|
|
|
|
|
|
|
|
Kolejny magahit, który wyszedł spod ręki
Jerry'ego Bruckheimera - trójwymiarowa
"Załoga G", jest już na
amerykańskich ekranach. Do polskiej premiery filmu
zostały jeszcze trzy tygodnie (14
sierpnia). Jedno wiemy już na pewno - świnki morskie dały
odpór temu przemądrzałemu czarodziejowi Harry'emu Potterowi i
w stylu Jamesa Bonda wskoczyły na pierwsze miejsce
amerykańskiego box-office'u. Przy okazji tego
mistrzowskiego manewru zarobiły dla wytwórni
imponującą sumę 32,2 milionów dolarów.
Czemu w Stanach tak pokochano włochatych agentów
specjalnych? Odpowiedzi może być co
najmniej kilka:
niezawodna ręka
Bruckheimera sprawdza się również
w familijnych animacjach 3D,
za produkcję
"Załogi G" odpowiadał cały sztab wybitnych, nagradzanych Oscarami
fachowców od efektów specjalnych; reżyser
Hoyt Yeatman ma na koncie jedną statuetkę,
a odpowiadający za efekty specjalne
Scott Stodyk - dwie, animatorzy
stworzyli niewyobrażalną liczbę 271,955,886,586 włosów na świnkach
morskich i innych bohaterach,
a może chodzi o gwiazdorską obsadę? A przede wszystkim o gwiazdorskie głosy? Wśród
nich jest przecież ulubieniec Ameryki i
Bruckheimera - Nicolas
Cage!
Producent Jerry Bruckheimer powtarzał, że bez pozyskania
odpowiednich aktorów, zwłaszcza tych, którzy użyczyli głosów postaciom Załogi, cały pomysł mógł się po
prostu nie powieść. Rolę Specklesa (w polskiej wersji językowej postać nosi imię
Brylus, a głos podkłada Arkadiusz
Jakubik), błyskotliwego kreta, zgodził się zagrać
Nicolas Cage. To już jego szósty występ w filmie
produkowanym przez Bruckheimera.
Gwiazdor wielokrotnie deklarował się jako wielki wielbiciel animacji. W dodatku
znalazł się w wymarzonej wręcz dla
aktora sytuacji. - Jerry pokazał mi obrazki
przedstawiające bohaterów filmu i powiedział, że mogę wybrać
rolę, jaka najbardziej mi odpowiada - wspominał aktor. - Gdy zobaczyłem Specklesa, coś mi podpowiedziało,
że to postać dla mnie. Moim zamiarem było mówić zupełnie innym głosem niż mój, znany
i rozpoznawalny. Chciałem nasycić tego bohatera zwariowaną intensywnością. To dało
mi radość podczas grania i mam
nadzieję, że rozbawi też widzów.
- Nick dał popis nawiązujący celnie do tradycji lat 30., natomiast
Sam Rockwell nie pozostał w tyle, odtwarzając postać szefa grupy, Darwina (w polskiej wersji
językowej: Andrzej Zieliński) - zachwalał swe gwiazdy
Bruckheimer. - To było nieco
dziwne: stworzyć postać w filmie opowiadającym o dzielnych świnkach morskich.
Chciałem, by Darwin był superszpiegiem, kimś
przypominającym Steve'a McQueena -
tłumaczył swe intencje pamiętny z "Niebezpiecznego umysłu" i
"Frost/Nixon" aktor. -
Świnki morskie nie są mi obce. Miałem w dzieciństwie Ralpha i do dziś nie jestem
pewien, czy mnie lubił. W każdym razie nieraz miałem pogryziony przez niego palec.
Muszę przyznać, że Darwin jest o wiele lepiej ułożoną świnką, choć oczywiście lepiej
z nim nie zadzierać - śmiał się
Rockwell.
Dobry przyjaciel
Rockwella, aktor i reżyser
Jon Favreau ("Swingers", "Przyjaciele",
"Iron Man"), użyczył głosu
otyłemu i zadowolonemu z siebie Hurleyowi (w polskiej
wersji językowej postać nazywa się Kędzior, a wciela
się w nią Grzegorz Pawlak),
który trafił do specgrupy ze sklepu zoologicznego. - Jeśli zamierzasz grać świnkę
morską, powinieneś się postarać być naprawdę zabawną świnką morską - wykładał swe
artystyczne zamierzenia aktor. - Hurley jest przekonany, że Darwin jest jego bratem
i chce go olśnić. Poza tym jest
wychowany w sklepie, nie miał prawdziwej rodziny,
potrzebuje zatem miłości i zrozumienia. Załoga G staje się
więc jego rodziną, a Darwin, który nie jest raczej jego bratem, zaczyna pełnić niejako zastępczo tę rolę.
Jestem przekonany, że postać, którą odtwarzam, stanowi centrum emocjonalne grupy.
Favreau chwalił sobie pracę nad filmem także z, można rzec, pozaartystycznych
względów. - Gdy podkładasz głos, odpada wiele
uciążliwości związanych z naszym
zawodem. Nie musisz się szwendać po hotelach, nakładać sobie makijażu
czy charakteryzacji. Poza tym mam troje dzieci i jest mi miło uczestniczyć w czymś, co
pewnie obejrzymy sobie razem.
Czarnoskóry komik
Tracy Morgan, znany chociażby z serialu "Rockefeller Plaza 30"
("30 Rock"), wcielił się w postać Blastera (w polskiej wersji językowej: Walczak,
odtwarza go Jarosław
Boberek). - To maniak adrenaliny i spec od broni i ryzyka -
opisywał tę postać aktor.
- Bucky to zabawny, rozzłoszczony chomik. Któż
by go mógł zagrać jak nie
Steve? - żartował Bruckheimer na temat
Steve'a Buscemiego, świetnego aktora
charakterystycznego, pamiętnego z dziesiątków filmów, jak chociażby "Wściekłe psy"
Quentina Tarantino czy "Barton Fink" braci Coen. - Bucky pojawił się podczas pracy
nad scenariuszem, jako jeden ze sklepowych zwierzaków; to postać oparta na skrajnych
emocjach - opowiadał reżyser. - Steve pracował już przedtem w animacji i był po
prostu świetny. W polskiej wersji
językowej Bucky to Bysio, a wciela się w niego
Tomasz Steciuk.
W roli seksownej mistrzyni walk wschodu
Juarez wystąpiła Penélope
Cruz (w polskiej wersji - Anna
Przybylska). Nie ma się co dziwić, że Amerykanie oszaleli na punkcie przebojowych świnek.
Teraz czas na Polaków!
Załoga świetnie wyszkolonych świnek morskich
podejmuje się niebezpiecznej misji. Wyposażone w
najnowocześniejsze gadżety zwierzaki to: Darwin - ambitny przywódca grupy, Walczak -
transport, uzbrojenie i ekstremalne rozwiązania, Juarez - pełna wdzięku
specjalistka sztuk walki, śledczy Plujka, pracujący w cyber
wywiadzie Brylus oraz wyluzowany żółtodziób Kędzior. Ten zgrany zespół musi za
wszelką cenę powstrzymać pewnego multimilionera, który chce zawładnąć
światem za pomocą odpowiednio zaprogramowanego sprzętu
gospodarstwa domowego.
"Załoga
G" w kinach od 14
sierpnia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Mogłoby się wydawać, że już wszyscy topowi
polscy aktorzy brali udział w dubbingach do popularnych
filmów animowanych. Nic bardziej mylnego! Okazuje
się, że piękna aktorka, a jednocześnie kochająca
mama - Ania Przybylska, nie wystąpiła dotąd w
polskiej wersji językowej żadnej animacji. Całe
szczęście, że tego lata trafia się świetna okazja, by to
nadrobić - film nowatorski, przezabawny, z oryginalną
obsadą i do tego w 3D. We wchodzącym do kin
14 sierpnia filmie "Załoga
G", przynajmniej dwie sprawy
musiały zainteresować polską aktorkę - będzie świnką
morską i zajmie miejsce Penélope
Cruz, która użyczyła swego głosu w wersji oryginalnej.
Przybylska tak wspomina pracę przy dubbingu: -
Juarez, w którą się wcielam, to jedyna kobieta w
grupie świnek morskich, których zadaniem jest
uratowanie świata. W oryginale słyszymy
głos Penélope Cruz, z jej charakterystycznym hiszpańskim
akcentem. My kompletnie od tego uciekamy, ale
chcemy, by polska Juarez była kokietką, która bawi się mężczyznami - zdradza aktorka. - Nie
wszyscy lubią świnki morskie, ale Juarez walczy z tymi uprzedzeniami,
także autorefleksyjnie i komediowo. Moja bohaterka
wypowiada np. taką kwestię: Na pewno nie można na mnie dostać spodni biodrówek. Ma w
sobie dużo autoironii, wie, że nie jest idealna, ale i tak z uporem
kokietuje kolegów. Aktorzy często przyznają, że
decydując się na dubbing, robią prezent swoim dzieciom. Czy
Anna Przybylska kierowała
się także chęcią sprawienia przyjemności pociechom? - To moje
pierwsze aktorskie zadanie dubbingowe - mówi. - Bardzo się
ucieszyłam z tej propozycji jako mama dwójki dzieci. To spełnienie ich
i moich marzeń. I dodaje: - Kiedy
dubbinguję film, myślę o tym,
jak odbiorą mnie moje dzieci. Jestem przekonana, że gdy założę aktorską
maskę świnki morskiej, będę dla nich zdecydowanie bardziej wiarygodna.
Chciałabym, żeby moim dzieciom się to spodobało - kończy.
Dla Cruz to również była pierwsza przygoda z
dubbingiem. Reżyser filmu Hoyt H. Yeatman junior był bardzo
zadowolony, że do roli seksownej mistrzyni walk wschodu udało się pozyskać
Penélope Cruz. - O ile wiem, to
jej pierwszy występ w filmie animowanym, ale
ten zmysłowy aksamitny głos to było to, czego nam było
trzeba. Juarez to ktoś, kogo nie da się pokonać - komentował. A legendarny
producent filmu Jerry Bruckheimer
("Piraci z Karaibów", "Skarb narodów"), pytany o motywy wyboru Penélope, przyznał: To
wspaniała aktorka, a dubbing to również gra. Postać Juarez od początku
miała być latynoską bohaterką.
Załoga świetnie wyszkolonych świnek morskich
podejmuje się niebezpiecznej misji. Wyposażone w
najnowocześniejsze gadżety zwierzaki to: Darwin - ambitny przywódca grupy, Walczak -
transport, uzbrojenie i ekstremalne rozwiązania, Juarez - pełna wdzięku
specjalistka sztuk walki, śledczy Plujka, pracujący w cyber
wywiadzie Brylus oraz wyluzowany żółtodziób Kędzior. Ten zgrany zespół musi za
wszelką cenę powstrzymać pewnego multimilionera, który chce zawładnąć
światem za pomocą odpowiednio zaprogramowanego sprzętu
gospodarstwa domowego.
"Załoga
G" w kinach od 14
sierpnia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
10 lipca w kinach zadebiutuje komedia
"Każdy chce być Włochem". Jej
huczną i uroczystą polską premierę zaszczycił swoją obecnością młody
amerykański aktor polskiego pochodzenia
Jay Jablonski. Jay świetnie
bawił się w kraju przodków i wiele
opowiadał o filmie, ale zapomniał
chyba wspomnieć o jednym. Nie dodał, że
"Każdy chce być Włochem" to najprawdziwsza recepta na złamane serce! Reżyser filmu
Jason Todd Ipson trafił bowiem za kamerę niemal bezpośrednio z gabinetu
lekarskiego. I nie chodzi o to, że jest chorowity. Filmowiec jeszcze do
niedawna był... internistą. Stąd właśnie wzięła się historia powstania komedii
"Każdy chce być Włochem" -
prawdziwie zakręconej, zabawnej i zrealizowanej z
chirurgiczną precyzją opowieści.
Film zawdzięcza swój tytuł żonie
scenarzysty i reżysera. Ipson
wspominał, że gdy pracował w lecznicy w Bostonie i poznał swą
przyszłą lepszą połowę (jako pacjentkę),
zwrócił jego uwagę jej niezwykły akcent. "Musisz być Czeszką lub Polką" -
zawyrokował przyszły filmowiec. Kobieta, która pochodziła z Turynu, powiedziała, że
jest Włoszką. Na to Ipson: "A ja jestem Duńczykiem". Pacjentka: "Ale
na pewno chcesz być Włochem... Każdy chce być Włochem!". Lata
mijały, ale Ipson zachował słowa
najdroższej mu osoby we wdzięcznej
pamięci. Tymczasem porzucił medycynę i postanowił
szukać szczęścia w filmie. Uczestniczył m.in. w Peter
Stark Producing Program w University of California. Kręcił komediowe krótkie metraże w konwencji kina grozy,
a jego debiut ekranowy - thriller medyczny "Unrest", zwrócił uwagę producentów i
wielbicieli gatunku. Jego temperamentowi bardziej odpowiadała jednak komedia.
Punktem wyjścia stało się dla niego przytoczone
wyżej zdanie oraz osobiste wspomnienia. - Szczerze mówiąc, zawsze byłem beznadziejnym romantykiem -
zwierzał się twórca. - I dlatego też bardzo pragnąłem opowiedzieć miłosną historię.
Wspominałem wszelkie moje miłosne porażki i doszedłem do wniosku, że za każdym razem
to ja ponosiłem winę za te klęski.
Ipson miał podobny problem jak bohater jego
filmu - też nie potrafił zapomnieć o kobiecie, z którą się rozstał - tylko
że w jego przypadku trwało to nie osiem, lecz jedynie cztery lata.
Od osobistych wspomnień i luźnego pomysłu do filmu w pełnym kształcie dzieliła go
jednak jeszcze długa droga. Szczęśliwie okazało się, że wielu problemów zaoszczędził
mu niespodziewany sojusznik - sen.
Ipson twierdzi bowiem, że szczegóły historii,
którą zamierzał opowiedzieć, po prostu mu się przyśniły. Po tym, jak
się obudził o drugiej w nocy, w ciągu sześciu godzin napisał pierwszy, wyczerpujący szkic
scenariusza. - Możecie to nazwać zwariowanym wpływem Freuda, ale tak właśnie było -
deklarował. Nawet nazwisko głównego bohatera mu się przyśniło! Powstała świeża,
lekka komedia, bez żadnych skutków ubocznych.
Jake (Jay Jablonski) nie może zapomnieć o swej
danej miłości, mimo że ona już
wyszła za mąż i ma troje dzieci. Jego kumple organizują mu więc randkę z piękną
dziewczyną włoskiego pochodzenia, Marisą
(Cerina Vincent). Jake, przekonany, że
Włoszkę może zainteresować jedynie jej krajan, udaje imigranta z Italii, choć
tak naprawdę ma polskie korzenie. Ale czy Marisa rzeczywiście jest Włoszką.?
"Każdy chce być Włochem" w kinach od
10 lipca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Film
„Przebłysk
geniuszu”, który w polskich kinach
pojawi się 26 czerwca, to nie
tylko świetnie opowiedziana, oparta na faktach, historia. To również
majstersztyk obsadowy.
Detroit, początek lat 60. ubiegłego wieku. Profesor
lokalnego uniwersytetu i wynalazca-amator Robert
Kearns jest szczęśliwym małżonkiem nauczycielki
Phyllis i ojcem szóstki dzieci. Gdy wpada na pomysł
skonstruowania wycieraczek samochodowych o
regulowanej prędkości, jest przekonany, że zdobędzie
nie tylko rozgłos i uznanie, ale i pieniądze. Lecz
wynalazek, nad którym pracował z przyjacielem Gilem
Previckiem, zostaje zawłaszczony przez potężne
samochodowe koncerny. Bob rozpoczyna
trwającą latami wyczerpującą batalię sądową skierowaną przeciwko
gigantom. Pomaga mu w niej doświadczony prawnik Gregory Lawson. Z czasem myśl, by zmusić potężne firmy
do uznania jego praw przekształca się u Kearnsa niemal w groźną obsesję, co powoduje
kryzys w jego życiu rodzinnym i załamanie nerwowe...
Rolę Kearnsa musiał zagrać aktor zdolny oddać niuanse i sprzeczności tej postaci –
budzący sympatię i zrozumienie widowni także w momentach, kiedy trudno zaakceptować
postępowanie bohatera. Wybór padł na
Gregga Kinneara („Lepiej być nie może”, „Kumple
na zabój”, „Mała miss”), który, choć często występuje w
komediach, nieraz już zaimponował talentem dramatycznym. – Jest w tej opowieści coś odświeżającego i
szlachetnego – komentował aktor. – Kearns wnosi na ekran powiew czystości. Nie
walczy o pieniądze, ale o godność. To niezwykle rzadkie. Reżyser
Marc Abraham zaraził nas wszystkich swą pasją i zaangażowaniem.
Widać było, że do tematu podchodzi niezwykle osobiście.
Kinnear, przygotowując się do pracy, przestudiował
materiały prasowe na temat sprawy Kearnsa, zapoznał się z amatorskimi filmami
zrealizowanym przez jego rodzinę oraz jego występami telewizyjnymi, zwłaszcza w
programie Davida Lettermana. Pragnął go ukazać nie
tylko jako niezłomnego herosa walki o prawdę, ale także jako męża i ojca podejmującego trudne osobiste
decyzje dotyczące rodziny. Niektóre z nich spowodowały przecież jej rozpad. – Myślę, że w
wielu momentach widz pomyśli: Bob, opamiętaj się, odpuść sobie. Ale pomimo wszystko
nasz bohater swą nieugiętą konsekwencją zdobywa nasz szacunek – komentował aktor. A
reżyser tak tłumaczył swój wybór: – Kinnear
zapuszcza się w ryzykowne rejony z
odwagą, na jaką stać niewielu aktorów. Potrafił ukazać Kearnsa jako
wspaniałego faceta, a jednocześnie kogoś, kto przekroczył niebezpieczną psychologiczną granicę.
To dzięki jego grze tak mocno można się identyfikować z bohaterem i troszczyć się o
niego.
Bardzo ważną rolę Phyllis zagrała
Lauren Graham, pamiętna zwłaszcza z brawurowej
roli w „Złym Mikołaju” Terry’ego Zwigoffa i z niezwykle popularnego również w Polsce
serialu „Kochane kłopoty”. Abraham
podkreślał, że od talentu wykonawczyni tej roli
zależało naprawdę wiele: – Musimy zrozumieć racje bohaterki,
a są one bardzo poważne. Zależy jej na ocaleniu rodziny, jest przede wszystkim matką, bardzo silną
osobą. Graham jest niezwykle wszechstronna i już nieraz dobitnie udowadniała, że
przekonuje widzów do motywów postępowania swych bohaterek. Aktorka tak komentowała
swój występ: – Jest to opowieść o starciu jednostki
z potężną machiną biurokratyczno-prawną. Rodzina wspiera bohatera. Ale z czasem pojawia się coś na
kształt uzależnienia. Tak jakby Kearns chciał słyszeć od wszystkich: Postąpiliśmy
źle, przepraszamy – i jedynie to
stało się celem jego życia. Jego żona dostrzega,
że rodzina coraz bardziej zapada się w koszmar. Nie chce się na to zgodzić.
