzie
jest Nemo” – 10 października
2003, Studio Start International
w Warszawie.
Uczestnicy:
Joanna Trzepiecińska – Dory
Grażyna Wolszczak – Coral
Joanna Wizmur – reżyser
Kajetan Lewandowski – Nemo
Olaf Lubaszenko – Idol
Krzysztof Globisz – Marlin
oraz dziennikarze z prasy, radia
i telewizji
Pytanie do Joanny Trzepiecińskiej:
Rola Dory była chyba
najtrudniejsza ze wszystkich w
tym filmie: to taka szalona
rybka, która mówi, krzyczy, śpiewa,
piszczy, jest niezwykle aktywna.
Domyślam się, że trzeba było
użyć całej gamy środków
aktorskich, aby ją taką właśnie
uczynić.
Joanna Trzepiecińska:
To zadanie było dla mnie trudne
głównie dlatego, że w ogóle
nie miałam do tej pory doświadczeń
dubbingowych. Pierwszy raz w życiu
grałam w dubbingu tak dużą
rolę. Tak więc, jakakolwiek by
to była rola, to i tak stanowiłaby
dla mnie trudność.
Dory rzeczywiście jest rybką
obdarzoną dosyć specyficznym
charakterem i na dodatek
zanikiem pamięci krótkotrwałej.
A charakter ma niełatwy.
W tych wszystkich kłopotach miałam
wielkie szczęście: to, że
spotkałam się z taką ekipą i
z taką reżyser, jaką jest
Joanna Wizmur. Czerpałam po
prostu wiadrami z jej wielkiego
doświadczenia i ogromnych umiejętności.
A ponieważ podobno jestem
uczennicą pojętną, to mam
nadzieję, że coś z tych nauk
przeniosło się na ekran. No i
będą to mogli państwo zobaczyć!
Pytanie do Joanny Wizmur:
Jak pani znalazła Kajetana do
roli Nemo?
Joanna Wizmur:
Problem z dziećmi jest taki, że
one są wygrzebywane skądś, ja
sama nie wiem skąd...a potem
rosną i to jest jakiś koszmar,
bo wychowujesz sobie aktora, a
potem nagle przychodzi wysoki młody
człowiek, któremu chcesz dać
rolę małego króliczka, a on
ma wąsy i mutację.
Mamy taką międzystudyjną
pocztę pantoflową, ale poza
tym, to dzieje się to
przypadkiem. Ostatnio siedziałam
od rana do wieczora u siebie na
klatce schodowej i szukałam
aktora do roli małego Murzynka.
Przy czym potrzebowałam nie chłopca,
a dziewczynkę, bo chodziło o głos
3,5-rocznego dziecka. Tak więc,
po prostu siedzę na klatce i
zaczepiam dzieci – molestuję
je! I nagle słyszę jakieś
dziecko i pojawia się ono potem
w filmie.
Pytanie do Kajetana:
Dlaczego produkcje Disneya i
Pixara, takie jak „Toy
Story”, tak łatwo trafiają
do wyobraźni twoich rówieśników?
Kajetan Lewandowski:
Filmy te na pewno są bardzo
fajne, bo dzieci mogą zrozumieć,
o co w nich chodzi. Bo w filmach
fabularnych, dla dorosłych,
zwykle jest inaczej, a najczęściej
takie filmy dzieci oglądają. I
też dlatego, że postaci są
bardzo fajne, animowane, czasami
nawet zrobione komputerowo. A
taka animacja bardzo się
dzieciom podoba.
Pytanie:
Ile masz lat, Kajetanie?
Kajetan Lewandowski:
Dziesięć i pół.
Pytanie:
Czy masz jakiekolwiek doświadczenie
aktorskie? Czy śpiewasz, czy
ktoś cię uczył emisji głosu,
dykcji?
Kajetan Lewandowski:
Śpiewam często, bo chodzę na
chór do Teatru Wielkiego i do
Domu Kultury na Siekierkach.
Pytanie:
Czy widziałeś cały film?
Kajetan Lewandowski:
Niestety nie. Film widziałem
tylko w kawałkach – w tych,
które nagrywam, podkładam głos.
Joanna Wizmur:
Ale że jest prawie w całym
filmie, więc praktycznie rzecz
biorąc, zobaczył.
Pytanie do Olafa Lubaszenki:
Wiem, że jest to bardzo ciężka
praca – podkładanie głosu.
Czy jest pan zmęczony? Czy to
jest tak, że katujecie się,
powtarzając jedną sekwencję
wiele razy?
Olaf Lubaszenko:
Tak proszę pana – ja tu siedzę
od lipca… (śmiech) i usiłuję
podłożyć jedno zdanie, to
pierwsze. Pani Joasia jest
bardzo wymagająca, ale obiecała
mi, że do do 21 listopada mnie
wypuści… na chwilę, żebym
się przebrał na premierę.