Gila Previcka, współpracownika Kearnsa, który początkowo go wspierał, zagrał
Dermot Mulroney („Filmowy
zawrót głowy”, „Mój chłopak się żeni”). Previck szybko zdaje
sobie sprawę, że jeśli chce spokojnie żyć i robić
interesy w Detroit, próba konfrontacji z Fordem i Chryslerem stawia go na przegranej pozycji. Tak więc cofa
swe poparcie i zajmuje się innym biznesem. Reżyser mówił: – Uwielbiam
wszechstronność Dermota. Dałem
mu rolę, jakiej nigdy dotąd nie grał – twardego,
zdecydowanego w działaniu i co najważniejsze, pragmatycznego biznesmena.
Alan Alda, znany między innymi jako „Sokole Oko” z serialu „M.A.S.H.” czy filmów
Woody’ego Allena („Tajemnica morderstwa na Mahattanie”), wcielił się w postać
prawnika Gregory’ego Lawsona. Tak Kinnear
komentował charakter tej postaci: –
Gregory powtarza Kearnsowi: pobijemy tych facetów, udowodnimy im, że
postąpili źle. Uzyskamy korzystne postanowienie sądu. Tyle że z czasem okazuje się, że pod tym
pojęciem Gregory i Bob rozumieją całkiem co innego.
Alda zaś mówił: – Najbardziej
zaintrygowały mnie sekwencje dotyczące ugody. Otóż jeśli zaakceptujesz ugodę, to
wielu prawników uzna to za zwycięstwo, za wielki sukces.
Lecz z drugiej strony, wielu ludzi odbiera to w ten sposób, że koniec końców chodziło tylko o pieniądze.
Jeśli ugodę odrzucisz, to skazujesz się na lata nieustannej, wyczerpującej walki, a
wygrana jest wielce niepewna. Rzadko kto jest w stanie to wytrzymać.
Długo trwały poszukiwania dwunastki aktorów, którzy zagrali dzieci Kearnsów w różnym
wieku. Musieli być przecież do siebie podobni.
Jake Abel zagrał kluczową postać
nastoletniego Dennisa. Prawdziwego Dennisa
spotykał nieraz na planie filmu. – Było
to niezwykłe, niemal nierealne doznanie – wspominał młody aktor.
Krytycy docenili obsadowy „przebłysk geniuszu”, pisząc m.in.:
Gregg Kinnear dał rodzaj występu, który zwróci uwagę Akademii Filmowej. Scenariusz
ma kilka interesujących momentów, a reżyseria wydaje się gładka i bezpieczna. Ale to
nie jest wcale taki nieskomplikowany film. Z
czasem, gdzieś w połowie projekcji,
widownia zaczyna się zastanawiać, na ile bohater jest szlachetny, a na ile
głupi i jest skłonna przyznać, że lepiej byłoby zakończyć walkę. (...) Kreacja Kinneara jako
współczesnego Don Kichota, zwłaszcza w ostatniej części filmu, jest wieloznaczna i
pełna subtelności.
Peter Hartlaub, „San Francisco Chronicle”
„Przebłysk geniuszu” w kinach od
26 czerwca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wczoraj w Warszawie, w Cinema City Sadyba, odbyła
się uroczysta premiera komedii „Każdy chce być
Włochem”. W seansie wziął udział odtwórca głównej
roli, amerykański aktor polskiego pochodzenia
Jay Jablonski, który przyjechał do Warszawy na specjalne
zaproszenie dystrybutora – Forum
Film. Spotkał się z dziennikarzami, odwiedził
rodzinne strony (jego przodkowie przybyli do Ameryki z Krakowa) i…
zachwycił się Polską. To jego pierwsza wizyta w
naszym kraju. – Gdyby kiedykolwiek miał powstać
sequel, powinien nosić tytuł „Każdy chce być
Polakiem”! – mówił rozentuzjazmowany.
Zainteresowanie mediów i atmosfera wokół filmu
zaskoczyły młodego aktora. Po pierwszych kilku
wywiadach wyznał: – Fajnie być amerykańskim aktorem w Polsce,
zwłaszcza kiedy nosi się polskie nazwisko.
Specjaliści przewidują, że Jaya może
czekać podobna szansa, jak Pawła Szajdę, który najpierw odwiedził
Polskę w związku z promocją filmu „Pod słońcem Toskanii”, a niedawno zagrał u Andrzeja Wajdy. Jablonski
zdradził, że pracuje obecnie nad dużą produkcją „Young Americans” w reżyserii
Michaela Dowse („Pete Tong:
Historia głuchego didżeja”). Aktor ma nadzieję, że przy
okazji promocji tego filmu znów będzie mógł przyjechać do Polski. Trzymamy kciuki!
Jay urodził się w listopadzie 1977 roku w Bernards Township w stanie New Jersey.
Ukończył Gettysburg College w Gettysburgu. Myślał o wstąpieniu do marines, ale
uniemożliwiła mu to poważna kontuzja, jakiej
doznał, grając w football. Zdecydował
się na karierę w showbiznesie, pamiętając o swych szkolnych sukcesach
teatralnych. Do tej pory zagrał w kilkunastu filmach i serialach (m.in. „Ostry dyżur”,
„CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku”, „Fashion Victim”). Reżyser filmu „Każdy chce być
Włochem” Jason Todd Ipson pisał rolę
specjalnie dla Jaya. Bardzo go ceni i twierdzi,
że kariera młodego gwiazdora właśnie porządnie się rozpędza.
Załamany po rozstaniu z ukochaną Izabellą
(Marisa Petroro), sprzedawca ryb Jake
(Jay Jablonski) stara się –
bez skutku – odzyskać dziewczynę. Minęło już osiem długich
lat, od kiedy go opuściła i mimo że ułożyła już
sobie życie (ma męża i trójkę
dzieci), on nie może o niej zapomnieć. Przyjaciele Jake’a, Steve
(John Kapelos) i Gianluca
(John Enos III), mają dość jego wiecznej frustracji i postanawiają zająć
się jego życiem osobistym. Organizują mu zatem randkę w ciemno z pewną piękną
Włoszką z bostońskiego North Endu. Jake nie jest
jednak Włochem, jego rodzina pochodzi z Polski. Jest przekonany, że tak atrakcyjna kobieta jak Marisa
(Cerina Vincent) nie spotykałaby się z kimś, kto nie ma włoskich korzeni. Dlatego postanawia
udawać imigranta z Italii. Tylko czy dziewczyna jest rzeczywiście włoskiego
pochodzenia? Następuje lawina różnorakich perypetii...
„Każdy chce być Włochem” w kinach od
10 lipca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
19 czerwca do kin trafi najnowsza komedia
romantyczna z Sandrą Bullock w roli
głównej: „Narzeczony mimo
woli”. To spore wydarzenie, bo
aktorka dawno nie pojawiała się na swoim sztandarowym terytorium. Wraca w świetnej formie i
w fantastycznym towarzystwie.
Obok niej zobaczymy coraz bardziej popularnego,
świetnie zapowiadającego się aktora
komediowego Ryana Reynoldsa. Choć popularność przyniósł mu
serial „Oni, ona i pizzeria”, szybko zaczął grywać w
filmach. Obecnie nie może opędzić się od
propozycji, od horrorów, poprzez komedie, po dramaty.
Oprócz popularności i niewątpliwych zdolności obojga aktorów, o takim ich dobraniu
zadecydował również pewien przewrotny zamysł reżyserki
Anne Fletcher („Step up –
Taniec zmysłów”, „27 sukienek”).
Bullock gra bowiem Kanadyjkę desperacko próbującą
zdobyć amerykańskie obywatelstwo, pochodzący zaś z Kanady
Reynolds wciela się w Amerykanina, który ma jej w tym pomóc. Ta nieoczekiwana zamiana miejsc udała się
bezbłędnie. Bullock jest w swojej najlepszej formie, a
Reynolds jak zwykle imponuje
wszechstronnością i niewymuszoną młodzieńczą charyzmą. Ponoć aktor entuzjastycznie
zareagował na propozycję pracy u boku
Sandry, twierdząc, że przed kilku laty
platonicznie się w niej podkochiwał... Obecnie jest szczęśliwym mężem
jednej z najbardziej pożądanych kobiet w Hollywood –
Scarlett Johansson. W tej sytuacji można
podejrzewać, że praca z dawną miłością nie była dla niego zbyt wielkim zagrożeniem.
Choć, jak sam żartuje: – Kto wie?
Może spreparuję jakiś skandal? Czasami to dobrze
robi karierze. W końcu przyznaje jednak, że jest dość
normalny i, w gruncie rzeczy, nudnawy. A Alaska, gdzie toczy się znaczna część akcji „Narzeczonego mimo
woli” tak mu się spodobała, że tegoroczne wakacje zamierza spędzić właśnie tam – tym razem
jednak ze Scarlett Johansson u boku!
Bizneswoman Margaret Tate postanawia wyjść za mąż za swego asystenta Andrew
Paxtona, którego traktowała dotąd dość bezceremonialnie. Kobieta jest Kanadyjką, chce w ten
sposób uzyskać amerykańskie obywatelstwo, ponieważ grozi jej deportacja. Ale ten
wyrachowany plan weźmie w łeb, gdy para spędzi
weekend z rodzicami Andrew w miejscowości Sitka na Alasce. Pojawia się bowiem autentyczne uczucie...
„Narzeczony mimo woli” w kinach od
19 czerwca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Tak jak przed kilkoma laty Paweł Szajda w filmie „Pod słońcem
Toskanii”, tak Jay Jablonski
błysnął dziś komedią „Każdy chce być
Włochem”, gdzie zagrał Polaka.
Telewidzowie znają go z seriali „Ostry
dyżur” i „CSI: Kryminalne zagadki Nowego
Jorku”. W związku ze swoją najnowszą premierą przylatuje do Polski – pierwszy raz w
życiu!
Reżyser Jason Todd Ipson pisał rolę Jake’a od razu z myślą o
Jablonskim, z którym pracował przedtem przy filmie „Unrest”. – Sądzę,
że w tym aktorze jest materiał na
gwiazdę pierwszej wielkości –
wyjaśniał. – Zwrócił moją uwagę już przy przesłuchaniu
do „Unrest”. Obiecałem mu wtedy, że pomyślę o głównej roli dla niego. Czyż nie
inaczej postępował Scorsese z młodym De Niro, gdy zauważył jego
talent? Natomiast producent Jaime Burke nie był początkowo do tej
kandydatury przekonany; był bowiem
zdania, że choć w tamtym filmie
aktor sprawdził się w charakterystycznej roli
drugoplanowej, to jednak trochę za mało do dźwignięcia roli wiodącej. Ale został
„kupiony”, gdy usłyszał pierwsze próby czytane
Jablonskiego z kandydatkami do roli
jego partnerki Marisy: Wtedy już wiedziałem – Jablonski to nasz Jake.
Film zawdzięcza swój tytuł żonie scenarzysty i reżysera.
Ipson wspominał, że gdy
poznał swą przyszłą lepszą połowę, zwrócił uwagę na jej niezwykły akcent. „Musisz
być Czeszką lub Polką” – zawyrokował. Kobieta, która pochodziła z Turynu,
powiedziała, że jest Włoszką. Na to
Ipson: „A ja jestem Duńczykiem”. A ona: „Ale na
pewno chcesz być Włochem... Każdy chce być Włochem!”.
Jake (Jay Jablonski) nie może zapomnieć o swej dawnej miłości, mimo że ona już
wyszła za mąż i ma troje dzieci. Jego kumple organizują mu więc randkę z piękną
dziewczyną włoskiego pochodzenia, Marisą
(Cerina Vincent). Jake, przekonany, że
Włoszkę może zainteresować jedynie jej krajan, udaje imigranta z Italii, choć
tak naprawdę ma polskie korzenie. Ale czy Marisa rzeczywiście jest Włoszką…?
„Każdy chce być Włochem” w kinach od
10 lipca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Życie często przynosi historie bardziej niesłychane i poruszające niż niejeden
scenariusz filmowy. Tak właśnie jest z opowieścią, na kanwie której osnuto
film „Przebłysk
geniuszu”. Obraz zadebiutuje w
polskich kinach już 26
czerwca.
Detroit, początek lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
Profesor lokalnego uniwersytetu i wynalazca-amator
Robert Kearns (Gregg Kinnear) jest szczęśliwym
małżonkiem nauczycielki Phyllis
(Lauren Graham) i ojcem szóstki dzieci. Gdy wpada na
pomysł skonstruowania wycieraczek samochodowych o
regulowanej prędkości, jest przekonany, że zdobędzie
nie tylko rozgłos i uznanie, ale i pieniądze. Jednak
wynalazek, nad którym pracował z przyjacielem Gilem Previckiem
(Dermot Mulroney), zostaje zawłaszczony
przez potężne samochodowe koncerny. Bob rozpoczyna trwającą
latami wyczerpującą batalię sądową
skierowaną przeciwko gigantom. Pomaga mu w niej
doświadczony prawnik Gregory Lawson
(Alan Alda). Z czasem myśl, by zmusić potężne
firmy do uznania jego praw przekształca się u Kearnsa niemal w groźną
obsesję, co powoduje kryzys w jego życiu rodzinnym i załamanie nerwowe. Początkowo za Kearnsem
murem stoi rodzina, ale w końcu Phyllis opuszcza męża…
Tak prawdziwa żona Kearnsa wspominała przyczyny owej decyzji: – Wyglądało to jak
narkotykowy nałóg. Ta obsesja była tak bardzo silna! Pewnego dnia powiedziałam: Bob,
nie wiem, jak długo wytrzymam takie życie.
Ono mnie zabija. A on odparł: Nie ma
żadnego życia bez korzystnego dla mnie wyroku. Uświadomiłam sobie
wtedy, jak daleko sprawy zaszły. Bob myślał bez ustanku o tym, że ci ludzie podstępem pozbawili go
patentu. Piątka z szóstki dzieci Kearnsa przez lata była aktywnie zaangażowana w sprawę.
Młodzi Kearnsowie studiowali tony akt i dokumentów patentowych, szykowali
argumentację i ataki w sądowych sporach.
Dennis, najstarszy syn Boba, opowiadał: –
Ani się spostrzegliśmy, aż tkwiliśmy w tym wszystkim po szyję, pochłaniały
nas coraz bardziej ruchome piaski i byliśmy bardzo samotni.
Wynalazca stał się symbolem walki z korporacjami, zwłaszcza po tym, jak odrzucił
propozycję kilkumilionowej ugody od Forda. Ostatecznie sąd zasądził na jego rzecz 10
milionów dolarów od Forda, a trzy lata później –
18,7 miliona od Chryslera. Do dziś
wycieraczki pomysłu Kearnsa są instalowane w samochodach.
Ta historia zmagań Dawida z Goliatem została precyzyjnie i rzeczowo opisana w
obszernym artykule Johna Seabrooka na łamach „The New York Times” w 1993 roku. Prawa
do ekranizacji kupił producent Michael
Lieber („Joe Gould’s Secret”), który zlecił
napisanie scenariusza Philipowi Railsbackowi
(„Pod niebem Henrietty”). W 1998 roku
zaproszono do współpracy doświadczonego producenta
Marca Abrahama („Zawód:
szpieg”, „Ludzkie dzieci”, „Dziewczyny z drużyny”). Ten, po lekturze artykułu i tekstu
Railsbacka, wyraził zainteresowanie projektem. Oznajmił też, że osobiście chce
reżyserować. Miał to być jego debiut za kamerą. –
Pokochałem tę opowieść. Było tu
wszystko: temat Amerykańskiego Snu, rozczarowanie i walka, portret
niezwykłej osobowości skrajnie zdeterminowanego w dążeniu do celu bohatera. Powiedziałem moim
kolegom producentom: Nie wiem, kiedy to się uda, ale pragnę zrobić ten film
osobiście. I w końcu się udało –
komentował Abraham. Lieber zaś dodawał: –
Wszystkich nas zafascynował fakt, że pieniądze tak naprawdę
nie były istotne dla Kearnsa. Dla niego najważniejsza była sprawiedliwość.
Trzeba było zdobyć zaufanie rodziny bohatera. Sam Kearns, gdy jeszcze żył, odmawiał
prawa do sfilmowania swej historii. Także potem jego bliscy odrzucali oferty
współpracy ze strony potężnych hollywoodzkich studiów,
pragnęli bowiem, by opowiadana w filmie historia była jak najbliższa faktów. Uznali, że projekt Abrahama
to gwarantuje, skorzystano zatem z bogatych archiwów rodzinnych, domowych filmów,
anegdot. Dennis Kearns przez dziewięć lat służył jako kluczowy konsultant. Producent
Gary Barber wspominał, że chociaż
Abraham był debiutantem, wzbudzał zaufanie nie
tylko wielkim entuzjazmem, ale i znajomością filmowego biznesu od
podszewki, pracowitością oraz precyzyjną organizacją pracy.
W rezultacie powstał film, który wzbudził przychylność krytyki i zainteresowanie
widzów. Roger Ebert z „Chicago
Sun-Times” napisał: „Przebłysk geniuszu” opowiada
historię Kearnsa wiarygodnie i z dbałością o
poruszające szczegóły. Najciekawsze
jest to, że wynalazca nie jest przesadnie barwnym charakterem, ale
zwykłym człowiekiem, który poświęcił się jednej wizji. Oddala się od rodziny, wprawia w
złość swego wspólnika, a w znużenie i irytację swego prawnika. (...) Alda stworzył
najlepszą rolę w filmie, ale także
Kinnear, znany głównie z lekkich komedii, wykonał
dobrą robotę, dając poruszający portret człowieka, którego
cicha determinacja budzi uznanie.
„Przebłysk geniuszu” w kinach od
26 czerwca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na
19 czerwca jest planowana premiera najnowszej
komedii romantycznej z Sandrą
Bullock - "Narzeczony mimo
woli". Aktorka znana z ról komediowych mogła
się obawiać powrotu do często eksploatowanego przez
nią nurtu; na szczęście twórcy zadbali o
świeże podejście do miłosnej materii.
Rzutka bizneswoman Margaret Tate
(Bullock), podpora potężnego nowojorskiego
wydawnictwa, postanawia wyjść za mąż za swego asystenta Andrew Paxtona
(Ryan Reynolds), którego traktowała dotąd raczej
bezceremonialnie. Zmuszają ją do tego
fikcyjnego związku niespodziewane okoliczności. Kobieta jest
Kanadyjką. Chce uzyskać amerykańskie obywatelstwo,
ponieważ grozi jej deportacja z powodu zaniedbania
procedur wizowych. Ale ten wyrachowany plan zaczyna
brać w łeb, gdy para spędza weekend z rodzicami Andrew w miejscowości Sitka na Alasce. Pojawia się
bowiem autentyczne uczucie...
Scenarzysta Peter Chiarelli przyznawał, że modelem dla postaci Andrew i Margaret
byli hollywoodzcy decydenci, a raczej (w tym przypadku) decydentki i ich asystenci.
- Zauważyłem, że często nawiązuje się
pomiędzy tymi ludźmi bardzo specyficzna, wręcz
intymna więź, choć nie wiedzą wiele, albo w ogóle nic o
swym życiu prywatnym. Z czego to wynika? Spójrzmy na Margaret - ta kobieta ani przez chwilę nie chce
okazać słabości, poświęca dla sukcesu właściwie wszystko. W tej sytuacji na odrobinę
bliskości może sobie pozwolić tylko z Andym.