Ja nie jestem zmęczony, proszę
pana. Ja tak wyglądam, proszę
się już do tego przyzwyczaić
(śmiech) po trzydziestu latach.
Również nie robię tego od
niechcenia. Po prostu tak wyglądam,
jak coś robię.
To jest bardzo piękny film.
Jestem wzruszony, bo, niestety,
rzadko mamy okazję w naszym
kinie robić coś z
przekonaniem, coś, pod czym
podpisujemy się w stu
procentach. A to jest taki film,
do którego nie mam żadnych
zastrzeżeń. Wszystko mi się w
nim podoba, jest piękny. Jest
tam i wesoło, i smutno, i
wzruszająco, i przygodowo.
Takie filmy chciałbym robić z
aktorami, ale żaden nie umie
tak dobrze pływać jak Nemo.
Joanna Wizmur:
A propos tego, co pan powiedział.
Na castingach, w momencie, gdy
obsadzam postaci, moich aktorów
znam wyłącznie z ekranu, a
tylko niektórych osobiście.
Niemniej, grają oni takie role,
do których pasują, choć bywa
i tak, że muszą się borykać
i coś zrobić na przekór.
Joasię Trzepiecińską znałam
z ekranu, ale tak całkiem się
upewniłam, gdy zobaczyłam
Aniutkę w „Rodzinie zastępczej”.
Pytanie:
A więc tak pani dopasowuje –
charakter postaci z charakterem
aktora?
Joanna Wizmur:
Liczy się dynamika,
temperament, czasem sposób mówienia.
Ja, jak wybieram, to często nie
słucham głosu, tylko patrzę
na postaci i zastanawiam się, z
kim one mi się kojarzą, z
jakim aktorem. Potem włączam głos
i słucham, czy mi to pasuje.
Pytanie do Krzysztofa Globisza:
Jak ta rola – Marlina –
zostanie odebrana przez studentów
krakowskiej Szkoły Teatralnej?
Krzysztof Globisz:
Ponieważ jestem tam dziekanem,
to na pewno dobrze. A poważnie:
ja ich uczę m.in. tego, że
najlepszego aktorstwa można się
nauczyć na kreskówkach. Po
prostu Pepe Le Skunks to są i
bohaterowie, i najlepsi aktorzy
– najszybsi! My, aktorzy żywego
planu, nie umiemy tak szybko grać.
I wie pani, z tego można czerpać
naukę, dlatego, że najczęściej
te postaci są tak
skonstruowane, że nagrywa się
paru różnych aktorów, którzy
na przykład się dziwią, wściekają,
a potem daje się jak gdyby
jeden taki idealny obraz –
zdziwienia, wściekłości. I to
widzimy w tych kreskówkach.
Mamy więc wzór: jak się
idealnie wściec czy zadziwić.
Pytanie:
Czyli wyśle pan wszystkich
swoich studentów na „Gdzie
jest Nemo”?
Krzysztof Globisz:
Nie, dlatego, że po pierwsze:
nie mam w sobie aż tak daleko
rozwiniętej cechy próżności,
a po drugie oni wiedzą już od
dawna, że mają chodzić na
kreskówki.
Pytanie do Grażyny Wolszczak:
Jaką satysfakcję czerpie aktor
z dubbingu? Wiadomo, że
przynoszą ją role w filmach
fabularnych, a z kolei seriale
dają popularność. A jak jest
z dubbingiem?
Grażyna Wolszczak:
Dla mnie to jest stres, bo nie
za bardzo umiem to robić. Ale później,
jak wszystko dobrze wyjdzie, to
jest to satysfakcja kolosalna!
Przy okazji tej produkcji
dodatkowy stres był taki, że
dostałam bardzo malutką rolę
– matki Nemo, którą zaraz na
początku zjada krwiożercza
ryba, barakuda. To bardzo
dramatyczna scena. Grałam na
materiale już nagranym przez
pana Krzysztofa i myślałam
sobie: „Matko Święta, nigdy
w życiu nic takiego nie będę
potrafiła zrobić”. Tak mnie
ten człowiek zestresował swoim
talentem i poraził jako
najszybszy aktor kreskówek
(chociaż na to nie wygląda,
jak na niego patrzę). Szczęśliwie
mi to przeszło – ten
kompleks, że nigdy nie będę
tak wspaniale podkładać głosu.
Pytanie do Olafa Lubaszenki:
Twoim poprzednikiem w roli Idola
był Willem Dafoe. Czy to było
dla ciebie jakimś stresem, że
masz podłożyć głos pod postać,
którą wcześniej podkładał
sam Dafoe?