Bullock z uznaniem wyrażała się o pracy
Chiarellego. - Postać Margaret została
napisana w sposób, w jaki pisze się role dla mężczyzn, i to te najlepsze - mówiła
gwiazda. - Są bardziej skomplikowane, zabawne, często
też nie podkreśla się przesadnie ich fizycznej atrakcyjności. Jednym słowem, jest co grać.
Reynolds z kolei zauważał: - Bardzo często komedie zawierają mocno męski punkt
widzenia i mówią o męskich sprawach. Tym
razem mamy interesujące odwrócenie
schematów; to Margaret jest tu kimś, kto osacza otoczenie, w tym i
Andy'ego. Aktor uznał za wyjątkowo trafny pomysł przeniesienia kobiety o przywódczych skłonnościach
w zupełnie obce środowisko. Jest zagubiona w małej alaskańskiej społeczności, poza
swą strefą bezpieczeństwa. W dodatku dowiaduje się zadziwiających rzeczy o Andrew i
jego rodzinie. - Margaret wydaje się tu zupełnie
nie na miejscu, traci grunt pod nogami i to jest powodem wielu komediowych spięć - dodawał
Reynolds. Bullock komentowała: - Andrew, zdominowany przez swą szefową, która blokuje jego
karierę, jest jednocześnie jedyną osobą, która ją naprawdę zna i rozumie.
Andy jest szlachetnym gościem. Mógłby
prowadzić wygodne życie na Alasce, przejąć
rodzinny interes i nie martwić się niczym - wyjaśniał
Chiarelli. - Zamiast tego
wybrał o wiele trudniejszą drogę. A to dlatego, że jego zajęcie daje mu niezbędne
doświadczenie. Andy ma przecież ambicje pisarskie. Margaret, dowiadując się coraz
więcej o Andym, zaczyna zauważać podobieństwo, które ich łączy - on też podąża
wyboistą ścieżką kariery.
Reżyserka Anne Fletcher podsumowywała: - Postać Margaret może intrygować. Poznajemy
ją jako twardą, żeby nie powiedzieć bezwzględną kobietę sukcesu, której jedynym
żywiołem jest kariera, dążenie na szczyt. Z
czasem jednak zaczynamy sobie zdawać
sprawę, że to nie cała prawda o pannie Tate. Ma ona wiele słabości.
Myślę, że nasz film to opowieść o tym, jak ta kobieta powraca do samej siebie.
„Narzeczony mimo woli” w kinach od
19 czerwca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Sandra Bullock („Ja cię kocham, a ty śpisz”, „Miss
agent”) bywa nazywana „królową
komedii romantycznych” i pod tym względem przez lata z
powodzeniem konkurowała z Meg
Ryan. Prezentowała jednak odmienny od niej typ ekranowy: owszem –
dziewczyny z sąsiedztwa, jednak mniej
zakompleksionej i zahukanej. Jej bohaterki był
raczej silne, nie roztkliwiające się nad sobą, choć często
zagubione i budzące opiekuńcze
instynkty. Zawsze deklarowała, że jest pracoholiczką i czuje niepokój,
gdy na horyzoncie nie ma nowego projektu.
Po krótkiej przerwie, tym razem
Bullock postanowiła
wrócić na dobrze znane sobie terytorium. Taką
możliwość dał jej scenariusz debiutującego
Pete’a Chiarellego –
„Narzeczony mimo woli”. Film na ekrany
polskich kin trafi 19
czerwca. Tekst, który
został napisany pod pseudonimem i sprzedany już dwa lata temu,
nawiązuje wyraźnie do dawnych hollywoodzkich tradycji, a więc do takich filmów jak klasyczna
„Sabrina” (1954) Billy’ego Wildera z Humphreyem Bogartem i Audrey Hepburn, gdzie starszy i
nieco cyniczny mężczyzna wdawał się w romans z dużo młodszą kobietą. Ten doskonale
znany i wielokrotnie wykorzystywany schemat w
„Narzeczonym mimo woli” odwrócono, a
„kopciuszkiem” stał się o połowę młodszy asystent głównej bohaterki
– Andrew (Ryan Reynolds). Takie ukształtowanie materiału stało się okazją do wielu komediowych
spięć, a wynikło z aktualnych obserwacji obyczajowych prowadzonych przez twórców.
Recenzenci ciepło wypowiadają się o powrocie
Bullock do komedii romantycznej. Scott
Mantz z Access Hollywood stwierdza wręcz: To
najlepszy występ Sandry Bullock od „Ja
cię kocham, a ty śpisz”. Jedna z najzabawniejszych komedii ostatnich
lat! Sama aktorka wydaje się nie przejmować swym „niebezpiecznym” w Hollywood wiekiem i twardo
idzie do przodu. – Myślę, że powinniśmy brać przykład z krajów europejskich –
deklaruje. – Tam często, im aktorka
starsza, tym bardziej seksowna. Doświadczenie
kobiety, jej czar można odczytać w spojrzeniu.
„Narzeczony mimo woli” to historia bizneswoman Margaret Tate, która postanawia wyjść
za mąż za swego asystenta Andrew Paxtona. Dotąd traktowała go dość bezceremonialnie.
Tate, Kanadyjka, chce w ten sposób
uzyskać amerykańskie obywatelstwo, ponieważ grozi
jej deportacja. Ale ten wyrachowany plan zaczyna brać w
łeb, gdy para spędza weekend z rodzicami Andrew w miejscowości Sitka na Alasce. Powoli pojawia się
bowiem autentyczne uczucie...
„Narzeczony mimo woli” w kinach od
19 czerwca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już w najbliższy piątek
(22 maja) polską premierę
będzie miała jedna z największych azjatyckich
superprodukcji ostatnich lat –
„Władcy wojny” z Jetem
Li w roli głównej.
Chińska historia i kultura nas, Europejczyków
jednocześnie interesuje i zadziwia. Wielu niuansów nie
rozumiemy, często nie pojmujemy prawidłowości
rządzących tamtym światem. Stąd
ciekawym może być, jak wielką epicką historię przedstawioną we
„Władcach wojny” widzą sami Chińczycy.
Film opowiada o miłosnym trójkącie na tle wojny i
bezwzględnej walki o władzę. Lata 60. XIX wieku.
Ambitny generał Pang (Jet Li) pragnie zrehabilitować się po druzgocącej klęsce. Dąży do
zwycięstwa, nie licząc się z niczym i z nikim – nawet z dwoma wiernymi
przyjaciółmi, swymi braćmi krwi. Żona jednego z nich
zostaje jego kochanką. Jednak i on sam, choć potężny, jest tylko zabawką w rękach
możniejszych od siebie. Okupiony niezliczonymi ofiarami triumf obróci
się w końcu przeciwko niemu…
Czy, jak sugeruje tytuł, „Władcy wojny” to
pieśń pochwalna na cześć bohatera-mordercy, apologia wojny i
gloryfikacja przemocy? Chai Hongyun z Polsko-Chińskiego Towarzystwa
Gospodarczo-Kulturalnego oraz Pol-Chin Consulting, który od lat mieszka
w Polsce, przekonuje: – Film z całych sił promuje tematykę
antywojenną. Środki artystyczne użyte w filmowym wątku wojennym są
dalekie od typowej estetyki wojennej,
w zdjęciach nie ma oślepiających
kolorów, za to użyto mieszaniny odcieni zieleni i grafitu, bardzo
uwydatniających wojenne okrucieństwo i terror – dowodzi. – Wraz
z rozwojem akcji nie pojawiają się latający
wojownicy przedstawieni w tańcu sztuk walki, lecz z całych sił opisana dosłowność, nieunikniony
zapach krwi, przeszywające wzrok obrazy brutalności oślepiającej i
przerażającej, rodzące w widzach instynktowną
nienawiść i obrzydzenie dla przemocy. W postawie wobec wojny i terroru film całkowicie
zaprzecza wcześniejszemu modelowi obecnemu w wielkich chińskich
produkcjach filmowych, po raz pierwszy wychodząc
od ludzkich uczuć i rzucając głębokie, sceptyczne spojrzenie na wojnę i przemoc.
A o czym jeszcze, zdaniem Hongyuna,
„Władcy wojny” opowiadają? – Zdają się być filmem o miłości
braterskiej. Jednakże tak naprawdę celniejszym stwierdzeniem będzie, że
film, poprzez współczesny punkt
widzenia, objawia prawdę o świecie
mężczyzn. W historii wielkie cierpienie na wojnach to rzecz powszechna,
a rozdarcie między braćmi to tylko tradycyjne spojrzenie na pojęcie
lojalności. Do dziś przeważnie uważa się,
że wojna to czas walki o ochronę porządku moralnego i odzyskanie poczucia bezpieczeństwa. „Władcy
wojny" natomiast bezlitośnie ujawniają jej słabość i hipokryzję, a
przy użyciu legendarnej historii jasno ukazują
prostą zasadę, że „nie ma stałych przyjaciół, są tylko stałe interesy” – kończy dobitnie.
Taki pogląd na chińską legendę może być
odświeżający i inspirujący!
„Władcy wojny” w kinach od
22 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
22 maja w polskich kinach zadebiutuje azjatycka megaprodukcja
„Władcy wojny”. To
opowieść o miłosnym trójkącie na tle wielkiej wojny i
bezwzględnej walki o władzę. Bez grama przesady
można stwierdzić, że ta epicka historia została
zrealizowana z rozmachem godnym największych
kinematografii.
Lata 60. XIX wieku. Ambitny generał Pang
(Jet Li) pragnie zrehabilitować się po
druzgocącej klęsce. Dąży do zwycięstwa, nie licząc się z niczym i z nikim –
nawet z dwoma wiernymi przyjaciółmi, swymi braćmi krwi.
Żona jednego z nich zostaje jego
kochanką… Jednak i on sam, choć potężny, jest tylko zabawką w
rękach możniejszych od siebie. Okupiony niezliczonymi ofiarami triumf obróci się w końcu przeciwko niemu.
Reżyser „Władców wojny” Peter Chan oraz producent
Andre Morgan nie po raz pierwszy
pracowali razem. W 2005 roku odnieśli znaczący kasowy sukces romantycznym musicalem
„Ru guo Ai”, na rynku zachodnim
znanym pod tytułem „Perhaps Love”. Postanowili zatem
kontynuować tę owocną współpracę. Tym razem
nakręcili film w całkiem innym gatunku –
wielki historyczno-wojenny fresk z wątkiem miłosnym, o potężnym
ja na Azję budżecie 40 milionów dolarów.
Chana zafascynowały historyczne wydarzenia zapoczątkowane zabójstwem gubernatora
jednej z prowincji, które miało miejsce 26 lipca 1870 roku. Realizatorzy
„Władców wojny” podkreślali, że ich film nie jest nową
wersją kultowego w Hongkongu filmu „Ci
ma”, czyli „Blood Brothers” („Bracia krwi”) Changa Cheha z Davidem
Chiangiem, Tia Lungiem i Chen Kuan Taiem w rolach głównych, wyprodukowanego przez słynną wytwórnię
Shaw Brothers w 1973 roku, lecz utworem całkowicie niezależnym. Praca nad
scenariuszem trwała aż cztery lata. Nad tekstem pracowało na różnych etapach
produkcji co najmniej ośmiu scenarzystów! Poza tym, film z
1973 r. był przede wszystkim widowiskiem walki,
Chan zaś miał nieco inne ambicje. Myślał o prawdziwie
epickiej historii i studium skomplikowanych charakterów.
Reżyser przyznawał się zresztą do bardzo silnej inspiracji słynnym widowiskiem akcji
„Byle do jutra” Johna Woo z 1986 roku, przy którym zaczynał karierę jako asystent. –
Chciałbym, by publiczność odczuła ten rodzaj
emocji, wręcz pasji, jaka towarzyszyła
moim zdaniem odbiorowi tamtego filmu – tłumaczył
Chan – a która obecnie w naszym
kinie niestety niemal zanikła.
A zatem – psychologia i batalistyka zamiast baśniowej umowności, tak
charakterystycznej dla wielu filmów z
Hongkongu. Ogromną wagę przywiązywano do scen
bitewnych. Użyto ponad 500 specjalnie szkolonych koni.
Scena finałowej bitwy zajmowała 20 stron w bardzo szczegółowym scenariuszu. Do jej kręcenia użyto
jednocześnie aż ośmiu kamer.
Premiera miała miejsce jednocześnie w większości krajów azjatyckich, z wyjątkiem
Japonii. Triumf nie ulegał wątpliwości. Film został obsypany nagrodami. Zdobył osiem
wyróżnień Hongkong Film Award, tamtejszych
odpowiedników Oscarów, w kategoriach:
najlepszy film, aktor (Jet Li), reżyseria, zdjęcia, scenografia,
kostiumy, dźwięk i efekty specjalne oraz kolejnych pięć nominacji. „Władcy wojny” okazali się
najbardziej kasową produkcją 2007 roku w chińskich kinach. Film zarobił ponad 260
milionów juanów (ok. 36 mln dolarów), o około 10 milionów więcej niż drugi w
zestawieniu film – „Ostrożnie, pożądanie” Anga
Lee. Przy rosnącej popularności
azjatyckiego kina w Polsce, „Władcy wojny” mają spore szanse na powodzenie i u nas.
„Władcy wojny” w kinach od
22 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj (13 maja), po raz pierwszy w historii
prestiżowego festiwalu w Cannes,
otworzy go animacja 3D. A jeśli już animacja, to wybór nie mógł
być inny: musiała to być najnowsza produkcja studia
Disney.Pixar - "Odlot", zrealizowana pod opieką
wybitnego producenta i reżysera, zdobywcy Oscara
Johna Lassetera ("Toy Story",
"Iniemamocni", "Gdzie jest
Nemo", "Wall-E").
Jest to jubileuszowy, dziesiąty pełnometrażowy film
wytwórni Pixar, gdzie powstały
tak wielkie przeboje, jak "Toy Story", "Potwory i spółka" czy
"WALL-E", a także pierwsza produkcja zrealizowana w technice
trójwymiarowej. - Naprawdę jestem zdania,
że nieźle uczciliśmy naszą rocznicę - mówił
John Lasseter, producent
"Odlotu" i jedna z najważniejszych postaci w
słynnej firmie. - Wydaje mi się, że to
najzabawniejszy film, jaki stworzyliśmy. Myślę, że udało nam się
powołać do życia bardzo oryginalnego bohatera, Carla. Ma on swoje lata i przemierza świat na
skonstruowanej własnoręcznie latającej maszynie. A jednocześnie skrupulatnie
przestrzega godziny spożywania obiadu - bez względu na wszystko je go o 15.30.
Przekonuje się, że wielkimi przygodami są też
wszelkie drobiazgi, jakie się nam
przydarzają codziennie. Z kolei Russell to jedna z najbardziej przekonujących
dziecięcych postaci, jakie wyszły spod naszej ręki. Moim zdaniem ta para po prostu
rozświetla ekran.
Reżyserem filmu został Pete
Docter. To człowiek, który niemal od początku znajduje
się na pokładzie Pixara. Był trzecim animatorem zatrudnionym w firmie, w 1990 roku.
Pracował nad "Toy Story", przygotowywał
pierwszy szkic scenariusza "Toy Story 2",
czterokrotnie zdobywał nominacje do Oscara, między innymi za
najlepszy długometrażowy film animowany ("Potwory i spółka") oraz za oryginalny scenariusz
("WALL-E").
Pokaz "Odlotu" w jego reżyserii, podczas ceremonii otwarcia 62. festiwalu w
Cannes, będzie zarazem światową premierą filmu. Festiwal potrwa do 24 maja, a w Stanach
"Odlot" trafi do kin 29 maja. W Polsce
zadebiutuje 16 października, naturalnie w
rodzimej wersji językowej, nad którą prace właśnie się
rozpoczynają.
O "Odlocie" media już donoszą: - Fantastycznie zabawne! Jak bardzo odlotowy jest
humor w tym filmie? Poza konkurencją! Pixar ponownie przygotował magiczny, piękny,
prześmieszny film, który uniesie was w chmury.
To jest film do obowiązkowego zobaczenia.
(Pete Hammond - Hollywood.com)
Siedemdziesięcioośmioletni Carl Fredricksen, emerytowany sprzedawca balonów, spełnia
swe wielkie życiowe marzenie o przygodzie - za pomocą setek balonów przekształca
swój dom w wielki pojazd powietrzny i
odlatuje do Ameryki Południowej. Ale
przypadkiem zabiera nieplanowanego pasażera, ośmioletniego skauta
Russella, pełnego nieuzasadnionego optymizmu, lecz wyjątkowo niezręcznego. Razem przeżywają mnóstwo
zaskakujących i niespodziewanych przygód.
"Odlot" w polskich kinach od 16 października.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jet Li jest bez wątpienia megagwiazdą azjatyckiej kinematografii. Urodził się w 1963 roku w Pekinie. W wieku ośmiu lat zaczął trenować chińskie sztuki walki. Wszedł w skład pierwszego chińskiego zespołu wu-shu, który z komunistycznych Chin wyjechał na Zachód z pokazami chińskich sztuk walki. Występował w USA, także w Białym Domu, na specjalnym pokazie dla prezydenta Richarda Nixona. W latach 1975–1979
Li zdobywał co roku tytuł mistrza Chińskich Narodowych Sztuk Walki. Zadebiutował na ekranie w bardzo popularnym i w Polsce filmie „Klasztor Shaolin”, uznawanym za pierwszy nowoczesny film kung-fu pokazany w Chińskiej Republice Ludowej. Wkrótce przeniósł się do Hongkongu, gdzie zaczął odnosić wręcz oszałamiające komercyjne sukcesy.
Do tej pory Li był znany właśnie z ról wymagających wielkiej sprawności fizycznej. Jego najnowsza produkcja -
„Władcy wojny” w reżyserii
Petera Chana to coś zupełnie innego. Chan zdecydował, że choć film opowiada również wielką batalistyczną historię z miłosnym wątkiem w tle, nie zapomni o psychologicznej stronie obrazu. Postawił więc przed Jetem Li zupełnie nowe zadanie, z którego, jak twierdzą krytycy, gwiazdor wywiązał się wyśmienicie.
Znawcy kina podkreślali, że to dla niego prawdziwie nowy początek. W opinii wielu udowodnił, że nie jest tylko charyzmatyczną gwiazdą kina walki, ale godnym uznania aktorem dramatycznym. Christopher Armsted z Film Critics United stwierdza: Porzucenie przez Jeta Li kina sztuk walki mogło się wydać błędem, zwłaszcza że pierwszy film, jaki po tej decyzji nakręcił – „Zabójca” z Jasonem Stathamem, był porażką. Wydawało się, że rozsądną decyzją będzie nakręcenie kolejnej odsłony „Dawno temu w Chinach”. Ale „Władcy wojny” to najlepszy film, jaki widziałem w ostatnim czasie, a być może najlepsze widowisko o czasach dynastii Qing. Sekwencje bitewne są intensywne, pełne przemocy i brutalne. Chan stawia nas w środku akcji i nie odpuszcza...
Jet Li, z iście hollywoodzką gażą piętnastu milionów dolarów, po
„Władcach wojny” ma więc szansę na zupełnie nowy rozdział w swojej karierze filmowej. Potwierdza to już nagroda Hongkong Film Award (tamtejszy odpowiednik Oscarów) w kategorii najlepszy aktor.