Olaf Lubaszenko:
Starałem się schudnąć, ale
nie udało mi się przed
dubbingiem. Mówiąc szczerze,
to nawet była pewna atrakcja,
bo myśmy z Willemem Dafoe grali
w jednym filmie, w „Bożych
skrawkach”, półtora roku,
czy dwa lata temu. Więc miałem
przyjemność go poznać i ten
stres minął już wówczas –
teraz już podchodziłem do
niego zwyczajnie, bez nabożnego
szacunku. Po prostu starałem się
nie zepsuć pracy mojego
starszego kolegi ze Stanów
Zjednoczonych. Przyjemnie jest
podkładać świetnego aktora,
ponieważ wyobrażam sobie, że
te intencje, które on zawarł w
swojej pracy pomagają zrozumieć,
o co chodziło tamtej postaci.
Nawet, jeśli ktoś nie zna
angielskiego.
Joanna Trzepiecińska:
Mnie to nie pomagało. To
znaczy, być może, jest to
jeszcze po prostu brak umiejętności
– w momencie, w którym za
bardzo wsłuchiwałam się w to,
co nagrała aktorka, która podkładała
głos Dory po angielsku, to mi
to właściwie przeszkadzało.
Bo każdy język ma inny rodzaj
ekspresji, inaczej wyrażamy w
nim radość, zachwyt, inaczej
zdziwienie – ma inną melodykę.
Jak za bardzo się wsłuchiwałam
w tę melodię języka
angielskiego, to strasznie
trudno mi było potem dotrzeć
do tego, jak to powinno zabrzmieć
po polsku. Ale Joasia czuwała…
Olaf Lubaszenko:
Teraz muszę wdać się w
polemikę z panią Trzepiecińską,
ponieważ nie mogę tego
pozostawić bez komentarza.
Chodziło mi o to, że jak słuchałem
Dafoe po raz pierwszy, to mi to
pozwoliło zrozumieć postać, a
później się już oczywiście
nie wsłuchiwałem, bo mi Joasia
Wizmur zabroniła. A tylko raz
oglądałem ten film.
Joanna Wizmur:
Tu nie chodzi o wierność.
Joasia ma o tyle rację, że tam
intonacja (na przykład
zadawanie pytań) jest inna –
tam do dołu, u nas do góry. I
już nie ma takiej wierności. W
momencie, kiedy chwycisz postać
nie musisz z nabożnym
szacunkiem powtarzać tego, co
było w oryginale. Wręcz
przeciwnie. Zdarza się, że
aktorom wyłączamy dźwięk i
grają wyłącznie na obraz.
Tak, że bez przesady z tym klękaniem
i z tą wiernością.
Joanna Trzepiecińska:
Ja chciałam jeszcze powiedzieć
o ogromnej satysfakcji, której
nikt nie zrozumie poza nami –
aktorami i reżyserem. Praca z
Joaśką jest tak niezwykłym doświadczeniem,
i jest to tak niezwykła osoba,
że tylko my to wiemy.
Joanna Wizmur:
Muszę powiedzieć coś o
Kajetanie, to, co ci już,
Olafie, mówiłam, że dzieci
zazwyczaj mają coś takiego...
jakby schowaną sferę uczuciowości.
Zwłaszcza chłopcy – np. że
nie będą mówić o miłości,
a jeżeli, to tylko ironicznie.
Natomiast u Kajetana jest
niebywała zdolność mówienia
„istoty w prostocie”, jak
powiedział Gombrowicz. On w
sposób taki piękny i prosty,
bez żadnych ozdobników, prześlicznie
mówi – prościusieńko i
ogromnie wzruszająco. To jest w
ogóle niebywałe. Bardzo ci za
to, Kajetanie, dziękuję. Mamy
czasem lekki kłopot z
temperamentem, z wykrzyczeniem,
natomiast w tych takich
spokojnych scenach, zwróćcie
państwo na to uwagę, jest
niebywale dojrzały i naprawdę
fantastyczny.
Natomiast ja rzeczywiście latam
po sali i niebywały mam
temperament. Poza tym, potwornie
krzyczę i strasznie klnę, na
co oczywiście teraz sobie
pozwolić nie mogę.
Pytanie:
Także przy Kajetanie?
Kajetan Lewandowski:
Niestety tak.
Joanna Wizmur:
Bywa.
Pytanie:
Na ile wzorowaliście się na
pierwowzorze, który był w
oryginale, a na ile staraliście
się w ogóle od tego odejść?
Krzysztof Globisz:
Aktor grający Marlina, to jest
aktor drugiego planu – mocny,
drugi plan amerykański. Chcę
państwu uświadomić, że drugi
plan amerykański to są
znakomici aktorzy, to są
aktorzy lepsi od gwiazd, ponieważ
oni robią całe tło. Ten
aktor, który gra Marlina, jest
takim właśnie aktorem, można
go w Polsce zobaczyć w filmie
„Muza”. On tam gra z Sharon
Stone. Zadałem sobie trud, żeby
go zobaczyć, ponieważ pomyślałem
sobie, że jak mam go podkładać,
dobrze byłoby wiedzieć, kto to
jest. To mi bardzo dużo dało.
To jest znakomity aktor, który
nadał energię tej postaci. Tę
energię, która była w jego głosie,
chciałem odnaleźć i u siebie.
On ma też specyficzny, lekko
schrypnięty głos, mocno atakujący
i to próbowałem w sobie odnaleźć.
Tym aktorem jest Albert Brooks.
|
|
|
|
|
|
©
Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W czasie zakończonego wczoraj 19. Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego pokazano 88 filmów z 40 krajów, które obejrzała rekordowa liczba widzów - ponad 70 tysięcy. W głosowaniu na nagrodę publiczności wzięło udział ponad 25 tysięcy osób. Widzowie oddawali głosy na filmy tuż po zakończeniu ich projekcji, według reguł przyjętych m.in. na festiwalu w
Rotterdamie.
Jednym z najciekawszych tytułów imprezy okazały się
„Dziewczyny z kalendarza”
(Calendar Girls), film dystrybuowany przez
Forum Film. Opowieść w reżyserii
Nigela Cole’a znalazła się w pierwszej trójce festiwalowych ulubieńców. Zwyciężyli „Kumple” - i tak, już drugi rok z rzędu, najważniejsze wyróżnienie trafiło do rąk Norwegów (przed rokiem wygrał
„Elling”). Brytyjskie „Dziewczyny z kalendarza” zajęły ex-equo drugie miejsce, z tym samym wynikiem, co francusko-kanadyjska „Inwazja barbarzyńców”.
Jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu dużo miejsca w prasie poświęcono prawdziwej historii pań z hrabstwa
Yorkshire, które dokonały czegoś niezwykłego: pokonały własny wstyd, aby pomóc tym, którzy na to czekali.W nr 39 „Przekroju” całą historię z jej blaskami i cieniami, opowiedziała Joanna Gorzelińska:
„Gospodynie z Women’s Institut w Rylstone (coś na wzór koła gospodyń wiejskich) smażyły konfitury, piekły ciasta i układały bukiety z kwiatów. Raz w roku wydawały kalendarz.
Gospodyni Angela Baker opowiada o szalonym pomyśle mężowi
Johnowi.
– Nie wierzę, że starczy wam odwagi – rzuca (zachwycony zresztą)
John. Bardzo chce uczestniczyć w zdjęciach. Ale w lipcu 1998 roku umiera na białaczkę.
– Zrozumiałyśmy, że musimy zrobić ten kalendarz. Dla Johna i
Angeli, która z trudem radziła sobie z rozpaczą po śmierci męża – wspomina Lynda
Logan.
Jej mąż Terry, zwykły fotograf amator, podejmuje się zrobienia zdjęć.
Podczas sesji kobiety dyskretnie zasłaniają intymne części ciała przedmiotami znajdującymi się w pubie – z okazji zdjęć lokal zamieniono w studio fotograficzne.
11 gospodyń z kółka: Tricia,
Angela, Rita, Christine, Hence,
Sandra, Beryl, Lynn, Rosalyn, Moyra i
Lynda, pozuje tylko w eleganckich perłach.
Tricia Stewart wystąpiła przy starej prasie do wyciskania soku z jabłek.
Angela Baker, żona zmarłego na białaczkę
Johna, pozuje przy pianinie.
Lynda Logan – to jej mąż robił zdjęcia (wstydziła się najbardziej) – próbowała skoncentrować się na obrazie, który malowała podczas fotografowania.
A Christine Clancy parzyła herbatę.
– Przełamałyśmy wstyd, wypijając morze czerwonego wina – zdradziła później
Rosalyn.
Zdjęcia wydrukowane w kalendarzu są w kolorze sepii. Jedynym kolorowym elementem na każdej fotografii jest żółty słonecznik – kwiat, którego nasiona zakopane w doniczkach podarował najbliższym tuż przed śmiercią John
Baker. Mówił, że będzie zdrowy, zanim kwiaty zakwitną”.
Później po tę historię sięgnęli filmowcy.
„Dziewczyny z kalendarza” pojawią się na ekranach polskich kin w lutym 2004 roku.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Gonitwa I: Książka Laury Hillenbrand
Laura Hillenbrand nie ukończyła żadnego prestiżowego uniwersytetu. Od wczesnego dzieciństwa cierpi na chorobę nazywaną Syndromem Chronicznego Zmęczenia, która objawia się m.in. częstymi zawrotami głowy i omdleniami. Z tego powodu musiała zrezygnować z nauki w Kenyon College, w stanie Ohio.