Lata 60. XIX wieku. Ambitny generał Pang
(Jet Li) pragnie zrehabilitować się po druzgocącej klęsce. Dąży do zwycięstwa, nie licząc się z niczym i z nikim – nawet z dwoma wiernymi przyjaciółmi, swymi braćmi krwi. Żona jednego z nich zostaje jego kochanką… Jednak i on sam, choć potężny, jest tylko zabawką w rękach możniejszych od siebie.
„Władcy wojny” w polskich kinach już od
22 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Film
„Władcy wojny” bezapelacyjnie obwołano
największym hitem azjatyckiego kina
ostatnich lat. Z budżetem czterdziestu milionów dolarów i
największymi tamtejszymi gwiazdami, batalistyczno-miłosna megaprodukcja podbiła kina,
choć wzbudziła także sporo kontrowersji.
Zaczęło się już na etapie scenariusza, kiedy to
realizatorzy napotkali na niespodziewaną trudność.
Film opowiada bowiem o prawdziwych wydarzeniach
związanych z dziejami Państwa Środka. Reżysera
Petera Chana zafascynowała historia
zapoczątkowana zabójstwem Ma Xinyi, gubernatora jednej z prowincji,
które miało miejsce 26 lipca 1870 roku. Zabójca
poddał się bez oporu, wszczęto śledztwo. Jednak
potomkowie gubernatora zmusili realizatorów do zmiany
nazwiska tej postaci na fikcyjnego generała Panga. To spowodowało zmianę nazwisk także pozostałych dwóch
głównych bohaterów.
A to był tylko początek. Ponieważ twórcy liczyli na międzynarodowy sukces,
postanowili zatrudnić najsłynniejszych obecnie azjatyckich gwiazdorów. Fantastycznie
wysoka gaża Jeta Li wyniosła aż 15 milionów
dolarów, Andy Lau otrzymał sześć,
Takeshi Kaneshiro dwa. Polemiki prasowe wzbudził fakt, że bez mała
czterdzieści procent budżetu filmu to była wypłata dla
Li. Producenci tłumaczyli jednak, że
udział Li gwarantował szeroką międzynarodową dystrybucję.
Podczas trwania zdjęć twórcom dała się we znaki również
pogoda w północnych Chinach, która spowodowała
znaczące przestoje w pracy. Zdjęcia realizowano w Pekinie,
Szanghaju i okolicach oraz w mieście Hengdian w
chińskiej prowincji Zhejiang.
Warto było jednak to wszystko przetrzymać. Film okazał się nie tylko wielkim
hitem kasowym – zarobił około 36 milionów dolarów – ale i zyskał przychylność krytyki.
Maggie Lee w „Hollywood Reporter” napisała: – „Władcy wojny” przypominają klasyczną
tragedię. To opowieść o tym, jak
braterstwo krwi zostaje zniszczone przez
cudzołóstwo, fałszywie pojęty idealizm i po darwinowsku ukazane
zasady życia społecznego. Sceny batalistyczne są majestatyczne i brutalne. Ukazano też
wyrafinowaną wojskową strategię i podstępność godną Machiavellego. Chan udowodnił,
że doskonale panuje nad scenami
starć i masami statystów. Słynny choreograf scen
walki Ching Siu Tung tym razem zdąża w kierunku realizmu,
tylko czasami daje się ponieść krwawemu heroizmowi w stylu „300”. Efekty specjalne są na najwyższym
azjatyckim poziomie, a Li, który walczy mniej niż zwykle, dał swój najlepszy
aktorski występ od lat, jako budzący sprzeczne uczucia
Pang.
Lata 60. XIX wieku. Ambitny generał Pang
(Jet Li) pragnie zrehabilitować się po
druzgocącej klęsce. Dąży do zwycięstwa, nie licząc się z niczym i z nikim – nawet z
dwoma wiernymi przyjaciółmi, swymi braćmi krwi. Żona
jednego z nich zostaje jego
kochanką… Jednak i on sam, choć potężny, jest tylko zabawką w rękach
możniejszych od siebie. Okupiony niezliczonymi ofiarami triumf obróci się w końcu przeciwko
niemu.
„Władcy wojny” w polskich kinach już od
22 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie od dziś wiadomo, że powroty do znanych już z
ekranu motywów budzą wielkie emocje. W przypadku
najnowszej produkcji wytwórni Walta Disneya emocji
jest jednak znacznie więcej niż zwykle. Filmowcy
postanowili bowiem wziąć na warsztat
kultowy motyw Góry
Czarownic. Film pod tym właśnie
tytułem zadebiutuje w kinach 1
maja.
Bestsellerowa powieść Aleksandra Keya "Escape to Witch Mountain" z 1968 roku
została z wielkim sukcesem przeniesiona na ekran w 1977 roku. Film
"Ucieczka na Górę Czarownic" (w Polsce znany z
TVP) uznawany jest za klasyczne już dokonanie
wytwórni Disneya. Doczekał się też udanej kontynuacji:
"Return from Witch Mountain" (1978,
TVP: "Powrót z Góry
Czarownic"). Oba filmy właśnie ukazują się
w edycji DVD. Powstały także filmy telewizyjne: "Beyond the Witch
Mountain" (1982, reż. Robert Day) oraz "Escape to Witch
Mountain" (1995, reż. Peter
Rader). Ten ostatni był nową wersją filmu z 1975 roku. Bohaterowie oryginału
Tony i Tia - sympatyczne dzieciaki-kosmici - zdobyli wielką popularność. Wznowienia
telewizyjne oraz DVD cieszyły się nieustającym powodzeniem.
Pomysłodawcą nakręcenia kolejnej wersji kinowej był producent Peter
Gunn, który odniósł znaczący sukces
nową wersją "Zakręconego piątku" (2003), opartą również
na disnejowskim klasyku. Gunn postanowił
zdecydowanie wyeksponować elementy kina
akcji, starając się nic nie uronić z dowcipu i pełnego niezwykłości
nastroju oryginału. Tak tłumaczył swe intencje: - Nie przypadkiem zmieniliśmy tytuł na
"Race to Witch Mountain" ("Wyścig do Góry Czarownic"). Chcieliśmy zacząć naszą
opowieść naprawdę ostro i konsekwentnie
nie zwalniać tempa aż do finału.
Gdy reżyser Andy Fickman usłyszał o projekcie Gunna, zapałał prawdziwym
entuzjazmem. - "Ucieczka..." była jednym z ulubionych filmów mojego dzieciństwa -
tłumaczył. - Tamten film był bardzo ekscytujący, a
książkę też czytałem z wypiekami na twarzy. Tak więc, gdy po sukcesie "Planu gry" okazało się, że moja
współpraca z wytwórnią Disneya będzie dłuższa, natychmiast oświadczyłem, że chcę
robić ten właśnie film. Moim pragnieniem było, by współczesna publiczność
doświadczyła podobnych emocji jak ja sam w 1975 roku.
Na fanów opowieści o "Górze Czarownic" czekają w kinie nie lada niespodzianki. Na
ekranie pojawią się oryginalni odtwórcy ról dzieci - kosmitów Tony'ego i Tii -
Iake Eissinman oraz Kim
Richards. Reżyser wspominał, że długo zastanawiał się nad
tą kwestią. - Zawsze pragnąłem być jak moi ulubieni bohaterowie -
Tony i Tia. Dlatego bardzo chciałem namówić Iake'a i Kim do powrotu. Szczerze mówiąc,
produkcja filmu rozpoczęła się dla mnie na dobre dopiero po spotkaniach z nimi i
uzyskaniu ich zgody na występ - mówił
reżyser. Stworzono zatem dwie ważne role
dla fabuły nowego filmu. Richards zagrała sympatyczną kelnerkę
Tinę pracującą w Ray's Tavern w miasteczku Stony Creek, a
Eissinman szeryfa Antony'ego z tego
samego miasta. Pojawienie się aktorów w Walt Disney Studios, gdzie powstał film z
1977 roku, było wzruszające. Richards entuzjazmowała się: - To było niezwykłe.
Każdego wieczora po powrocie do rodziny mówiłam, że
znowu spędziłam cudowny dzień
na Górze Czarownic. Eissinman odniósł sukces jako artysta dubbingu, założył
też własne studio animacji Mighty Mojo Studios na Florydzie. Lecz również i on był
ukontentowany powrotem. - Większość scen we wnętrzach oraz scen z efektami
specjalnymi z moim i Kim udziałem powstało w tym
samym budynku, w którym pracowaliśmy teraz. Pamiętam miejsca, gdzie bawiliśmy się z Kim podczas przerw
w zdjęciach, a niedaleko jest szkoła, do której oboje chodziliśmy - wspominał
rozrzewniony aktor.
Przez lata krążyły opowieści o niezwykłym miejscu na pustyni w Newadzie, zwanym
Górą Czarownic. Mają tam ponoć miejsce liczne ponadnaturalne zjawiska.
Niespodziewana szansa, by przekonać się, na czym one
polegają, trafia się taksówkarzowi z Las Vegas, Jackowi Bruno
(Dwayne Johnson). Dzieje się tak za
sprawą dwójki jego niezwykłych nastoletnich pasażerów obdarzonych zdumiewającymi
zdolnościami. Wkrótce okazuje się, że od tej trójki zależeć będą losy świata...
„Góra Czarownic” w kinach od
1 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już
1 maja w kinach zadebiutuje najnowsza produkcja ze studia
Disneya - "Góra
Czarownic". Film nawiązuje do "Ucieczki na Górę Czarownic",
klasycznej historii tej samej wytwórni.
Przez lata krążyły opowieści o niezwykłym miejscu na pustyni w
Newadzie, zwanym Górą Czarownic. Mają tam ponoć miejsce liczne
ponadnaturalne zjawiska. Niespodziewana
szansa, by przekonać się, na czym one polegają, trafia się taksówkarzowi z Las
Vegas, Jackowi Bruno (Dwayne
Johnson). Dzieje się tak za sprawą dwójki jego
niezwykłych nastoletnich pasażerów obdarzonych zdumiewającymi zdolnościami.
Wkrótce okazuje się, że od tej trójki zależeć będą losy świata...
Powrót do "Góry Czarownic" budził bardzo wiele emocji i wielu
wybitnych ludzi filmu chciało wziąć udział w tym projekcie. Reżyserowi
Andy'emu Fickmanowi udało się
namówić cenionego reżysera Garry'ego
Marshalla, twórcę tak pamiętnych filmów jak
"Pretty Woman" czy "Pamiętnik księżniczki", by... zagrał w jego filmie!
Reżyser wcielił się w rolę nieprzystępnego specjalisty od UFO, doktora Rolanda
Harlana. Producent Andrew Gunn tak komentował interpretację
tej postaci: - Garry jest bardzo zdolnym i zabawnym aktorem. Był wprost idealny, by wcielić się w postać
wielce ekscentrycznego naukowca. Jeśli filmowa doktor Alex stawia na twarde naukowe
dowody, to Harlan ma głowę pełną opowieści science-fiction.
Harlan mieszka w tym samym domu, w którym mieszkał jego równie ekscentryczny
poprzednik z filmów o "Górze Czarownic" - Albert Jason O'Day grany przez Eddiego
Alberta. Dla wielu wielbicieli "Góry..." była to
ulubiona, wręcz kultowa postać. -
Mam styl gry i akcent zupełnie odmienny niż Eddie, ale starałem się być
równie dziwaczny i zabawny. Zrobiłem to także dla moich wnuków. Moje dzieci doskonale
bawiły się, oglądając oryginalny film. Chciałbym, by moje wnuki były równie ubawione
nową wersją, w której w dodatku zagrał dziadek - mówił
Marshall.
„Góra Czarownic” w kinach od
1 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Aktor
Dwayne Johnson znany także jako
„The Rock” ponownie wystąpił w filmie
firmowanym przez wytwórnię Disneya. Ta była gwiazda wrestlingu po
sporym sukcesie swojego poprzedniego
disnejowskiego filmu - „Plan
gry”, otrzymał kolejną
propozycję. Nad jej przyjęciem nie zastanawiał się
zbyt długo. Był to bowiem projekt szczególny,
budzący wspomnienia z dzieciństwa i jednocześnie
umożliwiający prezentację sportowych możliwości
aktora. Już od 1 maja „Góra Czarownic” z
Dwaynem Johnsonem również w naszych kinach.
Reżyser filmu - Andy
Fickman, do kluczowej roli sympatycznego taksówkarza o
niejasnej i zdecydowanie niezbyt chlubnej przeszłości wymarzył sobie właśnie
Johnsona, z którym przecież już pracował
przy „Planie gry”. W pełni odkrył wówczas
komediowe możliwości aktora. Fickman przesłał mu scenariusz ze
szczegółowym opisem scen akcji i popisów kaskaderskich, które gwiazdor wręcz uwielbia wykonywać
osobiście. Dwayne pokazał tyle serca i ciepła w naszym poprzednim filmie! Teraz
chciałem mu zaproponować występ pełen niezwykłych wyzwań fizycznych, moim zdaniem
najbardziej dynamiczny pod tym względem w całej jego karierze – wspominał
Fickman. Andy zaprosił mnie na lunch, by zaproponować nowy wspólny
projekt. Spytał mnie, czy znam „Górę Czarownic”. Co za pytanie! Jestem przecież zdeklarowanym fanem
tamtego filmu. Bardzo podobał mi się w dzieciństwie, a w dodatku dopiero co oglądałem go z
moją córką. Gdy Andy przedstawił mi koncepcję filmu, natychmiast zakrzyknąłem: To
gdzie mam podpisać papiery, trenerze? –
opowiadał z kolei Dwayne
Johnson.
Postać Jacka Bruno, kombinatora, który wrócił na drogę cnoty, nie istniała w
poprzednich filmach o Górze Czarownic. Jack chce pozbierać swe życie do kupy. Ale
jego relacje z innymi ludźmi są zamrożone. Stara się
postępować właściwie, lecz jego
obecne życie polega na jeżdżeniu taksówką z punktu A do punktu B. I wtedy
właśnie spotyka te niezwykłe dzieciaki i zostaje wciągnięty w wydarzenia, które całkowicie
zmienią jego losy – mówił gwiazdor. – Myślę, że pierwszy kwadrans naszego filmu
przypomina jazdę kolejką górską na złamanie
karku. Ale mamy tu nie tylko dynamiczną
akcję, ale też to, co najlepsze w filmach Disneya – humor, wątki
rodzinne i prawdziwie magiczne dotknięcie.
Przez lata krążyły opowieści o niezwykłym miejscu na pustyni w Newadzie, zwanym Górą
Czarownic. Mają tam ponoć miejsce liczne nadnaturalne zjawiska. Niespodziewana
szansa, by przekonać się, na czym one polegają,
trafia się taksówkarzowi z Las
Vegas, Jackowi Bruno. Dzieje się tak za sprawą dwójki jego niezwykłych
nastoletnich pasażerów obdarzonych zdumiewającymi zdolnościami. Wkrótce okazuje się, że od tej
trójki zależeć będą losy świata...
„Góra Czarownic” w kinach od
1 maja.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Od dziś w kinach rządzić będzie hit porównywalny chyba tylko z
„High School
Musical”. Porównywalny, bo równie popularny i równie
muzyczny. „Hannah
Montana. Film” wyrusza na podbój wielkich
ekranów świata.
Odtwórczyni głównej roli – Miley Cyrus i jej filmowy (ale i realny) ojciec
– Billy Ray Cyrus to uznani wokaliści i autorzy piosenek. Nie mogło więc
być inaczej – twórcy „Hannah Montana. Film” drugim językiem
opowieści uczynili muzykę!
Oczywiście muzyka była również bardzo
mocno obecna w serialu – pierwowzorze
ekranowej wersji, ale w filmie jej znaczenie jeszcze wzrosło. Reżyser
Peter Chelsom tłumaczył: –
Oboje bohaterowie, Miley i Robby Stewart, wręcz żyją muzyką.
Staraliśmy się, aby muzyka i taniec były ściśle powiązane z akcją. Nieco
podobnie jak w musicalu, ale na trochę innej zasadzie. Muzyka i taniec
nigdy nie przekształcają się w całkowicie samodzielne „numery”. Taka
była nasza koncepcja. Ale czasem piosenka
popycha wydarzenia do przodu.
Dobrym przykładem na tę specyficzną metodę stało się wykorzystanie
utworu „The Climb”. Miley wyraża w nim swą frustrację i emocje
związane z podwójnym życiem, które skutkuje oddaleniem się od bliskich jej ludzi, a to jest dla niej niezwykle
bolesne. Producent Alfred Gough uważał tę epicką balladę za kluczową dla zrozumienia
filmu, bo zawiera jego przesłanie w trafnie skondensowanej formie.
„The Climb” napisał słynny muzyk z Nashville
Jesse Alexander wraz ze swym stałym
współpracownikiem, Johnem
Mabe.
Twórcy „Hannah Montany” w kwestiach muzyki postawili na eklektyzm. Dominuje
oczywiście country i łagodna odmiana rocka, ale znalazło się miejsce i dla
hip-hopu, a nawet dla rytmów hawajskich.
Chelsom nie krył, że jest wyjątkowo zadowolony z
doboru muzyki. – Z pewnością jest ona bardziej wyrafinowana niż w serialu,
muszę też przyznać, że zasadniczo udało się uniknąć kompromisów, które dotyczyły wyboru muzyki
w moich poprzednich filmach.
Drugim bardzo ważnym dla struktury opowieści utworem była piosenka tytułowa z
ostatniego albumu Raya
„Back to Tennessee” napisana wspólnie przez niego,
Tamarę Dunn i Matthew
Wildera. Jest to pochwała sielskiego życia na Południu.
Do udziału w filmie zaproszono także znanego piosenkarza
Taylora Swifta. Początkowo
zamierzano tylko wykorzystać jego utwory, ostatecznie jednak
Swift pojawił się na ekranie, by
zaśpiewać jedną ze swych piosenek. Artysta wspominał: – Kiedy dostałem
maila z wytwórni Disneya z prośbą o wybranie utworu, który byłby idealny do
zilustrowania sceny zakochania się, zaproponowałem
„Crazier”, rodzaj walca w rytmie
country. Spodobał się. Potem nasza współpraca się rozwinęła.
Swift napisał też piosenkę towarzyszącą napisom końcowym „You’ll Always Find Way Back
Home”. Utworem, do którego
powstania dużą wagę przywiązywał
Chelsom, był „Hoedown
Throdown”, połączenie hip-hopu z tanecznym
country, podczas wykonywania którego
Miley uczy publiczność (zgodnie z tekstem utworu) tanecznych kroków.
– Zależało mi, by dać Miley jak największą możliwość popisu mimicznego. To jest głupiutki, ale
wdzięczny utwór. Nazywaliśmy go początkowo „The Project”, a potem
„Miley’s Macarena”, bo właśnie macarenę miał przypominać – mówił reżyser.
Płyta z piosenkami z „Hannah Montana. Film” już jest dostępna, a film w kinach od
17 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wszyscy, którzy mieli już okazję obejrzeć ekranową wersję wielkiego
serialowego hitu Disneya -
"Hannah Montana. Film", twierdzą, że
odtwórczyni głównej roli Miley Cyrus
zaskakuje i wokalnie, i aktorsko.