O wyścigach konnych pisze od 1988 roku, dwukrotnie zdobyła Eclipse
Award, prestiżową nagrodę dla dziennikarzy sportowych, za artykuły poświęcone właśnie
Seabiscuitowi. Współpracuje m.in.z „New York
Timesem”, „Washington Post” i
„Reader’s Digest”. Jej książka
„Seabiscuit” to jedna z najlepszych biografii sportowych w historii amerykańskiej literatury. To właśnie na jej podstawie powstał scenariusz i film
Gary’ego Rossa, a sama
Hillenbrand została oczywiście konsultantką przy jego powstawaniu.
Gonitwa II: Film Gary’ego Rossa
Rok 1938. Czasy Wielkiego Kryzysu. Tematem numer jeden amerykańskich gazet nie jest jednak ani Franklin
Roosevelt, ani Adolf Hitler. Najwięcej miejsca poświęca się historii konia, który podbił serca mieszkańców całego kraju. Seabiscuit nie był nigdy pewniakiem wyścigów konnych. Nikt nie spodziewał się po nim spektakularnych sukcesów, na które nie wskazywały także i jego warunki – nie był rasowym koniem pełnej krwi. Aż pewnego dnia ktoś uwierzył w niego i dostrzegł w nim talent, który dla innych pozostawał do tej pory niezauważony.
„Niepokonany Seabiscuit” to opowieść o trzech mężczyznach, których połączyła miłość do do wyścigów i koni. To też historia o trzech przegranych – cierpiącym na artretyzm byłym cowboy’u Tomie Smith’ie
(Chris Cooper – zdobywca Oscara za drugoplanową rolę w „Adaptacji” Spike’a
Jonze’a), niewidzącym na jedno oko dżokeju Johnnym „Red” Pollardzie
(Tobey Maguire) i milionerze – bankrucie Charlesie Howardzie (czterokrotnie nominowany do Oscara
Jeff Bridges), którzy uwierzyli w wierzchowca, kiedy inni dawno spisali go na straty. Dzięki ich wytrwałości i ciężkiej pracy Seabiscuit został wielkim zwycięzcą.
Jego historia stała się prawdziwą legendą, amerykańskim mitem o triumfie mimo przeciwności losu, karierze prowadzącej z samych nizin na szczyty popularności, sukcesu w czasach Wielkiego Kryzysu – choć szanse były niewielkie, a marzenia przerastały rzeczywistość.
Film kończy się w połowie kolejnego wyścigu. Nie wiemy, czy Seabiscuit go wygrał. Takie zakończenie sprawiło, że wznowiona książka
Laury Hillenbrand po raz kolejny sprzedała się znakomicie. Niemal każdy, kto obejrzał
„Niepokonanego
Seabiscuita” sięgał po nią, by przekonać się, jak skończył się ta historyczna gonitwa. A sam film znalazł się w czołówce najbardziej kasowych obrazów letniego sezonu w USA – zarobił dotąd około 150 milionów dolarów.
Gonitwa III: Seabiscuit – wygrywa po raz trzeci
Tom Smith, Johnny Red Pollard i Charles Howard zaufali
Seabiscuitowi. Choć nie był faworytem uwierzyli w niego i zwyciężyli. Dla Laury
Hillenbrand los Seabiscuita stał się też tematem życia. Poświęciła mu większość swoich artykułów i książkę, która stała się wielkim bestsellerem. Można odnieść wrażenie, że fascynacja tym koniem jest zaraźliwa i ponadczasowa – dziś to
Gary Ross postawił na niego wszystko. Jest scenarzystą, reżyserem i producentem filmu o słynnym rumaku i jego opiekunach.
Tobey Maguire, który debiutował jako producent przy realizacji „25 godziny”, został współproducentem
„Niepokonanego Seabiscuita”. I wszystko wskazuje na to, że odniosą wspólnie niemały sukces.
Przed nimi Hollywood Movie of the Year
Awards, a później kolejne wyzwanie –
Oscary.
Na razie produkcja Gary’ego Rossa ubiega się o te pierwsze nagrody (przede wszystkim o miano najlepszego filmu), natomiast o wyróżnienie dla najlepszego aktora walczą m.in.:
Jeff Bridges i Tobey
Maguire.Ten film wydaje się z resztą szczególnie mocno obsadzony, skoro w zmaganiach o nagrodę za rolę drugoplanową zmierzą się
Chris Cooper i William H.
Macy, który zagrał nadzwyczaj sugestywnie radiowca czasu Wielkiego Kryzysu.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dziś, 26 września, na ekrany kin w USA wchodzi film
„Under the Tuscan Sun”
(Pod słońcem Toskanii), z
Diane Lane w roli głównej.