Miley urodziła się jako
Destiny Hope Cyrus 23 listopada 1992 roku we
Franklin, stan Tennessee. Jest córką piosenkarza country i aktora
Billy'ego Raya Cyrusa. Wychowała
się na farmie w okolicach
Nashville. Jej matką chrzestną jest wielka gwiazda muzyki
country Dolly Parton. Miley zadebiutowała w filmie Tima Burtona "Duża ryba". Potem
statystowała w produkcjach, w których występował jej ojciec, a
następnie grała u jego boku w popularnym serialu "Doc". Jako
dwunastolatka była przesłuchiwana do roli
w serialu "Hannah
Montana" i początkowo uznano, że jest zbyt młoda. Napisała już
ponad sto piosenek, część z nich wykonywała w serialu
"Hannah Montana", który
przyniósł jej wielki międzynarodowy sukces i oszałamiającą
popularność. Miley jest również autorką książki "Miles to Go" opisującej
jej dzieciństwo i drogę do sławy.
Producenci filmu wiedzieli, że takiego talentu nie można ograniczyć
wyłącznie do małego ekranu. Jeden z nich,
Al Gough, przyznawał: -
Grzechem i po prostu błędem byłoby marnować tak wielki talent, jakim dysponuje Miley Cyrus. Być naturalnym
na planie filmowym to najtrudniejsza rzecz na świecie! Miley ma ten niezwykły dar,
wspaniały instynkt, który to umożliwia. W dodatku jeszcze świetnie tańczy i śpiewa.
Z radością obserwowałem, jak rozwija się jej talent - opowiadał.
Realny i filmowy ojciec Miley - Billy Ray
Cyrus, mówił: - Jestem z niej bardzo
dumny, i to nie tylko jako tata, ale
i jako autor piosenek, który potrafi docenić
jakość tego, co ona pisze. W dodatku rozwija się aktorsko.
Zaczynała jako artystka komediowa w stylu Lucille Ball, teraz widzę w jej grze większą subtelność i głębię.
Myślę, że może być przykładem dla wielu dzieciaków, które uporem i pracą naprawdę są
w stanie dogonić swe marzenia.
Miley wspominała, że praca nad filmem wiązała się jednak ze sporym stresem. Znała
doskonale swą postać, ale konieczne były inne środki wyrazu, co uświadamiał jej
skutecznie reżyser. - Peter Chelsom mówił mi
często: w porządku, w to wierzę, a ja
zastanawiałam się, co to znaczy. Potem zrozumiałam. Serial był w
porównaniu z filmem mniej realistyczny. To był przecież sitcom skierowany do dzieciaków, dlatego Peter
zwracał mi uwagę: graj mniej, wcale nie potrzebujesz tyle ekspresji. Miał z reguły
rację - wyznawała młoda aktorka.
Poszło jej świetnie. Jednak nie można zapominać, że Miley to nie tylko aktorka, to
również uwielbiana piosenkarka i autorka. Do kinowej wersji napisała jednak tylko
jedną piosenkę: - Nie mogłam aktywniej
uczestniczyć w komponowaniu muzyki -
tłumaczyła - ponieważ kręciliśmy film i byłam po prostu bardzo zajęta.
Ale wspólnie udało nam się zebrać sporo bardzo fajnych utworów. Trzeba pamiętać, że płyty
firmowane jej nazwiskiem sprzedały się na całym świecie w milionach egzemplarzy.
"Hannah Montana. Film" w kinach od
17 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
To, co przyciąga młodych widzów do
Miley Cyrus i jej bohaterki
Hannah Montany, to – obok wciągającej, komediowej fabuły i świetnych
piosenek – wyjątkowe podobieństwo
prawdziwej historii aktorki i jej
ekranowych losów. W wersji kinowej, która
zadebiutuje u nas 17
kwietnia, te nawiązania idą jeszcze dalej.
Miley Stewart coraz gorzej radzi sobie z popularnością swojego alter
ego – Hannah Montany. Nastoletnia gwiazda czuje się zagubiona w
świecie showbiznesu i nie bardzo
wie, jak sobie z tym wszystkim radzić.
Na szczęście, u boku ma kochającego, mądrego
ojca, który postanawia wysłać ją w rodzinne strony, by przypomniała sobie, jak to
jest być zwykłą dziewczyną...
Scenarzyści serialu – a teraz i filmu – twierdzą, że realizmu tej historii
dodał fakt, iż w głównych rolach obsadzono córkę i ojca. Twórcy
chętnie wykorzystywali obserwacje dotyczące ich wzajemnej relacji i
uwzględniali je w scenariuszach
kolejnych odcinków. Sceniczne doświadczenia
Billy’ego Raya Cyrusa, a także fakt, że
oboje z Miley pochodzą z Południa (co związane jest nie tylko z akcentem, ale i
mentalnością oraz systemem wartości) znalazły odzwierciedlenie na
ekranie. – Stało się tak, że sztuka imitowała życie, a życie z kolei zaczęło imitować sztukę – śmiał
się Billy Ray Cyrus. – Początkowo wcale tego nie planowaliśmy, ale tak po prostu
wyszło.
W wersji kinowej postanowiono zatem ten ważny wątek jeszcze bardziej pogłębić.
– Gdy w Los Angeles rozpoczyna się akcja filmu, Miley znajduje się pod potężną
presją swego gwiazdorskiego alter ego, Hannah
Montany. Zmartwiony ojciec proponuje
zagubionej nastolatce powrót do rodzinnego miasteczka – tłumaczył
Billy Ray Cyrus. – Te kwestie są bliskie moim własnym doświadczeniom. Miałem przecież podobne problemy.
Mój ojciec zawsze powtarzał, że dobrze jest wiedzieć, jaki następny ruch wykonać na
życiowej drodze. Ale mówił też, iż najważniejsze jest to, aby pamiętać, skąd się
pochodzi, nigdy nie zapominać o własnych
korzeniach. O tym przede wszystkim opowiada
nasza historia.
Potwierdzała to Miley. – Nasz film przypomina, że dobrze jest zatrzymać się i
pomyśleć: kim jestem, czego pragnę, dokąd zmierzam? W moim prywatnym życiu sama
musiałam to nie raz uczynić. W Nashville czuję się
jak w domu. Musisz powrócić do
realnego świata – oto moim zdaniem najważniejsze przesłanie naszego
filmu. Miley Cyrus nie kryje, że jej losy bardzo przypominają perypetie Hannah Montany. A
jej miłość do rodzinnych stron jest równie wielka jak fikcyjnej bohaterki. –
Nashville to ja – śmiało to mogę powiedzieć.
Nashville mnie ukształtowało, tam się
wychowałam i tam zawsze wracam – tłumaczyła. – Mam nadzieję, że
wychodząc po seansie, ludzie będą mieli wrażenie, że byli u mnie w domu z wizytą.
Dla jej ojca, Billy’ego, powrót na czas zdjęć na rodzinną farmę był wręcz
wzruszający. Tu mieszkał przecież wraz z Miley do czasu,
gdy ukończyła 13 rok życia. – Po skończonej pracy łaziła po drzewach, jeździła konno. Zupełnie jak w nie tak
dawnych jeszcze czasach mojej młodości – wspominał rozrzewniony tata.
Polska premiera „Hannah Montana. Film” już dzisiaj, a od piątku film w kinach w
całej Polsce.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ona musiała się zakochać! Kto?
Miley Stewart czyli Hannah
Montana z kinowej wersji telewizyjnego przeboju -
"Hannah Montana.
Film". Zakochać się nie jest trudno, ale
nastoletnia idolka młodych widzów
wybrała chłopaka, którego już obwołano nowym
Bradem Pittem!
Miley (Miley Cyrus) jedzie w rodzinne strony, by oderwać się od
niełatwego podwójnego życia uczennicy i gwiazdy pop. W rodzinnym
miasteczku w Tennessee spotyka swego dawnego kolegę z dzieciństwa
- Travisa (Lucas Till). Bardzo szybko się w nim
zakochuje. Nie ujawni mu jednak swej podwójnej tożsamości. Jest przekonana, że jako
Hannah zrobi na nim większe wrażenie. Ale okazuje się, że przystojny
kowboj woli ją jako Miley. Niełatwo przyjdzie mu wybaczenie jej, że go
oszukała.
Dość długo trwały poszukiwania odtwórcy tej kluczowej roli. - Nie
chcieliśmy obsadzać ani kaskadera, ani uznanej gwiazdy, a takie były
początkowe pomysły - opowiadał producent
Alfred Gough. - Zdecydowaliśmy, że należy poszukać zdolnego,
młodego aktora z Południa. Kogoś, kto miałby charyzmę i intensywność Brada Pitta z
czasów, kiedy tamten grał w "Thelmie i Luizie". Zorganizowaliśmy
poszukiwania i casting. Na Lucasa Tilla trafiliśmy w Atlancie, odbyły się próby z Miley i wszystko
pięknie zagrało.
Till ("Spacer po linie", serial "Doktor House") przyznał, że widzi spore
podobieństwa pomiędzy graną przez
siebie postacią a sobą. - Jak wielu chłopaków z
Południa, Travis ma w sobie dużo rezerwy. Ja też nie lubię
zbytnio ujawniać głębokich emocji. No i obaj bardzo lubimy jeździć konno, choć ja dopiero niedawno
zacząłem - śmiał się młody aktor.
- To nie miał być wyidealizowany romans nastolatki zakończony tym, że nasza dwójka
zmierza razem ku zachodzącemu słońcu - tłumaczył reżyser
Peter Chelsom. - Ten chłopak ma silną
osobowość. I jest też kimś, kto zdecydowanie sprowadza dziewczynę
na ziemię.
Till wziął intensywne lekcje gry na pianinie i gitarze oraz jazdy konnej. Zwłaszcza
to ostatnie zajęcie bardzo go wciągnęło. Nie wyobraża już sobie życia bez koni. Jego
partnerem na planie był koń Seabiscuit, który w 2003
roku z sukcesem wystąpił w znanym filmie o tym samym tytule, grając słynnego konia wyścigowego z czasów
Wielkiego Kryzysu.
"Hannah Montana. Film" to kontynuacja ogromnie popularnego serialu telewizyjnego -
historia Miley Stewart, nastolatki, która na co dzień jest wzorową uczennicą w
szkole średniej, a w tajemnicy przed większością
przyjaciół odnosi sukcesy jako
przebojowa piosenkarka o pseudonimie Hannah
Montana. Popularność Hannah gwałtownie rośnie. Dziewczyna czuje się coraz bardziej zagubiona
w światku showbiznesu, więc jej ojciec (a
zarazem menedżer) postanawia dyskretnie
interweniować. Aranżuje wyjazd Miley do rodzinnego miasteczka w
Tennessee. Tam dziewczyna spędza wakacje i zastanawia się, co jest dla niej ważniejsze - muzyczna
kariera czy może raczej przyjaźń i normalne życie, z dala od świateł sceny. Nudny
początkowo pobyt na wsi zamienia
się w przygodę, także uczuciową, której Hannah
zupełnie się nie spodziewała...
„Hannah Montana. Film” w kinach od
17 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na to młoda widownia czekała od dawna! Ich ulubiona serialowa
bohaterka – Hannah Montana – zadebiutuje na dużym ekranie.
Absolutny hit Disneya – serial o
rozśpiewanej nastoletniej gwieździe,
doczekał się pełnometrażowej wersji.
„Hannah Montana Film” tydzień po
swojej światowej premierze, trafi
17 kwietnia do polskich kin.
Serial „Hannah Montana” to jeden z największych telewizyjnych
sukcesów wytwórni Disneya w ostatnich latach. Obok
„High School Musical” zdobył fenomenalną wręcz
popularność, zwłaszcza wśród
nastoletniej publiczności. Przez dwa lata była to
najpopularniejsza seria w kategorii wiekowej 6–14 lat. W amerykańskiej wersji serial
zadebiutował 24 marca 2006 roku w Disney Channel (w Polsce, również
z sukcesami – 2 grudnia tego samego roku). Na podstawie
„Hannah Montany” powstała również popularna
gra komputerowa. W sprzedaży znalazło się też mnóstwo gadżetów związanych z filmem,
między innymi śpiewające lalki. Wielką popularnością cieszyły się koncerty
Miley Cyrus jako Hannah Montany. Serial zdobył dwukrotnie nominację do nagrody
Emmy (w 2007 i 2008 roku) w kategorii najlepszy program dla dzieci, a
przede wszystkim – niezwykle wierną publiczność. Już odcinek
premierowy zgromadził przed małymi
ekranami niemal 5 i pół miliona
widzów, co zaskoczyło telewizyjnych analityków oraz
szefów Disney Channel. Wydano też z wielkim
handlowym sukcesem płyty z zapisem
piosenek wykorzystanych w serialu (obie znalazły się na pierwszej
pozycji listy Billboardu) oraz płytę koncertową
Miley Cyrus, a także album z
remiksami.
Zdaniem producenta filmu - Ala
Gougha, powstanie kinowego filmu było jednak nie
tylko naturalną próbą skonsumowania sukcesu,
ale i niejako koniecznością. Ponieważ
grzechem i po prostu błędem byłoby marnować tak wielki talent, jakim
dysponuje Miley Cyrus. Być naturalnym na planie filmowym to najtrudniejsza rzecz na świecie! Miley
ma ten niezwykły dar, wspaniały instynkt, który to umożliwia. W dodatku jeszcze
świetnie tańczy i śpiewa. Z radością
obserwowałem, jak rozwija się jej talent –
opowiadał Gough.
Twórcy zadbali by na ekranie nie zabrakło wszystkiego, co fani polubili w bohaterce
odtwarzanej przez Miley
Cyrus. Różnica polega tylko na tym, że wszystkiego jest
więcej, lepiej i z większym rozmachem. Zachowano
wszelkie zalety serialu, ale też
stworzono film, który pod wieloma istotnymi względami różni się od
telewizyjnego pierwowzoru. Tak to tłumaczył
Gough: Chcieliśmy otworzyć naszą opowieść, pozwolić
jej oddychać. Pracując nad scenariuszem, kierowaliśmy się kilkoma żelaznymi
regułami. Zdecydowaliśmy, że nie
będziemy posługiwać się dekoracjami i scenerią
znanymi już doskonale z serialu. Będziemy kręcić natomiast w
naturalnych plenerach: w Nashville, Malibu, Santa Monica czy Beverly
Hills.
Miles Millar, drugi z producentów,
odkreślał, że film miał zaskoczyć wielbicieli
serii. Widzowie być może będą się spodziewali humoru znanego z
sitcomów. Ale my chcieliśmy filmu z sercem, z prawdziwymi emocjami i z zapierającymi dech pejzażami,
z pomysłowymi numerami tanecznymi i zapadającą w pamięć muzyką. Sądzę, że nam się
udało.
Scenarzysta Dan Berendsen zwracał uwagę na kolejną różnicę pomiędzy filmem kinowym a
serialem. Film jest przede wszystkim opowieścią o Miley. Z pełną świadomością
skoncentrowaliśmy się na tej postaci. To jej
historia – w niej zaś dużą rolę odgrywa
ojciec. W serialu większe znaczenie miały kolejne perypetie związane
z koncertami oraz z otoczeniem Miley – wyjaśniał swe zamiary.
Film kontynuuje historię Miley Stewart
(Miley Cyrus), nastolatki, która na co
dzień jest wzorową uczennicą w szkole średniej, a w tajemnicy przed
większością przyjaciół odnosi sukcesy jako przebojowa piosenkarka o pseudonimie Hannah
Montana. Popularność Hannah gwałtownie rośnie. Dziewczyna czuje się coraz bardziej zagubiona
w światku showbiznesu, więc jej ojciec-menedżer
(Billy Ray Cyrus) postanawia
dyskretnie interweniować. Aranżuje
wyjazd Miley do rodzinnego miasteczka w
Tennessee. Tam dziewczyna spędza wakacje i zastanawia się, co
jest dla niej ważniejsze – muzyczna kariera czy może raczej przyjaźń i normalne życie, z dala od
świateł sceny. Nudny początkowo pobyt na wsi zamienia się w przygodę, także
uczuciową, której Hannah zupełnie się nie spodziewała...
„Hannah Montana. Film” w kinach od
17 kwietnia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już jutro
(piątek, 20 marca) w kinach
"Złoty środek" Olafa Lubaszenko - komedia, o
której ostatnio piszą i mówią absolutnie wszyscy.
Po poniedziałkowej, pełnej niespodzianek polskiej
premierze już powszechnie wiadomo,
że jest na co czekać. Salwy śmiechu i burze oklasków rozlegały się
co chwila. Prawdziwą, szczerą radość u widzów
budziła zwłaszcza jedyna w swoim rodzaju praska
rodzinka made by Lubaszenko. To w jego głowie
zrodził się szatański pomysł, by ze
swego ojca, Edwarda
Linde-Lubaszenko, zrobić dziadka
Przybylskiej, z Pazury - jej
ojca, a z Wilczaka wujka-geja. Odwołując się do klasyka: "ostatnie takie
trio - ojciec, dziad i stryjo".
Przybylska w wywiadach przyznaje, że kiedy po raz pierwszy usłyszała propozycję
zagrania ulubienicy tejże rodzinki - zaniemówiła. W dodatku miała przebrać się za
faceta! Filmowy ojciec, Cezary
Pazura, zdradził dziennikarzom: - Moja filmowa córka
ma charakter po ojcu. Bezwzględnie dąży do celu. On ją dobrze
wychował, chociaż wcale nie musiał. Był trochę zajęty, we Wronkach.
Lubaszenko mówi, że pomysł na obsadę zaświtał mu w głowie jeszcze w trakcie pisania
scenariusza z Jerzym Kolasą. Szczególnie marzył mu się Pazura w dojrzalszej
odsłonie: - Chciałem, żeby wszyscy zobaczyli, jak
duża jest skala jego talentu, że
umie zagrać wszystko, włącznie z podstarzałym cwaniakiem z warszawskiej
Pragi. Angażowanie własnego ojca do filmu to już tradycja reżyserska Olafa. Edward
Linde-Lubaszenko wciela się więc w dziadka Mirki/Mirka. Wilczak odrobinę wyrodził
się z tej praskiej ekipy - stryj Mirki jest bowiem
charakteryzatorem filmowym, a do
tego zwolennikiem męskich wdzięków. Jak można się domyślić - emocje,
które ta sytuacja wzbudza między braćmi, czyli Pazurą i Wilczakiem, będą musiały w jakiś
sposób się rozładować.
Wychowana na warszawskiej Pradze Mirka
(Anna Przybylska) ukończyła wydział prawa.
Nie zapomniała jednak, skąd pochodzi. Dla mieszkańców rodzimej kamienicy stanie się
ostatnią deską ratunku. By im pomóc,
musi zdobyć się na brawurową mistyfikację.
Pomoże jej w tym wujek Bogumił
(Paweł Wilczak), charakteryzator i przedstawiciel
mniejszości seksualnej. Piękna dziewczyna zmieni się dzięki niemu w
przystojnego młodzieńca z bródką i będzie musiała zdobyć się na najbardziej zwariowany numer w
całej dotychczasowej karierze...
"Złoty środek" w kinach od
piatku - 20 marca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Tak, to prawda. Ale na szczęście tylko w filmie. W najnowszej komedii
Olafa Lubaszenko, Cezary Pazura - który przyzwyczaił fanów do
nienagannej sylwetki i młodzieńczego temperamentu - będzie stary i
gruby.