O książce
Autobiograficzna powieść Frances Mayes to niemałe wydarzenie na rynku księgarskim w Stanach Zjednoczonych. W ciągu zaledwie kilku tygodni zyskała miano prawdziwego bestsellera. Dla amerykańskich kobiet ta romantyczna opowieść była niezwykle pokrzepiająca – pokazywała, że po czterdziestce można z powodzeniem rozpocząć nowe życie.
Dla wszystkich czytelników stała się urzekającą podróżą przez romantyczne zakątki Włoch, pochwałą niespiesznego i pogodnego stylu życia, w którym ważny jest każdy zapach, w którym celebruje się każdy posiłek. Krytycy pisali, że otwierając tę książkę czuje się smak suszonych pomidorów, zapach delikatnego włoskiego wina, a książka kucharska autorki, gdyby powstała, stałaby się z pewnością światowym bestsellerem.
O filmie
Autorka popularnych romansów Frances Mayes
(Diane Lane) rozwodzi się z niewiernym mężem. Wpada w depresję, z której nie potrafi się podnieść. Pewnego dnia przyjaciółka wręcza jej bilet do Włoch, sugerując, że podróż i zmiana otoczenia są dla niej jedynym ratunkiem. Frances robi krótką notatkę, spisując w punktach rzeczy, które musi zrobić, aby poczuć się lepiej:
1. pojechać do Toskanii
2. spontanicznie wybrać i kupić dom
3. sprawić sobie białą sukienkę
4. poznać nowych ludzi
Później skrupulatnie wypełnia wszystkie nałożone na siebie zadania. Kupuje piękną willę „Bramasole” położoną w malowniczej okolicy. Robi sobie prezent – białą sukienkę. Wynajmuje polskich robotników, którzy odnowią jej dom oraz staną się wkrótce jej najbliższymi i oddanymi przyjaciółmi. I w końcu... zakochuje się.
Kiedy pierwszy raz go spotkała, Marcello zauroczył ją swoim poczuciem humoru. „Wy, Amerykanki, macie błędne pojęcie o Włochach” – stwierdził zaczepnie. Ona, pół żartem, pół serio, zaproponowała mu wspólną noc. „My, Włosi, spodziewamy się po was, Amerykankach, właśnie takich propozycji” – odpowiedział jej z uśmiechem.
Film, który jest luźną adaptacją powieści
Frances Mayes, dokonaną przez reżyserkę
Audrey Wells, ogrzewa widzów prawdziwymi promieniami toskańskiego słońca. Diane Lane, nominowana w zeszłym roku do Oscara za główną rolę w „Niewiernej” Adriena Lyne’a, ugruntowała dzięki temu filmowi swoją pozycję w czołówce hollywoodzkich gwiazd.
„Pod słońcem Toskanii” ma w sobie wszystko, co gwarantuje sukces romantycznym komediom – piękną i zdolną aktorkę w głównej roli, malownicze plenery włoskiej prowincji, wzruszającą i (prawdziwą!) historię miłosną zakończoną happy endem, błyskotliwe dialogi i subtelny humor. Nobilituje nasze zwykłe życiowe czynności. Uczy, że nawet prosta kolacja, na którą składają się tylko kanapki, może rozbudzić nasze zmysły. A co najważniejsze daje widzom dużą dawkę pozytywnej energii. O POLSKICH WĄTKACHFilm
„Pod słońcem Toskani” ma nadzwyczaj ciepły klimat. Nie tylko dzięki jasnym, promiennym zdjęciom (Geoffrey Simpson), dużej dawce humoru i szczęśliwemu zakończeniu. Ci, którzy obejrzeli już film, twierdzą, że tworzy go przede wszystkim galeria pogodnych i wyrazistych postaci drugiego planu. Paweł
(Paweł Szadja), Jerzy (Valentine
Pelka) i Dawid (Kristoffer Ryan
Winters) – to polscy robotnicy zatrudnieni przez główną bohaterkę do renowacji jej świeżo zakupionego domu. Szybko stają się też jej najbliższymi przyjaciółmi. Jedzą wspólne posiłki, zwierzają się sobie z sercowych problemów, wspierają się nawzajem. Rzadko zdarzają się w Stanach filmy, w których Polacy pokazywani by byli z równą sympatią.
„Paweł jest taki słodki”, „Ten młody Polak jest taki uroczy” – takie krótkie komentarze na temat filmu znaleźć można już w Internecie. A co dopiero będzie się działo po premierze!
„Pod słońcem Toskanii”
Premiera amerykańska 25 września, polska 5 grudnia 2003 r.