W "Złotym środku", który do kin wejdzie już
20 marca, Pazura
odważnie zdecydował się zawalczyć ze swoim stereotypowym
wizerunkiem. Reżyser, a jednocześnie przyjaciel
aktora, zaproponował mu rolę ojca
głównej bohaterki, ślicznej Mirki
(Anna Przybylska). Pazura nie ukrywa,
że początkowo był zdziwiony propozycją
Lubaszenki, jednak uznał ją za
zabawny i ciekawy pomysł. Będzie więc praskim cwaniaczkiem
Stefanem. Aktor, z właściwym sobie dowcipem, zdradza w jednym z
wywiadów: - Dostałem od charakteryzatorów kilka zmarszczek i siwych
włosów. Doczepili mi silikonowy
brzuch. Własnego mi się nie chciało
hodować, bo musiałbym się obżerać za własne
pieniądze i potem chudnąć też za swoje.
"Złoty środek" to majstersztyk charakteryzatorski dzięki mistrzostwu
Cezarego Kostrzewskiego i
Małgorzaty Majkut. Nie tylko
Pazura ulega tu przemianie:
Anna Przybylska zmienia się w mężczyznę,
Paweł Wilczak wyraźnie zmiękcza swój wizerunek,
a panowie z Kabaretu Moralnego Niepokoju wcielają się w eleganckich
mężczyzn. Nie do pomyślenia...
Wychowana na warszawskiej Pradze Mirka
(Anna Przybylska) ukończyła wydział prawa.
Nie zapomniała jednak, skąd pochodzi. Dla mieszkańców rodzimej kamienicy stanie się
ostatnią deską ratunku. By im pomóc,
musi zdobyć się na brawurową mistyfikację.
Pomoże jej w tym wujek Bogumił
(Paweł Wilczak), charakteryzator i przedstawiciel
mniejszości seksualnej. Piękna dziewczyna zamieni się dzięki niemu w
przystojnego młodzieńca i zdobędzie się na najbardziej zwariowany numer w całej dotychczasowej
karierze.
"Złoty środek" w kinach od
20 marca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Premiera
„Złotego środka” Olafa Lubaszenko coraz bliżej – już
20 marca! Film jest zmontowany, muzyka skomponowana i nagrana,
odtwórcy głównych ról – znani. Niby
wszystko jasne i pozostaje czekać
na pierwsze seanse, a tu taka niespodzianka…
Popularni i wręcz wybitni artyści kabaretowi,
Mikołaj Cieślak i Robert Górski z
Kabaretu Moralnego Niepokoju, ujawnili nagle, że to oni są prawdziwymi gwiazdami tej
komedii. Nie Anna Przybylska, nie
Szymon Bobrowski, nie Tamara
Arciuch, Paweł Wilczak czy
Cezary Pazura, ale właśnie oni – Górski i
Cieślak.
– Jesteśmy dwoma prawnikami. Myślę, że ten „złoty środek” to właśnie
my. Jesteśmy osią centralną, rdzeniem i gwoździem całego filmu.
Pojawiamy się pod koniec, więc…
warto zostać do końca – zdradził
Górski podczas konferencji prasowej w Novym Kinie
Praha. Role, bezsprzecznie świetne, nie do końca jednak zadowoliły artystów: –
Zgodziliśmy się na udział w tym filmie, bo obiecano nam, że wystąpimy
w scenach erotycznych. Niestety, nie dotrzymano przyrzeczenia –
bolewał poważnym tonem Robert
Górski. – Nasze postaci są
jednowymiarowe, płaskie, o zubożonym życiu wewnętrznym:
po prostu kukły. Po głębszym zastanowieniu znalazł jednak, niewielkie bo
niewielkie, ale mimo wszystko pozytywy: – Występujemy w rolach elegancko ubranych postaci, co
bardzo ucieszy moją mamę, bo moja mama zawsze się denerwuje, że gram ostatnich
dziadów. Jesteśmy ładnie ubrani, co się nam rzadko
zdarza. To trzeba zobaczyć!
Wychowana na warszawskiej Pradze Mirka
(Anna Przybylska) ukończyła wydział prawa.
Nie zapomniała jednak, skąd pochodzi. Dla mieszkańców rodzimej kamienicy stanie się
ostatnią deską ratunku. By im pomóc,
musi zdobyć się na brawurową mistyfikację.
Pomoże jej w tym wujek Bogumił
(Paweł Wilczak), charakteryzator i przedstawiciel
mniejszości seksualnej. Piękna dziewczyna zamieni się dzięki niemu w
przystojnego młodzieńca i dokona najbardziej zwariowanego wyczynu w całej dotychczasowej
karierze...
„Złoty Środek” w kinach od
20 marca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już w najbliższy piątek -
20 lutego, w polskich kinach
zabłyśnie Meryl Streep w
swojej najnowszej, wybitnej roli w filmie
"Wątpliwość" Johna Patricka
Shanleya. To film oczekiwany, chwalony i mający szansę na
najwyższe laury w filmowym świecie.
Twórcy mogą się pochwalić sześcioma nominacjami do tegorocznych
Oscarów (najlepsza aktorka pierwszoplanowa -
Streep, aktor drugoplanowy -
Philip Seymour Hoffman, dwie
nominacje dla najlepszej aktorki drugoplanowej -
Amy Adams i Viola
Davis, scenariusz adaptowany -
Shanley), pięcioma do Złotych Globów (ponownie -
Streep, Hoffman, Adams,
Davis i Shanley) oraz
licznymi innymi nominacjami i nagrodami
(BAFTA, SAG, WGA, Satelita,
Camerimage).
Choć na planie
"Wątpliwości" zgromadzili się wybitni i utytułowani twórcy, taki
deszcz pochwał musiał na nich zrobić niemałe wrażenie.
Streep, choć Oscara odbierała
już dwukrotnie, a nominacjami cieszyła się aż
czternaście razy, wyznaje: - Tak, to
bardzo ekscytujące! Ale też przerażające. Hollywood jest dla mnie tym
samym, czym może być dla kogokolwiek innego. To znaczy, nie ma nic wspólnego ze mną, z tym, jaka
jestem naprawdę. Ja jestem poza tym światem. Boję się go. - Na potwierdzenie swojej
eksterytorialnej pozycji wobec Fabryki Snów dodaje: - Trzymam swoje Oscary na bardzo
wysokiej półce. Jeden z nich ma już okropny
kolor!
Z kolei Philip Seymour
Hoffman, który swojego pierwszego Oscara odebrał za rolę w
filmie "Capote", stwierdza: - Nie ma negatywnych stron otrzymania Oscara. Oscara bym
w to nie mieszał. To przecież coś, co
się może zdarzyć. Coś, za co jest się
wdzięcznym. Mówię szczerze. Jestem naprawdę wdzięczny za sytuacje,
dzięki którym otwiera się więcej drzwi. - Ale dodaje też: - Jednak wraz z Oscarem stajesz się
bardziej znany i tym samym tracisz anonimowość, a to już ma zarówno pozytywne, jak i
negatywne strony...
Reżyser John Patrick Shanley tak wspomina swojego Oscara za "Wpływ księżyca": - To
było niesamowite. Świetnie się bawiłem. Uściskał mnie Gregory Peck, pocałowała
Audrey Hepburn. Nie byłem już dzieciakiem,
miałem przecież 37 lat. Było cudownie i
cieszę się, że potrafiłem to docenić. Często życie bywa tak ciężkie, że
nie umiemy odczuwać radości w dobrych chwilach...
"Wątpliwość" z pewnością przyniesie twórcom wiele satysfakcji i zdecydowanie nie
pomoże im w zachowaniu anonimowości!
Katolicka szkoła, Bronx, 1964 rok. Charyzmatyczny ksiądz Flynn
(Hoffman) usiłuje złagodzić panujące w szkole
obyczaje. Robi to wbrew kierującej szkołą zakonnicy -
siostrze Aloysius Beauvier (Streep), która wierzy jedynie
w surową dyscyplinę. Kiedy do szkoły zostaje przyjęty pierwszy czarnoskóry uczeń, jedna z sióstr zauważa, że
ojciec Flynn poświęca mu więcej uwagi niż innym dzieciom. Siostra Beauvier
rozpoczyna prawdziwą krucjatę,
która ma na celu usunięcie księdza ze szkoły. Bez
żadnych dowodów, jedynie polegając na własnym
przeczuciu, zakonnica podejmuje walkę.
Czy ma rację? Czy wolno jej na podstawie niejasnych odczuć
oskarżać drugiego człowieka? Czy poznamy w końcu prawdę?
"Wątpliwość" w kinach od
20 lutego.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Psychologowie nie ukrywają: mamy problem. Tak
mówi doktor Joanna Heidtman: - Kłopot
pojawił się tam, gdzie nikt się go nie spodziewał - ani
marketingowcy, ani psychologowie. Już dawno
przestaliśmy kupować dobra tylko dlatego, że są nam
potrzebne. Kupujemy na pokaz, żeby nas podziwiano i
żeby podnieść sobie samoocenę.
Zaspokajamy w ten sposób potrzebę bycia szczęśliwym, zastępując to,
czego nam naprawdę brak. -
Heidtman opisuje to zjawisko: - Kupujemy impulsywnie, a reklama
wyznacza nam ścieżki wyboru. Zaczyna się wytwarzać
automatyczny nawyk, co jest pierwszym znakiem, że
ten autobus jedzie bez kierowcy! Jeśli mamy zły
humor i pierwszą naszą myślą są zakupy, albo gdy
idziemy na zakupy jeszcze zanim poczujemy
niezadowolenie - należy to traktować jako sygnał alarmowy.
Kupowanie jest sposobem rozładowania napięcia. Zdobywasz, wygrywasz i wierzysz, że inni cię podziwiają, ale
odkładane problemy nie przestają rosnąć. Za każdym razem jednak efekt nagrody
słabnie, a pozostaje smutek, poczucie winy i długi.
I o tym opowiadać w walentynki? A czemu nie, zwłaszcza jeśli w gwiazdorskiej
obsadzie i do tego zabawnie! Komedia
"Wyznania zakupoholiczki" już
13 lutego pojawi się na ekranach kin na całym świecie - w tym także i w Polsce.
Pisarka Sophie Kinsella, a za nią filmowcy, podjęła temat poważny, jednak
potraktowała go z przymrużeniem
oka. - Sophie pomogła nam w adaptacji, tak by udało
się zachować najważniejsze walory jej powieści - mówił
producent Jerry Bruckheimer.
Zaprosił pisarkę na plan filmu, gdzie służyła radą, pomocą i konsultacjami.
Producent wykonawczy Chad Oman wspominał: - Po przeczytaniu jakichś piętnastu stron
powieści, byłem całkowicie pewny: to jest materiał na film! Bo to pełna emocji,
wdzięku i humoru książka.
Bruckheimer osobiście wytypował
P.J. Hogana na reżysera filmu. - On ma tę wspaniałą
lekkość. "Wesele Muriel" i "Mój chłopak się żeni" to filmy, które uwielbiam.
Odznacza się też kapitalnym poczuciem humoru i
wyczuciem romantycznej konwencji -
uzasadniał swą decyzję. Oprócz świetnego reżysera, twórcy postawili
również na niebanalną obsadę. W główną bohaterkę wcieliła się wschodząca gwiazda
Isla Fisher ("Polowanie na druhny" i "Na pewno, być może"). Partnerem
Fisher został Hugh
Dancy, który zagrał Luke'a,
pracoholika, poznającego dzięki Rebece prawdziwe uczucie.
Bruckheimer wierzy w talent i charyzmę aktora: - Pamiętamy
go jako Schmida z "Helikoptera w ogniu" czy Galahada z "Króla Artura". Były to filmy, przy których
wspólnie pracowaliśmy. Jestem przekonany, że z jego wdziękiem i talentem zostanie
wkrótce wielką gwiazdą - mówił.
Hogan zaś podkreślał niezbędny kontrast pomiędzy
tymi postaciami: - Hugh miał za zadanie być lodem w
porównaniu z ogniem Isli. Ma ku
temu predyspozycje. Jest Anglikiem zatopionym w książkach, należycie
zdystansowanym wobec świata. A bohater, którego gra, to przecież ktoś przesadnie poświęcający się
pracy, ktoś kto niewiele poza pracą dostrzega. Becky tchnie życie w Luke'a
skoncentrowanego na swej karierze.
Nieco ekscentrycznych rodziców Rebeki zagrali wyśmienici aktorzy charakterystyczni:
Joan Cusack ("Pracująca dziewczyna", "Przeboje i podboje") oraz
John Goodman ("Barton Fink", "Blues Brothers 2000").
Cusack zwróciła uwagę na ważne, choć
nienatrętnie wyrażone przesłanie filmu: - Kupowanie to fajna rozrywka, ale
staje się problemem, gdy niepostrzeżenie przejmuje kontrolę nad całym życiem. A tak właśnie
dzieje się z Becky. Goodman wystąpił w roli zwykłego, jowialnego faceta,
zapatrzonego w swą córkę, któremu początkowo
trudno dostrzec jej problemy.
Angielka Kristin Scott Thomas ("Cztery wesela i pogrzeb", "Angielski pacjent")
zagrała... Francuzkę Alette
Naylor, wpływową redaktorkę zajmującą się modą. - Dobrze
się składa - komentowała aktorka - bo przez lata
mieszkałam we Francji i jestem dwujęzyczna. Nie miałam więc problemów z tamtejszym akcentem. Ale
oczywiście nie wymowa jest najistotniejsza. Moja bohaterka jest kompletnie oderwana od realnego
świata i to jest jej dominująca cecha.
Ekranizacja bestsellerowej książki, moda, wybitni aktorzy, uczucie, dowcip i Nowy
Jork - złożone w świetną całość przez nieomylnego
Jerry'ego Bruckheimera - to musi
być hit na tegoroczne walentynki!
"Wyznania zakupoholiczki" w kinach
13 lutego.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
"Złoty środek" - najnowsza produkcja
Olafa Lubaszenki, zapowiada się interesująco
nie tylko ze względu na aktorów i nietypowe role, w jakie się
wcielają. Muzycznie film także będzie co najmniej
ciekawy!
Przed zaledwie kilkoma dniami
Kayah nagrała utwór promujący tę zwariowaną komedię z
Anną Przybylską w roli głównej. Głośno i dobitnie (jak to
Kayah) przyznaje, że nosi
spodnie, kiedy chce. Ponieważ główną bohaterkę Mirkę
(Przybylska), okoliczności
zmuszają do przebierania się za faceta, także
wokalistka postanowiła wyrazić swoje
zdanie na temat tzw. wojny płci. W refrenie deklaruje: "Dokładnie
patrz / dotąd aż / poznasz się, że ze mnie jest najprawdziwsza kobieta / to przecież raz / z dwojga nas
/ ktoś powinien cechy mieć prawdziwego faceta".
Muzykę do utworu (podobnie jak do całego filmu) skomponował
Jan Borysewicz. "Noszę spodnie, kiedy chcę"
to utwór energetyczny, bardzo kobiecy i świetnie zaśpiewany.
Jak rockandrollowcowi pisało się coś takiego?
Borysewicz odpowiada: - Zarówno praca
w Lady Pank, jak i moje solowe projekty, np. Jan Bo, to muzyka
"hendrixowska", instrumentalna, gitarowa. W tym filmie muzyka ma inny klimat i bardzo się z tego
cieszę. Było to dla mnie bardzo rozwojowe wyzwanie. - Utwór będzie miał premierę pod
koniec lutego.
Film opowiada historię młodej dziewczyny z warszawskiej Pragi, Mirki. Wychowana i
zakochana w typowo praskim klimacie, wybrała jednak zasadniczo inną drogę życiową
niż jej przyjaciele z dzieciństwa - ukończyła
bowiem prestiżowy wydział prawa. Choć
wydawać by się mogło, że jej zawód to wręcz ujma na honorze
rodziny z cwaniackimi korzeniami, okazuje się być dla mieszkańców starej kamienicy ostatnią deską ratunku.
Aby pomóc najbliższym, Mirka, używając osobistego wdzięku, wrodzonego sprytu i
trików rodem z Hollywood, będzie musiała zdobyć się na najbardziej zwariowany numer
w całej dotychczasowej karierze...
"Złoty środek" w kinach od
13 marca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jeszcze w tym miesiącu
(20 lutego) w polskich kinach
zadebiutuje jeden z tegorocznych łowców nagród –
„Wątpliwość”.
To opowieść bolesna, niedająca
jednoznacznych odpowiedzi i znakomicie
zagrana. Adaptacji filmowej wielokrotnie nagradzanej sztuki
„Wątpliwość” podjął się słynny,
niezależny producent filmowy Scott
Rudin, szef wytwórni
Miramax. Reżyserię powierzył autorowi
scenicznej wersji, Johnowi Patrickowi
Shanleyowi. Shanley nie rwał się do
powrotu za kamerę. Rudin, po
klęsce jego poprzedniego filmu, namawiał go
wytrwale przez osiemnaście lat. Wreszcie mu się udało.
Shanley wspominał, że do napisania sztuki skłonił go między innymi coraz niższy
poziom dyskusji prasowych i telewizyjnych na drażliwe tematy. – Ludzie skrajnie
pewni swoich racji wrzeszczą bez ustanku na siebie. Nikt
nie ma odwagi powiedzieć „nie wiem”. W większości filmów reżyserzy na koniec udzielają dobitnej odpowiedzi
na zadane pytania. Naszym zamiarem było pozostawić publiczność z wrażeniem: jakie to
dobrze postawione pytanie – komentował pisarz i zarazem reżyser.
Shanleyowi udało się skompletować wymarzoną obsadę. Do roli siostry Aloysius, która
wymagała, jak mówił, „wielkiej siły i subtelności”, pozyskał
Meryl Streep (2 Oscary i 14 nominacji do tej nagrody). Jako Flynn pojawił
się jeden z najwybitniejszych aktorów swego pokolenia (Oscar za rewelacyjną rolę w filmie
„Capote”) Philip Seymour
Hoffman. Siostrę James zagrała piękna i utalentowana
Amy Adams („Wojna Charliego
Wilsona”, „Zaczarowana”).
– Praca z dobrymi ludźmi, takimi jak Meryl i Phil jest o niebo łatwiejsza. Z Meryl
mówimy tym samym językiem. Nie wtrącałem się za bardzo w jej pracę. Mieliśmy ten sam
cel. Ale mogłem spokojnie powiedzieć: to nie
wydaje mi się najlepsze, daj mi coś
innego. I dostawałem to – wyznał
Shanley.
Katolicka szkoła, Bronx, 1964 rok. Charyzmatyczny ksiądz Flynn
(Hoffman) usiłuje złagodzić panujące w szkole
obyczaje. Robi to wbrew kierującej szkołą zakonnicy –
siostrze Aloysius Beauvier (Streep), która wierzy
jedynie w surową dyscyplinę. Kiedy
do szkoły zostaje przyjęty pierwszy czarnoskóry uczeń, jedna z sióstr
zauważa, że ojciec Flynn poświęca mu więcej uwagi niż innym dzieciom. Siostra Beauvier
rozpoczyna prawdziwą krucjatę, która ma na celu usunięcie księdza ze szkoły. Bez
żadnych dowodów, jedynie polegając
na własnym przeczuciu, zakonnica podejmuje walkę.
Czy ma rację? Czy wolno jej na podstawie niejasnych
odczuć oskarżać drugiego człowieka? Czy poznamy w końcu prawdę?