Reżyseria: Audrey Wells
Scenariusz: Audrey Wells na podstawie powieści
Frances Mayes
W roli głównej: Diane Lane („Niewierna”)
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W amerykańskim
box-office’ie, po pierwszym weekendzie, na 5. pozycji wylądował pełen napięcia
"Cold Creek Manor". W thrillerze
Mike’a Figgisa (reżysera pamiętnego "Zostawić Las
Vegas") na duże ekrany powraca, u boku
Dennisa
Quaida, para dawno nie widzianych aktorek.
Juliette Lewis została nominowana do Oscara już w wieku 18 lat ("Przylądek strachu"), rok później trafiła do filmu Woody'ego Allena ("Mężowie i żony"), a w ciągu kolejnych dwóch lat zagrała w tak głośnych produkcjach, jak "Kalifornia", "Krwawy Romeo", "Co gryzie Gilberta
Grape’a" i "Urodzeni mordercy". Teraz pojawiła się ponownie jako nieobliczalna dziewczyna z amerykańskiej prowincji.
Natomiast Sharon Stone, symbol seksu początku lat dziewięćdziesiątych, po sukcesie "Kasyna" (1995 – nominacja do Oscara i Złoty Glob) postawiła bardziej na życzliwe oceny krytyków, niż na masową popularność. Świadczą o tym dobitnie nominacje do Złotego Globu za "The
Mighty" (1998) oraz za "The
Muse" (1999). Ostatnio prasę kolorową zajmował jej rozwód z Philem
Bronsteinem, wydawcą „San Francisco
Chronicle”, który nie tylko wniósł pozew do sądu, ale także zażądał miliona dolarów, w ramach podziału majątku. Mimo kłopotów, aktorka w imponującym stylu udowadnia, że jest w świetnej formie.
"Cold Creek Manor" to opowieść o losach pewnej rodziny, która zostawia piękny apartament w wielkim mieście i postanawia zamieszkać w wiejskiej rezydencji. Prawdziwy koszmar rozpoczyna się, gdy potomek poprzednich właścicieli posiadłości po wyjściu z więzienia domaga się zwrotu swojej, jakoby, własności.
|
|
|
|
|
|
Informacja
za Stopklatka.pl.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Rządowi cenzorzy w Malezji po długich debatach wydali w końcu pozwolenie na rozpowszechnianie najnowszej komedii z
Jimem Carreyem “Bruce Wszechmogący”, pomimo wcześniejszych obaw, że film może obrażać uczucia muzułmanów.
Film miał wejść na ekrany malezyjskich kin już 7 sierpnia, ale zdecydowana interwencja ministra d/s religii Abdula Hamida Zainala
Abidina, który ma na koncie zablokowanie już kilku hollywoodzkich premier, doprowadziła do wstrzymania dystrybucji filmu. Uznał on temat komedii za „niestosowny”.
- Po obejrzeniu filmu widz może sobie postawić pytanie „co bym zrobił, gdybym był Bogiem?”. Choć jest to pytanie czysto hipotetyczne, to jednak sprzeczne z naukami islamu. Nie możemy stawiać siebie na równi z Bogiem i przymierzać się do jego boskich mocy, nawet w formie żartu - wyjaśniał zastrzeżenia minister
Abidin.
„Bruce Wszechmogący” opowiada o losach
dziennikarza telewizyjnego
(Carrey), któremu Bóg (grany przez
Morgana
Freemana) przekazuje na tydzień całą swoją moc, z czego obdarowany chętnie korzysta.
„ Nasi cenzorzy rozpatrzyli sprawę ze wszystkich możliwych punktów widzenia i doszli do wniosku, że jest to typowa komedia w stylu
carreyowskim.”- powiedziała Anna
Ng, szefowa malezyjskiego oddziału firmy dystrybucyjnej Buena
Vista.
Film wejdzie na ekrany prawdopodobnie w pierwszych dniach września i będzie dozwolony od 18 lat, a to z powodu kilku wulgarnych słów, dosadnego humoru i erotycznych akcentów. Bohater filmu - Bruce Nolan - dzięki swej boskiej mocy uprzyjemnia sobie życie pod każdym względem, m.in. prowokuje superorgazmy swojej dziewczyny Grace
(Jennifer Aniston), a nawet powiększa jej piersi.
Polskim widzom nie powinno to raczej przeszkadzać. Film wchodzi na ekrany kin 14 sierpnia.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Władze Malezji postanowiły nie dopuścić w tym kraju do planowanej na 7 sierpnia premiery amerykańskiej komedii
„Bruce wszechmogący” (Bruce
Almighty), z Jimem Carreyem w roli tytułowej (polska premiera 14 sierpnia), gdyż ich zdaniem obraz obraża uczucia religijne muzułmanów. Abdul Hamid Zainal
Abidin, minister do spraw religijnych, który ma na koncie zablokowanie już kilku holywoodzkich filmów, uznał temat komedii za „niestosowny”.