„Wątpliwość” w kinach od
20 lutego.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Kino przynosi widzom różnorodne emocje – śmiech,
łzy, czasem strach. Widzowie, idąc
do kina, miewają też różne oczekiwania. Ostatnio jednak potwierdza się
teza, że fantastyczne ciuchy i najmodniejsze stylizacje
przyciągają do kin tłumy. Wystarczy
spojrzeć na wyniki „Seksu w wielkim mieście” czy filmu „Diabeł ubiera się
u Prady”. Dla fanek (i fanów!) pięknych kobiet w
pięknych ubraniach szykuje się nowa,
fantastyczna kinowa uczta. 13 lutego na ekrany wchodzi bowiem
brawurowa komedia oparta na bestsellerowej
powieści Sophie Kinselli „Wyznania zakupoholiczki”. Z
poprzednimi hitami łączą ten film nie tylko Nowy Jork,
dowcip i nazwiska na metkach ubrań, ale i
najwybitniejsza, rozchwytywana w Hollywood stylistka
– Patricia Field.
Ta kobieta to prawdziwa legenda. Swój pierwszy butik otworzyła w 1966 roku. Jej
kariera rozwijała się prężnie i doprowadziła ją na sam szczyt.
Field mówi: – Czuję się przede wszystkim stylistką, łączącą rzeczy
stare i nowe w nową artystyczną
całość. Ale jeśli chodzi o film, to zawsze przede wszystkim myślę o aktorach.
Moja wizja musi się zgadzać z charakterem portretowanej postaci i wykonawcy.
Jej ostatni film, „Wyznania zakupoholiczki”, opowiada historię Rebeki Bloomwood
(Isla Fisher). Dziewczyna jest
szaloną, pełną życia mieszkanką Nowego Jorku. Poza
tym to jedna z najlepszych specjalistek… od robienia
zakupów. Luksusowe marki, wyprzedaże, niepowtarzalne okazje, nowe sklepy i trendy sezonu – wie o nich
wszystko i absolutnie nie potrafi się im oprzeć. Jej marzeniem jest praca w czołowym
magazynie o modzie, tymczasem jednak otrzymuje inną dziennikarską posadę: w piśmie
finansowym „Successful Saving”. Rebekę
bardzo frustruje fakt, że nie na wszystko
może sobie pozwolić. A zły nastrój poprawiają jej zakupy… Wkrótce
ta pasja wpędzi ją w poważne kłopoty!
Field ubrała główną bohaterkę w stroje przywiezione z targów mody w Japonii i
wykonane przez tamtejszych projektantów – pełne barw, tak jak chcieli twórcy filmu,
utrzymane jednak nie w ściśle narodowym, lecz
eklektycznym stylu. Isla Fisher, choć
deklaruje się jako wyznawczyni dżinsów i T-shirtów, była bardzo
zadowolona. Ubierając aktorkę,
Field wykorzystała, prócz japońskich zdobyczy, rzeczy z metkami
tak znanych projektantów, jak Balenciaga, Marc Jacobs, Christian Louboutin,
Lanvin, Zac Posen, Miu Miu, Salvatore
Ferragamo, Prada, Todd Oldham, Gucci, Christian Dior i
Alexander McQueen.
Przyjaciółkę głównej bohaterki, Suze (Krysten Ritter) Field ubrała w stroje
skromniejsze i bardziej stonowane.
Dzielna Suze usiłuje przecież pohamować
zakupoholiczne ciągoty przyjaciółki. Wygląda więc po trosze jak
studentka, można odnaleźć też w jej ubiorze elementy rockowe i charakterystyczne dla cyganerii.
Francuzka Alette Naylor, wpływowa redaktorka zajmująca się modą
(Kristin Scott Thomas), ma osobisty,
wysublimowany styl, pełen wyrafinowanej elegancji, który ma
potwierdzać jej wysoką pozycję, nie tylko w
światku mody. Z kolei czerń i biel
dominowały w kreacjach podstępnej intrygantki Alice (Leslie Bibb), co było
delikatnym nawiązaniem do postaci Cruelli ze „101 dalmatyńczyków”. Jeśli chodzi o
postać szefa Rebeki – Luke’a (Hugh Dancy), to Field starała się oddać jego ewolucję:
od braku zainteresowania ubiorem (rzeczy
jakby o pół numeru za duże) po pewną
dbałość, która się pojawiła pod wpływem jego nowej
współpracowniczki. Szykuje się
więc prawdziwa rewia mody na ekranie!
"Wyznania zakupoholiczki" zadebiutują w kinach już
13 lutego.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Isla Fisher - prywatnie życiowa partnerka
"Borata", czyli Sachy Barona Cohena i
matka ich córeczki Olive, jest zakupoholiczką! Nie umie się pozbyć kart
kredytowychi każdy gorszy nastrój poprawia sobie
wydawaniem pieniędzy. To błędny krąg i nawet
najbliżsi nie potrafią jej pomóc. Co na to jej
mężczyzna? Jest niewątpliwie bardzo
zadowolony!
"Borat" ma prawo się cieszyć, mimo że
Isla Fisher przyznaje, że ma ogromną słabość
do butów i torebek. Zakupoholizm to jednak problem nie jej, a jej
bohaterki Rebeki, z najnowszego filmu, który wyszedł
spod ręki legendarnego producenta
Jerry'ego Bruckheimera ("Piraci z Karaibów"):
"Wyznania zakupoholiczki". I choć Isla ma na
koncie sporo sukcesów (łącznie z dwiema bestsellerowymi powieściami!), to
główna rola u Bruckheimera może stać się dla niej szansą na wielką międzynarodową karierę.
Producent tak tłumaczył swoją obsadową decyzję: - Jestem przekonany, że Isla skradła
serca publiczności występami w
"Polowaniu na druhny" i "Na pewno, być może". W nowym
filmie możemy podziwiać jej inteligencję, dowcip
oraz świetne wyczucie komediowej
konwencji w każdej właściwie scenie.
Wtórował mu reżyser P.J. Hogan ("Wesele Muriel"): - Myślę, że wybór Isli był
strzałem w dziesiątkę. Ta rola
wymaga aktorki, która budzi natychmiastową sympatię
widowni i ma także niewątpliwy talent dramatyczny.
Moim zdaniem Isla dysponuje wrodzonym instynktem komediowym. To piękna kobieta, która nie obawia się
zrobić z siebie kompletnej kretynki, jeśli występ tego wymaga. Takie odważne postępowanie
jest rzadkie i cenne.
Do komplementów pod adresem Isli przyłączyła się także
Sophie Kinsella, autorka
literackiego pierwowzoru "Wyznań
zakupoholiczki". Ona jest po prostu fantastyczna,
zabawna i pełna ciepła. To dziewczyna, z którą
każdy by się chciał zaprzyjaźnić -
entuzjazmowała się powieściopisarka.
Okazało się, że Fisher od dawna była wielbicielką powieściowej serii, zanim jeszcze
w ogóle pojawił się pomysł ekranizacji. - Przeczytałam wszystkie książki cyklu,
kiedy pracowałam w Londynie. Ludzie oceniali je
jako kawałek z gatunku "o laskach",
ale ja myślę, że są to przede wszystkim dowcipne opowieści, w których
odbija się wiele problemów naszych czasów. Lubię Rebekę. Jest ładna, pełna optymizmu, bystra.
No i oprócz tego poświęca się kompulsywnym zakupom. Przypomina w tym dzieciaka,
który nie potrafi oprzeć się pokusom.
Rebecca Bloomwood mieszka w Nowym Jorku. Jest szaloną, pełną życia osobą. Poza tym
to jedna z najlepszych specjalistek. od robienia zakupów. Luksusowe marki,
wyprzedaże, niepowtarzalne okazje, nowe
sklepy i trendy sezonu - wie o nich wszystko
i absolutnie nie potrafi się im oprzeć. Jej marzeniem jest praca w
jednym z czołowych magazynów o modzie. Na razie jednak otrzymuje inną dziennikarską posadę -
w piśmie finansowym "Successful
Saving". Dziewczynę bardzo frustruje fakt, że nie na
wszystko może sobie pozwolić. Zły nastrój poprawiają jej zakupy. Ale wkrótce ta
pasja wpędzi ją w poważne kłopoty!
"Wyznania zakupoholiczki" zadebiutują w kinach już
13 lutego - równocześnie z
premierą amerykańską.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wchodzący do kin w najbliższy piątek
(6 lutego) film "Cziłała z Beverly Hills" to
nie tylko liczne i utalentowane aktorsko psy. To również gwiazdy i
gwiazdorskie głosy (w polskiej i oryginalnej wersji
językowej). W jednej z głównych ról pojawia
się Jamie Lee Curtis, a wśród głosów m.in.
Andy Garcia i Drew
Barrymore. Drew Barrymore jako głos głównej
psiej bohaterki - Chloe, to absolutnie nie
przypadek. Aktorka słynie z miłości do zwierząt, a zwłaszcza do
psów. Gwiazda zdradza: - Mam mieszankę labradora i
szpica o imieniu Flossie i australijskiego
border collie Vivienne. Oba wzięłam ze schroniska.
Chloe, której Barrymore użycza głosu, to piesek
rozpieszczony do granic przyzwoitości, wychowany w dostatku i przyzwyczajony do absolutnej wygody.
Barrymore zaręcza: - Moje psy to zupełne przeciwieństwo Chloe. Często jeździmy na wycieczki,
bo one uwielbiają spacery. Gdy się ubrudzą, to je kąpię, ale to jedyny luksus, jaki
im serwuję. Choć wydaje mi się, że
wcale nie uważają tego za luksus. Właściwie to
nie znoszą kąpieli. Zdecydowanie nie mają diamentowych
obroży jak Chloe. Na obrożach po jakieś 5 dolarów noszą wyłącznie mój numer telefonu...
Jeśli nie psy, to może choć ich właścicielka rozumie świat, z którego pochodzi
"Cziłała z Beverly
Hills"? W końcu Hollywood to środowisko, w którym porusza się
niemal od urodzenia. Barrymore jednak zaprzecza: - Nie
żyję w ten sposób, nie wychowałam się w bogactwie. Moi rodzice nie mieszkali w Beverly Hills i kiedy byłam
mała, nie mieliśmy zbyt dużo pieniędzy. Nawet teraz nie interesuje mnie ten styl
życia. Zajmuje mnie filantropia, jestem ambasadorką The World Food Programme i to
jest dla mnie ważne.
Choć jej bohaterka, Chloe, z początku wydaje się być niezwykle trudnym przypadkiem,
w końcu i ona doceni proste, prawdziwe życie bez blasku diamentów i regularnych
wizyt w psich salonach spa.
Psy rasy cziłała są ulubieńcami zamożnych mieszkańców Los Angeles. Choć nieduże i
często bardzo rozpieszczone, mają silny charakter i niezwykle wojownicze
usposobienie. Także Chloe lubi stawiać na swoim,
zwłaszcza że należy do pieskiej
elity Beverly Hills; żyje w luksusie, wśród pięknych ubrań, biżuterii i perfum.
Gdy jej właścicielka wyjeżdża służbowo do Europy, suczka trafia pod opiekę
Rachel, siostrzenicy swojej pani.
Dziewczyna wyrusza z powierzonym sobie pieskiem na
wakacyjny wypad do Meksyku, ale że nie jest zbyt
uważną opiekunką, Chloe ucieka z
hotelu i. zostaje porwana! Pieskowi przybywają na odsiecz nowi, poznani na
ulicach miasta przyjaciele. Razem stawiają czoło przeciwnościom. A niebezpieczeństwa czyhają
na każdym kroku, tym bardziej, że na diamentową obrożę Chloe dybie pewien groźny
doberman. Na ratunek Chloe rusza też zakochany w niej Papi.
"Cziłała z Beverly Hills" w kinach od piątku.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już za tydzień (w
piątek 6 lutego) w kinach
zadebiutuje najbardziej rozszczekany
film tegosezonu: „Cziłała z Beverly
Hills”. Film będzie można oglądać w
polskiej wersji językowej, z udziałem m.in.
Katarzyny Bujakiewicz, Anny
Dereszowskiej, Joanny Trzepiecińskiej,
Jacka Braciaka i Olafa
Lubaszenki.
Familijne filmy o zwierzętach zwykle budzą wiele
radości, a już filmy o gadających
zwierzętach wzbudzają radość niepohamowaną. Stąd pewnie
takich produkcji jest coraz więcej – ale i wykonaniebywa bardzo różne. Twórcy
„Cziłały z Beverly Hills” nie
poszli na łatwiznę. Zatrudnili ponad
dwieście psów różnych ras i aż sześćdziesięciu
treserów! Praca była niełatwa i pewnie dlatego
przywiązanie ekipy do psich aktorów
rosło z każdą sceną.
Wyszukiwaniem zwierzęcych aktorów zajął się
Mike Alexander z Birds & Animals
Unlimited Trainers, jeden z najbardziej znanych hollywoodzkich treserów zwierząt
(„Garfield”, „Księga dżungli 2”, „Charlie i fabryka
czekolady”, „Noc w muzeum”).
Ponad pół roku zajęło mu skompletowanie i wyszkolenie prawdziwej brygady
gwiazd. Odtwórcę roli Papiego, psa Rusco o niepowtarzalnym wyglądzie (wspaniałe uszy!),
znalazł w jednym z przytułków. Zobaczył go na zdjęciu w Internecie i od razu po
niego wyruszył, lecz przybył do schroniska późno
i zastał drzwi zamknięte. – Byłem
gotów spędzić noc na parkingu – opowiadał. – Tak długo szukałem
właściwego psa! Rusco po zdjęciach do filmu znalazł nowy dom u swego tresera i mieszka teraz na jego
farmie koło Los Angeles.
Zebrano doprawdy międzynarodową obsadę: psy kilkudziesięciu ras, od bernardyna do
beagle’a i od yorka do
labradora, pochodzące z USA i Meksyku. Niektóre z nich to
hollywoodzcy weterani, część znaleziono w
przytuliskach dla zwierząt. Reżyser
Raja Gosnell podkreśla, że oczywiście łatwiej byłoby wygenerować
zwierzaki w komputerze, ale to, choć wyeliminowałoby wiele problemów, pozbawiłoby film duszy i ekspresji
nie do podrobienia.
Każda kolejna scena przynosiła wielkie wyzwania dla treserów.
Alexander wspomina: – Czytając scenariusz,
myślałem: o, to będzie najtrudniejsza scena w tym filmie. A
potem dochodziłem do następnej i myślałem: nie,
ta będzie jeszcze trudniejsza… I tak
aż do końca!
Treserów i zwierzęta podzielono na grupy, pracujące nad przygotowaniem jedenastu
głównych zwierzęcych ról. Poza tym utworzono grupy tresowane do grania meksykańskich
ulicznych psów, psiaków ze spa w Beverly
Hills, psów policyjnych, itp. Podobno
zwierzaki bardzo polubiły swych nauczycieli, których ściągnięto nie tylko z
całych Stanów, ale i z Kanady oraz Meksyku. Wielu „aktorów” znalazło po zdjęciach nowe domy
u członków ekipy.
Do głównych ról wyselekcjonowano psy z wyjątkową osobowością i chęcią do nauki. Taka
była Angel, która zagrała Chloe (miała czwórkę dublerów). Suczka bardzo przywiązała
się do Alexandra, chociaż bywała też
uparta i przekorna. Teraz mieszka z Mike’m i
jego rodziną w jego domu w południowej Kalifornii. Niedługo
pojawi się w kolejnym filmie: „Hotel for Dogs”. 4-letni owczarek Samson zagrał Delgado, ale ponieważ miał
bardzo wiele pracy, obejmującej intensywne bieganie, więc na wypadek, gdyby poczuł
się zmęczony, czekało w pogotowiu sześciu dublerów. Ponad czterdzieści psiaków
cziłała z meksykańskiego przytułku zagrało psy
ulicy, a pięćdziesiąt innych –
mieszkańców Techichi („zagubionego miasta”, gdzie schronienie znalazły liczne
żyjące dziko pieski). Część z nich po zdjęciach została adoptowana i zamieszkała w USA.
Niezwykle inteligentn i łagodny doberman Arad wcielił się w El Diablo. Poszukiwania
odtwórcy tej roli oraz trójki jego dublerów
prowadzono w Serbii, Rosji, Chorwacji,
we Włoszech i na Węgrzech – gdzie w końcu znaleziono
Arada.
Psy rasy cziłała są ulubieńcami zamożnych mieszkańców Los Angeles. Choć nieduże i
często bardzo rozpieszczone, mają silny charakter i niezwykle wojownicze
usposobienie. Także Chloe lubi stawiać na swoim,
zwłaszcza że należy do pieskiej
elity Beverly Hills; żyje w luksusie, wśród pięknych ubrań, biżuterii i perfum.
Gdy jej właścicielka wyjeżdża służbowo do Europy, suczka trafia pod opiekę
Rachel, siostrzenicy swojej pani.
Dziewczyna wyrusza z powierzonym sobie pieskiem do
Meksyku, ale że nie jest zbyt uważną opiekunką, Chloe
ucieka z hotelu i… zostaje porwana! Pieskowi przybywają na odsiecz nowi, poznani na ulicach miasta
przyjaciele. Razem stawiają czoło przeciwnościom. A niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku: na
diamentową obrożę Chloe dybie pewien groźny doberman… Na ratunek Chloe rusza też
zakochany w niej Papi.
"Cziłała z Beverly
Hills" w kinach od
6 lutego.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Początek lutego 2009 roku zostanie zapamiętany jako inwazja na sale kinowe
najmodniejszych psów ostatnich lat. Na ekranach pojawi się bowiem kolejna
świetna komedia familijna z disnejowskim rodowodem
- "Cziłała z Beverly Hills".
Psy rasy cziłała są ulubieńcami zamożnych mieszkańców Los Angeles.
Choć nieduże i często bardzo rozpieszczone, mają
silny charakter i niezwykle wojownicze
usposobienie. Także Chloe lubi stawiać na swoim, zwłaszcza że
należy do pieskiej elity Beverly Hills; żyje w luksusie,
wśród pięknych ubrań, biżuterii i perfum. Gdy
jej właścicielka Viv (Jamie Lee Curtis), kierująca firmą
kosmetyczną, wyjeżdża służbowo do Europy, suczka
trafia pod opiekę Rachel, siostrzenicy swojej pani.
Dziewczyna wyrusza z powierzonym sobie pieskiem na wakacyjny wypad do Meksyku, ale
że nie jest zbyt uważną opiekunką, Chloe ucieka z hotelu i. zostaje porwana!
Pieskowi przybywają na odsiecz nowi, poznani na
ulicach miasta przyjaciele, m.in.
owczarek niemiecki, który był kiedyś psem policyjnym. Razem stawiają czoło
przeciwnościom. A niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku, tym bardziej, że na
diamentową obrożę Chloe dybie pewien groźny doberman. Na ratunek Chloe rusza też
zakochany w niej Papi.
"Cziłała z Beverly Hills" pojawi się na naszych ekranach naturalnie
w polskiej wersji językowej. A w niej znów
gwiazdorska, nie gorsza od oryginalnej, obsada:
Olaf Lubaszenko jako owczarek niemiecki Delgado (w
oryginale Andy Garcia), Anna
Dereszowska jako Rachel, Joanna Trzepiecińska jako Viv,
Jacek Braciak jako romantyczny Papi oraz
Katarzyna Bujakiewicz w roli Chloe (w oryginale
Drew Barrymore). Aktorka mówi: -
Uwielbiam bajki i bardzo lubię pracę w dubbingu, bo mogę
głosem kształtować postać. Absolutnie pokochałam
moją małą bohaterkę. Jest niewielka
wzrostem, ale ma wielkie serce. Wychowana w komfortowych
warunkach, otoczona miłością i opieką swojej właścicielki, trafia nagle w zupełnie nowe, obce
środowisko, którym rządzą dość brutalne prawa. Ale dzięki swemu urokowi i oddanym
kompanom nie dość, że wychodzi
cało z opresji, to zdobywa prawdziwych przyjaciół.
Ten film uświadamia nam, że psy to także istoty: myślące,
oddane i odważne - kończy Bujakiewicz.
W amerykańskiej wersji tekst był pisany od początku z myślą o
Drew Barrymore. Reżyser
Raja Gosnell wspomina: - Po prostu w pewnym momencie zadzwoniłem do niej,
dałem do przeczytania scenariusz i
powiedziałem: Zróbmy to! Scenarzysta
Jeffrey Bushell uważa, że to jedna z nielicznych aktorek, które były w
stanie nadać tej postaci właściwy charakter i ton. Dlaczego? Tak to tłumaczy: - Drew
ma w sobie naturalną słodycz. Potrafiła sprawić, żebyśmy tej pretensjonalnej i dość
niesympatycznej początkowo psiny nie znielubili.
Przeciwnie, przeczuwamy, że pod
dość niemiłymi pozorami kryje się owa słodycz.
Barrymore znana jest z sympatii, wręcz miłości do zwierząt, której wielokrotnie
dawała wyraziste dowody, uczestnicząc w różnego
rodzaju akcjach mających polepszyć
ich los. -Zabawnie było wcielić się w postać, która z początku jest święcie
przekonana, że zawsze i we wszystkim ma rację, a tak naprawdę nie zna prawdziwego
świata i przekonuje się na własnej skórze, jak on wygląda - komentuje aktorka.
"Cziłała z Beverly Hills" w kinach od
6 lutego.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
23 stycznia na ekranach kin zadebiutuje ciepła
komedia familijna - "Opowieści na
dobranoc". To film wyjątkowy z przynajmniej dwóch powodów. Po
pierwsze, znany z rubasznego poczucia humoru,
niezwykle popularny komik Adam Sandler postanowił
zrobić prezent swoim dzieciom i w końcu zagrać w
filmie, który i one będą mogły obejrzeć. A
po drugie - widzowie zobaczą Sandlera w kilku zaskakujących
sceneriach: jako kowboja, gladiatora i w... kosmosie!
Film wymagał od gwiazdora nie lada poświęceń i to
nie tylko związanych z wizerunkiem. Aktor już na
początku zdjęć niefortunnie złamał kostkę podczas gry
w koszykówkę ze swoim siostrzeńcem. Tak to
wspominał: - Przez dwa miesiące pracy
miałem złamaną kostkę, więc praca była bardzo ciężka. Reżyser
Adam Shankman niespecjalnie ucieszył się z tej kontuzji... Nie było jednak aż tak źle, potrafię
sobie poradzić z bólem. Wielokrotnie, kiedy kończyliśmy scenę i Shankman krzyczał
"cięcie!", byłem wyczerpany i wpadałem w
ramiona kolegi z planu, Russella
Branda. To było naprawdę wzruszające.
Reżyser dodawał: - Kiedy zadzwonił do mnie w niedzielę, żeby powiedzieć o kontuzji,
krzyknąłem: Co rozumiesz przez "złamaną kostkę"?! Nie byłem zadowolony. Przez
następny tydzień kręciliśmy sceny, które nie
wymagają dużej aktywności fizycznej.
Adam po prostu siedział i opowiadał dzieciakom bajki. Przez ten tydzień
ustaliliśmy, co możemy, a czego nie jesteśmy w stanie zrobić i dokonaliśmy koniecznych zmian w
planie pracy. Na przykład w scenie kosmicznej musieliśmy trochę zmodyfikować
kostium, żeby Adamowi wygodniej się
grało. Na ekranie jednak nikt tego nie zauważy -
przekonywał reżyser.
Spore poświęcenie ze strony
Sandlera, ale czegóż się nie robi, by sprawić frajdę
dzieciom? Aktor podsumowuje: - Bardzo chciałem zrobić film, który będą mogły
obejrzeć dzieci. Często maluchy oglądają filmy,
które nie są dla nich przeznaczone.
Kończy się to tak, że ich matki na mnie wrzeszczą za namawianie do
sikania na ściany i robienia innych strasznych rzeczy. Chciałem więc nakręcić choć jeden w mojej
karierze film, za który matki mnie uściskają. Poza tym, sam mam teraz dzieci i po
prostu marzył mi się film familijny -
dodaje.
Skeeter Bronson (Sandler) pracuje w hotelu, który kiedyś był własnością jego
rodziny. Niestety obiecane mu stanowisko dyrektora ma objąć jego rywal Kendall
(Guy Pearce). Wieczorami sfrustrowany Skeeter opiekuje
się dwójką dzieci swojej siostry
Wendy (Courteney Cox). Rekompensuje sobie życiowe niepowodzenia,
korzystając z bujnej wyobraźni. Opowiada dzieciom na dobranoc niezwykłe historie: z Dzikiego
Zachodu, ze starożytności, ze średniowiecza albo z kosmosu, obsadzając w
najdziwniejszych rolach ludzi ze swojego
otoczenia. Wkrótce okazuje się, że
opowieści Skeetera w tajemniczy sposób przenikają do prawdziwego życia
- wraz z szalonymi pomysłami dzieciaków, które z entuzjazmem dokładają do nich swoje trzy
grosze. I tak opowieści na dobranoc stają się rzeczywistością, wywracając do góry
nogami. dosłownie wszystko!
„Opowieści na dobranoc” w polskiej wersji językowej
w kinach od
23 stycznia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W
czwartek w Warszawie polskie gwiazdy obejrzały
najnowszą komedię familijną z
Adamem Sandlerem w głównej roli –
„Opowieści na dobranoc”. Na widowni w Cinema City Arkadia
zasiedli m.in.: Anna Dereszowska (która w filmie
dubbinguje postać Jill) z Piotrem
Grabowskim, Iza Kuna (głos Aspen), a także
Halina Mlynkova oraz Ewa
Gorzelak. Zarówno piosenkarka, jak i
aktorka znana z seriali „M jak miłość” i „Na
Wspólnej”, wystąpiły tym razem w podwójnej
roli – artystek i… autorek bajek z tomu „Gwiazdy
na dobranoc”. Wyobraźnia dziecka kształcona
przez czytanie i opowiadanie jest bogatsza,
bardziej twórcza i otwarta – dlatego tyle osób,
które na co dzień zajmują się czymś
innym, z radością przyklasnęło temu pomysłowi. Wśród gwiazd,
które stały się na chwilę bajkopisarzami są także Beata Tyszkiewicz, Artur Barciś, Paulina
Holtz, Anita Lipnicka i Marcin Prokop. Halina Mlynkova napisała bajkę o malutkim, czerwonym
samochodziku, który bardzo głośno trąbił, by zauważyły go duże samochody, a Ewa
Gorzelak (która jest też założycielką
fundacji „Nasze dzieci” przy Klinice Onkologii
w Instytucie „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka”) o dwóch
braciach, którzy musieli walczyć ze złymi mocami Piaskowego Pana. Na rzecz jej fundacji wydawca tomu
„Gwiazdy na dobranoc”, Świat Książki, z każdego sprzedanego egzemplarza przekaże 1 zł.
„Opowieści na dobranoc” to również wyjątkowy film. Zwłaszcza dla
Adama Sandlera – po raz pierwszy
zagrał on w komedii familijnej i, jak podkreśla, zrobił to głównie dla
swoich własnych dzieci. Ta motywacja z pewnością łączy go z naszymi
gwiazdami-bajkopisarzami!
Dzieci znakomicie bawiły się na seansie. Ich ulubionym bohaterem została chyba
świnka morska o imieniu Wyłupek – o gigantycznych, pełnych wyrazu oczach. Ilekroć
pojawiała się na ekranie, witana była
salwami śmiechu. Dzieci zapamiętają także
zapewne scenę prezentacji, którą główny bohater filmu,
Skeeter, wygłosił w języku „kosmicznym” (po tym, jak pszczoła ugryzła go w język…). Przede wszystkim
zaś, zaczną częściej snuć swoje własne opowieści – bo jak dowodzi film, warto posługiwać
się wyobraźnią: nigdy nie wiadomo, co dobrego może z tego wyniknąć…
Skeeter Bronson (Adam Sandler) jest „złotą rączką” w hotelu, który kiedyś należał do
jego rodziny. Wieczorami opiekuje się dwójką dzieci swojej siostry Wendy
(Courteney Cox). Opowiada im na dobranoc
niezwykłe historie: z Dzikiego Zachodu, ze
Starożytności, ze Średniowiecza albo z Kosmosu, w których
obsadza – w najdziwniejszych rolach – ludzi ze swojego otoczenia. Wkrótce okazuje się, że
opowieści Skeetera w tajemniczy sposób przenikają do jego życia – wraz z szalonymi
pomysłami dzieciaków! To ich wyobraźnia zmienia niezbyt udany los Skeetera, który
musi tylko wykazać się dzielnością i szlachetnością,
by odebrać upragnioną nagrodę…
„Opowieści na dobranoc” w polskiej wersji językowej z udziałem
Piotra Adamczyka, Anny
Dereszowskiej, Izy Kuny,
Jana Peszka i Krzysztofa Kowalewskiego w kinach od
23 stycznia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Już w marcu w kinach zadebiutuje film, który jest typowany na komediowy hit
nadchodzącej wiosny - "Złoty środek" Olafa
Lubaszenki. Reżyser zadbał o gwiazdorską
obsadę. Na ekranie zobaczymy m.in.
Przybylską, Arciuch,
Wilczaka, Pazurę,
Bobrowskiego, Kowalewskiego,
Kunę i Olszówkę. Swój
najnowszy film Lubaszenko
zaopatrzył również w przewrotny scenariusz i przezabawne gagi. A do
współpracy zaprosił fantastycznych realizatorów.
W ekipie znalazł się m.in. Tomasz Jacyków,
który ubrał aktorów oraz sam Jan
Borysewicz, który skomponował do filmu muzykę.
Mirka (Anna Przybylska) to dziewczyna z warszawskiej Pragi.
Zna tam wszystkich, widziała naprawdę wiele, a mimo to kocha swoją małą ojczyznę i szanuje prawa nią
rządzące. Jednak w dorosłym życiu obiera nieco inną drogę niż jej bliscy... Kończy
studia prawnicze, a swoje plany zawodowe wiąże z drugą stroną Wisły. Jednak kiedy
nad jej rodzinnym domem zawisa niebezpieczeństwo, Mirka postanawia zareagować w
iście praski sposób: szykuje szwindel na miarę
Hollywood! Dość dodać, że by go
zrealizować, będzie musiała wskoczyć w męskie ciuchy...
Do tak zwariowanej fabuły trzeba było zwariowanej muzyki. Kompozytor i lider Lady
Pank przyznaje: - Propozycja skomponowania muzyki do najnowszego filmu Olafa
Lubaszenki bardzo mnie ucieszyła, to dla
mnie prawdziwa odskocznia od rzeczywistości. Wydaje mi się, że z filmu na film rozwijam się jako
twórca muzyczny. Zatrudniliśmy m.in. kwartet smyczkowy, pojawiają się również nawiązania do różnych
gatunków muzycznych. Muzyka będzie różnorodna i inna niż ta, którą komponowałem do
tej pory. - I bez fałszywej skromności dodaje: - Mam wrażenie, że tym razem
przebiłem samego siebie. To będzie chyba
najlepsza muzyką, jaką do tej pory
stworzyłem. Pewnie także ze względu na to, iż miałem przed sobą
wyzwania, z jakimi jeszcze się nie mierzyłem. Poza tym, praca przy tym filmie to także niezła zabawa! -
Borysewicz wie co mówi, w końcu to nie pierwszy film, do którego komponuje: -
Uwielbiam komponować muzykę pod obraz, to działa na wyobraźnię. Mam w tej materii
dobrą szkołę. Zacząłem przecież od
muzyki do filmu "O dwóch takich, co ukradli
księżyc". To było niełatwe wyzwanie, trzeba było
przygotować utwory trwające po 30
sekund, to była wyższa szkoła jazdy! - wspomina muzyk. - Na
początku ciężko mi było się przełamać, by tworzyć tak małe formy muzyczne, zawierające zwrotkę i
refren i jednocześnie sprawić, by ta muzyka była nośna i dawała przyjemność. - A jak pracuje
się rockmanowi z komediową materią? - Inaczej komponuje się muzykę do komedii niż do
pozostałych gatunków filmowych. Mnie, szczerze mówiąc, bliższe są filmy
sensacyjne... - Ale i to upodobanie
przydało się kompozytorowi: - W "Złotym środku"
jest scena włamania i tu udało mi się przemycić ostrą,
męską muzykę! Muzyk pojawi się też na ekranie, parodiując z kolegami punkową kapelę, której
koncert stanie się okazją do niemałych szaleństw w wykonaniu
Anny Przybylskiej i Szymona
Bobrowskiego.
"Złoty środek" Olafa Lubaszenki w kinach już
13 marca.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
O
Sandlerze wiedzieliśmy sporo - że bywa rubaszny, że jest niezwykle rodzinny, że
przyjaźni się z Benem
Stillerem, że sypie dowcipami. Dzięki jego najnowszemu filmowi
- komedii familijnej "Opowieści na
dobranoc", dowiedzieliśmy się jeszcze czegoś.
Sandler uwielbia się przebierać!
Główny bohater filmu - Skeeter Bronson, którego gra
Sandler - ciężko pracuje w
hotelu, który kiedyś należał do jego rodziny.
Niestety obiecane mu stanowisko dyrektora obejmuje jego rywal
Kendall (Guy Pearce). Wieczorami sfrustrowany Skeeter
opiekuje się dwójką dzieci swojej siostry Wendy
(Courteney Cox). Rekompensuje sobie
życiowe niepowodzenia, korzystając ze swej
bujnej wyobraźni. Opowiada dzieciom na
dobranoc niezwykłe historie: z Dzikiego Zachodu, ze starożytności, ze średniowiecza
albo z kosmosu, obsadzając w najdziwniejszych rolach ludzi ze
swojego otoczenia. Wkrótce okazuje się, że opowieści Skeetera w
tajemniczy sposób przenikają do
prawdziwego życia...
I właśnie dzięki temu zabiegowi scenariuszowemu aktor miał
możność przebierania się w najdziwniejsze ciuchy. Tak o tym
opowiadał: - Świetnie wyglądałem w kowbojskim
kapeluszu, więc scena na Dzikim Zachodzie była niezłą
zabawą. Mam wrażenie, że wybornie prezentowałem się też w skórzanych spodniach z kosmicznej
historyjki. Naprawdę dobrze wyglądałem również w kostiumie gladiatora. Kiedy aktorka Keri
Russell i reżyser Adam Shankman zobaczyli mnie w tych charakteryzacjach, usłyszałem
jedynie: "O mój Boże!". Wnioskuję więc, że prezentowałem się obłędnie - śmiał się.
Opowieści Skeetera i dzieciaków bazują na wyobrażeniach zaczerpniętych z książek i
filmów, z silnymi odniesieniami do sytuacji bohatera. Dlatego
opowieść, która rozgrywa się w średniowieczu, toczy się wokół wieśniaka Fiksalota, gnębionego przez
króla. Wieśniakiem jest oczywiście Skeeter. Natomiast w historii z Dzikiego Zachodu
Skeeter to farmer Jeremiah Skeets, który ma marnego konia, ale chce zdobyć
wspaniałego rumaka, czerwonego jak
ferrari, o którym marzy Skeeter. By zagrać w tej
sekwencji, Sandler musiał przezwyciężyć swój lęk przed jazdą
konną, którego się nabawił w dzieciństwie. W historii, która rozgrywa się w starożytności, mamy do
czynienia z mistrzem wyścigów rydwanami, Skeetcusem, a wyścigi przypominają raczej
motocross. Natomiast w ostatniej historii, rozegranej w kosmosie, walczą ze sobą
Skeeto i Kendallo.
Chyba będzie co oglądać, zwłaszcza że
Adam Sandler wygląda przecież "obłędnie"!
"Opowieści na dobranoc" w polskiej wersji językowej z
Piotrem Adamczykiem w roli
głównej w kinach od 23
stycznia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Coraz częściej na polskich ekranach goszczą filmy aktorskie w polskiej wersji
językowej, a dzieci bardzo chętnie je oglądają. Już
23 stycznia w kinach pojawi się
kolejna produkcja, w której polscy
aktorzy wcielają się (choć tylko głosowo) w
swoich kolegów zza Oceanu. To film dla całej rodziny, z
Adamem Sandlerem w roli głównej:
"Opowieści na
dobranoc". W polskiej wersji językowej
występują m.in. Piotr
Adamczyk, Anna
Dereszowska, Iza Kuna,
Krzysztof Kowalewski i Jan
Peszek.
Głównym bohaterem filmu jest Skeeter Bronson
(Adam Sandler, dubbingowany przez
Piotra Adamczyka), który opiekuje się dwójką
dzieci swojej siostry. Przed snem
opowiada im pełne fantazji historie. Wkrótce okazuje się, że opowieści Skeetera w
zagadkowy sposób przenikają do prawdziwego życia.
Gwiazdor "Testosteronu"
Piotr Adamczyk tak wspomina pracę przy
tym projekcie: - W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do dubbingu w
filmach animowanych. Mało tego,
wykształciła się już wręcz szkoła aktorów rozpoznawanych właśnie dzięki rolom
dubbingowym. Szkoda, że dubbing w tzw. filmie aktorskim jest sztuką niedocenioną.
Miałem kiedyś przyjemność użyczania głosu niezwykle szybko mówiącemu Eddiemu
Murphy'emu w "Doktorze Dolittle",
teraz spotykam się (ekranowo) z Adamem
Sandlerem. To zupełnie inne wyzwanie, inny sposób grania,
tempo, rytm - przekonuje Adamczyk.
A jak to się robi? - Wielokrotnie oglądam film i obserwuję sposób
grania Sandlera. Bardzo dużo się przy tym uczę. Trochę zmieniam pod niego głos, staram się, by był
bardziej chropowaty - tłumaczy aktor. - Nasz bohater jest trochę nieociosany, ale
niezwykle uczciwy. I ciężko pracuje. Dodatkową przyjemnością było dla mnie czytanie
bajek, bo bohater "Opowieści na
dobranoc" opiekuje się dziećmi, opowiadając im
bajki, które potem przenikają do jego życia.
Ta praca dała
Adamczykowi nową umiejętność, nazwijmy to, towarzyską: - Czasami
opowiadam bajki dzieciom znajomych. Moje doświadczenie z dubbingu bardzo się wtedy
przydaje. Dzieciaki zawsze proszą: Wujku, ale ze zmieniającymi się głosami!
Sądząc po wynikach przygody z "Opowieściami na
dobranoc", znajomi aktora mają zapewne niejeden wieczór dla siebie - gdy ich pociechy są zasłuchane w
opowieści wujka Adamczyka!
"Opowieści na dobranoc" w polskiej wersji językowej w kinach od
23 stycznia.
|
|
|
|
|
|
B.B.PR
dla Forum Film Poland.
|
|
|
|
|