„Bruce wszechmogący” opowiada o losach reportera telewizyjnego
(Carrey), któremu Bóg (grany przez
Morgana
Freemana) przekazuje na tydzień całą swoją moc, z czego obdarowany skwapliwie korzysta, załatwiając całkiem prywatne porachunki.
- Po obejrzeniu filmu widz może sobie postawić pytanie „co bym zrobił, gdybym był Bogiem?”. Choć jest to pytanie czysto hipotetyczne, to jednak sprzeczne z naukami islamu. Nie możemy stawiać siebie na równi z Bogiem i przymierzać się do jego boskich mocy, nawet w formie żartu - wyjaśnił zastrzeżenia minister
Abidin.
Filmowcy nie mają łatwo w Malezji. Nigdy nie wiadomo, co wzbudzi czujność cenzorów. Na przykład oskarowe „Godziny” (The
Hours) dopuszczono wprawdzie do dystrybucji, ale dopiero po wycięciu sceny pocałunku między dwiema kobietami. Jak wyjaśniło ministerstwo „w imię ochrony naszego kraju i naszych obywateli przed złymi wpływami i negatywnymi elementami zawartymi w filmie”. Mniej szczęścia miała animowana opowieść o losach Mojżesza „Książę Egiptu”
(Prince of Egypt). Nie dopuszczono do jej wyświetlania z „przyczyn religijnych”. W adaptacji filmowej komiksu
„Daredevil” z Benem Affleckiem cenzorzy dopatrzyli się „zbytniej przemocy”, a w drugiej części filmu o Austinie Powersie - „Szpieg, który nie umiera nigdy” (The Spy Who Shagged Me) „zbytniej frywolności seksualnej”. Nie dziwi więc, że na ekrany malezyjskich kin nie trafił także film wyreżyserowany i zagrany przez Bena Stillera
„Zoolander”, w którym intrygą był spisek, mający doprowadzić do zamachu na... premiera Malezji.
Kinomanom w Malezji pozostaje więc czekać, aż
„Bruce wszechmogący” ukarze się na
DVD, bowiem wbrew staraniom rządu nie udało się na razie roztoczyć kontroli na tą częścią rynku i do widzów regularnie trafiają kopie wszystkich hollywoodzkich filmów.
|
|
|
|
|
|
kd
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Forum Film Poland ogłosiło oficjalnie, że w dniu dzisiejszym zostało oficjalnym dystrybutorem
Buena Vista International na terytorium Polski.
BVI jest dystrybutorem filmów produkowanych przez
Walt Disney Touchstone w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie.
Forum Film Poland jest nową firmą na polskim rynku filmowym, ale należy do koncernu
I.T. International Theatres
Group.
I.T. International Theatres Group stało się przez ostatnie pięć lat wiodącym koncernem kinowym w tej części Europy (Polska, Czechy, Węgry) i pozostaje liderem na rynku kinowym w Izraelu nieprzerwanie od wielu lat.
I.T. International Thetres, poprzez Forum Film
Ltd. jest dystrybutorem filmów Disney’a od ponad 40 lat.
Sławek Salamon, jeden z bardziej doświadczonych i szanowanych specjalistów na rynku dystrybucji kinowej, objął stanowisko Dyrektora Generalnego Forum Film.
„ Propozycja pracy dla Forum Film spadła na mnie jak grom z jasnego nieba – powiedział dziś na konferencji wzruszony
Sławek Salamon – prawdę powiedziawszy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek jeszcze wrócę do dystrybucji”.
Forum Film pragnie ogłosić również, iż podpisało umowę ze
Spyglass Entertainment. Film
„Bruce Wszechmogący” wyprodukowany w tym Studio, który wchodzi do polskich kin 14 sierpnia zarobił w Stanach Zjednoczonych 250 milionów dolarów.
Pierwszym filmem Disney’a na który zaprasza Forum Film, będzie przebój tego lata w Stanach Zjednoczonych
“Piraci z Karaibów”, którego premierę zaplanowano na
5 września. Film w doborowej obsadzie –
Johnny Depp, Orlando
Bloom, Geoffrey Rush i
Keira Knightley – jest kolejną megaprodukcją
Jerrego Bruckheimera – producenta m.in. filmów
„Armageddon”, „Pearl
Harbor”, „Twierdza”, „Con
Air”.
Na dzisiejszej konferencji poprzedzającej pokaz filmu
„Bruce Wszechmogący” Sławek Salamon zapowiedział, że jeszcze w tym roku polscy widzowie będą mogli obejrzeć
„Gdzie jest
Nemo?” – film animowany, który cieszy się w Stanach Zjednoczonych powodzeniem większym niż rekordzista wśród filmów dla dzieci „Król Lew”.
|
|
|
|
|
|
Informacja
własna.
|
|
|
|
|